[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po pierwsze, nie zamierzał walczyć ze swoimi braćmi.Wędrowcami, i wolał schodzić z drogi tym, którzy nie mieli takich skrupułów.Po drugie zaś, łatwo było zgadnąć, że wampiry nie będą zbyt często go nachodzić, mając po drugiej stronie przełęczy pożywienie i krew “ofiar”.W związku z powyższym, Lardis opanował dwie taktyki postępowania.Jeśli chodzi o stosunki z innymi grupami Wędrowców -unikat ich, ale nie bał się starć z nimi.W każdej chwili był gotów do odparcia ataku.Wszystkich mężczyzn, a nawet młode kobiety jego szczepu przygotowywano do walki.Reagowali błyskawicznie dzięki doskonałej organizacji i skutecznie posługiwali się każdą, możliwą do zdobycia w tym świecie bronią.Wielokrotnie dawali ostrą nauczkę swym nieostrożnym wewnętrznym przeciwnikom.O Lardisie jako wodzu, zaczęły krążyć legendy.Chętnie przyjmował pod swą opiekę małe, niezależne grupy i rodziny.Nie chciał jednak, żeby jego szczep stał się zbyt wielki.Zwróciłoby to uwagę wampirów, zwiększyło śmiałość innych, łowczych grup i ograniczyło możliwość szybkiego przemieszczania się.Natomiast, zanim zdecydował, jak postępować z wampirami, musiał poznać i przeanalizować ich słabe i mocne strony.Doskonale zdawał sobie sprawę z ich fizycznej przewagi: ogromnych rozmiarów, okrucieństwa i latających potworów na ich usługach.Również z tego, że tysiące mniejszych i większych nietoperzy szpiegowały dla nich w Słonecznej Krainie.Ale potrafił wykorzystać ich słabe punkty.Po pierwsze, mogli działać przeciwko Wędrowcom tylko w nocy, i w dodatku jedynie w przerwach między walkami z innymi Lordami.Po wtóre zaś, nie mogli sobie pozwolić na zbyt długie wycieczki na drugą stronę gór.Każdy taki wypad wiązał się z groźbą zajęcia ich siedziby w Gwiezdnej Krainie przez wrogą grupę wampirów.Kolejną ich słabość stanowił fakt, że jeśli nawet było bardzo trudno ich zabić, to jednak byli śmiertelni.Lardis wiedział, w jaki sposób dobrać im się do skóry.Nie zabił jeszcze żadnego Lorda, ale dwa razy poradził sobie z aspirantami tego najbardziej zaszczytnego stanowiska.To byli synowie i adiutanci Leska Przerośniętego.Lesk wymyślił sobie, że zaatakują Lardisa tuż przed wschodem słońca, kiedy jego szczep będzie się przygotowywał do opuszczenia kryjówek.Lardis zaobserwował ich nadejście, wciągnął w walkę i pozwolił słońcu stopić ich hardość i nienaruszalność.Potem, zgodnie z odwiecznym przykazaniem, przebił ich serca kolcami z twardego drewna, odciął ich głowy i spalił ciała.Nic nie pomógł wampirom wielki wrzask, zdolny niemal poruszyć góry.Wampiry poznały jego imię i nauczyły się je szanować.Chociaż trudno im się było pogodzić z tym, że nie mogą bezkarnie grasować w Słonecznej Krainie.Więcej okoliczności sprzyjało Lardisowi.Na przykład, wampiry śmiertelnie bały się srebra.Działało ono na ich organizm podobnie jak ołów na ludzki.Lardis odkrył u zachodnich podnóży niewielkie złoża tego rzadkiego metalu.Groty strzał łuczników kazał pokryć jego cienką warstwą.Poza tym, cała broń, którą mieli do dyspozycji posmarowana była sokiem z czosnku.Jego woń mogła na wiele godzin sparaliżować wampira.Powodowała nie kończące się torsje i rozstrój nerwowy, trwający nawet kilka dni.Wszystko to nie stanowiło tajemnicy zastrzeżonej dla kręgu Lardisa.Tak naprawdę wszyscy Wędrowcy o tym wiedzieli, ale nikt poza nim nie ośmielił się wykorzystać tej wiedzy przeciwko wampirom.Lordowie stanowczo zabronili Wędrowcom używać luster z brązu, srebra i czosnku pod karą straszliwych tortur i śmierci.Lardis Lidescu nie przeląkł się jednak tych gróźb.Istniała jeszcze jedna rzecz, już poza kontrolą Lardisa, która sprzyjała mu.Gdzieś dalej, wśród najwyższych szczytów, mieszkał według legendy, tajemniczy Rezydent Ogrodu na Zachodzie.To właśnie ta legenda stała się główną przyczyną ostatniej wyprawy Lidescu.Tylko dla pozoru ogłosił, że wyrusza, aby znaleźć dla swego szczepu bezpieczniejszy teren i rzeczywiście trafił na kilka doskonałych kryjówek.Główny jego cel stanowiło jednak odszukanie Rezydenta i jego siedziby.Rozumował w sposób prosty: to, co jest złe dla wampirów, powinno być dobre dla niego.Poza tym, jak głosiły wieści, Rezydent dawał schronienie każdemu, kto ośmielił się go odszukać.Dla Lardisa nie było to jednak najważniejsze.Sam potrafił zadbać o bezpieczeństwo swych podopiecznych.Pragnął jednak, żeby Rezydent udzielił mu rad dotyczących sposobów walki z wampirami.Powędrował więc w góry, aby go odszukać - i znalazł.Powrócił teraz w samą porę, żeby uratować Zekinthę i jej nieznajomego towarzysza z piekielnego lądu.Arlek napomknął wcześniej coś o nadzwyczajnych umiejętnościach mężczyzny.Lardis pomyślał, że przybysz może stać się cennym sprzymierzeńcem.Wódz wystąpił kilka kroków na ich spotkanie.Pochwycił Zekinthę w ramiona i cmoknął ją w prawe ucho.- Zetrzyj góry! - pozdrowił ją zgodnie z panującym tu obyczajem.- Cieszę się, że jesteś cała i zdrowa, Zekintho!- Tylko.- odpowiedziała, łapiąc oddech po silnym uścisku.-Tylko dzięki niemu.- Skinęła głową w kierunku Jazza.Agenta ogarnęło śmiertelne znużenie.Ciężko zrzucił swój bagaż z obolałych pleców i rozejrzał się po spokojnej okolicy.Tu i tam kręcili się śniadoskórzy mężczyźni i kilka wilków.Pod zachodnią ścianą przełęczy wciąż płonęło wielkie ognisko.Z żółtych płomieni unosił się w niebo czarny, gęsty dym.Szczątki Arleka, jak przypuszczał.Pod skalną ścianą stało może sześciu Wędrowców, trzymających w swych mocnych ramionach duże lustra.Bezustannie penetrowali odbitymi promieniami schodzącego coraz niżej słońca północne partie przejścia.Lardis uważnie przyjrzał się agentowi przejmującym wzrokiem, w końcu jednak jego twarz rozjaśnił uśmiech.Wyciągnął w stronę przybysza rękę, a kiedy Jazz próbował uścisnąć mu dłoń, trafił na nadstawiony nadgarstek.Lardis chwycił nadgarstek Jazza.To było przywitanie Wędrowców [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl