[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Głównie słodkie, bo wyboru wielkiego nie mieli.A, i pasztety.Tylko nie rzucaj się odrazu do jedzenia, bo się udławisz - dodała, widząc, że Wacuś niecierpliwie sięga do torby.Nie zareagował na ostrzeżenie.Wyjął pierwszy z brzegu batonik i łapczywie zaczął gryzć,jakby od tygodnia nic nie miał w ustach.Niechęć Wandy nabrała monstrualnych rozmiarów, a doszła do niej pogarda dla samej siebie,że przez tyle lat tkwiła u boku tego troglodyty i cieszyła się, że tak mu smakuje jej kuchnia.Możepo drodze przegapiła kogoś innego.Kogoś, komu też by smakowała i kto przy okazjidysponowałby jakimiś ludzkimi cechami.I nie okazałby się pospolitym złodziejem.Iporozmawiałby od czasu do czasu, jak człowiek z człowiekiem, a nie wydawał jedynie jakieśpomruki.I.Wanda już nie zdążyła sprecyzować, co jeszcze, bo małżonek nagle znieruchomiał, wydał zsiebie przerażający charkot, a jego nalana twarz oblała się czerwienią przechodzącą powoli wnieprzyjemną siność.Stanęła jej przed oczami Eleonora i skamieniała.Alergia?!  Przecież żarłwszystko, nigdy mu nic nie było.Jezusie, Maryjo, co robić?!.Oprzytomniała wreszcie, poderwała się i dopadła drzwi.- Panie! Ratunku! Coś mu się stało! Niech pan coś zrobi!Strażnik rzucił okiem na Piecyka, który sprawiał mało estetyczne wrażenie, bo łapałpowietrze jak wyjęta z wody ryba, a dodatkowo demonstrował dość przerażający wytrzeszcz, inatychmiast wbiegł do środka.Wezwał lekarza przez coś, co Wanda uznała za walkie-talkie.- Co mu się stało? Sercowy?- Nie wiem! - jęknęła Wanda.- %7łarł batona i wtedy.Panie, on się dusi! Wacek, cholero,oddychaj! Oddychaj, bo cię zabiję!Nieszczęsna ofiara snickersa bez żadnego miłosierdzia walona przez strażnika w plecyusiłowała coś powiedzieć.Wanda pochyliła się nad mężem.- Lwy.- wyłapała pomiędzy kolejnymi charkotami.- Mor.dy.Po.Oczy mu stanęły w słup i osunął się na stolik.Skamieniałej Wandy nie wyrwało z drętwotynawet wejście lekarza.Ama stała obok samochodu, stwierdziwszy, że musi rozprostować nogi, bo wszystko jejzdrętwiało od siedzenia i czekania.- Co się stało?! - przeraziła się na widok zapłakanej kuzynki wychodzącej z bramy.Wanda niemrawo wsiadła do auta, wydmuchała nos w chusteczkę higieniczną z paczki, którąmiłosiernie obdarzył ją naczelnik więzienia, i jęknęła rozpaczliwie:- Teraz to już jestem sama jak palec!- Podpisał te papiery?- Jakie papiery?! Na moich oczach szlag go trafił! Wdową jestem!Ama milczała przez chwilę, wreszcie ostrożnie spytała:- Tak się przejął? Wacuś? Nie pasuje mi to do niego.- Nawet mu tego nie pokazałam! Nie zdążyłam! Rzucił się na to cholerne żarcie, jakby gogłodzili!- I co? Zaszkodziło mu? - zdziwiła się Ama.- Tak szybko? Aż takie świństwa mają w tejkantynie? - Ud.udławił się - wykrztusiła Wanda i wzdrygnęła się, bo widok stanął jej przed oczami.- Czym, na litość boską? - osłupiała Ama.- Snickersem.Lekarz powiedział, że utknął mu duży kawał w tchawicy i.coś zablokował.-Wanda westchnęła.- Drogi oddechowe.Udusił się jak ciotka.Rany boskie! - Ama próbowała zebrać myśli.- Jeszcze mi kłopotu narobił, bo musiałam się tłumaczyć.- W głosie kuzynki dzwięczałgniew.- Wszystko mi przeszukali i znalezli wniosek rozwodowy.Dzięki Bogu, że strażnik tam był.Zeznał, że widział, jak Wacek się rzucił na to żarcie i ja mu nic na siłę do gęby nie wtykałam.Jeszcze wołałam o pomoc.- Ale śmierć miał piękną - stwierdziła Ama pocieszająco.- Zawsze był obżarty i od żarciaumarł.- Na wszelki wypadek będą robić sekcję.Jezusie, Maryjo, ja mam teraz troje nieboszczykówdo pochowania! - dotarło nagle do Wandy.- Skąd ja na to wezmę.- Co się martwisz na zapas.Wszyscy byli ubezpieczeni, a ty jesteś najbliższą pozostałąrodziną.ZUS ci wypłaci.I trzeba by to wszystko załatwić jednego dnia i w jednym zakładziepogrzebowym, to może dostaniesz zniżkę.Pewnie rzadko im się trafia taki utarg z jednej kieszeni.Wandzia, nie przejmuj się pochówkiem.Przecież ci pomożemy.Pomyśl, jakie masz teraz przedsobą perspektywy - rozmarzyła się Ama.- Wdowa jesteś.Posażna w dodatku.Masz dwamieszkania i rentę po Wacusiu.I kupę antyków do sprzedania.Możesz w ogóle nie pracować, alejakbyś chciała, to masz kasę na tę swoją wymarzoną knajpę! Albo bar z szybkim żarciem!Wanda westchnęła, zadumała się głęboko i jakby poweselała.Anna Maria siedziała w prokuratorskim salonie rozparta wygodnie w miękkim fotelu,popijała ukochaną zieloną herbatę i spod rzęs zerkała na gospodarza.Zaprosił ją do siebie, podałsmakowitą kolację, zabawiał inteligentną konwersacją, ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że cośgo rozprasza.Po namyśle doszła do wniosku, że nie ma to nic wspólnego z jej osobą.Niestety.Przez chwilę zastanawiała się, czy nie powinna się obrazić.Już miała coś złośliwego na końcujęzyka, gdy spojrzał na nią i powiedział:- Przepraszam.Wiem, że nie jestem dziś najlepszym kompanem. To po cholerę mnie zapraszałeś? - pomyślała Ama, a głośno zapytała:- Coś cię gryzie? Nie.Cofam pytanie.Widzę, że coś cię gryzie, tylko nie wiem, czy chcesz otym rozmawiać.- W zasadzie nie powinienem o tym rozmawiać - wyznał Krzysztof uczciwie.- Ale już wiem,że można polegać na twojej dyskrecji.A może coś mi podpowiesz? - zastanowił się.- Ostatecznieznałaś to całe towarzystwo lepiej niż ja.- Chodzi o Piecyków? - Ama poprawiła się w fotelu.- Wacuś poległ od snickersa, myślałam,że już zamknęliście śledztwo.- W zasadzie tak.- Krzysztof westchnął.- Niemcy przymknęli u siebie złodziejaszków ipomysłodawcę, Pletniakow pójdzie siedzieć za morderstwo.Sprawdziliśmy z Aukaszem tychtwoich kuzynów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl