Pokrewne
- Strona Główna
- Jonathan Kellerman Bomba zegarowa (Alex Delaware 05)
- Alex Kava Maggie O'Dell 01 Dotyk zła
- Alex Joe Gdzie przykazan brak dziesieciu (2)
- Alex, Joe Smierc mowi w moim imieniu
- Alex Joe Gdzie przykazan brak dziesieciu
- Alex Joe Zmacony spokoj pani labiryntu
- Bell Ted Alex Hawke 6 Zamach
- Alex Joe Cichym scigalam go lotem
- Flagg F. Smazone zielone pomidory
- Windows 2000 Server Projektowanie domen (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- radioclubhit.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Piach znaczyły gęste odciski ciężkich buciorów, wiele małych wyżłobieńw błocie zostawiły, pózniej z niego wyciągnięte, strzały.Bob spokojniepokiwał głową, zyskując pewność, że natrafił na miejsce zasadzki sprzeddoby.Przeszedł na drugą stronę gościńca, rozsuwając gęste paprocie i or-lice rosnące wokół masywnych pni dębów.Wreszcie znalazł pierwsze cia-ło, pośpiesznie wyciągnięte poza zasięg wzroku w spore skupisko po-krzyw, odarte ze wszystkich kosztowności i porzucone jak ścierwo.Ruszyłw górę gościńca, odnajdując po drodze jeszcze kilka ciał bez kolczug i skó-rzanych butów, na zwłokach zostały tylko rajtuzy i zaplamione krwią tuni-ki.Aącznie pół tuzina ciał.Odrzucił na plecy ostatnie.Na szczęście okazałosię, że to nie Liam. Ulga.Bob przeszukał umysł pod kątem klarowniejszej definicji odebranegowrażenia.Wbudowany procesor beznamiętnie analizował sygnały pocho-dzące z organicznej grudki nerwowej, ledwie zasługującej na nazywanie jej mózgiem.Małe elektryczne impulsy wystrzeliwane przez organ wielko-ści szczurzego mózgu układały się we wzór, który ludzie nazwaliby emo-cją. Tak.Ulga.Wstał i wsłuchał się w odgłosy nocy, mając nadzieję, że gdzieś ponadszeptem szumiących gałęzi usłyszy odległe, niewyrazne okrzyki ludzi ce-lebrujących zwycięstwo podczas zakrapianej alkoholem uczty lub wrzaskiofiar wzywających pomocy.Nie usłyszał jednak nic.Poza sową.Proces decyzyjny Boba znalazł się już raz w podobnym impasie.Podczaspierwszej misji, gdy rozłączyli się z Liamem po bitwie o Biały Dom; naziściwywiezli wtedy Liama w kolumnie ciężarówek jenieckich.Sztuczna inteli-gencja Boba była wówczas żałośnie nieprzygotowana na podjęcie podob-nej decyzji.A mimo to udało się.Udało się zmienić hierarchię celów misji ipostawić zadanie uratowania Liama na samym szczycie.Z formalnegopunktu widzenia Bob pogwałcił wówczas kod oprogramowania, lecz terazbył z tego dumny.Tym razem sprawa okazała się zdecydowanie łatwiejsza.Cele misji ska-librowano tak nieprecyzyjnie i niejasno, że w ciągu nanosekundy podjąłdecyzję o tym, że resztę z sześciomiesięcznego okresu misji poświęci naodnalezienie przyjaciela Liama.Ale jak go odszukać?Mógł przeczekać do świtu i spróbować wizualnie przeskanować szlak.Kolumna ludzi przedzierających się przez gęste poszycie lasu Sherwoodmusiała pozostawić po sobie ślady łatwe do odnalezienia nawet przez nie-opierzonego tropiciela.Taki właśnie plan działania postanowił obrać, przysiadł więc zgarbionywśród pokrzyw, by poczekać do świtu.Nie zasnął.W jego umyśle, jak zaw-sze, gdy na resztę świata opadała zasłona głębokiego snu, przebiegała de-fragmentacja.Szansa przekopania się przez nie zliczone terabajty danychprzechowywane na jego twardym dysku.Wspomnienia.Odtworzyć je wszystkie: każdy obraz, dzwięk, odczucie, zapach.Podjąćpróbę wygenerowania powiązań, asocjacji, odrobinę lepiej zrozumieć, jakto jest mieć prawdziwy mózg.Być prawdziwym człowiekiem, nie transge-nicznym narzędziem.robotem organicznym.Już zaczynał rozpakowywać i porządkować prezentację wspomnień, gdywyczuł nikły zapach dymu drzewnego.Nie był to unoszący się wszędziecharakterystyczny smród, który przesiąkł jego bluzę, fetor roztopionegołoju wymieszanego ze zjełczałym potem.W powietrzu szybował.przynie-siony przez wiatr z odległości kilku kilometrów zapach płonącego gdzieśw lesie ognia.Głośno pociągnął nosem, szerokie nozdrza załopotały jak chrapy konia.Znów ten niewyrazny zapach.Zerwał się na równe nogi i zatoczył wzrokiem pełne trzysta sześćdzie-siąt stopni wokół własnej osi, licząc na wykrycie choćby niewyraznegoprzebłysku światła w gęstwinie leśnej.Nic nie dojrzał.Ale.znowu zareje-strował ten zapach.Woń suszonego drewna wymieszaną z lekko mięto-wym aromatem palonych igieł sosnowych.Ognisko.Postanowił zawierzyć nosowi.dROZDZIAA 58Las Sherwood, hrabstwo Nottinghamshire rok 1194Był ranek, mgła mieszała się z białym dymem, który uciekał z wilgotne-go od rosy paleniska ponad korony drzew [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Piach znaczyły gęste odciski ciężkich buciorów, wiele małych wyżłobieńw błocie zostawiły, pózniej z niego wyciągnięte, strzały.Bob spokojniepokiwał głową, zyskując pewność, że natrafił na miejsce zasadzki sprzeddoby.Przeszedł na drugą stronę gościńca, rozsuwając gęste paprocie i or-lice rosnące wokół masywnych pni dębów.Wreszcie znalazł pierwsze cia-ło, pośpiesznie wyciągnięte poza zasięg wzroku w spore skupisko po-krzyw, odarte ze wszystkich kosztowności i porzucone jak ścierwo.Ruszyłw górę gościńca, odnajdując po drodze jeszcze kilka ciał bez kolczug i skó-rzanych butów, na zwłokach zostały tylko rajtuzy i zaplamione krwią tuni-ki.Aącznie pół tuzina ciał.Odrzucił na plecy ostatnie.Na szczęście okazałosię, że to nie Liam. Ulga.Bob przeszukał umysł pod kątem klarowniejszej definicji odebranegowrażenia.Wbudowany procesor beznamiętnie analizował sygnały pocho-dzące z organicznej grudki nerwowej, ledwie zasługującej na nazywanie jej mózgiem.Małe elektryczne impulsy wystrzeliwane przez organ wielko-ści szczurzego mózgu układały się we wzór, który ludzie nazwaliby emo-cją. Tak.Ulga.Wstał i wsłuchał się w odgłosy nocy, mając nadzieję, że gdzieś ponadszeptem szumiących gałęzi usłyszy odległe, niewyrazne okrzyki ludzi ce-lebrujących zwycięstwo podczas zakrapianej alkoholem uczty lub wrzaskiofiar wzywających pomocy.Nie usłyszał jednak nic.Poza sową.Proces decyzyjny Boba znalazł się już raz w podobnym impasie.Podczaspierwszej misji, gdy rozłączyli się z Liamem po bitwie o Biały Dom; naziściwywiezli wtedy Liama w kolumnie ciężarówek jenieckich.Sztuczna inteli-gencja Boba była wówczas żałośnie nieprzygotowana na podjęcie podob-nej decyzji.A mimo to udało się.Udało się zmienić hierarchię celów misji ipostawić zadanie uratowania Liama na samym szczycie.Z formalnegopunktu widzenia Bob pogwałcił wówczas kod oprogramowania, lecz terazbył z tego dumny.Tym razem sprawa okazała się zdecydowanie łatwiejsza.Cele misji ska-librowano tak nieprecyzyjnie i niejasno, że w ciągu nanosekundy podjąłdecyzję o tym, że resztę z sześciomiesięcznego okresu misji poświęci naodnalezienie przyjaciela Liama.Ale jak go odszukać?Mógł przeczekać do świtu i spróbować wizualnie przeskanować szlak.Kolumna ludzi przedzierających się przez gęste poszycie lasu Sherwoodmusiała pozostawić po sobie ślady łatwe do odnalezienia nawet przez nie-opierzonego tropiciela.Taki właśnie plan działania postanowił obrać, przysiadł więc zgarbionywśród pokrzyw, by poczekać do świtu.Nie zasnął.W jego umyśle, jak zaw-sze, gdy na resztę świata opadała zasłona głębokiego snu, przebiegała de-fragmentacja.Szansa przekopania się przez nie zliczone terabajty danychprzechowywane na jego twardym dysku.Wspomnienia.Odtworzyć je wszystkie: każdy obraz, dzwięk, odczucie, zapach.Podjąćpróbę wygenerowania powiązań, asocjacji, odrobinę lepiej zrozumieć, jakto jest mieć prawdziwy mózg.Być prawdziwym człowiekiem, nie transge-nicznym narzędziem.robotem organicznym.Już zaczynał rozpakowywać i porządkować prezentację wspomnień, gdywyczuł nikły zapach dymu drzewnego.Nie był to unoszący się wszędziecharakterystyczny smród, który przesiąkł jego bluzę, fetor roztopionegołoju wymieszanego ze zjełczałym potem.W powietrzu szybował.przynie-siony przez wiatr z odległości kilku kilometrów zapach płonącego gdzieśw lesie ognia.Głośno pociągnął nosem, szerokie nozdrza załopotały jak chrapy konia.Znów ten niewyrazny zapach.Zerwał się na równe nogi i zatoczył wzrokiem pełne trzysta sześćdzie-siąt stopni wokół własnej osi, licząc na wykrycie choćby niewyraznegoprzebłysku światła w gęstwinie leśnej.Nic nie dojrzał.Ale.znowu zareje-strował ten zapach.Woń suszonego drewna wymieszaną z lekko mięto-wym aromatem palonych igieł sosnowych.Ognisko.Postanowił zawierzyć nosowi.dROZDZIAA 58Las Sherwood, hrabstwo Nottinghamshire rok 1194Był ranek, mgła mieszała się z białym dymem, który uciekał z wilgotne-go od rosy paleniska ponad korony drzew [ Pobierz całość w formacie PDF ]