Pokrewne
- Strona Główna
- Roberts Nora Marzenia 01 Smiale marzenia
- Roberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzenia
- Robert Pozen Too Big to Save How to Fix the U.S. Financial System (2009)
- Nora Roberts Czas niepamięci [Księżniczka i tajny agent] DZIEDZICTWO 01
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Nora Roberts Gocinne występy [Ksišżę i artystka] DZIEDZICTWO 02
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia
- Robert Cialdini Wywieranie wplywu na ludzi. Teoria i praktyka
- Robert Dallek Lyndon B. Johnson, Portrait of a President (2004)
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pustapelnia.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znajdowali się na czymś w rodzaju podwyższonej platformy wewnątrz wielkiego tunelu.Tunel był wykuty w skale, zdawał się ciągnąć głęboko pod ziemią, oba jego końce niknęły w ciemnościach.Dnem tunelu biegły stare wąskie tory, spękane i pokryte grubą warstwą rdzy.Jedyne światło pochodziło od kilku grubych świec, wetkniętych w równie zardzewiałe obejmy na ścianach.Odzyskawszy pełną ostrość widzenia, Fontine skoncentrował się na stojącym naprzeciwko mężczyźnie.Miał na sobie czarne ubranie, pod brodą jaśniała mu biała koloratka duchownego.Był zupełnie łysy, ale nie z powodu wieku — nie mógł mieć więcej niż czterdzieści pięć, pięćdziesiąt lat.Miał gładko wygoloną głowę, szczupłe ciało i twarz ascety.Obok niego stał tamten wartownik w mundurze Wehrmachtu.Dwaj Grecy przebrani za niemieckich oficerów trzymali straż przy żelaznej furcie w lewej ścianie, zwróceni twarzami do tunelu.Milczenie przerwał duchowny.— Jechaliśmy pańskim śladem od Montbeliard.Jesteśmy tysiące kilometrów od Londynu.Tutaj Anglicy pana nie ochronią.Mamy szlaki przerzutowe na południe, o których oni nie mają pojęcia.— Anglicy? — Fontine wpatrywał się w mnicha, próbując się w tym wszystkim połapać.— Przecież wy jesteście z zakonu Ksenopy.— Owszem.— To dlaczego walczycie z Anglikami?— Bo Brevourt jest kłamcą! Złamał dane nam słowo!— Brevourt? — powtórzył Victor w zupełnym oszołomieniu.To nie miało najmniejszego sensu.— Chyba oszaleliście! Wszystko, absolutnie wszystko, co robił, robił w waszym imieniu! Dla was!— Nie dla nas.Dla Anglii.On chce odnaleźć urnę dla Anglii! Churchill tego żąda.To broń potężniejsza niż setka armii, i oni dobrze o tym wiedzą! Nigdy więcej byśmy jej nie ujrzeli! — Mnich mówił z nieskrywaną furią, jego oczy ciskały błyskawice.— Naprawdę tak sądzicie?— Niech pan nie będzie durniem! — prychnął pogardliwie ksenopita.— Tak jak Brevourt złamał, swoje słowo, tak my złamaliśmy kod Maginot.Przejęliśmy wiele depesz, rozmów pomiędzy.powiedzmy, zainteresowanymi stronami.— To szaleństwo! — Fontine próbował zebrać myśli.Anthony Brevourt rozpłynął się w cieniu; od miesięcy nie było żadnych wieści ani od niego, ani o nim.— Mówi pan, że śledziliście mnie od Montbeliard.Po co? Ja nie mam tego, czego szukacie! Nigdy nie miałem! Nic nie wiem o tym przeklętym pociągu!— Mihailović panu uwierzył — powiedział cicho zakonnik.— Ja nie.— Petridas.— Victorowi stanął przed oczami widok młodego mnicha, nieledwie dziecka, odbierającego sobie życie na skalnej półce w Loch Torridon.— On nie miał na imię Petridas.— To wy go zabiliście! — zawołał Fontine.— Jesteście nie mniej winni, niż gdybyście sami pociągnęli za spust! Jesteście obłąkani! Wszyscy, co do jednego!— Nie wykonał swego zadania.Wiedział, jak w takiej sytuacji należy postąpić.To było zrozumiałe samo przez się.— Jesteście chorzy! Zarażacie każdego, kogo dotkniecie.Możecie mi wierzyć albo nie, ale mówię wam po raz ostatni: nie otrzymałem informacji, o którą wam chodzi!— Kłamie pan!— Jesteście obłąkani!— To dlaczego wybrał się pan w tę podróż z Lubokiem? No, niech mi pan odpowie na to pytanie, panie Fontini-Cristi! Dlaczego z Lubokiem?Victor skulił się w sobie; szok wywołany wymówieniem nazwiska Luboka kazał mu się mocniej wtulić w kamienną ścianę.— Lubok? — szepnął z niedowierzaniem.— Jeśli wiecie, jakie ma zadanie, to musicie znać odpowiedź.— “Loch Torridon"? — spytał z sarkazmem mnich.— Do wyjazdu z Montbeliard nigdy w życiu nie słyszałem jego nazwiska.Wiem tylko, że robi, co do niego należy.Jest Żydem i.i podejmuje ogromne ryzyko.— On pracuje dla Rzymu! — ryknął ksenopita.— Przekazuje im propozycje! Pańskie propozycje!Victor zaniemówił; jego osłupienie było tak kompletne, że zbrakło mu słów.— Przedziwny zbieg okoliczności, prawda? — ciągnął dalej mnich niskim świdrującym tonem.— Ze wszystkich przewodników w całej okupowanej Europie wybór padł właśnie na Luboka, który nagle zjawia się w Montbeliard przez najczystszy przypadek.I pan chce, żebym w to uwierzył?— Niech pan wierzy w to, co pan chce.To czyste szaleństwo.— To zdrada! — ryknął znów pełnym głosem mnich, odrywając się o kilka kroków od ściany.— Zboczeniec, który może złapać za słuchawkę i zaszantażować pół Berlina! A co najbardziej odrażające — dla pana — łajdak pracujący dla tego potwora.— Fontine! Padnij!— dobiegł z czarnej czeluści tunelu świdrujący rozkaz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Znajdowali się na czymś w rodzaju podwyższonej platformy wewnątrz wielkiego tunelu.Tunel był wykuty w skale, zdawał się ciągnąć głęboko pod ziemią, oba jego końce niknęły w ciemnościach.Dnem tunelu biegły stare wąskie tory, spękane i pokryte grubą warstwą rdzy.Jedyne światło pochodziło od kilku grubych świec, wetkniętych w równie zardzewiałe obejmy na ścianach.Odzyskawszy pełną ostrość widzenia, Fontine skoncentrował się na stojącym naprzeciwko mężczyźnie.Miał na sobie czarne ubranie, pod brodą jaśniała mu biała koloratka duchownego.Był zupełnie łysy, ale nie z powodu wieku — nie mógł mieć więcej niż czterdzieści pięć, pięćdziesiąt lat.Miał gładko wygoloną głowę, szczupłe ciało i twarz ascety.Obok niego stał tamten wartownik w mundurze Wehrmachtu.Dwaj Grecy przebrani za niemieckich oficerów trzymali straż przy żelaznej furcie w lewej ścianie, zwróceni twarzami do tunelu.Milczenie przerwał duchowny.— Jechaliśmy pańskim śladem od Montbeliard.Jesteśmy tysiące kilometrów od Londynu.Tutaj Anglicy pana nie ochronią.Mamy szlaki przerzutowe na południe, o których oni nie mają pojęcia.— Anglicy? — Fontine wpatrywał się w mnicha, próbując się w tym wszystkim połapać.— Przecież wy jesteście z zakonu Ksenopy.— Owszem.— To dlaczego walczycie z Anglikami?— Bo Brevourt jest kłamcą! Złamał dane nam słowo!— Brevourt? — powtórzył Victor w zupełnym oszołomieniu.To nie miało najmniejszego sensu.— Chyba oszaleliście! Wszystko, absolutnie wszystko, co robił, robił w waszym imieniu! Dla was!— Nie dla nas.Dla Anglii.On chce odnaleźć urnę dla Anglii! Churchill tego żąda.To broń potężniejsza niż setka armii, i oni dobrze o tym wiedzą! Nigdy więcej byśmy jej nie ujrzeli! — Mnich mówił z nieskrywaną furią, jego oczy ciskały błyskawice.— Naprawdę tak sądzicie?— Niech pan nie będzie durniem! — prychnął pogardliwie ksenopita.— Tak jak Brevourt złamał, swoje słowo, tak my złamaliśmy kod Maginot.Przejęliśmy wiele depesz, rozmów pomiędzy.powiedzmy, zainteresowanymi stronami.— To szaleństwo! — Fontine próbował zebrać myśli.Anthony Brevourt rozpłynął się w cieniu; od miesięcy nie było żadnych wieści ani od niego, ani o nim.— Mówi pan, że śledziliście mnie od Montbeliard.Po co? Ja nie mam tego, czego szukacie! Nigdy nie miałem! Nic nie wiem o tym przeklętym pociągu!— Mihailović panu uwierzył — powiedział cicho zakonnik.— Ja nie.— Petridas.— Victorowi stanął przed oczami widok młodego mnicha, nieledwie dziecka, odbierającego sobie życie na skalnej półce w Loch Torridon.— On nie miał na imię Petridas.— To wy go zabiliście! — zawołał Fontine.— Jesteście nie mniej winni, niż gdybyście sami pociągnęli za spust! Jesteście obłąkani! Wszyscy, co do jednego!— Nie wykonał swego zadania.Wiedział, jak w takiej sytuacji należy postąpić.To było zrozumiałe samo przez się.— Jesteście chorzy! Zarażacie każdego, kogo dotkniecie.Możecie mi wierzyć albo nie, ale mówię wam po raz ostatni: nie otrzymałem informacji, o którą wam chodzi!— Kłamie pan!— Jesteście obłąkani!— To dlaczego wybrał się pan w tę podróż z Lubokiem? No, niech mi pan odpowie na to pytanie, panie Fontini-Cristi! Dlaczego z Lubokiem?Victor skulił się w sobie; szok wywołany wymówieniem nazwiska Luboka kazał mu się mocniej wtulić w kamienną ścianę.— Lubok? — szepnął z niedowierzaniem.— Jeśli wiecie, jakie ma zadanie, to musicie znać odpowiedź.— “Loch Torridon"? — spytał z sarkazmem mnich.— Do wyjazdu z Montbeliard nigdy w życiu nie słyszałem jego nazwiska.Wiem tylko, że robi, co do niego należy.Jest Żydem i.i podejmuje ogromne ryzyko.— On pracuje dla Rzymu! — ryknął ksenopita.— Przekazuje im propozycje! Pańskie propozycje!Victor zaniemówił; jego osłupienie było tak kompletne, że zbrakło mu słów.— Przedziwny zbieg okoliczności, prawda? — ciągnął dalej mnich niskim świdrującym tonem.— Ze wszystkich przewodników w całej okupowanej Europie wybór padł właśnie na Luboka, który nagle zjawia się w Montbeliard przez najczystszy przypadek.I pan chce, żebym w to uwierzył?— Niech pan wierzy w to, co pan chce.To czyste szaleństwo.— To zdrada! — ryknął znów pełnym głosem mnich, odrywając się o kilka kroków od ściany.— Zboczeniec, który może złapać za słuchawkę i zaszantażować pół Berlina! A co najbardziej odrażające — dla pana — łajdak pracujący dla tego potwora.— Fontine! Padnij!— dobiegł z czarnej czeluści tunelu świdrujący rozkaz [ Pobierz całość w formacie PDF ]