Pokrewne
- Strona Główna
- Gabriel Richard A. Scypion Afrykański Starszy największy wódz starożytnego Rzymu
- Gabriel Richard Scypion Afrykański Starszy. Największy wódz starożytnego Rzymu
- Gabriel R.A. Scypion Afrykański Starszy. Największy wódz starożytnego Rzymu
- B Gabriel R.A. Scypion Afrykański Starszy. Największy wódz starożytnego Rzymu
- Władysław Wężyk Podróże po starożytnym wiecie
- Podroze po starozytnym swiecie WĘŻYK
- Kazantzakis Nikos Ostatnie kuszenie Chrystusa (3)
- Terry Pratchett 07 Piramidy (
- Henryk Sienkiewicz krzyzacy (2)
- III Tyberiusz
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pustapelnia.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Naczynie z krwawnika napełnił miodem, w dzban z lapis lazulinalał oleju, stół nimi ozdobił, słońcu ukazał, przed oczy Szamasza kładł je w ofierze.W łonie swoim boleść poczuł Gilgamesz, na murach stanął, nad rzeką Purattu.Bogu słońca ukazałGilgamesz obraz towarzysza swego na tej ziemi rozległej, którego stracił zrozkazu Szamasza.Niech przyjmie ofiarę, niech się z niej cieszy! Niechidzie sam Szamasz u jego boku! Ukazał Szamaszowi obraz towarzyszaswego na ziemi rozległej, którego lica z alabastru.Ukazał bogu słońca obraztowarzysza swego na ziemi rozległej, którego ciało i szaty ze złota.Ukazałbogu słońca obraz towarzysza swego na ziemi rozległej, którego włosy zlapis lazuli.Niech przyjmie ofiarę, niech się z niej cieszy, niech idzie samSzamasz u jego boku!Naczynie z krwawnika napełnił miodem.W dzban z lapislazuli nalał oleju.Czyż i ja nie umrę, czy nie będę jak Enkidu? W łonie mymrozpacz się zalęgła.Jakże mi to zmilczeć? Jak spokój znalezć?Trwogę przed śmiercią poczułem, Szamaszu! Racz mnie, jakdotąd, wśród żywych zachować!Z nieba odpowiada Szamasz słoneczny:Dałem tobie, Gilgameszu, władzę królewską, ona ci sądzona,nie życie wieczne.Nie bądz smutny w sercu ani przybity!Imię swe utwierdzisz po wszystkie czasy, imię swe zostawisz,choć żyć nie będziesz! Zmarły będziesz sędzią wśród Anunnakich.Usłyszał Gilgamesz słowa Szamasza.Stworzył w sercu obrazrzeki płynącej.Po dniach i po nocach płakał Gilgamesz.Do grobu Enkiduskładać nie kazał.Czy na głos jego nie wstanie przyjaciel? Sześćdni przeszło, siedem nocy minęło, w nosie Enkidu się czerwiezalęgły.W dzień siódmy kazał go pochować.Zaledwie świtu co nieco w rozbrzasku, drzwi rozwarł Gilga-mesz, zgotował ofiarę, z drzewa elammaku stół wielki wyniósł,naczynie z krwawnika napełnił miodem, w dzban z lapis lazuli nalał oleju,stół nimi ozdobił, słońcu ukazał.Otwarł usta i rzecze Gilgamesz:Więc i ja umrę, i będę jak Enkidu? W łonie mym rozpacz sięzaległa.Jakże mi to zmilczeć? Jak spokój znalezć? Trwogę przedśmiercią poczułem, bogowie! Raczcie mnie, jak dotąd, w ży-wych zachować!Na ofiarę jego wejrzą bogowie.Otwarł usta Ellil, wieści Gil-gameszowi:Z dawna, Gilgameszu, taki los ludzki! Rolnik ziemię orze,żniwo z niej zbiera, łowca i pasterz zwierzęta dobywa, skóry ichprzywdziewa, mięsa pożywa.Ty chcesz, Gilgameszu, czego niebyło od czasów, jak wiatr mój wody popędza.Zasmucił się Szamasz, przed nim się zjawił, w te słowa sięozwał do Gilgamesza:Gilgameszu! Na co ty się porywasz? %7łycia, co go szukasz, ni-gdy nie znajdziesz!Do Szamasza świetnego rzecze Gilgamesz:Skoro już tyle po świecie chadzałem, czyż dla mnie tak wielew ziemi spokoju? Wszystkie lata dotychczas przespałem, niechjednak oczy me widzą słońce, niech się słońcem nasycę! Pustajest ciemność, jeśli się raz światło znalazło! Czy martwy możeblask słońca zobaczyć?TABLICA DZIEWITAPO PRZYJACIELU SWYM, po Enkidu płacze gorzko Gilgamesz, bieży wpustynię.Czyż i ja nie umrę, czy nie będę jak Enkidu? Jakże mi to zmil-czeć, jak spokój znalezć? W łonie mym rozpacz się zjawiła,śmierci się przeląkłem, uchodzę w stepy.Wybrałem się w drogę,w kraj, kędy włada Utnapiszti, co życia dostąpił, syn królaUbartutu, biegnę w pośpiechu.Dotarłem nocą do górskichprzełęczy, lwy ujrzałem i strach mnie obleciał.Głowę uniosłem,do Sina się modlę, boga księżyca o łaskę upraszam, ku wielkimbogom ślę modlitwy: raczcie mnie, jak dotąd, w żywych zacho-wać!Legł spać i wtem zbudzony ze snu patrzy: lwy swawolą,w blasku Sina życiem się cieszą.Od razu topór bojowy podzwig-nął, miecz wyrwał zza pasa, na lwy się rzucił, wpadł międzydrapieżców jak prędka strzała, rozpędzał je, rąbał, siekł i uśmier-cał.W gniewie księżycowi wszystkie lwy jego zabił.Odrzucił swój topór.W dłoń dłuto chwycił.Na skale wyciąłimiona walecznych, napisał pierwszego imię Gilgamesz, napisałdrugiego imię Enkidu.Podjął topór swój bojowy.W pasie powiesił.Do Szamasza słonecznegorzecze Gilgamesz:Czyżbyś towarzysza w walce dał mi, Szamaszu? Zdało mi się,jakby Enkidu walczył u mojego boku i lwy uśmiercał!Ze słyszenia znał imię gór Maszu.Jak podszedł do nich, dogór, strzegących wschodu i zachodu słońca dzień w dzień, szczy-tem sięgających litego nieba, piersią pogrążonych w głąb światazmarłych, których gór wrót strzegą ludzie skorpiony, ich widokśmiertelny, ich strach błysk grozny, ich blask okropny, aż góryprzewraca, przy wschodzie i zachodzie strzegących słońca: jaktylko ujrzał je Gilgamesz, twarz zakrył ze strachu, z trwogitwarz zmierzchła.Znów nabrał śmiałości, do nich podchodzi.Mąż skorpion krzyknął do swojej małżonki:Ten, co się tu zbliża, spójrz! jego ciało jest z ciała bogów.Do męża skorpiona rzecze małżonka:W dwóch trzecich jest bogiem, w jednej człowiekiem.Mąż skorpion zakrzyknął na Gilgamesza, do bogów potomkarzekł takie słowo:Dlaczego w drogę wyszedłeś daleką, po jakiej drodze do mniedotarłeś, jaką drogą trudną się przeprawiłeś? Chciałbym poznaćcel twego przybycia, pragnę wiedzieć, gdzie cel twój leży, dokądsię wybierasz, chciałbym usłyszeć.Rzecze doń Gilgamesz, do męża skorpiona:Mój przyjaciel i braciszek młodszy, gońca osłów górskich,lampartów stepu, Enkidu, mój młodszy braciszek, gońca osłówgórskich, lampartów puszczy, z którym wszystko zwyciężaliśmy,w góry wkraczaliśmy, razem jąwszy bykołaka ubiliśmy, w lesiecedrów mocarnego Humbabę zgubiliśmy, przyjaciel, którego takmiłowałem, z którym wszystkie trudy razem przeszedłem: losgo dopadł człowiekowi sądzony! W los ludzki odszedł! Podniach i po nocach nad nim płakałem, do grobu składać go niekazałem: czy na głos mój nie wstanie przyjaciel? Sześć dniprzeszło, siedem nocy minęło, aż się w nosie jego czerwie za-lęgły.Zląkłem się zgonu, nie masz dla mnie żywota, jakoby roz-bójnik stepy przebiegam, sprawa mego przyjaciela na mnie spo-czywa.Po drodze dalekiej stepy przemierzam, sprawa megoprzyjaciela, Enkidu, wciąż mnie przygniata, po drogach dale-kich w stepie się błąkam! Jakże mi to zmilczeć, jak spokój zna-lezć? Ukochany przyjaciel mój stał się ziemią, Enkidu, przyjacielmiły, w ziemię się zmienił! Czyż i ja nie umrę, czy też nie legnę,ażebym po wieki wieków już nie wstał? Oto się spotkałem z tobą, mężuskorpionie.Obym nie zobaczył śmierci, której się lękam!Do ojca mego, Utnapiszti, biegnę w pośpiechu, który przeżył,w zgromadzenie bogów był wstąpił, wśród nich życia dostąpił.Jego chcę o życie i śmierć zapytać!Otwarł usta mąż skorpion i rzeczieście, w Gilgameszowi:Nigdy, Gilgameszu, nie było drogi, przejściem górskim niktjeszcze nie przeszedł.Na dwanaście wiorst w głąb się ciągnie,mrok tam jest głęboki, światła nie widać.O wschodzie słońcawrota się odmyka, po wzejściu wrota się zamyka, o zachodziesłońca znów się wrota odmyka, po zachodzie wrota się zamyka.Tamtędy wiodą bogowie Szamasza, który blaskiem swym spieka, co tylkożyje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Naczynie z krwawnika napełnił miodem, w dzban z lapis lazulinalał oleju, stół nimi ozdobił, słońcu ukazał, przed oczy Szamasza kładł je w ofierze.W łonie swoim boleść poczuł Gilgamesz, na murach stanął, nad rzeką Purattu.Bogu słońca ukazałGilgamesz obraz towarzysza swego na tej ziemi rozległej, którego stracił zrozkazu Szamasza.Niech przyjmie ofiarę, niech się z niej cieszy! Niechidzie sam Szamasz u jego boku! Ukazał Szamaszowi obraz towarzyszaswego na ziemi rozległej, którego lica z alabastru.Ukazał bogu słońca obraztowarzysza swego na ziemi rozległej, którego ciało i szaty ze złota.Ukazałbogu słońca obraz towarzysza swego na ziemi rozległej, którego włosy zlapis lazuli.Niech przyjmie ofiarę, niech się z niej cieszy, niech idzie samSzamasz u jego boku!Naczynie z krwawnika napełnił miodem.W dzban z lapislazuli nalał oleju.Czyż i ja nie umrę, czy nie będę jak Enkidu? W łonie mymrozpacz się zalęgła.Jakże mi to zmilczeć? Jak spokój znalezć?Trwogę przed śmiercią poczułem, Szamaszu! Racz mnie, jakdotąd, wśród żywych zachować!Z nieba odpowiada Szamasz słoneczny:Dałem tobie, Gilgameszu, władzę królewską, ona ci sądzona,nie życie wieczne.Nie bądz smutny w sercu ani przybity!Imię swe utwierdzisz po wszystkie czasy, imię swe zostawisz,choć żyć nie będziesz! Zmarły będziesz sędzią wśród Anunnakich.Usłyszał Gilgamesz słowa Szamasza.Stworzył w sercu obrazrzeki płynącej.Po dniach i po nocach płakał Gilgamesz.Do grobu Enkiduskładać nie kazał.Czy na głos jego nie wstanie przyjaciel? Sześćdni przeszło, siedem nocy minęło, w nosie Enkidu się czerwiezalęgły.W dzień siódmy kazał go pochować.Zaledwie świtu co nieco w rozbrzasku, drzwi rozwarł Gilga-mesz, zgotował ofiarę, z drzewa elammaku stół wielki wyniósł,naczynie z krwawnika napełnił miodem, w dzban z lapis lazuli nalał oleju,stół nimi ozdobił, słońcu ukazał.Otwarł usta i rzecze Gilgamesz:Więc i ja umrę, i będę jak Enkidu? W łonie mym rozpacz sięzaległa.Jakże mi to zmilczeć? Jak spokój znalezć? Trwogę przedśmiercią poczułem, bogowie! Raczcie mnie, jak dotąd, w ży-wych zachować!Na ofiarę jego wejrzą bogowie.Otwarł usta Ellil, wieści Gil-gameszowi:Z dawna, Gilgameszu, taki los ludzki! Rolnik ziemię orze,żniwo z niej zbiera, łowca i pasterz zwierzęta dobywa, skóry ichprzywdziewa, mięsa pożywa.Ty chcesz, Gilgameszu, czego niebyło od czasów, jak wiatr mój wody popędza.Zasmucił się Szamasz, przed nim się zjawił, w te słowa sięozwał do Gilgamesza:Gilgameszu! Na co ty się porywasz? %7łycia, co go szukasz, ni-gdy nie znajdziesz!Do Szamasza świetnego rzecze Gilgamesz:Skoro już tyle po świecie chadzałem, czyż dla mnie tak wielew ziemi spokoju? Wszystkie lata dotychczas przespałem, niechjednak oczy me widzą słońce, niech się słońcem nasycę! Pustajest ciemność, jeśli się raz światło znalazło! Czy martwy możeblask słońca zobaczyć?TABLICA DZIEWITAPO PRZYJACIELU SWYM, po Enkidu płacze gorzko Gilgamesz, bieży wpustynię.Czyż i ja nie umrę, czy nie będę jak Enkidu? Jakże mi to zmil-czeć, jak spokój znalezć? W łonie mym rozpacz się zjawiła,śmierci się przeląkłem, uchodzę w stepy.Wybrałem się w drogę,w kraj, kędy włada Utnapiszti, co życia dostąpił, syn królaUbartutu, biegnę w pośpiechu.Dotarłem nocą do górskichprzełęczy, lwy ujrzałem i strach mnie obleciał.Głowę uniosłem,do Sina się modlę, boga księżyca o łaskę upraszam, ku wielkimbogom ślę modlitwy: raczcie mnie, jak dotąd, w żywych zacho-wać!Legł spać i wtem zbudzony ze snu patrzy: lwy swawolą,w blasku Sina życiem się cieszą.Od razu topór bojowy podzwig-nął, miecz wyrwał zza pasa, na lwy się rzucił, wpadł międzydrapieżców jak prędka strzała, rozpędzał je, rąbał, siekł i uśmier-cał.W gniewie księżycowi wszystkie lwy jego zabił.Odrzucił swój topór.W dłoń dłuto chwycił.Na skale wyciąłimiona walecznych, napisał pierwszego imię Gilgamesz, napisałdrugiego imię Enkidu.Podjął topór swój bojowy.W pasie powiesił.Do Szamasza słonecznegorzecze Gilgamesz:Czyżbyś towarzysza w walce dał mi, Szamaszu? Zdało mi się,jakby Enkidu walczył u mojego boku i lwy uśmiercał!Ze słyszenia znał imię gór Maszu.Jak podszedł do nich, dogór, strzegących wschodu i zachodu słońca dzień w dzień, szczy-tem sięgających litego nieba, piersią pogrążonych w głąb światazmarłych, których gór wrót strzegą ludzie skorpiony, ich widokśmiertelny, ich strach błysk grozny, ich blask okropny, aż góryprzewraca, przy wschodzie i zachodzie strzegących słońca: jaktylko ujrzał je Gilgamesz, twarz zakrył ze strachu, z trwogitwarz zmierzchła.Znów nabrał śmiałości, do nich podchodzi.Mąż skorpion krzyknął do swojej małżonki:Ten, co się tu zbliża, spójrz! jego ciało jest z ciała bogów.Do męża skorpiona rzecze małżonka:W dwóch trzecich jest bogiem, w jednej człowiekiem.Mąż skorpion zakrzyknął na Gilgamesza, do bogów potomkarzekł takie słowo:Dlaczego w drogę wyszedłeś daleką, po jakiej drodze do mniedotarłeś, jaką drogą trudną się przeprawiłeś? Chciałbym poznaćcel twego przybycia, pragnę wiedzieć, gdzie cel twój leży, dokądsię wybierasz, chciałbym usłyszeć.Rzecze doń Gilgamesz, do męża skorpiona:Mój przyjaciel i braciszek młodszy, gońca osłów górskich,lampartów stepu, Enkidu, mój młodszy braciszek, gońca osłówgórskich, lampartów puszczy, z którym wszystko zwyciężaliśmy,w góry wkraczaliśmy, razem jąwszy bykołaka ubiliśmy, w lesiecedrów mocarnego Humbabę zgubiliśmy, przyjaciel, którego takmiłowałem, z którym wszystkie trudy razem przeszedłem: losgo dopadł człowiekowi sądzony! W los ludzki odszedł! Podniach i po nocach nad nim płakałem, do grobu składać go niekazałem: czy na głos mój nie wstanie przyjaciel? Sześć dniprzeszło, siedem nocy minęło, aż się w nosie jego czerwie za-lęgły.Zląkłem się zgonu, nie masz dla mnie żywota, jakoby roz-bójnik stepy przebiegam, sprawa mego przyjaciela na mnie spo-czywa.Po drodze dalekiej stepy przemierzam, sprawa megoprzyjaciela, Enkidu, wciąż mnie przygniata, po drogach dale-kich w stepie się błąkam! Jakże mi to zmilczeć, jak spokój zna-lezć? Ukochany przyjaciel mój stał się ziemią, Enkidu, przyjacielmiły, w ziemię się zmienił! Czyż i ja nie umrę, czy też nie legnę,ażebym po wieki wieków już nie wstał? Oto się spotkałem z tobą, mężuskorpionie.Obym nie zobaczył śmierci, której się lękam!Do ojca mego, Utnapiszti, biegnę w pośpiechu, który przeżył,w zgromadzenie bogów był wstąpił, wśród nich życia dostąpił.Jego chcę o życie i śmierć zapytać!Otwarł usta mąż skorpion i rzeczieście, w Gilgameszowi:Nigdy, Gilgameszu, nie było drogi, przejściem górskim niktjeszcze nie przeszedł.Na dwanaście wiorst w głąb się ciągnie,mrok tam jest głęboki, światła nie widać.O wschodzie słońcawrota się odmyka, po wzejściu wrota się zamyka, o zachodziesłońca znów się wrota odmyka, po zachodzie wrota się zamyka.Tamtędy wiodą bogowie Szamasza, który blaskiem swym spieka, co tylkożyje [ Pobierz całość w formacie PDF ]