[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał onjuż lat cztery a  prawdziwe arabskie dziecko  przewracał z rówiennikami koziołki w spie-kłym piasku nad Nilem.Ale niedługo przewracał koziołki, nieboraczek.! Gdyż razu pewne-go.Było to w dzień święta Nilu i zaślubin młodszej siostry Fatmy.Mężczyzni siedzieli nie-zbyt daleko od brzegu, paląc fajki i grając w szachy.kobiety kąpały się po społu z Aminą,nowonarzeczoną, stosownie do krajowego zwyczaju, dzieci igrały w piasku nad brzegiemrzeki, opodal matek.I Luidzi (nazwisko krokodyla) znajdował się także, ukryty w pobliżu.niewidzialny, alewszystkich widzący.Zobaczył on po raz pierwszy od dawnego czasu Fatmę, a zobaczył ją w wodzie, tysiąc razypiękniejszą, niż o niej kiedy marzył.I stracił pamięć Luidzi wspaniałych uczuć, które miłość rozkrzewiła w jego sercu, a samazemsta nim tylko w tej chwili władała.Przyczołgał się cichaczem do brzegu i wyrachowawszy swój zapęd, uderzył ogonem wgrono bawiących się chłopców, a zanurzywszy ich w wodę, wziął tylko delikatnie w zębyTafika i znikł z nim w głębi.Krzyknęły przerazliwie wszystkie matki razem.! Ale wnet sięuspokoiły, gdyż wszystkie bębny popodnosiły się z płytkiej wody, zaledwo trochę się zachły-snąwszy.Jednego tylko brakowało.! I jedna tylko matka bolesnym krzykiem napełniała po-wietrze i rozdzierała sobie do krwi łono. Tafik! Tafik!  wołała, ale nadaremnie. Arabi będący opodal zbliżyli się do kobiet, aby zapytać o przyczynę tych wrzasków.Gdy już byli nad brzegiem, rzucili okiem na środek rzeki, a tam okazało im się dziwne,okropne i pamiętne widowisko.! Krokodyl, wypłynąwszy na środek rzeki, wyniósł się maje-statycznie nad wodę do połowy swego ciała i po trzykroć pokazał, jakby tryumfując, młodegoTafika, którego nie uszkodzonego trzymał w zębach.I po trzykroć Fatma zawołała błagają-cym głosem, wznosząc do góry ramiona: Luidzi! Luidzi! Luidzi.!72 Ale krokodyl nie dał się zmiękczyć tym oczywistym dowodem miłości, przekonywającymgo, że jego imię nie było obcym jego kochance.Pogrążył się w otchłań i popłynął dalej,unosząc Tafika w inne strony, ku Morzu Zródziemnemu, ku zachodowi.Zemsta ustąpiła wjego sercu miejsca szlachetniejszym uczuciom.Poniósł on swą zdobycz w strony, gdzie spo-kojnie będzie się mógł zajmować jej szczęściem i moralnym wykształceniem.Co mówisz o tej historii? A wiesz, żem ja jej nie wyssał z palca, ale żem ją prawdziwiesłyszał od Arabów mniej więcej w tych słowach.A co do skrytych uczuć krokodyla, te mi sązarówno znane, co uczucia rozsądnych ludzi romansopisarzom naszego wieku.Co zaś do jegofilantropijnych zamiarów, te nie powinny już zdziwić takiego, co czytał lub widział pewnyterazniejszy dramat Balzaka, w którym stróżem i opiekuńczym aniołem pewnego szlachetne-go młodzieńca jest zatwardziały złoczyńca, piętnowany na ramieniu i zbiegły z galer Tulonu.Co teraz, to już dosyć tej gawędy, bo choć wprawdzie oprócz Siut, które zobaczym jutro,nic nie ma zbyt ciekawego po drodze, trzeba tu jednak mieć zawsze otwarte oczy i broń przyboku, bo ta część kraju aż do Keneh jest przez złych bardzo ludzi zamieszkałą.Tutaj najwię-cej buntów i najwięcej popełnionych zbrodni.Widzisz te dwie wioski w oddaleniu? Jedna z nich zowie się Kassar i jest zamieszkałąprzez samych tylko rozbójników.Temu parę miesięcy pewien Anglik został przy tym brzegunapadniętym.Bronił się mężnie przez długi czas.Na dwunastu ludziach stracił już pięciu ibyłby sam padł ofiarą, gdyby nie przytomność umysłu jego drogmana Araba, któren od sa-mego początku walki, uciekłszy wpław, udał się do tej drugiej wioski (której mieszkańcy są wustawicznych bitwach z mieszkańcami Kassar), i okazując firman swego pana szejkowi niebył spiesznie przywiódł obrońców.Od tego miejsca podwójmy straże i baczność. W nocy zawsze dwóch z nas i połowaekwipażu majtków wartować będzie.A kto w nocy dojrzy jakby makową główkę i mały sze-lest na wodzie usłyszy, niech mierzy dobrze i pali śmiało, bo to złodziej! lub zbójca.!Jak dwóch lub trzech da nurka, to inni się wrócą.A broń Boże dać im się uczepić brzegukanży! Majtków uzbrójmy w siekiery, a sami pałaszami łby i łapy ucinać będziem.bo ina-czej rozpłatają nam brzuchy!Jesteśmy w podle Montfalut.Opodal Nilu widać dość lichą mieścinę.W niej nasi żegla-rze chleb piec będą na dalszą drogę, możem się tu więc dzień jaki zatrzymać i pojechać zwie-dzić głąb kraju, o parę mil od brzegu ciekawe studnie z mumiami, sammum zwane.Już tu w tych stronach coraz okolica piękniejsza i kraj górzystszy.Znać, że się zbliżamydo Górnego Egiptu.Zewsząd widać malownicze z granitu brudnoczerwonego skały, kąpiąceswe żółtoróżowe boki w niebieskich wodach Nilu.Często te skały są bardzo dziwnegokształtu! Wczoraj na przykład, gdyśmy dojeżdżali do Montfalut, o parę mil od tego miejsca,Olivier, nasz poczciwy stary woltyżer, ścisnął nas za rękę i wskazując na jedną skałę, leżącąpo naszej lewej stronie, rzekł z wzruszeniem:  Patrz pani patrz.! Czy go poznajesz.?  Wistocie.Poznaliśmy.! Pomiędzy wielkimi skałami była jedna posunięta najbardziej ku brze-gowi Nilu.Składała się ona z dwóch części.Z masistej, czworograniastej skały w kształciepostumentu, na której wznosiła się druga, kilkakroć mniejsza od pierwszej i nieregularną for-mą od pierwszej odłączona.Przy zachodzącym słońcu podobna ona była jak dwie kroplewody do olbrzymiego posągu Napoleona w małym swym kapeluszu, z zwieszoną głową izałożonymi na piersiach rękoma.Jednak było to dzieło natury! lub złudzenie łamiących siępromieni; niemałe tu także miejsce zajmowała wyobraznia.Pewna rzecz jednak, że podobień-stwo było w tej chwili tak zupełne, iż łzy zakręciły się w oczach Oliviera!73 A nas wszystkich przeszedł dreszcz elektryczny na ten twór żywiołów tak dziwaczny,przedstawiający nam niespodzianie obraz wielkiego człowieka pośród tych odludnych i dzi-kich przestrzeni.O pół dnia od Montfalut leży miasto Siut, stolica Górnego Egiptu.w takiej odległości odNilu jak Kair.Trzeba dojeżdżać do tego miasta przez łąki i przez dość piękne ogrody.Me-czetów w nim dużo.a wiele z nich pięknych i oryginalnych.Bazary obszerne, lud ciemniej-szy co do duszy i co do skóry.Nie widać tu Greków ani Koftów, ani Europejczyków, ani %7ły-dów nawet! Same tylko prawdziwe arabskie twarze i mnóstwo Murzynów.Gdzieniegdzie białe lica, ale nie europejskiego, lecz mamluckiego kroju.Jednak można powiedzieć, że piękność tej stolicy Górnego Egiptu niczym jest w porówna-niu z pięknością Kairu.Kair jest jedynym miastem na świecie.Jeden tylko Damas, Bagdad iStambuł mogą się z nim równać.Wdrapmy się na tę wysoką skalistą górę za miastem, gdyż oprócz zajmującego widoku,zaledwo zmierzonego okiem koryta Nilu, zobaczym tam także piękne pomniki Turków,chrześcijan i starożytnych Egipcjan.Nie dochodząc do szczytu góry znajdziem bogate grobymamluckich bejów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl