[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powracaj¹c do obozu genera³ powzi¹³ wiadomoSæ, ¿e ujêto kilkadziesi¹t wozów z konwojems³u¿by leSnej, wioz¹cych z porêb obrobione pale, dyle, deski, ¿erdzie.Byli to ch³opi z KêpyGlinieckiej.Z niema³¹ radoSci¹ otrzymali pozwolenie sk³adania ³upu na stos i umykali dodomów ze sprzê¿ajem.Sokolnicki kaza³ zatrzymaæ forsterów i gajowych i poleci³ badaæ ichw kwestii szañca.Niewiele powzi¹³ wiadomoSci ponad to, co sam wiedzia³, gdy¿ furmankizatrzymywa³y siê przed krytymi drogami szañca i tam sk³ada³y budulec.Mia³ siadaæ w ch³opskiej chacie do wieczerzy, a wojsko ju¿ j¹ spo¿ywa³o, kiedy od wart danoznaæ, ¿e nadje¿d¿a wy¿szy oficer z kwatery g³Ã³wnej.Sokolnicki wyszed³ naprzeciw i spo-strzeg³ Pelletiera.Francuz by³ st³uczony na siodle, gdy¿ bez odpoczynku pêdzi³ z kompani¹jazdy wprost z Okuniewa, ale jeszcze stopy nie postawi³ na ziemi, a ju¿ pyta³:- Czy zaczynamy?- Naturalnie.- A szaniec?- Widzia³em.To luneta.- A most?442 - Mam wszelkie szanse, ¿e nie jest skoñczony.- No, to dawajcie co do jedzenia.Mam rozkaz wodza.- Trzymania miê za po³y.- Rozumie siê.- Ale my idziemy razem?- Rozumie siê.Pelletier rzuci³ siê na koguta, wychud³ego na przednówku w k¹tach pañszczyxnianego po-dwórka, którego upitrasi³ naprêdce kucharz genera³a brygady.W trakcie ³amania gnatów kurazêbami rzuca³ pó³rady, pó³pytania:- Pos³aæ by parlamentarza z ¿¹daniem poddania szañca?- Po co? na co?- ¯eby zobaczy³, czy most skoñczony.- Jak¿e on to zobaczy?- Mo¿e zmiarkowaæ z byle czego.Musimy dzia³aæ ostro¿nie.Wódz mia³ wiadomoSæ z War-szawy, ¿e dwanaScie tysiêcy Austriaków gdzieS przesz³o Wis³ê.- Je¿eli j¹ przeszli, to tak daleko, ¿e dziS miê we dwa ognie nie wezm¹.- Most, most!- Cztery pontony wziête.- Pos³a³bym parlamentarza.Nic na tym nie stracimy, jeSli siê akcja o godzinê opóxni.Sokolnicki rozmySla³ przez chwilê, a póxniej kaza³ wezwaæ do siebie kapitana Siemi¹tkow-skiego.Gdy ten stan¹³ przed nim, uj¹³ go pod rêkê i zacz¹³ w ciemnoSci chodziæ po drodzetam i z powrotem, o czymS go pouczaj¹c.Wkrótce kapitan znik³ w mroku.Up³yn¹³ od tej chwili mo¿e kwadrans czasu, kiedy w niziniePowiSla da³ siê s³yszeæ g³os dwu bêbnów bij¹cych bez przerwy.G³os ten lecia³ do obozu porosie, ale siê szybko od niego oddala³.Pelletier koñczy³ w³aSnie sw¹ ucztê, gdy us³ysza³ taktpierwszy.Podniós³ tedy g³owê, skin¹³ oczyma i rzek³:- Dziêkujê.Póxniej zapatrzy³ siê w p³omieñ Swiecy.Sokolnicki wyszed³ z izby, gdzie mieszka³, i wkro-czy³ miêdzy szeregi.¯o³nierze spoczywali jeszcze, ale s³ysz¹c ³oskot bêbnów bij¹cychw ciemnoSci, czuli, ¿e to ich do boju wzywa ten srogi g³os.Milczenie leg³o na obóz jak ciemna noc.Ka¿dy cz³owiek spojrza³ przez ciemnoSæ i przezmilczenie w ¿ycie swoje, w dalekie miejsce rodzinne.G³uchy ¿al i ciê¿ki smutek wszystkieku ziemi nachyli³ g³owy.Genera³ szed³ miêdzy szeregi tak samo milcz¹cy jak oni wszyscy,tak samo ze zwieszon¹ g³ow¹.I w jego sercu odbi³ siê ³oskot bêbnów jak dxwiêk bry³ ziemilec¹cych na trumnê.Coraz ciszej, coraz ciszej, coraz ciszej.Wtem od jednego razu ³oskot zamilk³.Sokolnicki obróci³ siê twarz¹ w stronê Ostrówka.Patrza³ w mrok i czeka³.Tak samo dxwign¹³g³owê naród wojska.Krew odp³ynê³a od serc i na swój posterunek wróci³o codzienne mê-stwo.We wszystkich wsiach okolicznych by³o ciemno.Ani jednego Swiate³ka! Dopiero nieskoñ-czenie daleko, gdzieS za Wis³¹, tli³y siê Swiat³a zamglone i d³ugimi iglicami odbija³y w wo-dzie.Oko³o godziny dziesi¹tej da³y siê s³yszeæ g³osy nadci¹gaj¹cego pu³ku Sierawskiego.Pu³k ten stan¹³ obozem, ale pod broni¹.Wykomenderowane by³y stra¿e i ³añcuch pods³uchówwyci¹gniêty.Ka¿da kompania wyznaczy³a czwart¹ czêSæ swoich ludzi do wsi okolicznych po443 drzewo, s³omê i wodê, ale tymczasem wstrzymywano ich wyjScie.Ca³kowite trzy batalionymusia³y spocz¹æ z broni¹ w rêku.Za pu³kiem Sci¹gnê³y dwie podwody zajête pod medyka-menty i chirurgi.Lekkich armat So³tyka, zapowiedzianych przez genera³a Pelletiera, nie by³owidaæ.Minê³a godzina dziesi¹ta, kwadrans, pó³ godziny, trzy kwadranse, wreszcie jedenasta.Sokolnicki chodzi³ jak szyldwach, na koñcu wsi.Gdy przy Swietle zatlonej hubki zobaczy³godzinê na zegarku, raptownie zmobilizowa³ sw¹ ma³¹ armiê.Przyby³y pu³k Sierawskiegowysun¹³ za wieS i rozdzieli³ na trzy czêSci.Batalion Bogus³awskiego, pierwszy, postawi³ nalewym skrzydle; batalion drugi pod Sierawskim wyprawi³ w stronê Glinek, a poSrodku umie-Sci³ batalion Blumera za wsi¹ Ostrówek.Mia³a to byæ pierwsza linia.W drugiej uszykowa³siê pu³k Weyssenhoffa z czterema armatami polowymi.Pi¹ty pu³k strzelców konnych, Sci¹-gniêty sztafetami na miejsce, rozpostar³ siê jak w³ok i mia³ postêpowaæ za infanteri¹ dla ob-saczenia szañca.Te przygotowania zajê³y z gór¹ godzinê czasu.By³o po pó³nocy, kiedy na-reszcie rozleg³y siê daleko g³osy bêbnów.Zrazu zdawa³o siê, ¿e bij¹ wci¹¿ w tym samymmiejscu, ale wkrótce wojsko rozró¿ni³o zbli¿anie siê ich dwug³osu.By³o tak ciemno, ¿e wra-caj¹cy kapitan Siemi¹tkowski wpad³ na pierwsze sekcje Bogus³awskiego.Natychmiast sta-wiono go przed genera³ami.- A wiêc? - zapyta³ Sokolnicki po francusku, macaj¹c rêk¹ w ciemnoSci szlifê parlamentarza.- Za¿¹da³em, generale, w twoim imieniu poddania szañca bez zw³oki.- Odmowa?- Tak jest.- Z kim mówi³eS?- Z dowódc¹ pu³ku imienia Latour-Baitlet, pu³kownikiem Czerwinkiem.- JakiS Czech-pobratymiec?- Zapewne.Mówi³em z nim po francusku.- Opowiedz ze szczegó³ami.- Kiedy zbli¿yliSmy siê do szañca, na g³os naszych bêbnów wyszed³ i otoczy³ nas oddzia³ pie-szy.Doboszów zostawiono w polu pod siln¹ stra¿¹, a mnie oficer dowodz¹cy zawi¹za³ oczyi pod stra¿¹ zaprowadzi³ w przykopy.- Jakie by³o wejScie? czy po stoku kurtyny?- Nie.Ile wnosiæ mogê, szed³em przez otwór w przedpiersiu, zastawiony z wnêtrza poprzecz-nic¹.Rêkoma dotkn¹³em bariery.Szyldwach nas przepuszcza³.- Có¿ dalej?- Prowadzono miê umySlnie to tu, to tam, ¿eby mi w g³owie zam¹ciæ.Wyprowadzony zosta-³em z przeciwnej strony.- Tak samo przez otwór, czy mo¿e przechodzi³eS waæpan ³awê dla dzia³a?- Nie.- Dalej.- Skoro rozwi¹zano mi oczy, by³em w namiocie.Sta³ przede mn¹ têgi, starszy oficer.By³ tow³aSnie pu³kownik Czerwinek.Wy³o¿y³em mu twoje, generale, zlecenie po francusku, a kie-dy zacz¹³ do mnie mówiæ po niemiecku, odpar³em, ¿e nie rozumiem ani jednego wyrazu.Kilkakroæ usi³owa³ zagadn¹æ jeszcze po niemiecku, ale robi³em wówczas jak najg³upsz¹ minêi powtarza³em z naciskiem, ¿e nie rozumiem.Wtedy zacz¹³ ³aman¹ francuszczyzn¹ podrwi-waæ sobie z naszego ¿¹dania, mówi³ mi o nadzwyczajnej wielkoSci szañca, o jego budowie,444 nie znanej nam wcale.S³ysza³em nieustaj¹cy huk siekier i m³otów.Koñcz¹, widaæ, mostz nadzwyczajn¹ fors¹.W pewnej chwili pu³kownik rzek³ nieznacznie do podkomendnego ofi-cera po niemiecku, ¿eby miêdzy krypami wybraæ ³Ã³dkê niewielk¹ dla piêciu ¿o³nierzy i ofi-cera, który powiezie raport do Góry.Wtedy ju¿ wiedzia³em, ¿e mostu ca³ego nie ma, skoromusz¹ do Kalwarii przeprawiaæ siê ³odzi¹.Sokolnicki Scisn¹³ mówi¹cego za ramiê i coS mrukn¹³ na jego pochwa³ê.- Pojechali tedy do Góry ³Ã³dk¹, a ja siedzia³em w owym namiocie.Pu³kownik bawi³ miê roz-mow¹ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl