Pokrewne
- Strona Główna
- Parsons Tony Mezczyzna i chlopiec.BLACK
- Ziemianski Andrzej Achaja Tom 2.BLACK
- Lis Tomasz Co z ta Polska.BLACK
- Niziurski Edmund Opowiadania.BLACK
- Martel Yann Zycie Pi.BLACK
- Eschbach Andreas Black Out
- McCammon Robert R Godzina wilka (SCAN dal 860)
- Crichton Michael Jurassic Park
- [4 2]Erikson Steven Dom Lancu Konwergencja
- Sean Russel Wojna Łabędzi #2 Wyspa bitwy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- hakuna.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wydawało musię, że szaleniec wiedział więcej niż podejrzewali, a jego świszczący głos wieszczył imnadejście klęski o wiele poważniejszej niż utrata magicznej księgi.* * *Ogromny meteor, wrzeszczący jakieś zaklęcia bez słów, przemknął tuż obok Daimo-na.Przez chwilę Anioł Zagłady widział wytrzeszczone, płonące oko wielkości sporegoplacu w Królestwie.Nieco dalej pędziło całe stado, koziołkując, wizgając i obijając sięo siebie.Wśród ciemności tryskały gejzery kolorowych ogni, wypluwające snopy iskier.Sypały się jak gwiazdy wysypywane wiadrami z okna w sąsiednim wszechświecie.Piołun, bez śladu zmęczenia, galopował przez mrok.Eksplozja jakiegoś słońca namoment rozmazała na wszystkim smugi biało błękitnego blasku, obrysowując sylwetkę131konia i jezdzca konturem wyładowań, niby wycinankę z blachy.Wybuch oślepił Daimo-na, przez dobrą chwilę przed oczami skakały mu tylko wielobarwne bryzgi światła. Patrz, granica usłyszał głos konia.Przymrużył załzawione oczy.Rzeczywiście, przed nimi, tam gdzie ciemność jeszczeniedawno zdawała się najgęstsza, pojawiła się cienka, fosforyczna linia w barwie srebrai seledynu.Ogromniała w miarę jak się do niej zbliżali, aby przemienić się w ścianęwibrującej jasności.Wyglądała jak tafla oceanu ustawiona na sztorc. Wchodzimy? spytał Piołun. Tak. Lubię to! zawołał koń, przechodząc w cwał.Zwist wiatru w uszach Freya prze-rodził się w ryk, gwiazdy zwinęły w złote serpentyny, a pęd wcisnął oddech z powrotemdo płuc.Lubię to znacznie mniej niż on, zdążył pomyśleć anioł nim rumak uderzył w taflę.Daimon był pewien, że zaciska zęby, chociaż pośród huku i trzasków wyładowań słyszałwłasny krzyk.Zalała go fala upiornego, świetlistego seledynu.Drgania energii przeni-kały go, czuł pulsowanie mocy, jakby wpadł wprost do serca gigantycznej istoty.Przez132głowę przebiegały mu tysiące myśli, ale na żadnej nie potrafił się skupić i odnosił wra-żenie że żadna nie należy do niego.Bezwiednie zamknął powieki, bo wiry srebrzystejzieleni, powstające z niczego i pędzące ze świstem przez seledynową jasność wyrazniezamierzały pochłonąć go wraz z rumakiem.Kiedy nabrał pewności, że tym razem przej-ście się nie uda, poczuł wstrząs towarzyszący zetknięciu się końskich kopyt z twardympodłożem.Otworzył oczy.Krajobraz Stref Poza Czasem wynagradzał przykre przeżycia zwią-zane z przekraczaniem granicy.Daimon lubił patrzeć na potężne machiny od zaraniadziejów wprawiające Wszechświat w ruch.Olbrzymie zębate koła obracały się, skrzy-piąc.Drewniane kołki, choć stare i wytarte, z zaskakującą perfekcją zahaczały o siebie,napędzając parciane pasy.System przekładni i kołowrotów działał bez zarzutu, naprę-żone liny wyciągały i opuszczały obciążniki, wyrobione dzwignie zawsze wskakiwaływe właściwe miejsca.Aniołowie wyznaczeni do obsługi maszyn często narzekali, żemechanizm jest przestarzały, ale były to zastrzeżenia bezzasadne.Skomplikowane, mo-numentalne urządzenia nie psuły się nigdy i wymagały zaledwie minimalnej konserwa-cji.Niestrudzone w swym nieustannym ruchu wyznaczały trajektorie gwiazd i planet,133obracając kosmiczne tryby bez najmniejszych odchyleń czy błędów.Koła, osie i prze-kładnie ciągnęły się aż po horyzont, tworząc gigantyczny mechanizm, do obsługi które-go, wbrew pozorom, nie potrzebowano zbyt wielu skrzydlatych.Oczywiście, wliczającpracujących po wewnętrznej stronie, bezpośrednio przy ciałach niebieskich, ich liczbaurastała do miliardów, lecz po przekroczeniu granicy Stref Poza Czasem można byłopodróżować przez wiele dni nie napotkawszy żadnego anioła.Daimon spoglądał na stare maszyny z sympatią.Ich widok zawsze go uspokajał,pozwalał znów wierzyć w ogrom i celowość zamysłów Pańskich.W pracy, jaką wyko-nywał, takie chwile miały swoją wartość.Drewniane koła klekotały miarowo, parcianepasy skrzypiały.Przesycone mgiełką powietrze rozświetlał blask nie mający konkretne-go zródła.Horyzont był niewyrazną kreską pośród perłowych i łososiowych oparów.Naciemnym, wyślizganym drewnie załamywały się oleiste refleksy.Stukot kopyt Piołunastał się cichszy, bardziej głuchy.Jezdziec i koń rzucali blady, rozmazany cień. Miejsce spokojniejsze niż to istnieje tylko w wyobrazni zadowolonego z siebiehipokryty mruknął Frey Nabieram nadziei że nasz instynkt łowców to zaledwienapad manii prześladowczej.134 Istotnie odpowiedział Piołun Oczekiwać należy tylko scen pasterskichi trzód. Hej, czekaj! Tam się coś rusza anioł uniósł się w siodle, wyciągając rękę Widzisz?Daleko, między zębatkami maszyn, majaczyła niewyrazna bryła cienia.Migotaładziwnie, zdając się przesuwać nad ziemią nieskoordynowanymi zygzakami.Wielkościąniemal dorównywała drewnianym kołowrotom. Istota warknął koń Dziecię Chaosu. Cholera syknął Daimon sięgając po miecz Potwór jest olbrzymi!Koń szarpnął łbem, rozdął chrapy, szykując się do boju.Ciemna sylwetka przed ni-mi drgała, owinięta pasmami mgły.Piołun wydłużył krok, przyspieszył, Daimon mocnoujął rękojeść miecza.Zdumiał go fakt napotkania smoka Mroku na terenach kontrolo-wanych przez Królestwo.Musiał być zdesperowany albo chory, żeby się tu przywlec.Tak blisko granicy czekała go pewna śmierć.Frey nie spodziewał się kłopotów, mi-mo imponujących rozmiarów stwora.Zabił ich już tak wiele, że szykował się raczejna szybkie, rutynowe starcie, w brzydki sposób przypominające ubój.Nie przepadał za135podobnymi spotkaniami, ale stanowiły część jego roboty.Chociaż wytężał wzrok niepotrafił rozpoznać do jakiego gatunku należy smok.Właściwie nie widział go dobrze,a to co zdołał dostrzec nie wyglądało znajomo.Ma dziwny kształt, przebiegło mu przez myśl.Znalezli się już odpowiednio blisko,żeby czuć fale uderzających wibracji, które stwór emitował.Były tak silne, aż brakowa-ło tchu, jednak zupełnie inne niż znane energie Chaosu.Wreszcie rozpoznał stworzenie,zbyt zdumiony, żeby od razu uwierzyć oczom.Cholera, to żaden potwór! To Zwierzę, Boska Bestia. Stój Piołun! wrzasnął Nie atakuj go!Koń, wyraznie skonsternowany, sam już zwalniał galop.Zatoczył szeroki łuk, prze-chodząc do kłusa, aż wreszcie stanął.Szczerzył zęby, potrząsając głową. Istota zgrzytnął z niechęcią Mówi, ale nie rozumiem jego myśli.Uważaj,Daimon [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Wydawało musię, że szaleniec wiedział więcej niż podejrzewali, a jego świszczący głos wieszczył imnadejście klęski o wiele poważniejszej niż utrata magicznej księgi.* * *Ogromny meteor, wrzeszczący jakieś zaklęcia bez słów, przemknął tuż obok Daimo-na.Przez chwilę Anioł Zagłady widział wytrzeszczone, płonące oko wielkości sporegoplacu w Królestwie.Nieco dalej pędziło całe stado, koziołkując, wizgając i obijając sięo siebie.Wśród ciemności tryskały gejzery kolorowych ogni, wypluwające snopy iskier.Sypały się jak gwiazdy wysypywane wiadrami z okna w sąsiednim wszechświecie.Piołun, bez śladu zmęczenia, galopował przez mrok.Eksplozja jakiegoś słońca namoment rozmazała na wszystkim smugi biało błękitnego blasku, obrysowując sylwetkę131konia i jezdzca konturem wyładowań, niby wycinankę z blachy.Wybuch oślepił Daimo-na, przez dobrą chwilę przed oczami skakały mu tylko wielobarwne bryzgi światła. Patrz, granica usłyszał głos konia.Przymrużył załzawione oczy.Rzeczywiście, przed nimi, tam gdzie ciemność jeszczeniedawno zdawała się najgęstsza, pojawiła się cienka, fosforyczna linia w barwie srebrai seledynu.Ogromniała w miarę jak się do niej zbliżali, aby przemienić się w ścianęwibrującej jasności.Wyglądała jak tafla oceanu ustawiona na sztorc. Wchodzimy? spytał Piołun. Tak. Lubię to! zawołał koń, przechodząc w cwał.Zwist wiatru w uszach Freya prze-rodził się w ryk, gwiazdy zwinęły w złote serpentyny, a pęd wcisnął oddech z powrotemdo płuc.Lubię to znacznie mniej niż on, zdążył pomyśleć anioł nim rumak uderzył w taflę.Daimon był pewien, że zaciska zęby, chociaż pośród huku i trzasków wyładowań słyszałwłasny krzyk.Zalała go fala upiornego, świetlistego seledynu.Drgania energii przeni-kały go, czuł pulsowanie mocy, jakby wpadł wprost do serca gigantycznej istoty.Przez132głowę przebiegały mu tysiące myśli, ale na żadnej nie potrafił się skupić i odnosił wra-żenie że żadna nie należy do niego.Bezwiednie zamknął powieki, bo wiry srebrzystejzieleni, powstające z niczego i pędzące ze świstem przez seledynową jasność wyrazniezamierzały pochłonąć go wraz z rumakiem.Kiedy nabrał pewności, że tym razem przej-ście się nie uda, poczuł wstrząs towarzyszący zetknięciu się końskich kopyt z twardympodłożem.Otworzył oczy.Krajobraz Stref Poza Czasem wynagradzał przykre przeżycia zwią-zane z przekraczaniem granicy.Daimon lubił patrzeć na potężne machiny od zaraniadziejów wprawiające Wszechświat w ruch.Olbrzymie zębate koła obracały się, skrzy-piąc.Drewniane kołki, choć stare i wytarte, z zaskakującą perfekcją zahaczały o siebie,napędzając parciane pasy.System przekładni i kołowrotów działał bez zarzutu, naprę-żone liny wyciągały i opuszczały obciążniki, wyrobione dzwignie zawsze wskakiwaływe właściwe miejsca.Aniołowie wyznaczeni do obsługi maszyn często narzekali, żemechanizm jest przestarzały, ale były to zastrzeżenia bezzasadne.Skomplikowane, mo-numentalne urządzenia nie psuły się nigdy i wymagały zaledwie minimalnej konserwa-cji.Niestrudzone w swym nieustannym ruchu wyznaczały trajektorie gwiazd i planet,133obracając kosmiczne tryby bez najmniejszych odchyleń czy błędów.Koła, osie i prze-kładnie ciągnęły się aż po horyzont, tworząc gigantyczny mechanizm, do obsługi które-go, wbrew pozorom, nie potrzebowano zbyt wielu skrzydlatych.Oczywiście, wliczającpracujących po wewnętrznej stronie, bezpośrednio przy ciałach niebieskich, ich liczbaurastała do miliardów, lecz po przekroczeniu granicy Stref Poza Czasem można byłopodróżować przez wiele dni nie napotkawszy żadnego anioła.Daimon spoglądał na stare maszyny z sympatią.Ich widok zawsze go uspokajał,pozwalał znów wierzyć w ogrom i celowość zamysłów Pańskich.W pracy, jaką wyko-nywał, takie chwile miały swoją wartość.Drewniane koła klekotały miarowo, parcianepasy skrzypiały.Przesycone mgiełką powietrze rozświetlał blask nie mający konkretne-go zródła.Horyzont był niewyrazną kreską pośród perłowych i łososiowych oparów.Naciemnym, wyślizganym drewnie załamywały się oleiste refleksy.Stukot kopyt Piołunastał się cichszy, bardziej głuchy.Jezdziec i koń rzucali blady, rozmazany cień. Miejsce spokojniejsze niż to istnieje tylko w wyobrazni zadowolonego z siebiehipokryty mruknął Frey Nabieram nadziei że nasz instynkt łowców to zaledwienapad manii prześladowczej.134 Istotnie odpowiedział Piołun Oczekiwać należy tylko scen pasterskichi trzód. Hej, czekaj! Tam się coś rusza anioł uniósł się w siodle, wyciągając rękę Widzisz?Daleko, między zębatkami maszyn, majaczyła niewyrazna bryła cienia.Migotaładziwnie, zdając się przesuwać nad ziemią nieskoordynowanymi zygzakami.Wielkościąniemal dorównywała drewnianym kołowrotom. Istota warknął koń Dziecię Chaosu. Cholera syknął Daimon sięgając po miecz Potwór jest olbrzymi!Koń szarpnął łbem, rozdął chrapy, szykując się do boju.Ciemna sylwetka przed ni-mi drgała, owinięta pasmami mgły.Piołun wydłużył krok, przyspieszył, Daimon mocnoujął rękojeść miecza.Zdumiał go fakt napotkania smoka Mroku na terenach kontrolo-wanych przez Królestwo.Musiał być zdesperowany albo chory, żeby się tu przywlec.Tak blisko granicy czekała go pewna śmierć.Frey nie spodziewał się kłopotów, mi-mo imponujących rozmiarów stwora.Zabił ich już tak wiele, że szykował się raczejna szybkie, rutynowe starcie, w brzydki sposób przypominające ubój.Nie przepadał za135podobnymi spotkaniami, ale stanowiły część jego roboty.Chociaż wytężał wzrok niepotrafił rozpoznać do jakiego gatunku należy smok.Właściwie nie widział go dobrze,a to co zdołał dostrzec nie wyglądało znajomo.Ma dziwny kształt, przebiegło mu przez myśl.Znalezli się już odpowiednio blisko,żeby czuć fale uderzających wibracji, które stwór emitował.Były tak silne, aż brakowa-ło tchu, jednak zupełnie inne niż znane energie Chaosu.Wreszcie rozpoznał stworzenie,zbyt zdumiony, żeby od razu uwierzyć oczom.Cholera, to żaden potwór! To Zwierzę, Boska Bestia. Stój Piołun! wrzasnął Nie atakuj go!Koń, wyraznie skonsternowany, sam już zwalniał galop.Zatoczył szeroki łuk, prze-chodząc do kłusa, aż wreszcie stanął.Szczerzył zęby, potrząsając głową. Istota zgrzytnął z niechęcią Mówi, ale nie rozumiem jego myśli.Uważaj,Daimon [ Pobierz całość w formacie PDF ]