Pokrewne
- Strona Główna
- Ken Kesey Lot Nad Kukulczym Gniazdem
- Kesey Ken Lot nad kukulczym gniazdem
- McClure Ken Czerwona zima
- McClure Ken Zaraza
- McClure Ken Dawca
- finanse miedzynarodowe
- Miedzynarodowy Zyd
- NieÂśmiałoÂść. Jak się jej pozbyć Aleksander Łamek full
- ARONSON&WILSON&AKERT Psychologia Społeczna
- Fermenty t. 1 i 2 Reymont W.
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aniusiaczek.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozwalają go.Pytają następnego.Znalezienie ochotnika nietrwa zwykle długo.Jedna z grup próbowała przeczesać przydzieloną im trasę z powietrza, ale eks-peryment się nie powiódł.Tymi szlakami trudno było posuwać się pieszo, a prze-lecieć nad nimi nie dało się w ogóle.Co więcej, żaden z przewodników nie latałnigdy dotąd samolotem, nowe przeżycie całkowicie ich dezorientowało.Tak wiecwszystkie grupy pościgowe ruszyły piechotą, w tym niektóre z zarekwirowanymikońmi dzwigającymi ich bagaż.Jean-Pierre nie spodziewał się już tego ranka żadnych nowych wiadomości,gdyż zbiegowie mieli nad pościgiem cały dzień przewagi.%7łołnierze na pewnojednak będą się posuwać szybciej niż Jane, zwłaszcza że ta niesie Chantal.Każda myśl o Chantal wywoływała w nim wyrzuty sumienia.Wściekłość,w jaką wprawiały go poczynania żony, córeczki już nie obejmowała, a przecieżdziecko cierpiało, wiedział to na pewno całodzienne marsze, przeprawy przezprzełęcze wysoko ponad linią wiecznego śniegu, podmuchy lodowatych wichrów.Znów przyszło mu na myśl prześladujące go w ostatnim okresie pytanie, co253będzie, jeśli Jane umrze, a Chantal pozostanie przy życiu.Wyobraził sobie poj-manie uciekającego samotnie Ellisa; znalezione w drodze powrotnej jakąś milęod tego miejsca martwe i zimne ciało Jane z cudem ocalałym dzieckiem w ramio-nach.Wróciłbym do Paryża jako postać tragiczna i romantyczna zarazem, marzyłJean-Pierre: wdowiec z córeczką, weteran wojny afgańskiej.Ale by mnie po-dziwiali! Jestem idealnie przygotowany do wychowywania dziecka.Jakaż ścisławiez powstałaby między nami, kiedy byłaby już starsza.Oczywiście musiałbymwynająć nianię, ale zadbałbym już o to, żeby nie zajęła w sercu dziecka miejscamatki.Nie, ja byłbym dla niej i ojcem, i matką.Im więcej o tym myślał, tym bardziej był wściekły, że Jane wystawia życieChantal na niebezpieczeństwo.Zabierając dziecko na taką eskapadę z całą pewno-ścią traciła wszelkie prawa rodzicielskie.Przypuszczał, że w europejskim sądziezdołałby na tej podstawie uzyskać wyrok odbierający jej dziecko.Słońce chyliło się ku zachodowi i Anatolija ogarniało coraz większe znudze-nie, a Jean-Pierre a zdenerwowanie.Obaj byli rozdrażnieni.Anatolij nawiązywałdługie rozmowy po rosyjsku z innymi oficerami, którzy wchodzili do małego, śle-pego pomieszczenia i ich nie kończąca się gadanina działała Jean-Pierre owi nanerwy.Z początku Anatolij tłumaczył mu wszystkie radiowe meldunki, jakie na-pływały od grup pościgowych, ale teraz kwitował każdy jedynie krótkim stwier-dzeniem Nic.Jean-Pierre wykreślał trasy grup na zestawie map, czerwonymiszpilkami oznaczając miejsca, w których się znajdowały, ale pod wieczór grupyposuwały się już szlakami i korytami wyschniętych rzek, których nie było na ma-pach, a jeśli nawet podawały swoje położenie w meldunkach radiowych, Anatolijmu tego nie przekazywał.O zmierzchu grupy pościgowe rozbiły obozy, nie zgłaszając natrafienia najakikolwiek