Pokrewne
- Strona Główna
- Borges Jorge Luis Opowiadania ze zbioru Ksiega pi
- Sawicka Wioletta (tom 2) Bedzie dobrze kotku
- Ziemia obiecana Reymont
- Follet Ken Wejsc miedzy lwy
- Andre Norton Opowiesci ze Swiata Czarownic t (3)
- SCARROW, Alex TIME RIDERS 3 Kod Apokalipsy
- Corel DRAW (4)
- Makuszynski Kornel Kartki z kalendarza (SCAN dal 1
- Lapidus Jens Szybki cash
- Borland C Builder 6 Book
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oh-seriously.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chłopiec wierzgał, krzyczał, by go puścili, i klął na zbira.Zciągnęli mu pończo-chy, Felip złapał jego członek i zaczął go masturbować.Zebrała się grupka ciekawskich, którzyobserwowali całą scenę.Niektórzy byli poważni, inni się śmiali, ale nikt się nie wtrącił. Patrz, co ma, %7łydówko mówił do dziewczyny. To dla ciebie.Przyciągnęli ją bliżej.Znalazła się naprzeciwko Joana.Zamknęła oczy i kręciła głową, prosząc, by ich zostawili.Felippotrząsał dalej sflaczałym członkiem, mocno, aż sprawiał ból, i mówił: Widzicie? Przecież on nie może! Wiedzma musiała na niego spojrzeć swoim szklanymokiem.Jak taki zniewieściały eunuch może ośmielać mi się przeciwstawiać? Zostaw go, Felipie, już dość powiedział Lluis.Reszta grupy go poparła. Dobrze, zostawię go, ale jeszcze czegoś go nauczę.Uderzył znów w twarz, brzuch, genitalia.Gdy Joan padł wykończony, osiłek złapał go zawłosy i spytał: Nauczyłeś się być mi posłuszny?Joan skinął głową.Wtedy puścił go, obmacał Annę, po czym rozkazał: Puśćcie %7łydówkę.Zrobili to, ale wcześniej dotknęło jej wiele rąk.Dziewczyna zniosła to, nie skarżąc się,a gdy odeszli, pobiegła do studni zamoczyć chusteczkę, obmyć rany Joana.Potem pomogła musię ubrać.Chłopak czuł się pohańbiony.Rany na ciele były niczym w porównaniu z plamami nahonorze. Przykro mi, że nie byłem w stanie was obronić wymamrotał, nim wydał z siebie gorz-ki szloch, z wściekłości, ze smutku, wstydu.Pocieszyła go. Okazaliście wielką odwagę rzekła, z oczami mokrymi od łez.Dla Joana był to najlepszy w świecie lek.Wstał z jej pomocą. Muszę wracać szepnęła. Jak ojciec się dowie, zamknie mnie. Nie, proszę! zawołał Joan. Przykro mi.Ale jeśli zdołam wyjść, przyjdę znów do studni.Joan wiedział, że Felipa już nic nie powstrzyma.Kiedy będzie miał okazję, znów ją wy-korzysta. Nie, nie przychodzcie do studni powiedział. Pójdę w pobliże sklepu waszego ojca,ale będę ostrożny, żeby mnie nie zobaczył. Muszę iść powtórzyła. Idzcie z Bogiem. Ja też dodała. Co też? Też was kocham.I pobiegła.Joan, utykając, wrócił do pracowni.Rany były nieważne.Serce wesoło galo-powało mu w piersi.Gdy wszedł, uczniowie spojrzeli na niego wyczekująco, a mistrzowie i właściciel byli za-skoczeni. Co ci się stało? spytał pan Corró, widząc go w takim stanie. Upadłem odpowiedział.To była właściwa odpowiedz w podobnych sytuacjach.Wśród uczniów panowała zmowa milczenia.Więcej nikt się nie dopytywał.Wszyscy wiedzieli, że to nieprawda.Jedynym, który nieodpuszczał, był Felip. Upadłeś, chłopie pańszczyzniany? zapytał drwiąco.35Trzydziestego września księgarze obchodzili święto swego patrona, świętego Hieronima.Dzień był wolny od pracy.Państwo Corrowie razem ze swymi pracownikami udali się na mszędo kościoła Trójcy Zwiętej na placu o tej samej nazwie.Kościół mieścił się na miejscu starej sy-nagogi spalonej podczas napadu na dzielnicę żydowską i został wzniesiony w roku 1394 przezbractwo konwertytów.Tego roku w powietrzu unosiła się trwoga i niepokój.Nie było rzeczązwyczajną, by księgarze zbierali się w kościele konwertytów.Wielu nimi było i to nad nimi wi-siała grozba inkwizycji.Po mszy państwo Corrowie wraz z domownikami zasiedli do uczty na cześć świętego pa-trona.Na podwórzu ustawiono długi stół, przy którym usiedli Ramón Corró, jego małżonka Jo-ana, mistrzowie, uczniowie i nawet Abdala, choć był muzułmaninem.Wszystkim dopisywał hu-mor, rozlegały się śmiechy, wznoszono toasty na cześć świętego.Ale nawet w tych okolicz-nościach Joan nie zaznał spokoju od docinków Felipa.Potem chłopiec poszedł do klasztoru Zwiętej Anny odwiedzić brata.Było pięknepopołudnie i miał ochotę przejść się po mieście.Gabriel dowiedział się, że w warsztacie w Ravalodlewano wielki dzwon, i poprosił Joana, aby wybrał się z nim go zobaczyć.Wciąż fascynowałygo dzwony.Nie mieli daleko i Joan uznał, że ciekawie byłoby przyjrzeć się pracy cechu tak innegoniż księgarze.Działalność metalurgiczna Barcelony rozwinęła się po drugiej stronie Rambli,w dzielnicy, którą wzniesiono za drugimi murami miejskimi, teraz chronionej przez trzecie mury [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Chłopiec wierzgał, krzyczał, by go puścili, i klął na zbira.Zciągnęli mu pończo-chy, Felip złapał jego członek i zaczął go masturbować.Zebrała się grupka ciekawskich, którzyobserwowali całą scenę.Niektórzy byli poważni, inni się śmiali, ale nikt się nie wtrącił. Patrz, co ma, %7łydówko mówił do dziewczyny. To dla ciebie.Przyciągnęli ją bliżej.Znalazła się naprzeciwko Joana.Zamknęła oczy i kręciła głową, prosząc, by ich zostawili.Felippotrząsał dalej sflaczałym członkiem, mocno, aż sprawiał ból, i mówił: Widzicie? Przecież on nie może! Wiedzma musiała na niego spojrzeć swoim szklanymokiem.Jak taki zniewieściały eunuch może ośmielać mi się przeciwstawiać? Zostaw go, Felipie, już dość powiedział Lluis.Reszta grupy go poparła. Dobrze, zostawię go, ale jeszcze czegoś go nauczę.Uderzył znów w twarz, brzuch, genitalia.Gdy Joan padł wykończony, osiłek złapał go zawłosy i spytał: Nauczyłeś się być mi posłuszny?Joan skinął głową.Wtedy puścił go, obmacał Annę, po czym rozkazał: Puśćcie %7łydówkę.Zrobili to, ale wcześniej dotknęło jej wiele rąk.Dziewczyna zniosła to, nie skarżąc się,a gdy odeszli, pobiegła do studni zamoczyć chusteczkę, obmyć rany Joana.Potem pomogła musię ubrać.Chłopak czuł się pohańbiony.Rany na ciele były niczym w porównaniu z plamami nahonorze. Przykro mi, że nie byłem w stanie was obronić wymamrotał, nim wydał z siebie gorz-ki szloch, z wściekłości, ze smutku, wstydu.Pocieszyła go. Okazaliście wielką odwagę rzekła, z oczami mokrymi od łez.Dla Joana był to najlepszy w świecie lek.Wstał z jej pomocą. Muszę wracać szepnęła. Jak ojciec się dowie, zamknie mnie. Nie, proszę! zawołał Joan. Przykro mi.Ale jeśli zdołam wyjść, przyjdę znów do studni.Joan wiedział, że Felipa już nic nie powstrzyma.Kiedy będzie miał okazję, znów ją wy-korzysta. Nie, nie przychodzcie do studni powiedział. Pójdę w pobliże sklepu waszego ojca,ale będę ostrożny, żeby mnie nie zobaczył. Muszę iść powtórzyła. Idzcie z Bogiem. Ja też dodała. Co też? Też was kocham.I pobiegła.Joan, utykając, wrócił do pracowni.Rany były nieważne.Serce wesoło galo-powało mu w piersi.Gdy wszedł, uczniowie spojrzeli na niego wyczekująco, a mistrzowie i właściciel byli za-skoczeni. Co ci się stało? spytał pan Corró, widząc go w takim stanie. Upadłem odpowiedział.To była właściwa odpowiedz w podobnych sytuacjach.Wśród uczniów panowała zmowa milczenia.Więcej nikt się nie dopytywał.Wszyscy wiedzieli, że to nieprawda.Jedynym, który nieodpuszczał, był Felip. Upadłeś, chłopie pańszczyzniany? zapytał drwiąco.35Trzydziestego września księgarze obchodzili święto swego patrona, świętego Hieronima.Dzień był wolny od pracy.Państwo Corrowie razem ze swymi pracownikami udali się na mszędo kościoła Trójcy Zwiętej na placu o tej samej nazwie.Kościół mieścił się na miejscu starej sy-nagogi spalonej podczas napadu na dzielnicę żydowską i został wzniesiony w roku 1394 przezbractwo konwertytów.Tego roku w powietrzu unosiła się trwoga i niepokój.Nie było rzeczązwyczajną, by księgarze zbierali się w kościele konwertytów.Wielu nimi było i to nad nimi wi-siała grozba inkwizycji.Po mszy państwo Corrowie wraz z domownikami zasiedli do uczty na cześć świętego pa-trona.Na podwórzu ustawiono długi stół, przy którym usiedli Ramón Corró, jego małżonka Jo-ana, mistrzowie, uczniowie i nawet Abdala, choć był muzułmaninem.Wszystkim dopisywał hu-mor, rozlegały się śmiechy, wznoszono toasty na cześć świętego.Ale nawet w tych okolicz-nościach Joan nie zaznał spokoju od docinków Felipa.Potem chłopiec poszedł do klasztoru Zwiętej Anny odwiedzić brata.Było pięknepopołudnie i miał ochotę przejść się po mieście.Gabriel dowiedział się, że w warsztacie w Ravalodlewano wielki dzwon, i poprosił Joana, aby wybrał się z nim go zobaczyć.Wciąż fascynowałygo dzwony.Nie mieli daleko i Joan uznał, że ciekawie byłoby przyjrzeć się pracy cechu tak innegoniż księgarze.Działalność metalurgiczna Barcelony rozwinęła się po drugiej stronie Rambli,w dzielnicy, którą wzniesiono za drugimi murami miejskimi, teraz chronionej przez trzecie mury [ Pobierz całość w formacie PDF ]