Pokrewne
- Strona Główna
- § Saylor Steven Roma sub rosa 05 Ostatnie sprawy Gordianusa
- Saylor Steven Roma sub rosa t Morderstwo na Via Appia
- Saylor Steven Roma sub rosa t Ostatnio widziany w Massilii
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Gibson William Swiatlo wirtualne
- Hannah Sophie Konstabl Simon Waterhouse 4 Druga połowa żyje dalej
- § Gould Judith Piękne i bogate
- Kossakowska Maja Lidia Obroncy Krolestwa
- Marek Holynski E mailem z Doliny Krzemowej (2)
- Lewis Heather Drugi podejrzany
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wrobelek.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem Forkrul Assailem, młody wojowniku, nie demonem.Nazywam się Cisza, Przynosząca Pokój, i ostrzegam cię, że pragnienie, by cię nim obdarzyć, jest w tej chwili we mnie bardzo mocne, lepiej więc cofnij rękę od tej broni.– Przecież cię uwolniliśmy! – zawołał Bairoth.– A mimo to powaliłaś Karsę i Deluma!Roześmiała się.– Icarium i ci przeklęci T’lan Imassowie nie będą zadowoleni, że zniszczyliście ich dzieło.Ale z drugiej strony, Icarium zapewne o niczym nie pamięta, a T’lan Imassowie są daleko.No cóż, nie dam im drugiej szansy.Wiem, co to wdzięczność, wojowniku, i dlatego powiem ci jedno.Ten, który zwie się Karsą, został wybrany.Gdybym powiedziała ci o jego ostatecznym celu chociaż tę odrobinę, którą zdołałam wyczuć, spróbowałbyś go zabić.Dowiedz się jednak, że nic by to nie dało, gdyż ci, którzy się nim posługują, po prostu wybraliby następnego.Nie.Obserwuj uważnie tego swego przyjaciela.Strzeż go.Nadejdzie chwila, gdy będzie miał szansę zmienić oblicze świata.Wtedy się zjawię.Dlatego że przynoszę pokój.Gdy nadejdzie ów moment, przestań go pilnować.Odsuń się na bok, tak jak zrobiłeś to teraz.W obolałe płuca Karsa wciągnął spazmatycznie powietrze.Dopadła go fala mdłości.Odwrócił się i zwymiotował na zapiaszczoną skałę.W przerwie między atakami kaszlu usłyszał, że kobieta Forkrul Assailów zwana Ciszą oddaliła się.Po chwili uklęknął obok niego Bairoth.– Delum jest ciężko ranny, wodzu wojenny – oznajmił.– Z pęknięcia w jego głowie wycieka płyn.Karso Orlong, żałuję, że uwolniłem tę.tę istotę.Delum miał wątpliwości, ale to on.Karsa kaszlnął, splunął i wstał z wysiłkiem, walcząc z falami bólu, które targały jego piersią.– Nie mogłeś przewidzieć, co się stanie, Bairothu Gild – wymamrotał, ocierając łzy z oczu.– Wodzu wojenny, ja nie wyciągnąłem broni.Nie próbowałem cię bronić, tak jak Delum Thord.– I dzięki temu jeden z nas jest zdrowy – warknął Karsa, ruszając chwiejnym krokiem ku leżącemu na ścieżce Delumowi.Wydawało się, że otrzymał on tylko jeden cios, ale to wystarczyło, by odrzucić go spory kawałek na bok.Jego czoło przeszywały cztery głębokie, biegnące na ukos ślady.Skóra rozstąpiła się i przez wbitą do środka kość sączył się żółtawy płyn.To były koniuszki jej palców.Ranny miał szeroko otwarte oczy, lecz zasnuła je mgła.Całe fragmenty twarzy straciły wszelki wyraz, jakby nie kryła się już za nimi żadna myśl.Podszedł do niego Bairoth.– Zobacz, płyn jest przezroczysty.To krew myśli.Delum Thord nie wróci już do siebie po takiej ranie.– Masz rację – wyszeptał Karsa.– Nikt, kto stracił krew myśli, nie odzyskuje zmysłów.– To moja wina.– Nie.To Delum popełnił błąd, Bairothu Gild.Czy zginąłem? Forkassal postanowiła mnie nie zabijać.Delum powinien postąpić tak samo jak ty.Stać z boku.Bairoth skrzywił się boleśnie.– Rozmawiała z tobą, Karso Orlong.Słyszałem jej szept.Co ci powiedziała?– Niewiele zrozumiałem z jej słów poza tym, że pokój, który przynosi, to śmierć.– Czas wypaczył treść naszych legend.– To prawda, Bairothu Gild.Chodź, musimy opatrzyć rany Deluma.Krew myśli nasączy bandaże i skrzepnie, zatykając otwory.Być może w ten sposób nie wycieknie do końca i Delum częściowo do nas wróci.Obaj wojownicy ruszyli w stronę obozu.Kiedy tam dotarli, zobaczyli, że psy zbiły się w grupę i drżą.Przez środek polany biegły ślady stóp Ciszy.Wiodły na południe.Na granicy płaskowyżu zawodził zimny, przenikliwy wiatr.Karsa Orlong siedział wsparty plecami o skalną ścianę, obserwując Deluma Thorda, który chodził między psami na rękach i kolanach.Wyciągnął ręce i przygarnął zwierzęta do siebie, by móc je głaskać i wtulać twarz w ich sierść.Mruczał melodyjnie pod nosem, a z tej połowy jego oblicza, w której zachował władzę w mięśniach, nie znikał uśmieszek.To były psy do polowania i poddawały się pieszczotom z niechęcią, która niekiedy przybierała gwałtowny charakter.Warczały wtedy cicho i kłapały ostrzegawczo szczękami, lecz Delum Thord nie zwracał na to uwagi.Leżący u stóp Karsy Kąsacz śledził sennym spojrzeniem rannego wojownika, który czołgał się bezmyślnie pośród sfory.Minęła większa część dnia, nim Delum Thord do nich wrócił, a i tak jedynie drobna część jego jaźni zdołała ukończyć tę podróż.Cały następny dzień Karsa i Bairoth czekali, czy nadejdzie coś więcej, czy w oczach Deluma Thorda rozbłyśnie światło, które pozwoli mu poznać towarzyszy.Nic się już jednak nie zmieniło.Ranny w ogóle ich nie zauważał.Widział tylko psy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Jestem Forkrul Assailem, młody wojowniku, nie demonem.Nazywam się Cisza, Przynosząca Pokój, i ostrzegam cię, że pragnienie, by cię nim obdarzyć, jest w tej chwili we mnie bardzo mocne, lepiej więc cofnij rękę od tej broni.– Przecież cię uwolniliśmy! – zawołał Bairoth.– A mimo to powaliłaś Karsę i Deluma!Roześmiała się.– Icarium i ci przeklęci T’lan Imassowie nie będą zadowoleni, że zniszczyliście ich dzieło.Ale z drugiej strony, Icarium zapewne o niczym nie pamięta, a T’lan Imassowie są daleko.No cóż, nie dam im drugiej szansy.Wiem, co to wdzięczność, wojowniku, i dlatego powiem ci jedno.Ten, który zwie się Karsą, został wybrany.Gdybym powiedziała ci o jego ostatecznym celu chociaż tę odrobinę, którą zdołałam wyczuć, spróbowałbyś go zabić.Dowiedz się jednak, że nic by to nie dało, gdyż ci, którzy się nim posługują, po prostu wybraliby następnego.Nie.Obserwuj uważnie tego swego przyjaciela.Strzeż go.Nadejdzie chwila, gdy będzie miał szansę zmienić oblicze świata.Wtedy się zjawię.Dlatego że przynoszę pokój.Gdy nadejdzie ów moment, przestań go pilnować.Odsuń się na bok, tak jak zrobiłeś to teraz.W obolałe płuca Karsa wciągnął spazmatycznie powietrze.Dopadła go fala mdłości.Odwrócił się i zwymiotował na zapiaszczoną skałę.W przerwie między atakami kaszlu usłyszał, że kobieta Forkrul Assailów zwana Ciszą oddaliła się.Po chwili uklęknął obok niego Bairoth.– Delum jest ciężko ranny, wodzu wojenny – oznajmił.– Z pęknięcia w jego głowie wycieka płyn.Karso Orlong, żałuję, że uwolniłem tę.tę istotę.Delum miał wątpliwości, ale to on.Karsa kaszlnął, splunął i wstał z wysiłkiem, walcząc z falami bólu, które targały jego piersią.– Nie mogłeś przewidzieć, co się stanie, Bairothu Gild – wymamrotał, ocierając łzy z oczu.– Wodzu wojenny, ja nie wyciągnąłem broni.Nie próbowałem cię bronić, tak jak Delum Thord.– I dzięki temu jeden z nas jest zdrowy – warknął Karsa, ruszając chwiejnym krokiem ku leżącemu na ścieżce Delumowi.Wydawało się, że otrzymał on tylko jeden cios, ale to wystarczyło, by odrzucić go spory kawałek na bok.Jego czoło przeszywały cztery głębokie, biegnące na ukos ślady.Skóra rozstąpiła się i przez wbitą do środka kość sączył się żółtawy płyn.To były koniuszki jej palców.Ranny miał szeroko otwarte oczy, lecz zasnuła je mgła.Całe fragmenty twarzy straciły wszelki wyraz, jakby nie kryła się już za nimi żadna myśl.Podszedł do niego Bairoth.– Zobacz, płyn jest przezroczysty.To krew myśli.Delum Thord nie wróci już do siebie po takiej ranie.– Masz rację – wyszeptał Karsa.– Nikt, kto stracił krew myśli, nie odzyskuje zmysłów.– To moja wina.– Nie.To Delum popełnił błąd, Bairothu Gild.Czy zginąłem? Forkassal postanowiła mnie nie zabijać.Delum powinien postąpić tak samo jak ty.Stać z boku.Bairoth skrzywił się boleśnie.– Rozmawiała z tobą, Karso Orlong.Słyszałem jej szept.Co ci powiedziała?– Niewiele zrozumiałem z jej słów poza tym, że pokój, który przynosi, to śmierć.– Czas wypaczył treść naszych legend.– To prawda, Bairothu Gild.Chodź, musimy opatrzyć rany Deluma.Krew myśli nasączy bandaże i skrzepnie, zatykając otwory.Być może w ten sposób nie wycieknie do końca i Delum częściowo do nas wróci.Obaj wojownicy ruszyli w stronę obozu.Kiedy tam dotarli, zobaczyli, że psy zbiły się w grupę i drżą.Przez środek polany biegły ślady stóp Ciszy.Wiodły na południe.Na granicy płaskowyżu zawodził zimny, przenikliwy wiatr.Karsa Orlong siedział wsparty plecami o skalną ścianę, obserwując Deluma Thorda, który chodził między psami na rękach i kolanach.Wyciągnął ręce i przygarnął zwierzęta do siebie, by móc je głaskać i wtulać twarz w ich sierść.Mruczał melodyjnie pod nosem, a z tej połowy jego oblicza, w której zachował władzę w mięśniach, nie znikał uśmieszek.To były psy do polowania i poddawały się pieszczotom z niechęcią, która niekiedy przybierała gwałtowny charakter.Warczały wtedy cicho i kłapały ostrzegawczo szczękami, lecz Delum Thord nie zwracał na to uwagi.Leżący u stóp Karsy Kąsacz śledził sennym spojrzeniem rannego wojownika, który czołgał się bezmyślnie pośród sfory.Minęła większa część dnia, nim Delum Thord do nich wrócił, a i tak jedynie drobna część jego jaźni zdołała ukończyć tę podróż.Cały następny dzień Karsa i Bairoth czekali, czy nadejdzie coś więcej, czy w oczach Deluma Thorda rozbłyśnie światło, które pozwoli mu poznać towarzyszy.Nic się już jednak nie zmieniło.Ranny w ogóle ich nie zauważał.Widział tylko psy [ Pobierz całość w formacie PDF ]