[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na dolnej ćwiartce ekranu po lewej widać było skupisko jachtów, ich elektroniczne "fotografie" wyglądały jak ziarenka fluoryzującego piasku.Jachty zdążały do Cowes na nocne legowisko.Drugi pilot zajął się herbacianym obrządkiem, dolewając do herbaty kilka łyżeczek mleka i słodząc.Pierwszy pilot z wdzięcznością przyjął tę usługę i podniósł do ust dymiący kubek.Herbata pomoże mu się trochę odprężyć.Dobra herbata!Nagle odstawił kubek i wpatrzył się przed siebie, w czerwone migające światełko, które oznaczało tor wodny na wysokości mielizny Warnera.Światełko przesunęło się w lewo.- Dryfuje! - krzyknął sternik.Trzeci oficer podbiegł do steru, natomiast pilot spojrzał na zegar szybkości: strzałka spadła poniżej cyfry pięć.Zatrzymał się przy sterze, serce mu waliło.Sternikiem był teraz znacznie starszy marynarz.Nerwowo oblizywał wargi, usiłując odzyskać poprzedni kurs.Trzeci oficer odłożył słuchawkę telefonu.- Mają problem w maszynowni.- Na jak długo? - spytał spokojnym głosem pilot.Nagle oczom pilota objawiła się młodość trzeciego oficera.Uprzy­tomnił sobie, że wszyscy oficerowie Ogilvy'ego są nadzwyczaj młodzi.- Trzydzieści minut.- Niech pan lepiej zawiadomi kapitana.- On już czeka na pana na prawym skrzydle mostkowym.Pilot zwrócił się do stojącego za plecami drugiego pilota: - Na wysokości mielizny Warnera ster na jeden-dwa-zero.- Jeden-dwa-zero.- I proszę przekazać na holowniki, że być może będziemy ich potrzebowali.Dziób zaczął przesuwać się na prawo.Pilot ruszył w kierunku skrzydła mostkowego po sterburcie, usiłując iść normalnym krokiem.Nie należało biec na oczach trzeciego oficera żółtodzioba i zdener­wowanego sternika, który robił, co mógł, aby skompensować dryfo­wanie i sprowadzić statek na środek toru wodnego.Wszystko działo się bardzo wolno ze względu na masę kadłuba.I dlatego trudno było od razu powiedzieć, czy manewr przyniesie sukces.Pilot opuścił sterownię.Ogilvy stał w kręgu oficerów.Byli tylko głębszym cieniem na skraju skrzydła.Kapitan rozmawiał przez telefon z maszynownią.Obok urządzeń kontrolnych odpychacza dziobowego znajdowała się podświetlona tablica z instrumentami informującymi o kursie, obrotach śrub i szybkości.Ogilvy odłożył słuchawkę i obrócił się w stronę pilota, który nawet w nikłym świetle czerwonej lampki zauważył na lewym policzku kapitana tik.Jedno krótkie drgnięcie, niemal nieuchwytne.- Tracę parę - powiedział bardzo oficjalnie.- Woda w zbior­nikach paliwa zatkała dysze pod drugim bojlerem.Moi mechanicy potrzebują trzydziestu minut na ich oczyszczenie.Lewiatan będzie mógł mieć najwyżej cztery węzły.- Czy przy czterech stery będą posłuszne?- Mój sternik da sobie radę.- I będzie można dokonać skrętu w Nab?- Nie przy czterech węzłach.- Nawet z pomocą dziobowego odpychacza?- Powiedziałem, że nie.Pilot czekał na dalsze wyjaśnienia, ale Ogilvy umilkł.Przed pilotem zarysował się klasyczny dylemat.Nie znał technicznych możliwości Lewiatana, nie znał też kapitana Ogilvy.Czy jego lodowaty spokój był maską strachu, czy też heroicznego opanowania? Czy ostrzegał przed trudną sytuacją, czy też przepowiadał katastroficzny rozwój wy­padków?Skocentrował się na znanych mu faktach.Byli teraz na wysokości świateł mielizny Warnera.Znaczyło to, że Lewiatan, płynąc z szybkoś­cią czterech węzłów, był godzinę od toru Nab.Zapytał:- Kiedy będzie para?- Za godzinę.Prawda czy pobożne życzenie? Pilot nie wiedział.Pomyślał tylko, że być może należało zatrzymać holowniki aż do Nab.Teraz jest za późno.Spytał:- Czy możemy obrócić statek, dając wstecz na sterburtę?- Drogi panie, moje śruby są ledwo zanurzone.Właściwie są tylko częściowo pod wodą i tak pozostanie, aż opuszczę ten mało odpowiedni dla mojego statku kanał i nabiorę balastu.W związku z tym wszystkim obrócenie statku, jak pan to pięknie powiedział, nie wydaje mi się w tym wietrze możliwe.Pilot zignorował sarkazm.Kapitan miał powody do niepokoju.- Wobec tego musimy się zatrzymać przed zakrętem w Nab.- Za późno!- Co pan powiedział, kapitanie?- Za późno, żeby się zatrzymać.- Mamy cztery mile, kapitanie!- W odpowiednich warunkach mógłbym to zrobić, dając pełną wstecz na obie śruby i zataczając się od skraju do skraju toru.Ale przy jednym bojlerze wyłączonym, ze śrubami na poły w wodzie, przy wietrze od rufy i bez miejsca na manewr nie mam żadnych możliwości.Brak mi też mocy, aby choć o połowę zmniejszyć siłę rozpędu Lewiatana, a gdybym ją nawet miał, to nie zdążyłbym spuścić kotwic, zanim wiatr zepchnąłby mnie na mieliznę.- Czy chce mi pan powiedzieć, kapitanie, że wszystko teraz zależy od przywrócenia mocy?- Chcę panu powiedzieć, że mechanicy w ciągu godziny zrobią wszystko, co potrzeba, a do tego czasu będzie pan miał pewne trudności z prowadzeniem statku.- A jeśli mechanikom się nie uda, to co pan proponuje?- Proponuję, aby pan teraz powrócił do sternika.Potrzebuje on bardziej pańskich pouczeń niż ja.Pilot obrócił się na pięcie i tak szybko, jak tylko mógł, wrócił do sterowni, modląc się w duchu, aby pewność siebie Ogilvy'ego znalazła potwierdzenie w faktach.Jednocześnie był zadowolony, że kapitan postanowił zostać na uboczu i nie wtrącać się.Najwidoczniej zdawał sobie sprawę z granicy swych możliwości.Kapitanowie tankowców spędzali większość czasu na otwartym morzu, jedynie przez dwa dni w miesiącu sterując w strefach zwiększonego ruchu.Kapitan Ogilvy nie był przygotowany na zbyt bliskie kontakty z czymkolwiek, zwłaszcza że płynął po nie znanych mu wodach.Takie sytuacje rozwiązywali piloci.Wiatr uderzył w mostek, przeleciał przez sterownię, której drzwi na skrzydła były otwarte.Powiew atakował też sterburtę, gdyż statek dryfował na południowy wschód.Sternik wstał ze swego stołka; w napięciu manewrował kołem sterowym.- Znosi na skraj toru! Nie mogę go utrzymać!- Czy są tu gdzieś w pobliżu jakieś holowniki? - spytał pilot.- Najbliższy o dziesięć mil od nas - powiedział drugi pilot.Zbyt daleko.Musi sobie sam radzić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl