[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byłem zbyt zajęty na Bow Street, by zwracać uwagę na twoje postępki.To się jednak zmieni.Przeklinając głośno, Matthew podszedł do szafki, z której wyjął szklankęi karafkę.Nalał sobie brandy, wypił ją jednym haustem jak lekarstwo, po czymnapełnił szklankę raz jeszcze.Wziął kilka głębokich wdechów i po czymzmierzył Rossa gniewnym spojrzeniem. Zamierzasz powiedzieć Ionie? Nie, ale nie będę też kłamać, jeśli kiedyś mnie zapyta o twoją wierność. Dobrze.Moja żona nigdy nie zapyta& nie chce usłyszeć odpowiedzi. Niech Bóg się nad nią zlituje  mruknął Ross.Matthew upił jeszcze łyk brandy, po czym zakręcił płynem w szklancez markotnym westchnieniem. To wszystko? Nie.Pozostaje jeszcze jedna kwestia.Twoje zachowanie względem pannySydney. Już za to przeprosiłem.Nic więcej nie mogę zrobić.Chyba że życzyszsobie, bym otworzył dla niej żyłę? To nie będzie konieczne.Pragnę jednak podkreślić, że od teraz masz jątraktować z najwyższym szacunkiem. Wybacz, bracie, ale nie zamierzam okazywać szacunku służącej. Już niedługo będzie służącą. Odprawisz ją więc?Ross zmierzył go twardym, zdecydowanym spojrzeniem. Zamierzam się z nią ożenić.Jeśli mnie przyjmie.Na twarz Matthew wypłynęła konsternacja. Matko Boska!  mruknął ochryple, zataczając się na najbliższy fotel.Opadłnań ciężko i wytrzeszczył oczy ze zdumienia. Mówisz poważnie.Przecież toszaleństwo.Staniesz się pośmiewiskiem.Cannon żeni się ze służącą! Dladobra rodziny znajdz sobie kogoś innego.Są setki innych kobiet, które ochoczozajmą jej miejsce.Ross musiał przywołać całą siłę woli, by nie zrobić bratu krzywdy.Zamknąłoczy i uciszył szalejący w nim gniew.Potem zmierzył brata wzrokiem,w którym płonął czarny ogień. Po latach, które spędziłem w samotności, prosisz mnie, bym odrzuciłjedyną kobietę, której pragnę?Matthew uchwycił się jednej kwestii.  O to mi właśnie chodzi.Po tylu latach celibatu musisz być na wpół szalonyz chuci.Każda kobieta wydałaby ci się godna pożądania.Możesz mi wierzyć,to stworzenie nie jest warte twego uczucia.Nie ma, stylu, koneksji.Uczyńz niej swoją kochankę, jeśli tak ci się podoba.Przestrzegam cię jednak przedmałżeństwem z nią, gwarantuję, że szybko ci się znudzi, a wtedy nic niezdołasz zrobić.Ross już nie był zły.Nie czuł do brata nic poza litością.Matthew nigdy nieznajdzie prawdziwej miłości ani namiętności, tylko ich płytkie imitacje.Spędzi resztę życia w poczuciu niezadowolenia, nie wiedząc, jak wypełnićpustkę w swoim wnętrzu.Zwróci się ku pozornym rozkoszom i będzie sobiewmawiał, że jest zadowolony. Nie będę cię przekonywał, że Sophia jest godna szacunku  oświadczyłcicho. Jeśli jednak powiesz jej choć jedno słowo, które mogłoby zostaćodebrane jako krytyka lub lekceważenie, wykastruję cię.Powoli.188325:16114:cdp.pl Rozdział 11Gościom zapewniono na sobotni bal proste czarne lub białe maski.Większośćtowarzystwa miała jednak na sobie przepiękne rękodzieła, zaprojektowanespecjalnie na to wydarzenie.Sophię oszołomił widok masek przybranychpiórami, klejnotami, haftami i malunkami.Ludzie gawędzili i flirtowalizuchwale, ciesząc się anonimowością, którą gwarantowały im przebrania.Zdjęcie masek zaplanowano na północ, po czym miała zostać podanawystawna kolacja.Zerkając przez próg do salonu, Sophia uśmiechnęła się z satysfakcjąna widok gości tańczących menueta; wszystkie ukłony i dygnięcia wykonywaliz wyuczoną gracją.Damy miały na sobie suknie w najmodniejszychnasyconych barwach, a panowie  czarno-białe stroje wieczorowe.Zwieżowywoskowane i wypolerowane podłogi lśniły w świetle kandelabrów.W powietrzu unosił się ciężki zapach kwiatów i perfum, który rozwiewałwieczorny wietrzyk wpadający do środka z oranżerii.W pokojach położonych za salonem goście grali w karty lub w bilard, piliszampana i jedli przystawki, takie jak pasta z ostryg, tartinki z homara i ciastkarumowe.Sophia postanowiła wrócić do kuchni, by upewnić się, że wszystkoidzie zgodnie z planem.Dyskretnie wymknęła się na zewnątrz.Wieczór byłchłodny, choć pachniało już wiosną.Uniosła wyżej ciasny kołnierzyk ciemnejsukni.Gdy mijała otwartą oranżerię otoczoną kolumnami, zaskoczył ją widoksiedzącego tam starszego pana Cannona, który obserwował bal przez dużeokno.Obok niego stał lokaj wyznaczony tego wieczoru do opieki nadzrzędliwym starszym dżentelmenem.Sophia podeszła do nich, uśmiechając się z wahaniem. Dobry wieczór, panie Cannon.Czy mogę zapytać, dlaczego siedzi pan tusam? Tam jest za dużo hałasu i zamieszania  odparł. Poza tym o północyrozpocznie się pokaz sztucznych ogni, a stąd będę widział najlepiej. Zmierzył ją pytającym spojrzeniem. W zasadzie powinnaś obejrzeć goze mną. Odwrócił się do lokaja i mruknął szorstko:  Idz po szampana.I przynieś dwa kieliszki. Sir  wtrąciła Sophia  obawiam się, że nie mogę& Tak, wiem.Masz obowiązki.Są jednak moje urodziny i dlatego musiszsprawić mi tę przyjemność.Usiadła na kamiennej ławce obok jego fotela. Jeśli ktoś zobaczy, jak piję szampana i oglądam z panem fajerwerki,z pewnością zostanę zwolniona. Zatrudnię cię wtedy jako moją damę do towarzystwa.Nie przestając się uśmiechać, złożyła dłonie na kolanach. Nie włoży pan maski, sir? A po co miałbym wkładać maskę? Raczej nikogo nie oszukam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl