Pokrewne
- Strona Główna
- Guy de Maupassant Dom Pani Tellier
- Kay Guy Gavriel Tigana
- Eddings Dav
- Lofting Hugh Ogrod zoologiczny doktora Dolit (2)
- Masterton Graham Sfinks (3)
- Barker Clive Wielkie sekretne widowisko (SCA (2)
- Herbert Frank Dzieci Diuny
- Clancy Tom Zeby tygrysa
- 2 Kapitan
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pozycb.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alais poczuła, że się rumieni.Zobaczyła, jak jej rodzice wymieniają spojrzenia.Czasami zazdrościła im tej wspólnoty spojrzeń.Nie padały wtedy żadne słowa, wydawało się, że wcale ich wtedy nie potrzebują.Potem Alais zobaczyła, jak jej matka kiwa głową, i odwróciła się na tyle szybko, żeby uchwycić uśmiech, który powoli rozlał się na twarzy ojca w odpowiedzi.Wiedziała już, a że po raz pierwszy w życiu popłynie “Panną” na morze.Chciała wypłynąć w rejs od tak dawna, że nie potrafiła nawet przypomnieć sobie czasu, kiedy nie odczuwała tego pragnienia.Pamiętała, że kiedy była małą dziewczynką, na tyle lekką, że ojciec mógł ją podnieść, podczas gdy matka niosła Selvenę, zeszli raz do portu w Astibarze, by popatrzeć na nowy statek, który był kluczem do ich niewielkiej fortuny.Tak bardzo jej się podobał.Trzy maszty - wydawały jej się wtedy takie wysokie - strzelające w niebo, galion na dziobie przedstawiający ciemnowłosą pannę, jasnobłękitna świeża farba na relingach, skrzypienie lin i drewna.I sam port: zapach smoły, sosny, ryb, piwa i sera, wełny, przypraw i skór.Turkot wozów wyładowanych towarem, jadących do jakiegoś miejsca w znanym świecie lub przybywających z odległych miejsc, których nazwy były dla niej niczym magiczne zaklęcia.Obok przeszedł wtedy jakiś marynarz w czerwono-zielonym stroju z małpką na ramieniu i ojciec przyjaźnie go pozdrowił.Ojciec czuł się tu jak u siebie w domu, znał tych ludzi i dzikie, egzotyczne miejsca, z których przybywali i do których wyruszali.Słyszała krzyki i nagły wybuch ochrypłego śmiechu, głosy podniesione w pełnej przekleństw kłótni o wagę tego czy cenę tamtego.Wtem ktoś krzyknął, że w zatoce są delfiny - to wtedy ojciec wziął ją na barana, żeby mogła je zobaczyć.Alais pamiętała, że w całym tym zamęcie Selvena zaczęła płakać i zaraz trzeba było wracać do wozu i odjechać z portu, mijając czujnych, potężnych Barbadiorczyków, jasnowłosych mężczyzn siedzących na rosłych koniach, strzegących portu w Astibarze.Była za mała, żeby rozumieć, kim są, ale nagłe milczenie ojca, kiedy przejeżdżał obok nich, i jego twarz bez wyrazu coś jej powiedziały.Później dowiedziała się o wiele więcej, rosnąc w okupacyjnej rzeczywistości swego świata.Jej miłość do statków i portu nie przeminęła.Gdy tylko mogła, wybierała się z Rovigo nad wodę.Łatwiej było zimą, kiedy wszyscy przeprowadzali się do miejskiego domu w Astibarze, ale nawet wiosną, latem i wczesną jesienią znajdowała preteksty, powody i sposoby na towarzyszenie mu do miasta i na nabrzeże, przy którym cumowała “Panna”.Chłonęła ten obraz, a w nocy śniła o otwierających się przed nią oceanach i słonej pianie zdmuchiwanej z fal.Sny.Była kobietą.Kobiety nie wypływają na morze.A posłuszne, inteligentne córki nie kłopoczą ojców, choćby prosząc o coś takiego.Wydawało się jednak, że czasami, w pewne zupełnie nieprzewidziane poranki Eanna mogła spojrzeć w dół i uśmiechnąć się spośród swych świateł na niebie, i że można było dostać coś cudownego, o co się nigdy nie zabiegało.Wyglądało, że jest dobrą żeglarką, z łatwością bowiem przywykła do kołysania statku na fali.Z prawej burty przesuwało się wybrzeże Astibaru.Płynęli na północ wzdłuż brzegu zatoki, a potem przedostawszy się przez wyspy Archipelagu, wypłynęli na otwarte morze.Rovigo i jego pięciu marynarzy prowadzili statek z łatwością, w której Alais dostrzegła i swobodę, i precyzję.Była rozradowana i przyglądała się wszystkiemu w tym nieznanym świecie z uwagą, co powodowało, że śmiali się i droczyli z nią.W ich żartach nie było jednak złośliwości - wszystkich pięciu znała przez większość swego życia.Opłynęli północny czubek prowincji.Jeden z marynarzy nazwał owo miejsce przylądkiem burz.Tego wiosennego dnia było jednak spokojnie i kiedy zawracali na południe, Alais stała przy relingu, patrząc na przesuwające się zielone wzgórza prowincji, schodzące do białego piasku wybrzeży usianych rybackimi wioskami.W kilka nocy później od skał północnej Tregei rzeczywiście nadszedł sztorm [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Alais poczuła, że się rumieni.Zobaczyła, jak jej rodzice wymieniają spojrzenia.Czasami zazdrościła im tej wspólnoty spojrzeń.Nie padały wtedy żadne słowa, wydawało się, że wcale ich wtedy nie potrzebują.Potem Alais zobaczyła, jak jej matka kiwa głową, i odwróciła się na tyle szybko, żeby uchwycić uśmiech, który powoli rozlał się na twarzy ojca w odpowiedzi.Wiedziała już, a że po raz pierwszy w życiu popłynie “Panną” na morze.Chciała wypłynąć w rejs od tak dawna, że nie potrafiła nawet przypomnieć sobie czasu, kiedy nie odczuwała tego pragnienia.Pamiętała, że kiedy była małą dziewczynką, na tyle lekką, że ojciec mógł ją podnieść, podczas gdy matka niosła Selvenę, zeszli raz do portu w Astibarze, by popatrzeć na nowy statek, który był kluczem do ich niewielkiej fortuny.Tak bardzo jej się podobał.Trzy maszty - wydawały jej się wtedy takie wysokie - strzelające w niebo, galion na dziobie przedstawiający ciemnowłosą pannę, jasnobłękitna świeża farba na relingach, skrzypienie lin i drewna.I sam port: zapach smoły, sosny, ryb, piwa i sera, wełny, przypraw i skór.Turkot wozów wyładowanych towarem, jadących do jakiegoś miejsca w znanym świecie lub przybywających z odległych miejsc, których nazwy były dla niej niczym magiczne zaklęcia.Obok przeszedł wtedy jakiś marynarz w czerwono-zielonym stroju z małpką na ramieniu i ojciec przyjaźnie go pozdrowił.Ojciec czuł się tu jak u siebie w domu, znał tych ludzi i dzikie, egzotyczne miejsca, z których przybywali i do których wyruszali.Słyszała krzyki i nagły wybuch ochrypłego śmiechu, głosy podniesione w pełnej przekleństw kłótni o wagę tego czy cenę tamtego.Wtem ktoś krzyknął, że w zatoce są delfiny - to wtedy ojciec wziął ją na barana, żeby mogła je zobaczyć.Alais pamiętała, że w całym tym zamęcie Selvena zaczęła płakać i zaraz trzeba było wracać do wozu i odjechać z portu, mijając czujnych, potężnych Barbadiorczyków, jasnowłosych mężczyzn siedzących na rosłych koniach, strzegących portu w Astibarze.Była za mała, żeby rozumieć, kim są, ale nagłe milczenie ojca, kiedy przejeżdżał obok nich, i jego twarz bez wyrazu coś jej powiedziały.Później dowiedziała się o wiele więcej, rosnąc w okupacyjnej rzeczywistości swego świata.Jej miłość do statków i portu nie przeminęła.Gdy tylko mogła, wybierała się z Rovigo nad wodę.Łatwiej było zimą, kiedy wszyscy przeprowadzali się do miejskiego domu w Astibarze, ale nawet wiosną, latem i wczesną jesienią znajdowała preteksty, powody i sposoby na towarzyszenie mu do miasta i na nabrzeże, przy którym cumowała “Panna”.Chłonęła ten obraz, a w nocy śniła o otwierających się przed nią oceanach i słonej pianie zdmuchiwanej z fal.Sny.Była kobietą.Kobiety nie wypływają na morze.A posłuszne, inteligentne córki nie kłopoczą ojców, choćby prosząc o coś takiego.Wydawało się jednak, że czasami, w pewne zupełnie nieprzewidziane poranki Eanna mogła spojrzeć w dół i uśmiechnąć się spośród swych świateł na niebie, i że można było dostać coś cudownego, o co się nigdy nie zabiegało.Wyglądało, że jest dobrą żeglarką, z łatwością bowiem przywykła do kołysania statku na fali.Z prawej burty przesuwało się wybrzeże Astibaru.Płynęli na północ wzdłuż brzegu zatoki, a potem przedostawszy się przez wyspy Archipelagu, wypłynęli na otwarte morze.Rovigo i jego pięciu marynarzy prowadzili statek z łatwością, w której Alais dostrzegła i swobodę, i precyzję.Była rozradowana i przyglądała się wszystkiemu w tym nieznanym świecie z uwagą, co powodowało, że śmiali się i droczyli z nią.W ich żartach nie było jednak złośliwości - wszystkich pięciu znała przez większość swego życia.Opłynęli północny czubek prowincji.Jeden z marynarzy nazwał owo miejsce przylądkiem burz.Tego wiosennego dnia było jednak spokojnie i kiedy zawracali na południe, Alais stała przy relingu, patrząc na przesuwające się zielone wzgórza prowincji, schodzące do białego piasku wybrzeży usianych rybackimi wioskami.W kilka nocy później od skał północnej Tregei rzeczywiście nadszedł sztorm [ Pobierz całość w formacie PDF ]