Pokrewne
- Strona Główna
- IGRZYSKA ÂŒMIERCI 01 Igrzyska ÂŒmierci
- Michael Judith Œcieżki kłamstwa 01 Œcieżki kłamstwa
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Collins Suzanne Igrzyska Âœmierci 01 Igrzyska Âœmierci
- Chattam Maxime Otchłań zła 01 Otchłań zła
- Science Fiction (25) kwiecien 2003
- Marr Melissa Wróżki 02 Król Mroku
- Christie Agatha Godzina zero1
- Konrad Wallenrod Mickiewicz A
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- frania1320.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Morley miał podejrzenia co do pana Lockwooda, a wiedział, że Anna Holt poszukuje służących do swego wiejskiego domu, więc się postarał, żebyzatrudniła i mnie.A potem wystarczyło słuchać.nikt przecieżnie zwraca uwagi na służącą.Równie dobrze mogłabym być pchłą.Twój ojciec opowiedział o wszystkim twojej matce.Ja to słyszałami potwierdziłam podejrzenia Thaddeusa.A on, jak przypuszczam.zrobił resztę.286Czyli zamordował Richarda Lockwooda i skierował podejrzeniana Annę Holt.Caroline zwróciła spojrzenie na Kita.-Właśnie dlatego myślę, że zamierzasz doprowadzić do mojejegzekucji, Kit.Dziś, kiedy nie pozwoliłeś mi wyjechać, domyśliłamsię, że prawdopodobnie o wszystkim już wiesz.A ty zawsze byłeśtaki okropnie lojalny wobec tych, których kochasz.Tak strasznie cizawsze zależało, żeby wszystko było jak trzeba.Ale mnie nigdy niekochałeś, Kit.to były tylko rycerskość i honor.I to twoje przeklęte poczucie tego, co słuszne, a co nie.Dlatego chciałeś się ze mnąożenić, dlatego chciałeś mi pomóc.A Susannę kochasz.I dlatego niepozwoliłeś mi odejść dziś rano.Bo to by było niesłuszne.Kit milczał.Caroline świetnie zna się na miłości, pomyślałz ironią.A jednak miała rację.-Zniszczyłaś ich życie, Caroline - powiedział cicho.- %7łycietrzech małych dziewczynek.Ich matki i ojca.Szpiegowałaś na rzeczMorleya.Byłaś wtedy bardzo młoda, ale jestem pewien, że wiedziałaś, co robisz.-Wtedy traktowałam to jak przygodę.A poza tym nie zastanawiałam się nad tym specjalnie.Ale teraz jest mi przykro, naprawdę.Co nie znaczy, że zamierzam dać się powiesić, na litość boską.Więcbądz tak uprzejmy i daj mi te dokumenty.Spalę je.- Caroline.nawet gdybym ci je dał, gdybyś je spaliła, nie unikniesz kary.Zadbam o to.Słyszał przyspieszony oddech Susanny.Nawet w ciepłym świetlelatarni jej twarz była biała jak ta marmurowa ściana.Chciałby wyciągnąć rękę, dotknąć jej, dodać otuchy, ale się nie odważył.Spojrzałjej tylko z miłością w oczy, a ona uśmiechnęła się leciuteńko, przelotnie.Tak jakby to ona dodawała mu otuchy.Wielu mężczyzn mogłobyuczyć się od niej dzielności, pomyślał.A może zbyt wielkie pokłada w nim nadzieje? Tak się składa, żepod dłuższego czasu wciąż ratuje jej życie.- A jak zamierzasz sobie poradzić? - zwrócił się do Carolinetonem niemal towarzyskiej konwersacji.- Masz w pistolecie tylko287jeden nabój, o ile w ogóle jest naładowany.Nie zabijesz jednymstrzałem nas obojga.- Och, jest ktoś, kto nas śledzi.Człowiek Morleya.Niedługosię tu pojawi, tak sądzę.Więc lepiej żebyś dał mi te dokumenty.Imwcześniej, tym lepiej.W tym momencie rozległ się jakiś szelest.Caroline i Kit odwrócili się gwałtownie.To Susanna poruszyła leciutko czubkiem buta.- Okropnie mi przykro, ale.chyba zemdleję - wyszeptała.Kit omal się ku niej nie rzucił.A jednak.Nie.Jeśli nie zemdlała przy żmii, przy oszalałym koniu, przyczłowieku z nożem, to na pewno nie zemdleje i teraz.Czekał.Wszystkie zmysły miał w pogotowiu, napięte jak struny.Caroline poruszyła się, trochę niezręcznie, i lufa pistoletu wpiła sięmocniej w skroń Susanny.Kit miał wrażenie, że to jego własna skroń.- Naprawdę - wyszeptała Susanna rozpaczliwie.- I chyba zarazzwymiotu.Caroline odruchowo cofnęła się o krok, a Kit w tym momenciebłyskawicznie chwycił ją za przegub i wykręcił w górę.Kula gruchnęła w sufit.Posypał się deszcz marmurowych odłamków.Kit odepchnął Susan-nę w bok.Jedną ręką ścisnął obie dłonie Caroline i wykręcił do tyłu.- Susanno, wyciągnij sznurek z mojego kuferka.Jest tam i nóż.utnij kawałek.Jak na kogoś, komu przed chwilą celowano w skroń, Susannazrobiła to nad podziw zręcznie.Kit skrępował ręce Caroline.- Za to, że celowałaś z pistoletu do Susanny, dopilnuję, żebyś wisiała, Caroline.W tym momencie skrzypnęły wejściowe drzwi.Wszyscy trojeodwrócili się gwałtownie.Oślepił ich blask latarni.Kit wycelowałw drzwi.- Nie ruszaj się, bo.- Och, daruj sobie, Kit.To tylko ja.W drzwiach stał John Carr z latarnią w ręce.W drugiej miał pistolet, a na ramionach plecak.288Kit opuścił broń.- No, nareszcie, John.John Carr, wciąż w drzwiach, rozejrzał się szybko.Zarejestrowałwzrokiem dziurę w suficie, odłamki marmuru na podłodze, otwartysejf.- Do diaska.Znowu mnie uprzedziłeś, Gratham.- Po prostu jestem lepszy, John.To wszystko.John pokręcił głową i zaklął cicho.Kit się roześmiał.-A więc znalazłeś te dokumenty? - spytał John.- Istnieją, tak?W każdym razie tu prowadzi ślad.- Są tam.- Kit wskazał podbródkiem sejf.- Ale zobacz, kto mnieznalazł.-Witaj, John - odezwała się miłym głosem Caroline.- Dawnosię nie widzieliśmy, prawda?John zwrócił się ku niej gwałtownie - i znieruchomiał.Stał jakskamieniały i patrzył na Caroline.Twarz miał nieodgadnionąJeszcze chwila, a Kit zacząłby się o niego martwić, tak niesamowite były ten bezruch i to milczenie.I wtedy John się odezwał.- Czy dokumenty obciążają Morleya? - spytał, odwracając spojrzenie od Caroline.- Sam zobacz.John minął skrępowaną Caroline i milczącą Susannę i nie patrzącna żadną z nich, podszedł do sejfu.W miarę jak przerzucał papiery,twarz poważniała mu coraz bardziej.-Wpadłem po drodze na takiego jednego.Bob mu na imię.związałem go - mówił nieobecnym głosem, wciąż czytając dokumenty.- Myślę, że się przyda, kiedy przyjdzie do udowodnieniaMorleyowi winy.Może zechcesz kogoś po niego posłać? - Nie przerywał czytania.- Myślę, że to, co tu mamy, wystarczy, żeby wisiał - powiedziałKit.- To znaczy, Morley, rzecz jasna.Plus zeznania pana Avery'ego--Fincha, o ile zgodzi się wystąpić jako świadek.- Tak.rzeczywiście na to wygląda - mruknął John, odkładającostatni dokument.- Czemu więc nie puścisz Caroline?19 Piękna i szpieg 289Kit miał wrażenie, że się przesłyszał.- Proszę?-Masz tu dosyć dowodów, żeby Morleya powiesili za zdradę- powiedział spokojnie John.- Pozwól więc Caroline odejść.Kit wpatrywał się w urodziwą twarz Johna i miał wrażenie, żemówi to ktoś inny, nie on.-John, czyś ty oszalał? %7łartujesz sobie, prawda? Przecież onaw tym wszystkim brała udział.Ona pomogła zamordować ojcaSusanny, zniszczyć jej rodzinę.a teraz przystawiła jej pistolet doskroni, jeśli cię dziwi, dlaczego ją związałem.To dzięki niej zostały zdobyte wszystkie te informacje, które trzymasz w ręce.Ona jestzdrajczynią, John.Zdradziła swój kraj, tak samo jak Morley.Caroline uniosła lekko brwi, słysząc tę charakterystykę, ale milczała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Morley miał podejrzenia co do pana Lockwooda, a wiedział, że Anna Holt poszukuje służących do swego wiejskiego domu, więc się postarał, żebyzatrudniła i mnie.A potem wystarczyło słuchać.nikt przecieżnie zwraca uwagi na służącą.Równie dobrze mogłabym być pchłą.Twój ojciec opowiedział o wszystkim twojej matce.Ja to słyszałami potwierdziłam podejrzenia Thaddeusa.A on, jak przypuszczam.zrobił resztę.286Czyli zamordował Richarda Lockwooda i skierował podejrzeniana Annę Holt.Caroline zwróciła spojrzenie na Kita.-Właśnie dlatego myślę, że zamierzasz doprowadzić do mojejegzekucji, Kit.Dziś, kiedy nie pozwoliłeś mi wyjechać, domyśliłamsię, że prawdopodobnie o wszystkim już wiesz.A ty zawsze byłeśtaki okropnie lojalny wobec tych, których kochasz.Tak strasznie cizawsze zależało, żeby wszystko było jak trzeba.Ale mnie nigdy niekochałeś, Kit.to były tylko rycerskość i honor.I to twoje przeklęte poczucie tego, co słuszne, a co nie.Dlatego chciałeś się ze mnąożenić, dlatego chciałeś mi pomóc.A Susannę kochasz.I dlatego niepozwoliłeś mi odejść dziś rano.Bo to by było niesłuszne.Kit milczał.Caroline świetnie zna się na miłości, pomyślałz ironią.A jednak miała rację.-Zniszczyłaś ich życie, Caroline - powiedział cicho.- %7łycietrzech małych dziewczynek.Ich matki i ojca.Szpiegowałaś na rzeczMorleya.Byłaś wtedy bardzo młoda, ale jestem pewien, że wiedziałaś, co robisz.-Wtedy traktowałam to jak przygodę.A poza tym nie zastanawiałam się nad tym specjalnie.Ale teraz jest mi przykro, naprawdę.Co nie znaczy, że zamierzam dać się powiesić, na litość boską.Więcbądz tak uprzejmy i daj mi te dokumenty.Spalę je.- Caroline.nawet gdybym ci je dał, gdybyś je spaliła, nie unikniesz kary.Zadbam o to.Słyszał przyspieszony oddech Susanny.Nawet w ciepłym świetlelatarni jej twarz była biała jak ta marmurowa ściana.Chciałby wyciągnąć rękę, dotknąć jej, dodać otuchy, ale się nie odważył.Spojrzałjej tylko z miłością w oczy, a ona uśmiechnęła się leciuteńko, przelotnie.Tak jakby to ona dodawała mu otuchy.Wielu mężczyzn mogłobyuczyć się od niej dzielności, pomyślał.A może zbyt wielkie pokłada w nim nadzieje? Tak się składa, żepod dłuższego czasu wciąż ratuje jej życie.- A jak zamierzasz sobie poradzić? - zwrócił się do Carolinetonem niemal towarzyskiej konwersacji.- Masz w pistolecie tylko287jeden nabój, o ile w ogóle jest naładowany.Nie zabijesz jednymstrzałem nas obojga.- Och, jest ktoś, kto nas śledzi.Człowiek Morleya.Niedługosię tu pojawi, tak sądzę.Więc lepiej żebyś dał mi te dokumenty.Imwcześniej, tym lepiej.W tym momencie rozległ się jakiś szelest.Caroline i Kit odwrócili się gwałtownie.To Susanna poruszyła leciutko czubkiem buta.- Okropnie mi przykro, ale.chyba zemdleję - wyszeptała.Kit omal się ku niej nie rzucił.A jednak.Nie.Jeśli nie zemdlała przy żmii, przy oszalałym koniu, przyczłowieku z nożem, to na pewno nie zemdleje i teraz.Czekał.Wszystkie zmysły miał w pogotowiu, napięte jak struny.Caroline poruszyła się, trochę niezręcznie, i lufa pistoletu wpiła sięmocniej w skroń Susanny.Kit miał wrażenie, że to jego własna skroń.- Naprawdę - wyszeptała Susanna rozpaczliwie.- I chyba zarazzwymiotu.Caroline odruchowo cofnęła się o krok, a Kit w tym momenciebłyskawicznie chwycił ją za przegub i wykręcił w górę.Kula gruchnęła w sufit.Posypał się deszcz marmurowych odłamków.Kit odepchnął Susan-nę w bok.Jedną ręką ścisnął obie dłonie Caroline i wykręcił do tyłu.- Susanno, wyciągnij sznurek z mojego kuferka.Jest tam i nóż.utnij kawałek.Jak na kogoś, komu przed chwilą celowano w skroń, Susannazrobiła to nad podziw zręcznie.Kit skrępował ręce Caroline.- Za to, że celowałaś z pistoletu do Susanny, dopilnuję, żebyś wisiała, Caroline.W tym momencie skrzypnęły wejściowe drzwi.Wszyscy trojeodwrócili się gwałtownie.Oślepił ich blask latarni.Kit wycelowałw drzwi.- Nie ruszaj się, bo.- Och, daruj sobie, Kit.To tylko ja.W drzwiach stał John Carr z latarnią w ręce.W drugiej miał pistolet, a na ramionach plecak.288Kit opuścił broń.- No, nareszcie, John.John Carr, wciąż w drzwiach, rozejrzał się szybko.Zarejestrowałwzrokiem dziurę w suficie, odłamki marmuru na podłodze, otwartysejf.- Do diaska.Znowu mnie uprzedziłeś, Gratham.- Po prostu jestem lepszy, John.To wszystko.John pokręcił głową i zaklął cicho.Kit się roześmiał.-A więc znalazłeś te dokumenty? - spytał John.- Istnieją, tak?W każdym razie tu prowadzi ślad.- Są tam.- Kit wskazał podbródkiem sejf.- Ale zobacz, kto mnieznalazł.-Witaj, John - odezwała się miłym głosem Caroline.- Dawnosię nie widzieliśmy, prawda?John zwrócił się ku niej gwałtownie - i znieruchomiał.Stał jakskamieniały i patrzył na Caroline.Twarz miał nieodgadnionąJeszcze chwila, a Kit zacząłby się o niego martwić, tak niesamowite były ten bezruch i to milczenie.I wtedy John się odezwał.- Czy dokumenty obciążają Morleya? - spytał, odwracając spojrzenie od Caroline.- Sam zobacz.John minął skrępowaną Caroline i milczącą Susannę i nie patrzącna żadną z nich, podszedł do sejfu.W miarę jak przerzucał papiery,twarz poważniała mu coraz bardziej.-Wpadłem po drodze na takiego jednego.Bob mu na imię.związałem go - mówił nieobecnym głosem, wciąż czytając dokumenty.- Myślę, że się przyda, kiedy przyjdzie do udowodnieniaMorleyowi winy.Może zechcesz kogoś po niego posłać? - Nie przerywał czytania.- Myślę, że to, co tu mamy, wystarczy, żeby wisiał - powiedziałKit.- To znaczy, Morley, rzecz jasna.Plus zeznania pana Avery'ego--Fincha, o ile zgodzi się wystąpić jako świadek.- Tak.rzeczywiście na to wygląda - mruknął John, odkładającostatni dokument.- Czemu więc nie puścisz Caroline?19 Piękna i szpieg 289Kit miał wrażenie, że się przesłyszał.- Proszę?-Masz tu dosyć dowodów, żeby Morleya powiesili za zdradę- powiedział spokojnie John.- Pozwól więc Caroline odejść.Kit wpatrywał się w urodziwą twarz Johna i miał wrażenie, żemówi to ktoś inny, nie on.-John, czyś ty oszalał? %7łartujesz sobie, prawda? Przecież onaw tym wszystkim brała udział.Ona pomogła zamordować ojcaSusanny, zniszczyć jej rodzinę.a teraz przystawiła jej pistolet doskroni, jeśli cię dziwi, dlaczego ją związałem.To dzięki niej zostały zdobyte wszystkie te informacje, które trzymasz w ręce.Ona jestzdrajczynią, John.Zdradziła swój kraj, tak samo jak Morley.Caroline uniosła lekko brwi, słysząc tę charakterystykę, ale milczała [ Pobierz całość w formacie PDF ]