[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A jak nas będą pytać, gdzie była ta kartka i ta rękawiczka, i skąd się wzięliśmy przed domem o szóstej rano, i skąd się wziął ten z Łomia­nek.?Janeczka była już całkowicie zdecydowana.- Powiemy im uczciwie, że nie powiemy.I tak się dosyć dowiedzą.Jak powiemy, że Chaber warczał, to od razu będą wiedzieli, że rękawi­czkę zgubił ten z Łomianek.To im całkiem wystarczy, i wcale nie mu­szą wiedzieć o strychu, bo strychu nie trzeba łapać.Pawełek doznał niebotycznej ulgi.Oczywiście, że Janeczka miała rację, powiedzą dosyć, a nie zdradzą najważniejszego.- Ja bym nawet wolał, żeby oni nigdy w życiu tego strychu nie oglą­dali - wyznał.- Bo co? - zainteresowała się Janeczka.- No, bo tam są takie dziwne rzeczy.Wiesz, ta maszyna do tor­tur.Mogą się przyczepić do całej rodziny za tych przodków złoczyń­ców.Przypuszczenie miało w sobie pewien sens, dość złowrogi.- Myślisz.? - zaniepokoiła się Janeczka.- No!- Możliwe.To tym bardziej nie możemy powiedzieć o strychu!Na nowo odzyskawszy energię i zapał, Pawełek podniósł się z pod­murowania.Już mu się zaczęło śpieszyć do udzielania sensacyjnych in­formacji.- Dobra - zadecydował.- Znaczy, mówimy tylko całą resztę.Wszystko, co wiemy, a co do strychu, to trudno.Obejdą się.Idziemy do tego radiowozu.17Kapitan, oczekujący w radiowozie razem z sierżantem Gawrońskim, nie tracił nadziei, że jasnowłosy chłopiec wróci, tak jak obiecał.Oczywiście doskonale wiedział, gdzie Pawełek mieszka, ale nie chciał wywierać na niego żadnej presji.Wo­lał uzyskać współpracę całkowicie dobrowolną, z doświadczenia zna­jąc trudności, jakie nastręcza przesłuchiwanie młodocianych świad­ków.Sytuacje, w których młodociani świadkowie z własnej inicjatywy zgadzają się współdziałać z milicją, są znacznie korzystniejsze i osiąga się wtedy nieporównywalnie lepsze rezultaty.Zorientował się już, że posiadane przez Pawełka wiadomości są nad wyraz cenne, mogą nad­zwyczajnie ułatwić prowadzenie trudnej i skomplikowanej sprawy, czekał więc cierpliwie, podtrzymywany na duchu przez sierżanta Gawrońskiego.Obaj nastawili się z góry, że to oczekiwanie może potrwać dość długo, i zachowywali filozoficzny spokój.Trwało rzeczywiście dość długo.W końcu jednak u wylotu ulicy ukazała się grupa złożona z dwojga dzieci i psa, zbliżająca się do radio­wozu krokiem zdecydowanym i bez wahania.Kapitan postanowił wspiąć się na szczyty dyplomacji.Zaszyfrowana kartka, dotychczas lekceważona i dopiero wczoraj odczytana przez milicyjnych specjalistów, pasowała jak ulał do rozwikływanej przez niego, wyjątkowo nieprzyjemnej, afery, zagmatwanej i zakonspirowa­nej tak dokładnie, że w ogóle nie wiadomo było, z której strony się do niej dobrać.Za wszelką cenę musiał się dowiedzieć wszystkiego, co z ową kartką miało jakikolwiek związek.Był to dla niego w tej chwili najważniejszy ślad.Z wielką uwagą i w milczeniu wysłuchał zwięzłej, treściwej i raczej krótkiej relacji, w której główną rolę grała nie kartka, lecz pies.Pies informował, iż osobnik, pochodzący z Łomianek i dysponujący samo­chodem marki trabant, zgubił rękawiczkę i zostawił zaszyfrowaną kartkę! Pies rozpoznał, że w sprawie bierze udział dwóch osobników, którzy ze sobą wzajemnie korespondują.Pies zawiadomił o przybyciu tego z Łomianek i doprowadził do samochodu.Dziwne, że pies nie od­czytał szyfru.- Waszemu psu wierzę bez zastrzeżeń - oświadczył kapitan, z sym­patią spoglądając na piękne zwierzę, które po dokładnym obwąchaniu radiowozu grzecznie usiadło obok swej pani.- Robi wrażenie solidne­go i uczciwego.Ale, wiecie, jego sprawozdanie ma pewne luki.Na przykład ten szyfr.Mam nadzieję, że go pamiętacie?- Ten pierwszy? - upewniła się Janeczka.- Ten na drzwiczkach, zamazany?- Właśnie ten.Pawełek prychnął z niesmakiem.- Też.! Pewnie, że pamiętamy.- Najpierw wydrapał DWÓR.- zaczęła Janeczka.- Przejz „ó” kreskowane - podkreślił Pawełek.Kapitan czym prędzej wyjął notes i otworzył na czystej stronie.- Czekajcie, wy będziecie mówić, a ja to odtworzę.Więc dwór, tak? Drukowanymi literami?- No właśnie - potwierdziła Janeczka, patrząc mu na ręce, i pilnu­jąc, czy dobrze pisze.- O, właśnie, tak! Tylko trochę to było koślawe.Potem narysował strzałę.Do góry.O, tak, bardzo dobrze.I przy tej strzale, też u góry, malutkimi literkami dopisał DYM.- Co.?! - wyrwało się kapitanowi.- Dym - powiedział Pawełek z lekkim zakłopotaniem.- No, my też uważamy, że to głupie, ale nic nie poradzimy.Tak napisał.Kapitanowi zrobiło się gorąco, bo jedna z najważniejszych tajem­nic stanęła nagle przed nim otworem.Prawie nie mógł uwierzyć w swo­je szczęście!- Dym - powtórzył, zaskoczony i wzruszony.- Coś podobne go!- Nie wiemy, co to znaczy - zakomunikowała Janeczka.- Pan wie?Kapitan ocknął się ze swego chwilowego roztargnienia i wrócił do aktualnej rzeczywistości.- Proszę?.A, owszem.To znaczy nie wiem, czy wiem, ale domy­ślam się.- Niech pan nam powie! - zażądał czym prędzej Pawełek.- Zaraz, nie tak prędko, ja też się muszę nad tym zastanowić.Wróćmy jeszcze do tego waszego nocnego gościa.Ja też uważam, tak jak wy, że jest on z Łomianek.Co on robił w waszym ogrodzie?- Nic nie robił - odparła Janeczka zgodnie z prawdą, bo też istot­nie złoczyńca ogrodem się nie zajmował.- Uciekał przez dziurę.- No dobrze, niech będzie, że uciekał, ale zanim zaczął uciekać, coś przecież musiał robić.Po coś przyszedł.Po co?- My uważamy, że szukał tej swojej rękawiczki - oznajmił Pawe­łek.- Zobaczył, że ją zgubił, i szukał.- Albo może chciał sprawdzić, czy ten drugi zabrał jego list - uzu­pełniła Janeczka ostrożnie, niepewna, czy nie wkracza na grunt cokol­wiek niebezpieczny.Kapitan zorientował się już, że tu właśnie leży sedno rzeczy.Infor­macji, gdzie znaleziono zaszyfrowaną kartkę, Pawełek odmówił.Wy­darcie jej z niego siłą wydawało się niewykonalne.Tymczasem dla ka­pitana dokładne zbadanie owego miejsca, w którym przestępca zosta­wiał listy i gubił szczegóły garderoby, było absolutnie niezbędne, sta­nowiło podstawę całego dalszego działania.Coś tam znajdowało się w tym ich ogrodzie takiego, co koniecznie chcieli ukryć, a co było jedna­kowo interesujące dla wszystkich osób zamieszanych w sprawę.Bezwzględnie musiał uzyskać tę wiadomość, bez niej w ogóle nie mógł ruszyć z miejsca.Janeczka i Pawełek grzecznie czekali na dalsze pytania.Kapitan zastanawiał się, co z tym fantem zrobić.- Szkoda, że nie chcecie mi powiedzieć, gdzie znaleźliście ten list i tę rękawiczkę! - westchnął tak szczerze i głęboko zmartwiony, że Pawełkowi zrobiło się przykro.- To nie to, że nie chcemy! - zaprotestował żywo.- Nie możemy! Słowo panu daję, że nie możemy.- Dobrze, rozumiem, że nie możecie - zgodził się kapitan.- Ale powiedzcie mi przynajmniej, dlaczego nie możecie!Pawełek zawahał się, Janeczka rozmyślała przez chwilę.- Bo to się nie może wykryć, że myśmy tam byli - rzekła wreszcie z niechęcią.- Gdzie? - spytał szybko kapitan.Na Janeczkę takie podstępy nie działały.- Tam, gdzie była ta kartka i ta rękawiczka - odparła zimno.- Uczciwie się przyznajemy, że nie możemy tego powiedzieć - do­dał Pawełek tonem lekkiej urazy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl