Pokrewne
- Strona Główna
- Clarke Arthur C Ogrod ramy (SCAN dal 1061)
- Clarke Arthur C Ogrod ramy (2)
- Clarke Arthur C Ogrod ramy
- Delinsky Barbara Ogród marzeń
- Ks. Rajmund Pietkiewicz Doktorat Pismo więte w j.pol. w latach 1518 1638
- Duncan Dave Przeznaczenie miecza (SCAN dal
- Foster Alan Dean Zaginiona Dinotopia
- user beta 1
- Davies Paul Plan Stworcy (SCAN dal 910)
- SCARROW, Alex TIME RIDERS 3 Kod Apokalipsy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- freerunner.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żaden ząb nie wytrzyma, gdy nim będzie się gryzło metal, nawet twój.Dobranoc!Gdy pacjent wyszedł, Polinezja kiwnęła na mnie i poszliśmy za nim.- Gdzieżeś ty wykopał tę dziurę? - zapytała Polinezja borsuka, idąc obok niego w stronę zoologicznego ogrodu.- W pobliżu łąki Dobbinsa - odpowiedział borsuk - nieco na północ.Przekopaliśmy najpierw tunel przez pagórek, raczej dla rozgrzewki niż z potrzeby, było bardzo zimno.Ale spodziewaliśmy się znaleźć trochę orzeszków ziemnych; poza tym chcieliśmy mieć w tych stronach jakieś kryjówki.Niektóre psy, przygarnięte przez doktora Dolittle, stają się już zbyt zuchwałe.Nie ruszają nas, co prawda, gdy znajdujemy się w obrębie ogrodu zoologicznego.Ale gdy im się zdarzy spotkać nas poza ogrodem, uważają gonitwę za nami za świetną zabawę.Zarząd naszego klubu postanowił więc, abyśmy tu w sąsiedztwie urządzili schron w jamie.- Co nazywasz schronem? - zapytałem.- O, dla nas, borsuków, będzie nim każda dziura.Wykopaliśmy je we wszystkich kierunkach w całej okolicy i wiemy, gdzie się która znajduje.Są to po prostu jamy, gdzie każdy borsuk może się ukryć, gdy go psy gonią.Kopiemy je bardzo głęboko i niektóre zaopatrujemy w prowiant na wypadek, gdyby nas psy przez dłuższy czas oblegały.Musimy się bronić, poruszamy się przecież tak powoli.- Uważaj - powiedziała Polinezja, gdyśmy się znaleźli przed wejściem do ogrodu zoologicznego.- Ja i Tomek pragniemy umówić się z tobą jutro rano, bardzo wcześnie.Chcielibyśmy bardzo zobaczyć to miejsce, gdzie odłamałeś sobie ząb.Czy nie moglibyśmy spotkać się z tobą na północnym krańcu łąki Dobbinsa, na przykład o piątej rano?- Dobrze - powiedział borsuk - ale dla mnie to nie jest wczesna godzina.O tej porze roku już na kwadrans przed piątą jest zupełnie jasno.My, borsuki, nie kierujemy się godziną, tylko słońcem.Udajemy się zwykle na wędrówkę jeszcze przed świtem.Będę więc czekał tam na was o wschodzie słońca.Następnego ranka Polinezja wyciągnęła mnie z łóżka i musiałem ubrać się przy świecy, zanim jeszcze kogut zapiał po raz pierwszy.- Ależ, Tomku - rzekła w odpowiedzi na moje zaspane pomruki, że muszę o takiej niemożliwej godzinie wstawać.- Ależ, Tomku, przecież to ogromnie ważne, żebyśmy tam przyszli, zanim inni ludzie się zlecą.Było mi jednak bardzo trudno o tej porze przejąć się czymkolwiek, nawet myślą o zdobyciu złota.- Jak ci się zdaje, co my tam znajdziemy? - zapytałem Polinezji.- Czy wmawiasz w siebie, że stary borsuk natrafił na żyłę złota? W naszym kraju nie istnieją kopalnie złota.- Nie wiem więcej od ciebie - przerwała mi z niecierpliwością.- Ale to, że dotychczas nie znaleziono u nas złota, nie świadczy jeszcze wcale o tym, że się go nigdy nie znajdzie.To pozostaje faktem, że nasz poczciwy borsuk natknął się na złoto.Inaczej nie utkwiłoby mu w zębach.Pośpiesz się i włóż palto.Widzę już na wschodzie odblask zorzy.Na dole musiałem na rozkaz Polinezji wyciągnąć szpadel z wozowni i przynieść z gabinetu doktora młotek przeznaczony do poszukiwań geologicznych i dopiero potem wyruszyliśmy w chłodnym porannym półświetle w kierunku łąki Dobbinsa.Stary borsuk czekał już i poprowadził nas, podskakując wzdłuż żywopłotu, do miejsca, gdzie wykopał norę.Gdyśmy podeszli bliżej, okazało się, że grunt ten nie należał do posiadłości Dobbinsa, lecz położony był po drugiej stronie żywopłotu, na wielkiej płaszczyźnie, znanej jako własność gminy Puddleby.Znałem dobrze tę okolicę, często przebiegałem te półdzikie zarośla, poszukując gniazd ptasich, grzybów i jagód albo przyglądając się z zachwytem Cyganom, którzy tam często rozbijali swe namioty i rozpalali ogniska.Grunt był własnością publiczną i nikt nie miał prawa ich stamtąd wyganiać.ROZDZIAŁ VIIIGORĄCZKA ZŁOTA W PUDDLEBY- To się dobrze składa - szepnęła do mnie Polinezja, gdyśmy się zatrzymali przed jamą wykopaną przez borsuka.- Grunt gminy Puddleby to własność publiczna, rozumiesz, Tomku? Nawet gdyby ktoś zauważył, że kopiemy, nie może nam tego zabronić.Mimo to musimy trzymać język za zębami.Weź szpadel i zabieraj się do roboty.Byłem jeszcze wciąż śpiący, stopniowo jednak ogarnął mnie szał szukania skarbu i wkrótce pracowałem tak, jakby moje życie od tego zależało.Chociaż ranek był chłodny, musiałem często przerywać robotę, aby otrzeć pot z czoła.Opowiedzieliśmy borsukowi, czego szukamy, i jego pomoc okazała się bardzo pożyteczna.Wsunął się w głąb jamy i wydobył z niej kilka niekształtnych bryłek ciężkiego metalu.Gdy porysowałem je scyzorykiem, ukazało się miękkie, żółte złoto.- Na tej bryle połamałem sobie ząb - powiedział borsuk - więcej nie ma.Czy taka rzecz przyda się na coś?- Na miłość Boską! - zawołała Polinezja.- Rozumie się, że się przyda.Z tego przecież ludzie robią pieniądze, prawdziwe dukaty.Czy jesteś pewien, że to już wszystko? Gdybyśmy tego więcej znaleźli, doktor byłby do końca życia bogatym człowiekiem.Borsuk wszedł na nowo do nory i kopał w niej coraz głębiej, a ja łopatą wydobywałem na powierzchnię stosy żwiru, któryśmy rozrzucali i przeszukiwali dokładnie.Ale nie było w nim grudek metalu.- No, w każdym razie - powiedziała Polinezja przyglądając się uważnie ułożonym na mojej chustce do nosa bryłkom złota - zdobyliśmy tutaj ładny mająteczek.Zabieraj to teraz jak najspieszniej, zanim ktoś spostrzeże, cośmy tu robili [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Żaden ząb nie wytrzyma, gdy nim będzie się gryzło metal, nawet twój.Dobranoc!Gdy pacjent wyszedł, Polinezja kiwnęła na mnie i poszliśmy za nim.- Gdzieżeś ty wykopał tę dziurę? - zapytała Polinezja borsuka, idąc obok niego w stronę zoologicznego ogrodu.- W pobliżu łąki Dobbinsa - odpowiedział borsuk - nieco na północ.Przekopaliśmy najpierw tunel przez pagórek, raczej dla rozgrzewki niż z potrzeby, było bardzo zimno.Ale spodziewaliśmy się znaleźć trochę orzeszków ziemnych; poza tym chcieliśmy mieć w tych stronach jakieś kryjówki.Niektóre psy, przygarnięte przez doktora Dolittle, stają się już zbyt zuchwałe.Nie ruszają nas, co prawda, gdy znajdujemy się w obrębie ogrodu zoologicznego.Ale gdy im się zdarzy spotkać nas poza ogrodem, uważają gonitwę za nami za świetną zabawę.Zarząd naszego klubu postanowił więc, abyśmy tu w sąsiedztwie urządzili schron w jamie.- Co nazywasz schronem? - zapytałem.- O, dla nas, borsuków, będzie nim każda dziura.Wykopaliśmy je we wszystkich kierunkach w całej okolicy i wiemy, gdzie się która znajduje.Są to po prostu jamy, gdzie każdy borsuk może się ukryć, gdy go psy gonią.Kopiemy je bardzo głęboko i niektóre zaopatrujemy w prowiant na wypadek, gdyby nas psy przez dłuższy czas oblegały.Musimy się bronić, poruszamy się przecież tak powoli.- Uważaj - powiedziała Polinezja, gdyśmy się znaleźli przed wejściem do ogrodu zoologicznego.- Ja i Tomek pragniemy umówić się z tobą jutro rano, bardzo wcześnie.Chcielibyśmy bardzo zobaczyć to miejsce, gdzie odłamałeś sobie ząb.Czy nie moglibyśmy spotkać się z tobą na północnym krańcu łąki Dobbinsa, na przykład o piątej rano?- Dobrze - powiedział borsuk - ale dla mnie to nie jest wczesna godzina.O tej porze roku już na kwadrans przed piątą jest zupełnie jasno.My, borsuki, nie kierujemy się godziną, tylko słońcem.Udajemy się zwykle na wędrówkę jeszcze przed świtem.Będę więc czekał tam na was o wschodzie słońca.Następnego ranka Polinezja wyciągnęła mnie z łóżka i musiałem ubrać się przy świecy, zanim jeszcze kogut zapiał po raz pierwszy.- Ależ, Tomku - rzekła w odpowiedzi na moje zaspane pomruki, że muszę o takiej niemożliwej godzinie wstawać.- Ależ, Tomku, przecież to ogromnie ważne, żebyśmy tam przyszli, zanim inni ludzie się zlecą.Było mi jednak bardzo trudno o tej porze przejąć się czymkolwiek, nawet myślą o zdobyciu złota.- Jak ci się zdaje, co my tam znajdziemy? - zapytałem Polinezji.- Czy wmawiasz w siebie, że stary borsuk natrafił na żyłę złota? W naszym kraju nie istnieją kopalnie złota.- Nie wiem więcej od ciebie - przerwała mi z niecierpliwością.- Ale to, że dotychczas nie znaleziono u nas złota, nie świadczy jeszcze wcale o tym, że się go nigdy nie znajdzie.To pozostaje faktem, że nasz poczciwy borsuk natknął się na złoto.Inaczej nie utkwiłoby mu w zębach.Pośpiesz się i włóż palto.Widzę już na wschodzie odblask zorzy.Na dole musiałem na rozkaz Polinezji wyciągnąć szpadel z wozowni i przynieść z gabinetu doktora młotek przeznaczony do poszukiwań geologicznych i dopiero potem wyruszyliśmy w chłodnym porannym półświetle w kierunku łąki Dobbinsa.Stary borsuk czekał już i poprowadził nas, podskakując wzdłuż żywopłotu, do miejsca, gdzie wykopał norę.Gdyśmy podeszli bliżej, okazało się, że grunt ten nie należał do posiadłości Dobbinsa, lecz położony był po drugiej stronie żywopłotu, na wielkiej płaszczyźnie, znanej jako własność gminy Puddleby.Znałem dobrze tę okolicę, często przebiegałem te półdzikie zarośla, poszukując gniazd ptasich, grzybów i jagód albo przyglądając się z zachwytem Cyganom, którzy tam często rozbijali swe namioty i rozpalali ogniska.Grunt był własnością publiczną i nikt nie miał prawa ich stamtąd wyganiać.ROZDZIAŁ VIIIGORĄCZKA ZŁOTA W PUDDLEBY- To się dobrze składa - szepnęła do mnie Polinezja, gdyśmy się zatrzymali przed jamą wykopaną przez borsuka.- Grunt gminy Puddleby to własność publiczna, rozumiesz, Tomku? Nawet gdyby ktoś zauważył, że kopiemy, nie może nam tego zabronić.Mimo to musimy trzymać język za zębami.Weź szpadel i zabieraj się do roboty.Byłem jeszcze wciąż śpiący, stopniowo jednak ogarnął mnie szał szukania skarbu i wkrótce pracowałem tak, jakby moje życie od tego zależało.Chociaż ranek był chłodny, musiałem często przerywać robotę, aby otrzeć pot z czoła.Opowiedzieliśmy borsukowi, czego szukamy, i jego pomoc okazała się bardzo pożyteczna.Wsunął się w głąb jamy i wydobył z niej kilka niekształtnych bryłek ciężkiego metalu.Gdy porysowałem je scyzorykiem, ukazało się miękkie, żółte złoto.- Na tej bryle połamałem sobie ząb - powiedział borsuk - więcej nie ma.Czy taka rzecz przyda się na coś?- Na miłość Boską! - zawołała Polinezja.- Rozumie się, że się przyda.Z tego przecież ludzie robią pieniądze, prawdziwe dukaty.Czy jesteś pewien, że to już wszystko? Gdybyśmy tego więcej znaleźli, doktor byłby do końca życia bogatym człowiekiem.Borsuk wszedł na nowo do nory i kopał w niej coraz głębiej, a ja łopatą wydobywałem na powierzchnię stosy żwiru, któryśmy rozrzucali i przeszukiwali dokładnie.Ale nie było w nim grudek metalu.- No, w każdym razie - powiedziała Polinezja przyglądając się uważnie ułożonym na mojej chustce do nosa bryłkom złota - zdobyliśmy tutaj ładny mająteczek.Zabieraj to teraz jak najspieszniej, zanim ktoś spostrzeże, cośmy tu robili [ Pobierz całość w formacie PDF ]