[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Musimy jeszcze porozmawiać, pani Santerre.- Tylko tyle przyszłojej do głowy przed wyjściem.I nie miała pojęcia, czy Ingrid w ogóle jąusłyszała.Eleanor Coffey poszła po schodach do pokoju operacyjnego.Przystanęła przed wahadłowymi drzwiami, po czym pchnęła je i weszłado środka.Zobaczyła, jak Reese ciska swoimi rzeczami na biurku -telefonem, teczkami, trzaska szufladami - wszystkim, cokolwiek znalazłosię w zasięgu jej ręki.Eleanor zatrzymała się przy drzwiach, tu też nicwiedząc, co robić.W końcu usiadła na krześle Millera, żeby oddzielić sięod Reese fizyczną barierą dwóch biurek.Nie chciała, by gniew przyja-ciółki skrupił się na niej.- Caroline - zaczęła, lecz Reese najwyrazniej nie usłyszała.- Caroline- powtórzyła, tym razem głośniej  przestań.1 Reese przestała.Po raz ostatni z hukiem zamknęła szufladę, a potemuspokoiła się i rozejrzała wokół.- Co za uparta dziwka! - wymamrotała pod nosem.- To jeszcze nie wszystko rzekła cicho Eleanor.- Wspaniale.Nie mogę się doczekać.Nic tu.Nie możemy tutajrozmawiać.- Tak, masz rację.Zabierajmy się stąd.Rozdział dwudziestyPojechały do Eleanor.Wzięły jej samochód, jazda przebiegła wmilczeniu, gdyż Reese musiała się powstrzymywać od uszczypliwychkomentarzy na temat mercedesa.W zamian123 usiłowała się nacieszyć jego luksusem.Zapachem skóry, nie nowym,lecz jednak wyczuwalnym.Przebiegła palcami po drewnianej tablicyrozdzielczej.Recse doszła do wniosku, że Eleanor ma dobry gust, ipostanowiła myśleć o czymś przyjemnym.Gdy weszły do mieszkania, Reese od razu podeszła do kanapy, zanimjeszcze Eleanor zdążyła przygotować drinki.- No więc co masz? - spytała Recse, gdy obie siedziały już na kanapie.- Ingrid jest właścicielką domu Carver.- Jezus! Nie Santerre? Kiedy się o tym dowiedziałaś? Dziś rano.Alejest jeszcze coś.Ona posiada te wszystkie domy.Również i ten, w którympracowała zmarła dziewczyna.- Skąd ty to wszystko uTiesz?- Poprosiłam parę osób o przysługę.Trochę sama pogrzebałam.Mojemiejsce pracy ma pewne zalety.- Ile domów?- Ze sześć.Wszystkie tego samego rodzaju, ale rozrzucone po całymmieście.- Kiedy powstały?- Jeden po drugim.Mniej więcej co roku.- Jej własne, małe imperium.Ktoś jeszcze jest w to wmieszany?- Nie, tylko jej nazwisko widnieje na tytułach własności.%7ładnychsyndykatów, najmniejszych prób kamuflażu.Santerre musiał wiedzieć.Uważasz, że chcieli, by to wyszło na jaw?- Ona może tak.On absolutnie nie.Choć, jak zdążyłam sięzorientować, on uważa, że jest nietykalny.Może chce tego dowieść.Ipewnie ma rację.Caroline, wszyscy siedzą u niego w kieszeni, i to nietylko w tym mieście.Przyjrzałam się jego firmie.Harris mi mówił.1NISCO, zgadza się? Lekarstwa, chemikalia i tympodobne.- Tak, i tym podobne.Nazywają to Apteką Zwiata.Beztroskie życiedzięki ich pigułkom i proszkom.Rozejrzyj się, a zobaczysz, jak zaniżająceny, co niejedną fabrykę doprowadziło do bankructwa.Ostatnionatomiast kupują sobie aprobatę124 Federalnego Urzędu Leków.Ale część famaceutyczna to pestka wporównaniu z tym, co się dzieje w dziale chemicznym.- Prawa ręka daje lewej, czego sobie tylko zażyczy.- I odwrotnie.Przypomnij sobie operację  Pustynna Burza".Pomyśl oIraku, przed wojną w zatoce.Pomyśl o chemikaliach jako o bronichemicznej.O oblewaniu ludzi różnymi substancjami prowadzącymi dochorób i śmierci, na rozmaite sposoby i z rozmaitych powodów.Pomyśl oKomitecie Akcji Politycznej, o Pentagonie, ale przede wszystkim ozyskach.Zyskach i władzy.- Myślę, że jesteśmy załatwione.Całkowicie i nieodwołalnie.- To kolejny obszar jego działalności.Caroline, nikt nie chce jegoupadku.- Więc jego łapy sięgają.- Od morza do morza i na drugi brzeg.Ale mamy kłopot, którybardziej nas dotyczy.Sama to powiedziałaś.- Co powiedziałam?- %7łe jego opowiadanie brzmi tak, jakby miał je gotowe od lat.Najwyrazniej wszystko zaplanował, osadził na odpowiednim tle,przygotował się na tę ewentualność.Pewnie dlatego tytuły własności sąna nazwisko jego żony.Drobne dodatkowe zabezpieczenie na wypadek,gdyby go złapali.Teraz może wrobić żonę już zupełnie gładko.- Więc co? Po prostu nami manipuluje? - A jak uważasz?- Nie chcę nawet myśleć o tym, co mi przyszło do głowy.- A co ci przyszło?- %7łe jestem.że jesteśmy pionkami w jakiejś jego grze.%7łe ta całacholerna biurokracja tylko zaspokaja jego kaprysy.To znaczy, że rzucającoś o takiej skali na nasz mały posterunek.Gus mówił to od samegopoczątku.- Co mówił?- %7łe jeśli rzucają nam taką grubą rybę, to chcą, żebyśmy albo złapali jąw określony sposób, albo odrzucili.Harris też mi to od razu podsunął.%7łeSanterre ma w kieszeni burmistrza, każdego urzędnika miejskiego trzymaw garści.Ale potem powiedział:  Idz i spróbuj go złapać".1 że zwolnimnie z innych spraw.Gusa też.Ostrzegł nawet, że nie będzie mógłzapobiec temu, co się stanie, jeżeli sprawy pójdą nie tak.Chciał, żebymuprzedziła Gusa.Więc o co mu w końcu chodzi?125 - Caroline, słyszałam, że w sprawach zawodowych Harris to facet,który lubi siedzieć okrakiem na barykadzie.I mości sobie miejsce z obustron.- Więc będzie wyciągał mi linę, aż się na niej powieszę? Albo zrobiszz niej kołnierzyk, w którym będzie dobrzewyglądał.Informujesz go na bieżąco?- Z początku tak, teraz już mniej.Ale tylko dlatego, że nie miałamczasu, a on nie pytał.- A Gus?- Nie wiem.Nie jestem już pewna Gusa.- Jak to?- Zeszłej nocy obiecał, że będzie miał oko na Carver.Powiedział, żeprzez całą noc nic wychodziła.Potem ona mówi, że była z Santerre'em.Poradz mi, jak to połączyć, żeby on wyszedł z tego w porządku.A takżejak mam samą siebie przekonać, że Santerre jeszcze nie wie.- O czym?- O wycieczkach Carver do śródmieścia.O moich wizytach u niej.Ateraz zostawiłam ją i odesłałam tam z powrotem.Gus miał ją odwiezć nadworzec.Ellie, ta dziewczyna.- Co znowu?- Poprosiłam ją, żeby poniuchała dla mnie.Ellie, ona nawet niemrugnęła.Myślę, że chce być następna na jego liście.- Nie możesz temuzapobiec [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl