[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie słyszał, jak nadchodzą.Nagle ktoś z całej siły uderzył go w prawe ramię, tak że poleciałprzed siebie.Odwrócił się i zobaczył trzech chłopaków. Ej, ty, nowy! Odpieprzcie się i zostawcie mnie w spokoju.Gdy odwrócił się tyłem, znów poczuł popchnięcie.Zacisnął pięść, ale wiedział, że jeślizacznie się stawiać, oberwie.Mieli przewagę liczebną.Stał spokojnie, pozwalając, by plecakzsunął mu się z ramienia na ziemię. Fajnie ci się mieszka z tą starą wiedzmą, co?Wzruszył ramionami. A to co miało być, gejem jesteś czy co? Uuu!  Najwyższy z chłopców zakołysał biodramii potarł dłońmi klatkę piersiową.W plecaku Daniel miał nóż, ale nie było czasu go wyciągać.Rzucił się na największego chłopaka, uderzając go głową w brzuch.Chłopak zgiął się w pół, stękając, jakby chciał zwymiotować.Dwaj pozostali przewróciliDaniela na ziemię.Kopali go w brzuch, nogi, ręce i twarz.Hunter zakrył ramionami głowę, alechłopak, który nazwał go gejem, chwycił go za włosy i szarpnął do tyłu.Daniel poczuł, jak jegopodbródek wędruje w górę, a szyja wygina się w łuk.Pięść chłopaka zmiażdżyła mu nos.Usłyszał cichy trzask i poczuł w ustach smak krwi.Zostawili go krwawiącego w trawie.Leżał skulony, dopóki ich głosy nie ucichły w oddali.W ustach czuł krew, a całe ciało miałobolałe.Ręce zaczęły go swędzieć i łaskotać.Kiedy zerknął na jedno z przedramion, zobaczył, żejest pokryte białymi plamami.Leżał w pokrzywach.Przeturlał się na bok i dzwignął na kolana.Nie płakał, ale oczy mu łzawiły.Potarł je, czując, że świąd się wzmaga.Azy stłumiły uczuciepieczenia, ale tylko na chwilę.Minął go starszy mężczyzna idący ścieżką z psem.Rottweiler warknął na niego.Słyszącszczeknięcie i szarpnięcie łańcucha, chłopiec zerwał się na równe nogi. Wszystko w porządku, chłopcze?  zapytał mężczyzna, nie zatrzymując się i zerkając naniego przez ramię.Daniel obrócił się na pięcie i puścił biegiem.Minął dawne tory kolejowe i pobiegł w stronę stacji kolejowo-autobusowej w Bramtpon.Niemiał pieniędzy na bilet, ale znał drogę do Newcastle.Biegł, trzymając się za obolały bok, potemprzeszedł kilka kroków i znów spróbował podbiec kawałek.Rozpędzone samochody mijały go z taką prędkością, że aż nim zarzucało.W głowie miałpustkę, bolał go nos, czuł kłucie w boku, krew w gardle, szaleńcze pieczenie ramioni wszechogarniającą lekkość, dzięki której czuł się niczym spopielały kawałek papieru porwany w górę komina.Zdrapał zaschniętą krew z podbródka.Nie mógł oddychać przez nos, ale niechciał go dotykać, żeby znów nie zaczął krwawić.Było mu zimno.Odwinął rękawy koszulii zapiął mankiety.Poparzona pokrzywą opuchnięta skóra ocierała boleśnie o materiał koszuli.Do domu.Chciał z nią być, wszystko jedno gdzie.Kobieta z opieki społecznej powiedziała,że mamę wypuszczono ze szpitala.Przyjdzie do domu, a ona go przywita, przytuli.W pewnymmomencie chciał zawrócić, ale wtedy znów ją sobie wyobraził.Przypomniał sobie, jak nakładałamakijaż, jak pachniał puder na jej ciele, gdy wychodziła z kąpieli.To pozwoliło muzapomnieć o zimnie.Chciało mu się pić.Język przylgnął mu do podniebienia.Starał się zapomnieć o pragnieniu,skupiając się na wspomnieniu dotyku jej palców na swoich włosach.Próbował sobieprzypomnieć, kiedy ostatni raz go głaskała.Kilkakrotnie już obcinał włosy.Czy mama miaław ogóle okazję dotknąć włosów, które teraz odrosły?Szedł poboczem szosy, licząc na palcach miesiące, kiedy zatrzymała się obok niegociężarówka.Odskoczył do tyłu.Kierowca miał długie włosy i tatuaże na ramieniu.Opuścił oknoi wyjrzał: Dokąd cię niesie, kolego? Newcastle. To wskakuj.Daniel przeczuwał, że facet okaże się jakimś popaprańcem, ale wspiął się na siedzenie obokkierowcy.Chciał się znów zobaczyć z mamą.W środku grało radio nastawione na tyle głośno, żechłopiec nie musiał się odzywać.Mężczyzna trzymał ramiona skrzyżowane na kierownicy.Zmierdział kilkudniowym potem.Wnętrze ciężarówki było brudne, pełne zgniecionych puszeki pustych paczek po papierosach. Ej, stary, lepiej zapnij pasy, co?Daniel posłuchał.Facet wyciągnął zębami papierosa z paczki leżącej na desce rozdzielczej i kazał młodemuHunterowi podać sobie zapalniczkę, która leżała u jego stóp.Chłopiec patrzył, jak mężczyznazapala papierosa.Na jego ramieniu dostrzegł wytatuowaną nagą kobietę, a na szyi bliznęwyglądającą na oparzenie.Kierowca otworzył okno i wypuścił na zewnątrz kłęby dymu, które zostały w tyle za nimi. Chcesz jednego?Daniel przygryzł dolną wargę i wziął od mężczyzny papierosa.Zapalił go i opuścił swojeokno, tak jak zrobił to kierowca.Oparł jedną stopę o siedzenie, a lewe ramię o framugę okna.Palił, czując się wolny, zgorzkniały, szalony i samotny.Odchylił się do tyłu, gdy dawka nikotynyuderzyła mu do głowy.Było mu niedobrze, jak zawsze, gdy palił, ale wiedział, że niezwymiotuje. To czego szukasz w Newcastle? Jadę zobaczyć się z mamą. Dostałeś łomot?Chłopiec wzruszył ramionami i znów się zaciągnął. Doczyścisz się w domu, co? No. Co byś zrobił, jakbym się nie zatrzymał? Po prostu szedłbym przed siebie. Człowieku, to daleka droga.Zajęłaby ci całą noc. Dałbym radę.Ale dzięki za podwózkę. Mężczyzna się zaśmiał, a Daniel nie wiedział, dlaczego.Zobaczył, że kierowca ma złamaneprzednie zęby.Skończył palić i wyrzucił resztkę papierosa przez okno.Chłopiec patrzył, jakczerwone iskry niedopałka giną w oddali.Też chciał się pozbyć swojego papierosa, ale zostałamu jeszcze połowa.Nie chciał się narazić kierowcy.Wziął jeszcze kilka machów, a gdymężczyzna wychylił się na zewnątrz, żeby splunąć, szybko wyrzucił papierosa przez okno. To co, matka pewnie szykuje ci kolację? No. A co zrobi? Zrobi& pieczeń wołową z puddingiem.Mama robiła mu co najwyżej tosty z serem.Dobrze jej wychodziły. Pieczeń wołowa w czwartek? No, no.Chyba się do ciebie przeprowadzę! Niezle, niezle.Gdzie cię wysadzić? Wystarczy w centrum.Gdzie panu wygodnie. Spoko, mogę cię podwiezć pod sam dom.Nocuję dzisiaj w Newcastle.Chyba nie chceszsię spóznić na tę pieczeń, co? No, gdzie mieszkasz? W Cowgate, to jest&Mężczyzna znowu się zaśmiał. Spoko, człowieku.Wiem, gdzie jest Cowgate.Zawiozę cię tam.Daniel trząsł się z zimna, gdy mężczyzna wysadził go w Cowgate.Zostawił go na rondzie,trąbiąc klaksonem na pożegnanie.Chłopiec skulił ramiona przed chłodem i resztę drogi pokonał biegiem: w dół PontelandRoad i wzdłuż Chestnut Avenue, aż do Whitehorn Crescent.Jego mama mieszkała tam od jakichśdwóch lat.Kilka miesięcy temu panie z opieki pozwoliły mu u niej przenocować.To był białydom na końcu rzędu szeregowców, obok zabitych deskami domów z czerwonej cegły.Pobiegłw jego stronę.Nos zaczął mu znowu krwawić i boleć od wysiłku, więc zwolnił.Dotknął dłoniątwarzy.Mimo iż obie dziurki miał zatkane skrzepami krwi, na palcach wciąż czuł zapachpapierosa.Na ścieżce prowadzącej do domu nagle się zatrzymał.Szyby we wszystkich oknachbyły powybijane, a okno na piętrze zniknęło całkowicie.Wewnątrz wszystko było czarne.Spojrzał w okno pokoju mamy.Na dworze się ściemniało, ale jej okno wydawało się czarniejszeod innych.Trawa w ogrodzie sięgała Danielowi do kolan i zarastała ścieżkę.Przemierzył jąszerokimi krokami, kierując się w stronę bocznych drzwi.Dostrzegł porozrzucane śmieci:spłaszczony pachołek, wywrócony do góry nogami wózek dla dziecka, stary but [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl