Pokrewne
- Strona Główna
- May Peter Wyspa Lewis 2 Czlowiek z Wyspy Lewis
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- Darwin Karol O powstawaniu gatunków drogš doboru naturalnego (1)
- dumas aleksander karol szalony
- Kautsky Karol Z dziejow kosciola
- May Peter Wyspa Lewis 1 Czarny Dom
- Maslowska Dorota Wojna polsko ruska pod flaga bi (2)
- Tom Clancy Suma wszystkich strachow t.2 (3
- Richard A. Knaak WarCraft Dzien Smoka v 1.1
- 2835
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aniadka.keep
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ani Alfonso, ani Cortejo i Clarisa nie pokazywali się w pokoju chorego.Byli ciągle razem, ustawicznie się naradzając.Alfonso chciał zwrócić się do sądu, aby ustalić kuratelę, lecz Cortejo skłonił go do zwłoki, co najmniej jednodniowej.Nadszedł wieczór.O trzy kwadranse drogi od zamku, w kierunku północnowschodnim, leży wieś Loriba, w której odbył się tego dnia pogrzeb piekarza.Grabarz, mieszkający we wsi odległej od cmentarza, wykopał grób bardzo płytki i tylko małą warstwą ziemi go przysypał.Było około jedenastej wieczorem.Księżyc nie świecił, ale gwiazdy rzucały blask wystarczający, aby widzieć na odległość kilku kroków.W kierunku cmentarza szła grupka fantazyjnie ubranych ludzi.Byli to Cyganie: pięciu dorosłych i trzech chłopaków.Wyrostków pozostawiono na straży, mężczyźni przeleźli przez mur otaczający cmentarz.- Czy wiesz, który to grób? Czy się nie pomylisz, Lorro?- Nie.Wiem dobrze - brzmiała odpowiedź.Lorro był na pogrzebie piekarza, z łatwością więc odnalazł miejsce.Nie zwlekając, zabrali się do pracy.Ponieważ ziemia była miękka i sypka, więc praca poszła im szybko i składnie.Po kwadransie natrafili łopatami na trumnę.Otworzyli ją bez trudu.Lorro poświecił w oczy trupa lampą i rzekł:- Wyłaź, stary, pójdziesz z nami na spacer.Grób zasypali tak, aby nikt nie poznał, że zabrano zwłoki.Dwóch ludzi wzięło trupa na plecy i zginęło z nim w ciemnościach nocy.Chłopcy wrócili do obozu, a pozostali trzej Cyganie pośpiesznie udali się na zamek.Przybywszy na wyznaczone miejsce w parku, zastali już tam notariusza.- Czy to ty, Garbo? - zapytał.- Tak, to ja.- Czy jesteście już wszyscy?- Tak.- W takim razie chodźmy.Poprowadził Cyganów taką drogą, aby stopy ich nie pozostawiały śladów.Weszli do zamku przez te same drzwi, przez które dostał się tam Landola ze swymi ludźmi.Ponieważ nie paliło się tu żadne światło, wyciągnięto lampy.Minąwszy długi szereg nie zamieszkanych pokojów, dostali się w końcu do biblioteki zamkowej.- Zaczekajcie - rzekł Cortejo i podszedł na palcach do drzwi.Uchylił je tak, że widać było przez szparę przyległy pokój.Po chwili skinął na Garba i szepnął:- Patrz.Czy będziesz miał odwagę? Cygan przystąpił do drzwi, spojrzał i spytał:- Kiedy możemy zaczynać?- Zaraz, ale nie obudźcie kobiet.- Dobrze.Bądźcie spokojni.Hrabia spał w łóżku.Wyglądał jak nieboszczyk.Na kanapie leżały Amy i Roseta pogrążone w głębokim śnie.Były tak wyczerpane strasznymi przeżyciami całego dnia, że nie obudziły się, gdy Garbo wszedł do pokoju i zgasił lampę stojącą przy chorym.Za Garbem wsunęli się jego towarzysze.Notariusz został na straży w bibliotece.Po krótkiej chwili powrócili do niej Cyganie, niosąc na rękach bezwładne ciało.- Zamknijcie drzwi do pokoju hrabiego - powiedział Garbo.Wracali tą samą drogą, którą przyszli.Gdy dotarli do dębu, Cortejo przyglądając się nieruchomemu i bezwładnemu ciału hrabiego, zapytał:- Może umarł?- Mam takie wrażenie - odparł Garbo.- Chwyciłem go trochę za mocno.Ale to jeszcze lepiej, prawda?- Prawda - mruknął Cortejo, nie mógł jednak opanować uczucia grozy.- Wiecie, dokąd go macie zabrać?- Tak.A teraz proszę o zapłatę.- Macie pieniądze.Jestem z was zadowolony.Dobranoc.- Do zobaczenia.Cyganie się oddalili.Na skraju parku stał ukryty ręczny wózek.Ułożyli w nim hrabiego i z największą ostrożnością powieźli do obozu.Stara Zarba czekała na nich.- No i co? Udało się?- Wszystko poszło doskonale.Hrabia leży zemdlony.- Oto ubranie dla niego.Włóżcie mu je.Później zabierzesz don Manuela na ten wózek, Garbo, i wywieziesz stąd.Odpowiadasz za jego życie, pamiętaj! Tu leży nagi trup piekarza.Ubierzcie go w bieliznę hrabiego i precz z nim.Cortejo wracał do zamku, skradając się jak kot.Pomny doświadczeń, zacierał za sobą ślady miotełką, którą ukrył pod drzewem.Wszedłszy do swego pokoju, nie kładł się wcale, sądząc, że wkrótce Roseta lub Amy zbudzą się i zaczną wołać pomocy.Ale przez całą noc panowała głucha cisza i Cortejo miał nawet czas i sposobność stwierdzić już o świcie, czy udało mu się zatrzeć ślady.Sternau chciał spędzić noc u wezgłowia chorego, ale panie wymogły na nim, aby im pozwolił czuwać, widziały bowiem, jak barczo był wyczerpany [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Ani Alfonso, ani Cortejo i Clarisa nie pokazywali się w pokoju chorego.Byli ciągle razem, ustawicznie się naradzając.Alfonso chciał zwrócić się do sądu, aby ustalić kuratelę, lecz Cortejo skłonił go do zwłoki, co najmniej jednodniowej.Nadszedł wieczór.O trzy kwadranse drogi od zamku, w kierunku północnowschodnim, leży wieś Loriba, w której odbył się tego dnia pogrzeb piekarza.Grabarz, mieszkający we wsi odległej od cmentarza, wykopał grób bardzo płytki i tylko małą warstwą ziemi go przysypał.Było około jedenastej wieczorem.Księżyc nie świecił, ale gwiazdy rzucały blask wystarczający, aby widzieć na odległość kilku kroków.W kierunku cmentarza szła grupka fantazyjnie ubranych ludzi.Byli to Cyganie: pięciu dorosłych i trzech chłopaków.Wyrostków pozostawiono na straży, mężczyźni przeleźli przez mur otaczający cmentarz.- Czy wiesz, który to grób? Czy się nie pomylisz, Lorro?- Nie.Wiem dobrze - brzmiała odpowiedź.Lorro był na pogrzebie piekarza, z łatwością więc odnalazł miejsce.Nie zwlekając, zabrali się do pracy.Ponieważ ziemia była miękka i sypka, więc praca poszła im szybko i składnie.Po kwadransie natrafili łopatami na trumnę.Otworzyli ją bez trudu.Lorro poświecił w oczy trupa lampą i rzekł:- Wyłaź, stary, pójdziesz z nami na spacer.Grób zasypali tak, aby nikt nie poznał, że zabrano zwłoki.Dwóch ludzi wzięło trupa na plecy i zginęło z nim w ciemnościach nocy.Chłopcy wrócili do obozu, a pozostali trzej Cyganie pośpiesznie udali się na zamek.Przybywszy na wyznaczone miejsce w parku, zastali już tam notariusza.- Czy to ty, Garbo? - zapytał.- Tak, to ja.- Czy jesteście już wszyscy?- Tak.- W takim razie chodźmy.Poprowadził Cyganów taką drogą, aby stopy ich nie pozostawiały śladów.Weszli do zamku przez te same drzwi, przez które dostał się tam Landola ze swymi ludźmi.Ponieważ nie paliło się tu żadne światło, wyciągnięto lampy.Minąwszy długi szereg nie zamieszkanych pokojów, dostali się w końcu do biblioteki zamkowej.- Zaczekajcie - rzekł Cortejo i podszedł na palcach do drzwi.Uchylił je tak, że widać było przez szparę przyległy pokój.Po chwili skinął na Garba i szepnął:- Patrz.Czy będziesz miał odwagę? Cygan przystąpił do drzwi, spojrzał i spytał:- Kiedy możemy zaczynać?- Zaraz, ale nie obudźcie kobiet.- Dobrze.Bądźcie spokojni.Hrabia spał w łóżku.Wyglądał jak nieboszczyk.Na kanapie leżały Amy i Roseta pogrążone w głębokim śnie.Były tak wyczerpane strasznymi przeżyciami całego dnia, że nie obudziły się, gdy Garbo wszedł do pokoju i zgasił lampę stojącą przy chorym.Za Garbem wsunęli się jego towarzysze.Notariusz został na straży w bibliotece.Po krótkiej chwili powrócili do niej Cyganie, niosąc na rękach bezwładne ciało.- Zamknijcie drzwi do pokoju hrabiego - powiedział Garbo.Wracali tą samą drogą, którą przyszli.Gdy dotarli do dębu, Cortejo przyglądając się nieruchomemu i bezwładnemu ciału hrabiego, zapytał:- Może umarł?- Mam takie wrażenie - odparł Garbo.- Chwyciłem go trochę za mocno.Ale to jeszcze lepiej, prawda?- Prawda - mruknął Cortejo, nie mógł jednak opanować uczucia grozy.- Wiecie, dokąd go macie zabrać?- Tak.A teraz proszę o zapłatę.- Macie pieniądze.Jestem z was zadowolony.Dobranoc.- Do zobaczenia.Cyganie się oddalili.Na skraju parku stał ukryty ręczny wózek.Ułożyli w nim hrabiego i z największą ostrożnością powieźli do obozu.Stara Zarba czekała na nich.- No i co? Udało się?- Wszystko poszło doskonale.Hrabia leży zemdlony.- Oto ubranie dla niego.Włóżcie mu je.Później zabierzesz don Manuela na ten wózek, Garbo, i wywieziesz stąd.Odpowiadasz za jego życie, pamiętaj! Tu leży nagi trup piekarza.Ubierzcie go w bieliznę hrabiego i precz z nim.Cortejo wracał do zamku, skradając się jak kot.Pomny doświadczeń, zacierał za sobą ślady miotełką, którą ukrył pod drzewem.Wszedłszy do swego pokoju, nie kładł się wcale, sądząc, że wkrótce Roseta lub Amy zbudzą się i zaczną wołać pomocy.Ale przez całą noc panowała głucha cisza i Cortejo miał nawet czas i sposobność stwierdzić już o świcie, czy udało mu się zatrzeć ślady.Sternau chciał spędzić noc u wezgłowia chorego, ale panie wymogły na nim, aby im pozwolił czuwać, widziały bowiem, jak barczo był wyczerpany [ Pobierz całość w formacie PDF ]