ślad zbiegów.Zcigających poinstruowano, by wypytywali mieszkań-ców mijanych wiosek.Jak dotąd wieśniacy twierdzili, że nie widzieli żadnychobcych.Nie było to zaskakujące, gdyż pościg znajdował się wciąż na terenie Do-liny Pięciu Lwów, na podejściach do wielkich przełęczy wiodących do Nurystanu.Wypytywani tubylcy byli przeważnie lojalni Masudowi i pomaganie Rosjanomuchodziło wśród nich za zdradę.Jutro, kiedy grupy pościgowe wkroczą do Nury-stanu, tamtejsi ludzie będą bardziej skorzy do współpracy.Kiedy o zmroku opuścili z Anatolijem biuro i szli przez betonową płytę lotni-ska w kierunku kantyny, Jean-Pierre a ogarnęło zniechęcenie.Zjedli marny obiadskładający się z puszkowanych kiełbasek i odgrzewanych tłuczonych ziemniaków,po którym Anatolij poszedł na wódkę z jakimiś zaprzyjaznionymi oficerami, zo-stawiając Jean-Pierre a pod opieką mówiącego tylko po rosyjsku sierżanta.Roze-grali partyjkę szachów, ale ku konsternacji Jean-Pierre a sierżant był w nichdla niego o wiele za dobry.Udał się wcześnie na spoczynek i leżąc z otwartymioczyma na twardym wojskowym materacu wyobrażał sobie Jane i Ellisa razemw łóżku.254Następnego ranka obudził go Anatolij.Jego orientalna twarz rozpływała sięw uśmiechach, zniknęła z niej cała irytacja i Jean-Pierre poczuł się jak niegrzecznedziecko, któremu wybaczono, chociaż, o ile się orientował, nie uczynił nic złego.Zjedli razem w kantynie poranną owsiankę.Anatolij rozmawiał już ze wszystkimigrupami pościgowymi, z których każda zwinęła o świcie obóz i znajdowała sięteraz na trasie. Dzisiaj schwytamy twoją żonę, przyjacielu oznajmił wesoło Anatoliji Jean-Pierre poczuł przypływ radosnego podniecenia.Po wejściu do biura Anatolij ponownie połączył się przez radio ze ścigający-mi.Pytał, co wokół siebie widzą, i na podstawie opisów strumieni, jezior, kotlini moren Jean-Pierre określał, gdzie się mniej więcej znajdują [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Rozwalają go.Pytają następnego.Znalezienie ochotnika nietrwa zwykle długo.Jedna z grup próbowała przeczesać przydzieloną im trasę z powietrza, ale eks-peryment się nie powiódł.Tymi szlakami trudno było posuwać się pieszo, a prze-lecieć nad nimi nie dało się w ogóle.Co więcej, żaden z przewodników nie latałnigdy dotąd samolotem, nowe przeżycie całkowicie ich dezorientowało.Tak wiecwszystkie grupy pościgowe ruszyły piechotą, w tym niektóre z zarekwirowanymikońmi dzwigającymi ich bagaż.Jean-Pierre nie spodziewał się już tego ranka żadnych nowych wiadomości,gdyż zbiegowie mieli nad pościgiem cały dzień przewagi.%7łołnierze na pewnojednak będą się posuwać szybciej niż Jane, zwłaszcza że ta niesie Chantal.Każda myśl o Chantal wywoływała w nim wyrzuty sumienia.Wściekłość,w jaką wprawiały go poczynania żony, córeczki już nie obejmowała, a przecieżdziecko cierpiało, wiedział to na pewno całodzienne marsze, przeprawy przezprzełęcze wysoko ponad linią wiecznego śniegu, podmuchy lodowatych wichrów.Znów przyszło mu na myśl prześladujące go w ostatnim okresie pytanie, co253będzie, jeśli Jane umrze, a Chantal pozostanie przy życiu.Wyobraził sobie poj-manie uciekającego samotnie Ellisa; znalezione w drodze powrotnej jakąś milęod tego miejsca martwe i zimne ciało Jane z cudem ocalałym dzieckiem w ramio-nach.Wróciłbym do Paryża jako postać tragiczna i romantyczna zarazem, marzyłJean-Pierre: wdowiec z córeczką, weteran wojny afgańskiej.Ale by mnie po-dziwiali! Jestem idealnie przygotowany do wychowywania dziecka.Jakaż ścisławiez powstałaby między nami, kiedy byłaby już starsza.Oczywiście musiałbymwynająć nianię, ale zadbałbym już o to, żeby nie zajęła w sercu dziecka miejscamatki.Nie, ja byłbym dla niej i ojcem, i matką.Im więcej o tym myślał, tym bardziej był wściekły, że Jane wystawia życieChantal na niebezpieczeństwo.Zabierając dziecko na taką eskapadę z całą pewno-ścią traciła wszelkie prawa rodzicielskie.Przypuszczał, że w europejskim sądziezdołałby na tej podstawie uzyskać wyrok odbierający jej dziecko.Słońce chyliło się ku zachodowi i Anatolija ogarniało coraz większe znudze-nie, a Jean-Pierre a zdenerwowanie.Obaj byli rozdrażnieni.Anatolij nawiązywałdługie rozmowy po rosyjsku z innymi oficerami, którzy wchodzili do małego, śle-pego pomieszczenia i ich nie kończąca się gadanina działała Jean-Pierre owi nanerwy.Z początku Anatolij tłumaczył mu wszystkie radiowe meldunki, jakie na-pływały od grup pościgowych, ale teraz kwitował każdy jedynie krótkim stwier-dzeniem Nic.Jean-Pierre wykreślał trasy grup na zestawie map, czerwonymiszpilkami oznaczając miejsca, w których się znajdowały, ale pod wieczór grupyposuwały się już szlakami i korytami wyschniętych rzek, których nie było na ma-pach, a jeśli nawet podawały swoje położenie w meldunkach radiowych, Anatolijmu tego nie przekazywał.O zmierzchu grupy pościgowe rozbiły obozy, nie zgłaszając natrafienia najakikolwiek ślad zbiegów.Zcigających poinstruowano, by wypytywali mieszkań-ców mijanych wiosek.Jak dotąd wieśniacy twierdzili, że nie widzieli żadnychobcych.Nie było to zaskakujące, gdyż pościg znajdował się wciąż na terenie Do-liny Pięciu Lwów, na podejściach do wielkich przełęczy wiodących do Nurystanu.Wypytywani tubylcy byli przeważnie lojalni Masudowi i pomaganie Rosjanomuchodziło wśród nich za zdradę.Jutro, kiedy grupy pościgowe wkroczą do Nury-stanu, tamtejsi ludzie będą bardziej skorzy do współpracy.Kiedy o zmroku opuścili z Anatolijem biuro i szli przez betonową płytę lotni-ska w kierunku kantyny, Jean-Pierre a ogarnęło zniechęcenie.Zjedli marny obiadskładający się z puszkowanych kiełbasek i odgrzewanych tłuczonych ziemniaków,po którym Anatolij poszedł na wódkę z jakimiś zaprzyjaznionymi oficerami, zo-stawiając Jean-Pierre a pod opieką mówiącego tylko po rosyjsku sierżanta.Roze-grali partyjkę szachów, ale ku konsternacji Jean-Pierre a sierżant był w nichdla niego o wiele za dobry.Udał się wcześnie na spoczynek i leżąc z otwartymioczyma na twardym wojskowym materacu wyobrażał sobie Jane i Ellisa razemw łóżku.254Następnego ranka obudził go Anatolij.Jego orientalna twarz rozpływała sięw uśmiechach, zniknęła z niej cała irytacja i Jean-Pierre poczuł się jak niegrzecznedziecko, któremu wybaczono, chociaż, o ile się orientował, nie uczynił nic złego.Zjedli razem w kantynie poranną owsiankę.Anatolij rozmawiał już ze wszystkimigrupami pościgowymi, z których każda zwinęła o świcie obóz i znajdowała sięteraz na trasie. Dzisiaj schwytamy twoją żonę, przyjacielu oznajmił wesoło Anatoliji Jean-Pierre poczuł przypływ radosnego podniecenia.Po wejściu do biura Anatolij ponownie połączył się przez radio ze ścigający-mi.Pytał, co wokół siebie widzą, i na podstawie opisów strumieni, jezior, kotlini moren Jean-Pierre określał, gdzie się mniej więcej znajdują [ Pobierz całość w formacie PDF ]