[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W stosunkowo krótkim czasie z wielkiej sali wyniesiono wszystkie symbole władzy i przemeblowano ją, tworząc z niej tymczasowe mieszkanie dla dwudziestu jeden gryfów.Okazało się to o wiele łatwiejsze, niż sądziła.Pamiętając o tym, co robili Treyvan i Hydona, Elspeth przejrzała z sierżantem listę magazy­nów i artykułów, które mieli w nadmiarze - znaleźli ich tyle, by zapewnić gryfom minimum komfortu.Potem rozkazała żołnie­rzom wynieść wszystkie meble.Posłała po teatralne kurtyny i malowane draperie, które miały ochronić komnatę przed prze­ciągami; na posadzce rozłożono barwne kobierce.Kiedy roz­wieszono kotary, przyniesiono wszystkie zbędne kołdry i pierzyny, tworząc dwadzieścia jeden gniazd przykrytych tak wieloma grubymi kocami i pledami, ilu potrzebował gryf.Dwadzieścia posłań ułożono pod ścianami, zaś dwudzieste pierwsze na podwyższeniu; oddzielono je pośpiesznie zasłonami, które po zaciągnięciu upodabniały niszę do małej komnaty.Nie zapew­niało to zbyt dużej prywatności, ale wskazywało na dobre zamia­ry, a jeśli Tashiketh wolał widzieć swych towarzyszy, nie musiał zasłaniać kotary.Największe kuchenne sagany, jakie udało się znaleźć, napeł­niono świeżą wodą do picia i przyniesiono do komnaty; obok na stołach ustawiono wielkie wazy na wypadek, gdyby gryfy wolały pić z mniejszych naczyń, a nie zanurzać w wodzie całych ogrom­nych dziobów.W ten sposób rozwiązali problem picia; Elspeth powiedziała kucharzowi, jakie rodzaje surowego mięsa, drobiu i ryb najbardziej odpowiadają gustom gości.Kiedy skończyli, sala wyglądała niecodziennie, ale - co dziwne - nie sprawiała wrażenia zaniedbanej.Kotary w kolorowe wzory, rozdzielone aksamitnymi gładkimi zasłonami, nieoczekiwanie harmonizo­wały z różnobarwnymi kobiercami, dywanami i chodnikami zaścielającymi podłogę i posłania; całość sprawiała wrażenie bardzo luksusowego namiotu.- Jesteśmy gotowi - powiedziała Elspeth do Mrocznego Wia­tru, kiedy ostatni stolarz wyniósł drabinę i narzędzia, a służba kuchenna zaczęła wnosić połcie wołowiny i kosze ryb.- Świetnie, bo już nie mam im nic do pokazania, a wątpię, by choćby z grzeczności okazali zainteresowanie latrynami i ma­gazynami - Mroczny Wiatr wydawał się mocno rozbawiony; Elspeth miała wrażenie, że spodobało mu się towarzystwo Tashiketha.Sama również wyszła, pozostawiając młodego seneszala, by czynił honory domu w imieniu Tremane'a; zdecydowała się opowiedzieć królowi o tym, czego dokonała na własną rękę.Jednak ktoś już po niego poszedł, gdyż spotkali się w drzwiach, razem ze swymi orszakami.Tremane obejrzał nowo urządzoną komnatę ze zdziwieniem i wielką ulgą.- Dzięki, heroldzie Elspeth - odezwał się gorąco.- Ja zapewne rozkazałbym stolarzom ustawić ogromne żerdzie i słup­ki, albo coś w tym rodzaju - co nie byłoby katastrofą, ale opóźniłoby wszystko, a Tashiketh musiałby wyjaśnić, czego naprawdę potrzebują.Jednak czy będzie tu wystarczająco ciepło? - dodał, patrząc niepewnie na zasłony.- W tej sali panują przeciągi.- Będzie dobrze - odparła.- Pióra chronią je przed zimnem tak, jak nas zimowe płaszcze; muszą jedynie wystrzegać się naprawdę wielkiego zimna i silnych przeciągów.Przed tym osłonią je kotary, a do snu gryfy mogą owinąć się w koce.Każ tylko przynieść piecyki, do których ktoś będzie dorzucał węgla, i wszystko będzie dobrze.Będą również potrzebować jednego z twych uzdrowicieli - dobrego, odważnego człowieka, który zechce im pomóc i nie będzie się ich bał - oraz ze czterech służących do posług, pilnowania piecyków i na posyłki.- Uzdrowiciel? - zapytał Tremane zaskoczony, dając znak jednemu z adiutantów.- Dlaczego uzdrowiciel? Mnie wydają się zdrowe.- Gryfy mają swoje słabe i mocne strony; te, które znam, zawsze starają się mieć w pobliżu specjalnie przeszkolonego pomocnika, który dba o ich zdrowie - wyjaśniła.- Najbardziej podobny do niego jest uzdrowiciel; Tashiketh na pewno z chęcią wyjaśni mu, czego potrzebują - kaszlnęła, zasłaniając dłonią twarz.- Chyba najtrudniejsze będzie znalezienie uzdrowiciela i służących na tyle odważnych, by przyszli opiekować się “po­tworami”.Tremane odpowiedział jej uśmiechem.- Nie tak trudne, jak przypuszczasz, Elspeth z Valdemaru - odparł swobodnie.- My z Imperium jesteśmy ulepieni z twardszej gliny, niż na to wygląda.I rzeczywiście; do opieki nad gryfami zgłosiło się aż dwóch uzdrowicieli, którzy chcieli ich poznać.Nie było również kłopotu z ochotnikami do służenia ambasadorowi i jego eskorcie.Kiedy tylko Tashiketh i jego towarzysze rozgościli się, ogłosili, że są zachwyceni, po czym zjedli kolację.Uzdrowiciel i służba już czekali na ich rozkazy.Tashiketh był zaskoczony i zadowolony z widoku kwatery - można to było dostrzec, jeśli wiedziało się, czego szukać; jeszcze bardziej zaskoczyła go i ucieszyła gościnność gospodarzy.Zaraz po posiłku podziękował przyszłym trondi'irn i trzem z czterech służących, mówiąc, że teraz potrzebują odpoczynku.Czwartego służącego poprosił o pozostanie, by pilnował piecyków i pomógł gryfom, gdyby czegoś w nocy potrzebowały.Mężczyzna nie miał nic przeciwko temu.Pozostała trójka rozgościła się w niszy w korytarzu obok i wyjęła nieodłączne kości.- Czy naprawdę będą spać? - zapytał Tremane Mroczny Wiatr, kiedy razem z orszakiem wyszli, zostawiając gryfy.- Zapewne tak - odpowiedział Sokoli Brat.- Nawet biorąc pod uwagę to, że leciały całą drogę, w bardzo krótkim czasie przemierzyły naprawdę dużą odległość, żeby się do nas dostać.Sądząc z ilości, jakie zjadły, będą spać jak zabite do późnego ranka.Tremane przeciągnął dłonią po łysiejącej głowie; przez chwi­lę w ogóle nie wyglądał na króla.- Myślałem, że nagłe obdarzenie mnie zmysłem ziemi to rzecz kłopotliwa - powiedział powoli, ze szczerym zdziwie­niem.- One są wielkie i nie przypominają niczego, co znam.Co mam teraz robić? Jak je traktować?- Zjesz kolację z Elspeth i ze mną, i po prostu przyjmiesz je jak innych zagranicznych ambasadorów - poradził Mroczny Wiatr.- Owszem, to wielki zaszczyt.Po raz pierwszy Iftel wysłał jako posłów nie-ludzi.Dla nich jest to równie trudne, jak dla nas.Może nie jesteś przyzwyczajony do posłów-gryfów, ale one też nie są przyzwyczajone do tego, że są ambasadorami.Tremane przez chwilę patrzył na niego dziwnie, po czym roześmiał się.A jeśli nawet w jego śmiechu zabrzmiała nutka histerii, Elspeth nie mogła go za to winić.Ludzie Tremane'a przedzierali się przez śnieg, ciągnąc pa­kunki, ładując je na sanie i prowadząc zwierzęta pociągowe.Mroczny Wiatr szedł z Tashikethem i jego nieodłącznymi straż­nikami, w olbrzymim tłoku, często przystając, by przepuście kogoś [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl