[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następnie ścianę namiotu rozdarły na strzępy straszliwe szpony.Przez dziurę zajrzała do środka niewypowiedzianie brzydka, czworooka twarz.– Nie wyglądasz za dobrze, bracie.Pozory mylą, Szara Żabo.Ty na przykład nigdy nie wyglądałeś ładniej niż w tej chwili.Demon wsadził łapę do namiotu, złapał L’orica za ramię i zaczął go stopniowo wyciągać przez rozdarcie.– Pewność siebie.Zbyt zaabsorbowani.Rozczarowanie.Zjadłem tylko dwóch wartowników, osłony śpią i droga przed nami stoi otworem.Zbliżają się goście.Należycie złowieszczy.Szczerze.Przyznaję, że się boję.Radzę, byśmy się.ukryli.Tak, na pewien czas zrobimy właśnie to.Znajdź nam jakieś miejsce, Szara Żabo.– Uczynię to.Zapewnienie.Zostaw mnie tam i wracaj do Felisin.Skrytobójcy ruszyli na łów.– Zachwycony.*Kasanal był ongiś semkowskim szamanem, ale teraz mordował na rozkaz nowego pana.Sprawiało mu to przyjemność, choć trzeba przyznać, że wolał zabijać Malazańczyków niż tubylców.Ale przynajmniej jego dzisiejsze ofiary nie będą Semkami.Trudno by mu się było pogodzić z myślą o zabijaniu członków własnego plemienia.To jednak nie wydawało się prawdopodobne.Korbolo Dom praktycznie adoptował ostatnich ocalałych wojowników z klanów, które walczyły dla niego i dla Kamista Reloe podczas Sznura Psów.Zresztą jego dwie ofiary były tylko kobietami, służkami tego rzeźnika Bidithala.Leżał nieruchomo na skraju polany, obserwując obie kobiety.Jedną z nich była Scillara i Kasanal wiedział, że jego pan uraduje się, gdy wróci do niego z jej odciętą głową.Druga również wyglądała znajomo.Widywał ją w towarzystwie sha’ik i Leomana.Nie ulegało też wątpliwości, że obie się ukrywają, co świadczyło, że zapewne mają odegrać kluczową rolę w planach Bidithala.Uniósł powoli prawą dłoń i dwoma szybkimi gestami nakazał swym czterem ludziom zająć pozycje na flankach, pod osłoną drzew, by otoczyć kobiety.Zaczął szeptać pod nosem inkantację, serię starożytnych słów, które wyciszały wszelkie dźwięki, wypełniały ofiary sennością, stępiały ich zmysły.Uśmiechnął się, widząc, że obu kobietom powoli opadły głowy.Kasanal wstał.Nie musiał się już ukrywać.Wyszedł na polanę.Jego czterej semkowscy kuzyni podążyli za nim.Wyciągnęli noże, zbliżając się do ofiar.Kasanal nie zdążył nawet zauważyć ogromnego miecza, który przeciął go wpół, od lewej strony szyi aż po punkt położony tuż nad prawym biodrem.Przez chwilę czuł, że spada w dwóch kierunkach jednocześnie.Potem pochłonęła go pustka.Nie usłyszał już krzyków, które wyrwały się z ust jego czterech kuzynów, gdy właściciel kamiennego miecza wkroczył pomiędzy nich.Gdy wreszcie otworzył eteryczne oczy i zobaczył, że zmierza ku Bramie Kaptura, z zadowoleniem zauważył obok siebie wszystkich czterech kuzynów.*Karsa Orlong starł krew z miecza i zwrócił się ku obu kobietom.– Felisin – warknął – blizny płoną jasnym blaskiem na twojej duszy.Bidithal postanowił zignorować moje ostrzeżenia.Niech i tak będzie.Gdzie on jest?Dziewczyna nie otrząsnęła się jeszcze z resztek dziwnego odrętwienia, które pozbawiło ją zmysłów, i mogła jedynie pokręcić głową.Karsa łypnął na nią ze złością, po czym przeniósł wzrok na drugą kobietę.– Czy tobie również noc ukradła język?– Nie.Tak.Nie, jak widać nie.Sądzę, że padłyśmy ofiarą czarodziejskiego ataku.Ale już wracamy do siebie, Toblakai.Długo cię nie było.– Ale teraz wróciłem.Gdzie jest Leoman? Bidithal? Febryl? Korbolo Dom? Kamist Reloe? Heboric Widmoworęki?– Imponująca lista.Mam wrażenie, że nie zabraknie ci roboty.Szukaj ich, gdzie zechcesz, Toblakai.Czeka na ciebie noc.Felisin zaczerpnęła z drżeniem tchu, oplotła się rękami i spojrzała na straszliwego wojownika, który przed chwilą uśmiercił pięciu skrytobójców pięcioma szerokimi, niemal poetycznymi uderzeniami swego ogromnego miecza.Przerażała ją łatwość, z jaką to uczynił.Ale z drugiej strony, skrytobójcy zamierzali w ten sam sposób potraktować ją i Scillarę.Karsa wzruszył ramionami i oddalił się ścieżką prowadzącą do miasta.Po chwili zniknął im z oczu.Scillara podeszła do Felisin i oparła dłoń na jej ramieniu.– Śmierć zawsze jest szokiem – rzekła.– Ale odrętwienie minie.Możesz mi wierzyć.Młodsza dziewczyna jednak potrząsnęła głową.– Wszystkich oprócz Leomana – wyszeptała.– Słucham?– Tych, których wymienił.Zabije wszystkich.Oprócz Leomana.Scillara zwróciła się powoli w stronę ścieżki.Na jej twarzy pojawił się wyraz chłodnej kalkulacji.*Ostatni dwaj zabrali ze sobą czterech jego wojowników i dotarli na odległość trzydziestu kroków od jego namiotu, zanim wreszcie padli.Mathok łypnął ze złością na naszpikowane strzałami, pocięte mieczami ciała.To była szósta próba zamachu tej nocy, a jeszcze nie zabrzmiał pierwszy dzwon.Dość już tego.– T’morol, zwołaj mój klan.Barczysty wojownik chrząknął na znak zgody, po czym się oddalił.Mathok otulił się szczelniej futrem i wrócił do namiotu.Stał w jego niewielkim wnętrzu przez długą chwilę, zatopiony w myślach.Potem otrząsnął się i podszedł do pokrytej niewyprawioną skórą skrzyni stojącej przy łóżku.Przykucnął, zrzucił narzutę i uniósł zdobną pokrywę.W środku znajdowała się Księga Dryjhny.Sha’ik oddala mu ją na przechowanie.Kazała mu jej strzec.Zamknął wieko, przekręcił klucz, uniósł skrzynię i wyszedł z nią na zewnątrz.Słyszał, jak jego wojownicy rozbijają w ciemności obóz.– T’morol.– Wodzu wojenny.– Połączymy siły z Leomanem od Cepów.Pozostałe klany niech strzegą sha’ik.Jestem pewien, że nic jej nie grozi, ale rano może ich potrzebować.T’morol nie spuszczał z Mathoka spojrzenia ciemnych oczu, zimnych i niepodatnych na żadne niespodzianki.– Wycofujemy się z tej bitwy, wodzu wojenny?– Jeśli mamy ocalić Świętą Księgę, ucieczka może okazać się koniecznością, stary druhu.O świcie zawiśniemy na krawędzi.– By sprawdzić, skąd wieje wiatr.– Tak jest, Tmorol, dokładnie tak.– Nasi ludzie siodłają już konie.Każę im przyśpieszyć przygotowania.*Heboric wsłuchał się w ciszę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl