[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Grozisz mi?- Nie używaj psychologicznego żargonu do zdobywania przewagi podczas kłótni.Mam przed sobą mężczyznę, który jest tak zdominowany przez matkę, że chce poświęcić swoje małżeństwo, aby tylko oszczędzić jej bólu dojrzewania.Proszę bardzo, Red, chroń ją dalej, żeby nigdy nie miała okazji stać się osobą dorosłą, produktywną i rozumiejącą innych.Wychodząc za ciebie, zdawałam sobie z tego sprawę, a ty śmiesz mi wmawiać, że zazdroszczę ci choroby, którą nazywasz miłością do matki.Red podszedł do drzwi kuchni.- Nie rozumiem, dlaczego urządzasz taką scenę przy dzieciach.Chyba moja matka ma rację, że rodzina niewiele cię obchodzi.Albo po prostu stresy, związane z twoimi nowymi zadaniami, odreagowujesz w domu, bo wiesz, że tu znajdziesz miłość i wybaczenie.- Zwrócił się do córek: - Dziewczynki, mamusia jest zdenerwowana i trzeba ją uściskać.No, przytulcie się do niej.W mojej obecności Red jeszcze nie zrobił czegoś tak obrzydliwego.Carol Jeanne, oczywiście, nie mogła odmówić uściskania Emmy i Lidii, kiedy do niej podbiegły z otwartymi ramionami, ale musiała czuć gorycz, gdy dziewczynki, jakby z łaski obejmowały ją na polecenie zakłamanego ojca.- To nie ty mnie zdenerwowałaś, Lidio - powiedziała cicho.- Widzisz, dorośli czasami się na siebie gniewają.- Tylko nie próbuj przekabacać dzieci, żeby je wykorzystać - spokojnie rzekł Red.Carol Jeanne zatkało.- Co ty sobie.Ja nie.Przecież to ty.- bąkała oszołomiona.- Chodźcie, dziewczynki.Pozwólmy mamusi dojść do ładu ze swoimi emocjami.Carol Jeanne musiała więc siedzieć i patrzeć, jak Red bierze Lidię i Emmy za ręce i wyprowadza z kuchni.Cóż mogła zrobić? Nie potrafiła wykorzystywać córek, bo za bardzo je kochała, aż tak bardzo, że nawet nie umiała powstrzymać męża, by on ich nie wykorzystywał.Podszedłem do komputera, usunąłem z ekranu historyjkę o trutniach i napisałem: "Jaka matka, taki syn".- Nie mogę uwierzyć, że to się stało - powiedziała Carol Jeanne."Od lat się na to zanosiło.Nie twoja wina" - wystukałem na klawiaturze.- Biedny Stef."On już nie.To ty jesteś biedna".- Dość tego - powiedziała odrzucając moją inicjatywę.- Idź i sprawdź za pomocą komputera w gabinecie, kto wysłał ten złośliwy anonim.Przynajmniej z tym mogę coś zrobić.Bez większego trudu ustaliłem źródło anonimu.Pochodził z systemu.Oznaczało to, że animację wysłano za zgodą jednego z operatorów w kierownictwie sieci komputerowej "Arki".Z początku myślałem, że anonim był przekazem urzędowym i że administracja statku wywierała nacisk na obywateli w tak zdumiewająco nietaktowny sposób, lecz później przyszło mi do głowy bardziej prawdopodobne rozwiązanie - ktoś się włamał do systemu operacyjnego sieci i swoim prywatnym przekazom nadawał oficjalną formę.W tej sytuacji nie mogłem od razu wyśledzić nadawcy.Przede wszystkim należało ustalić, w jaki sposób dokonał włamania.Kimkolwiek był, zrobił to bezkarnie, bo nikt się tego nie domyślił, inaczej operatorzy już by podjęli jakieś kroki.Najpierw więc musiałem znaleźć ten sam niezauważalny sposób.Początkowo użyłem, naturalnie, mojego własnego hasła i kodu wejściowego, które dawały mi większość uprawnień Carol Jeanne, umożliwiających korzystanie z informacji niedostępnych dla ogółu zwykłych obywateli "Arki".Kłopot polegał na tym, że wszędzie zostawiałem swój ślad.Nie mogłem zatem robić niczego, co chciałem ukryć przed operatorami systemu.Właściwie dlaczego już się martwiłem, że zostanę przyłapany? Gdyby zapytano o to Carol Jeanne, przecież zwyczajnie by odpowiedziała, że ktoś przysłał anonim do jej komputera i poprosiła swojego świadka, by odnalazł nadawcę.Było to całkiem legalne i miała do tego prawo.Swojego świadka.Przeszukując bazy danych, przypomniałem sobie, jak powstrzymała Reda przed tym, co chciał zrobić, kiedy próbował mnie chwycić."Nigdy nie podnoś ręki na mojego świadka".Teraz mi doskwierało, że mówiła o mnie jak o przedmiocie stanowiącym jej własność.Dlaczego nie powiedziała: "Nigdy nie podnoś ręki na Lovelocka"? Dlaczego dalej uważa, że pełną gwarancję bezpieczeństwa daje mi jedynie status cennego przedmiotu posiadania, a nie prawo do nietykalności osobistej? To kolejna oznaka, że moje stosunki z Carol Jeanne polegały na czym innym, niż przedtem sądziłem.W czasach niewolnictwa w południowych stanach, gdy czarne służące plotły warkocze swoim paniom, te z pewnością wiele mówiły, być może nawet o bardzo intymnych sprawach.Odkrywały swoje myśli przed pokojówkami, którym chyba również się marzyło, że panie je kochają, że są ich przyjaciółkami.Potem jednak nadchodziło przebudzenie.Pewnego dnia w rodzinie zaczynały się kłopoty finansowe, trzeba było zdobyć pieniądze i mówiło się o sprzedaniu "przyjaciółki".Służąca mogła też coś źle zrobić, albo ją o to podejrzewano, i w jednej chwili przyjaciółka stawała się wrogiem, osobą niegodną zaufania.Ile takich przyjaciółek obnażono i wychłostano? Ile spośród nich krwawiło na brudnych matach, cierpiąc nie z powodu ran zadanych batem, lecz dlatego, że zawsze były tylko czyjąś własnością, niczym więcej?"Mam szczęście, że tak wcześnie to odkryłem", pomyślałem.Zamiast dalej szukać w systemie, gdzie operatorzy mogli mnie wytropić, dostałem się do pamięci lokalnej, która zawiera program współpracujący z systemem poczty sieciowej, i zacząłem ją odczytywać.Ponieważ jest to pamięć ulotna, nie zdołaliby sprawdzić, po co do niej zaglądałem, gdyby nawet bardzo się starali [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl