Pokrewne
- Strona Główna
- IGRZYSKA MIERCI 01 Igrzyska mierci
- Michael Judith cieżki kłamstwa 01 cieżki kłamstwa
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Collins Suzanne Igrzyska mierci 01 Igrzyska mierci
- Chattam Maxime Otchłań zła 01 Otchłań zła
- Science Fiction lipiec 2001 (6)
- w19
- Nietzsche Z genealogii moralnoÂści (2)
- Alejchem Szolem Dzieje Tewji Mleczarza
- Follet Ken Wejsc miedzy lwy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- marcelq.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie więzienna.Był środek dnia, a Wariusz zdą\ył jedyniezamrugać oczami i zdziwić się, kiedy jeden z mę\czyzn w liberii zarzuciłmu na głowę worek z szorstkiego materiału.Wariusz natychmiast uznał,\e ten gest ma na celu przera\enie go, i przez chwilę poczuł, wyrazniej-sze od strachu, małostkowe rozdra\nienie, zupełnie jakby miał krzyknąć:No nie! Czy nawet gdybym zobaczył, dokąd jadę, mógłbym to wykorzy-stać?Potem, z tego, co się zorientował, stra\nicy więzienni pomogli muwsiąść, ale wiezli go ci drudzy.Pod szorstkim kapturem uśmiechał sięgorzko z tego pomniejszego zwycięstwa, bo właśnie w chwili, gdy zasła-niali mu oczy, uświadomił sobie, \e w tych niebieskich liberiach jest cośznajomego.Usiłował sobie przypomnieć, jaka wojskowa czy cywilna for-macja je nosi.Był niemal pewien, \e ci ludzie są z oddziału prywatnychstra\ników, i sądził, \e odgadnie, dokąd jadą, nawet jeśli chcieli go za-skoczyć i jeśli ta wiedza nie przyniesie mu ulgi.241Na skrzy\owaniu pojawi się zbyt szybko jadący inny samochód, kie-rowca furgonetki będzie miał chwilę, \eby go zauwa\yć, ale nic się nieda ju\ zrobić, on, Wariusz, z niczego nie będzie sobie zdawał sprawy a\do zderzenia, a potem tamten samochód uderzy w bok furgonetki, ze-pchnie ją z drogi, wirującą wokół własnej osi.Wariusz usłyszy trzaskpękających szyb, bezradne krzyki strachu i bólu, bo wszyscy pasa\erowiefurgonetki staną się równie bezsilni i poturbowani.Na Wariusza posypiąsię szklane okruchy, nie wyjdzie z tego zupełnie bez szwanku - byłobynierealne spodziewać się czegoś takiego - mo\e podczas upadku poczujepękający nadgarstek lub usłyszy trzask \ebra.Potem będzie le\eć bezruchu w kącie między ścianą i sufitem, a wokół niego zapanuje cisza, wktórej usłyszy co najwy\ej jęki.Podniesie się, ze zdziwieniem zobaczynieprzytomnych, uwięzionych lub martwych stra\ników.Oczywiście ztrudem uwierzy własnym oczom.Pełen niedowierzania, spodziewającsię, \e o\yją i go obezwładnią, zacznie szukać przy nich kluczy.Znajdzie.Któryś spojrzy na niego nieprzytomnie, jęknie o pomoc.Wariusz odwróciwzrok.Kajdany ograniczające jego ruchy ochronią go tak\e przed obra-\eniami.Uwolni się.Wypełznie z potrzaskanego samochodu i bez prze-szkód stanie w słonecznym blasku.Furgonetka jednak jechała bez przeszkód.Po raz pierwszy wyobraził sobie ucieczkę, która ocali mu \ycie.Za-niepokoiło go, jak gwałtownie i intensywnie zobaczył to wszystko, jakklarowny był ten obraz, jakby to nie on go stworzył.Nie wolno mu tegorobić.Przypomniał sobie, \e jest przedmiotem.Wolno mu tylko obser-wować rozwój wypadków, ale nic więcej, nie wolno mu snuć wyobra\eńani niczego pragnąć.To by pogorszyło sytuację.Byli w jakimś cichym miejscu i mimo pancerza samochodu odniósłwra\enie, \e jadą przez nasłoneczniony teren.Słyszał ptasie trele, a po-tem zniekształcony, niosący się echem wrzask, który przez chwilę przejąłgo chłodem, zanim stało się jasne, \e to głos pawia odbijający się od wy-sokich, niewidocznych murów ogrodu.Tak, wszystko wskazywało na to,\e miał rację.Drzwi, przez które go wciągnęli do środka, wydawały sięwąskie, biorąc pod uwagę ich ruchy - wejście dla słu\by, pomyślał.Ale242wiedział, \e kurczowe chwytanie się szczegółów to tylko ćwiczenie pa-mięci, sposób na odwrócenie uwagi od tego, co z pewnością się wydarzyna szczycie tych schodów, na końcu tego korytarza, za tymi drzwiami.Usłyszał jakby szum, jakby fale, i nie wiedział co to.Potknął się i za-chwiał.Był w pomieszczeniu, a jednak podłoga pod jego stopami wyda-wała się pochyła.Z powodu kajdan nie mógł utrzymać równowagi i gdyznalazł się na czworakach, a\ jęknął z powodu tego niepotrzebnego upo-korzenia.Poczuł pod dłońmi miękki dywan i wstał jak najszybciej, nie-zdarnie się szamocząc.Ktoś mu pomógł odzyskać równowagę.Nie potra-fił opanować bezsensownego, strachliwego wzdrygnięcia przed tym do-tykiem, ale nabrał czegoś w rodzaju przesądnego lęku przed okazywa-niem uczuć, więc próbował ukryć zdziwienie, kiedy zdjęto mu worek zgłowy i zobaczył, gdzie się znalazł.Stał w szerokim przejściu pomiędzy rozło\ystymi, wygodnymi fote-lami w luksusowej sali rekreacyjnej.Przejście biegło stromo, jak pla\a kumorzu, w stronę głębokiej owalnej sceny, przeznaczonej pewnie dla tan-cerek, bo część parkietu mo\na było odsunąć, odsłaniając miejsce dlaorkiestry w dole.Za sceną znajdował się półkolisty ekran, zajmującynawet część sufitu pod ogromną kopułą; mo\na było na nim oglądać dal-wizję albo zarejestrowane spektakle, albo wyświetlać tło podczas przed-stawień, i były tam te\ specjalne reflektory, które rzucały niemal nama-calne świetliste postaci pomiędzy tancerzy, bogów i centaurów.Ale terazekran był tylko ruchomym freskiem, gdzie krystaliczna laguna ciągnęłasię od sceny po cukrowo błękitne niebo, po którym czasem przefruwałytandetne ptaki.Fotele nie stały poręcz w poręcz jak w publicznym teatrze, lecz roz-dzielały je małe szafki z drewna ró\anego, w których pomiędzy naczy-niami z winem i likworami stały szklane szkatułki z marcepanem i kan-dyzowanym imbirem.Fale, które słyszał, szumiały i szeptały z wielkich,wbudowanych w ściany głośników.W pałacu te\ było coś takiego, takmu się zdawało, choć nigdy tego nie widział, i z całą pewnością było toostatnie miejsce, w jakim spodziewał się stanąć w kajdanach na rękach inogach, z wybitym zębem, w oczekiwaniu na tortury.243Odgadł, \e wiozą go do domu Gabiniusza, ale i tak był zaskoczony;nie spodziewał się zobaczyć samego Gabiniusza.- Wariuszu - odezwał się Gabiniusz, jakby spotkali się, by przedys-kutować datek na klinikę niewolników.W jego przyjaznym głosie po-brzmiewała \yczliwość i \al.Oczywiście Wariusz znał go z widzenia i poznałby go tak\e, gdybynigdy ze sobą nie rozmawiali - Gabiniusz był jeśli nie sławny, to z pew-nością znany, a jego wygląd rzucał się w oczy.Wariusz wiedział nawet,\e Gabiniusz jako dwunastolatek został przypadkowo znokautowanypodczas zapasów w szkole i z jakiegoś powodu wypadek ten spowodo-wał, i\ stracił wszystkie włosy, które ju\ nie odrosły.Pozbawiona rzęs izarostu ró\owa skóra wydawała się dziwnie delikatna i wyjątkowo czy-sta.Jego wielkie oczy były szare i bardzo lśniące, i powinny być błękitne,bo to by pasowało do tej niemowlęcej twarzyczki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Nie więzienna.Był środek dnia, a Wariusz zdą\ył jedyniezamrugać oczami i zdziwić się, kiedy jeden z mę\czyzn w liberii zarzuciłmu na głowę worek z szorstkiego materiału.Wariusz natychmiast uznał,\e ten gest ma na celu przera\enie go, i przez chwilę poczuł, wyrazniej-sze od strachu, małostkowe rozdra\nienie, zupełnie jakby miał krzyknąć:No nie! Czy nawet gdybym zobaczył, dokąd jadę, mógłbym to wykorzy-stać?Potem, z tego, co się zorientował, stra\nicy więzienni pomogli muwsiąść, ale wiezli go ci drudzy.Pod szorstkim kapturem uśmiechał sięgorzko z tego pomniejszego zwycięstwa, bo właśnie w chwili, gdy zasła-niali mu oczy, uświadomił sobie, \e w tych niebieskich liberiach jest cośznajomego.Usiłował sobie przypomnieć, jaka wojskowa czy cywilna for-macja je nosi.Był niemal pewien, \e ci ludzie są z oddziału prywatnychstra\ników, i sądził, \e odgadnie, dokąd jadą, nawet jeśli chcieli go za-skoczyć i jeśli ta wiedza nie przyniesie mu ulgi.241Na skrzy\owaniu pojawi się zbyt szybko jadący inny samochód, kie-rowca furgonetki będzie miał chwilę, \eby go zauwa\yć, ale nic się nieda ju\ zrobić, on, Wariusz, z niczego nie będzie sobie zdawał sprawy a\do zderzenia, a potem tamten samochód uderzy w bok furgonetki, ze-pchnie ją z drogi, wirującą wokół własnej osi.Wariusz usłyszy trzaskpękających szyb, bezradne krzyki strachu i bólu, bo wszyscy pasa\erowiefurgonetki staną się równie bezsilni i poturbowani.Na Wariusza posypiąsię szklane okruchy, nie wyjdzie z tego zupełnie bez szwanku - byłobynierealne spodziewać się czegoś takiego - mo\e podczas upadku poczujepękający nadgarstek lub usłyszy trzask \ebra.Potem będzie le\eć bezruchu w kącie między ścianą i sufitem, a wokół niego zapanuje cisza, wktórej usłyszy co najwy\ej jęki.Podniesie się, ze zdziwieniem zobaczynieprzytomnych, uwięzionych lub martwych stra\ników.Oczywiście ztrudem uwierzy własnym oczom.Pełen niedowierzania, spodziewającsię, \e o\yją i go obezwładnią, zacznie szukać przy nich kluczy.Znajdzie.Któryś spojrzy na niego nieprzytomnie, jęknie o pomoc.Wariusz odwróciwzrok.Kajdany ograniczające jego ruchy ochronią go tak\e przed obra-\eniami.Uwolni się.Wypełznie z potrzaskanego samochodu i bez prze-szkód stanie w słonecznym blasku.Furgonetka jednak jechała bez przeszkód.Po raz pierwszy wyobraził sobie ucieczkę, która ocali mu \ycie.Za-niepokoiło go, jak gwałtownie i intensywnie zobaczył to wszystko, jakklarowny był ten obraz, jakby to nie on go stworzył.Nie wolno mu tegorobić.Przypomniał sobie, \e jest przedmiotem.Wolno mu tylko obser-wować rozwój wypadków, ale nic więcej, nie wolno mu snuć wyobra\eńani niczego pragnąć.To by pogorszyło sytuację.Byli w jakimś cichym miejscu i mimo pancerza samochodu odniósłwra\enie, \e jadą przez nasłoneczniony teren.Słyszał ptasie trele, a po-tem zniekształcony, niosący się echem wrzask, który przez chwilę przejąłgo chłodem, zanim stało się jasne, \e to głos pawia odbijający się od wy-sokich, niewidocznych murów ogrodu.Tak, wszystko wskazywało na to,\e miał rację.Drzwi, przez które go wciągnęli do środka, wydawały sięwąskie, biorąc pod uwagę ich ruchy - wejście dla słu\by, pomyślał.Ale242wiedział, \e kurczowe chwytanie się szczegółów to tylko ćwiczenie pa-mięci, sposób na odwrócenie uwagi od tego, co z pewnością się wydarzyna szczycie tych schodów, na końcu tego korytarza, za tymi drzwiami.Usłyszał jakby szum, jakby fale, i nie wiedział co to.Potknął się i za-chwiał.Był w pomieszczeniu, a jednak podłoga pod jego stopami wyda-wała się pochyła.Z powodu kajdan nie mógł utrzymać równowagi i gdyznalazł się na czworakach, a\ jęknął z powodu tego niepotrzebnego upo-korzenia.Poczuł pod dłońmi miękki dywan i wstał jak najszybciej, nie-zdarnie się szamocząc.Ktoś mu pomógł odzyskać równowagę.Nie potra-fił opanować bezsensownego, strachliwego wzdrygnięcia przed tym do-tykiem, ale nabrał czegoś w rodzaju przesądnego lęku przed okazywa-niem uczuć, więc próbował ukryć zdziwienie, kiedy zdjęto mu worek zgłowy i zobaczył, gdzie się znalazł.Stał w szerokim przejściu pomiędzy rozło\ystymi, wygodnymi fote-lami w luksusowej sali rekreacyjnej.Przejście biegło stromo, jak pla\a kumorzu, w stronę głębokiej owalnej sceny, przeznaczonej pewnie dla tan-cerek, bo część parkietu mo\na było odsunąć, odsłaniając miejsce dlaorkiestry w dole.Za sceną znajdował się półkolisty ekran, zajmującynawet część sufitu pod ogromną kopułą; mo\na było na nim oglądać dal-wizję albo zarejestrowane spektakle, albo wyświetlać tło podczas przed-stawień, i były tam te\ specjalne reflektory, które rzucały niemal nama-calne świetliste postaci pomiędzy tancerzy, bogów i centaurów.Ale terazekran był tylko ruchomym freskiem, gdzie krystaliczna laguna ciągnęłasię od sceny po cukrowo błękitne niebo, po którym czasem przefruwałytandetne ptaki.Fotele nie stały poręcz w poręcz jak w publicznym teatrze, lecz roz-dzielały je małe szafki z drewna ró\anego, w których pomiędzy naczy-niami z winem i likworami stały szklane szkatułki z marcepanem i kan-dyzowanym imbirem.Fale, które słyszał, szumiały i szeptały z wielkich,wbudowanych w ściany głośników.W pałacu te\ było coś takiego, takmu się zdawało, choć nigdy tego nie widział, i z całą pewnością było toostatnie miejsce, w jakim spodziewał się stanąć w kajdanach na rękach inogach, z wybitym zębem, w oczekiwaniu na tortury.243Odgadł, \e wiozą go do domu Gabiniusza, ale i tak był zaskoczony;nie spodziewał się zobaczyć samego Gabiniusza.- Wariuszu - odezwał się Gabiniusz, jakby spotkali się, by przedys-kutować datek na klinikę niewolników.W jego przyjaznym głosie po-brzmiewała \yczliwość i \al.Oczywiście Wariusz znał go z widzenia i poznałby go tak\e, gdybynigdy ze sobą nie rozmawiali - Gabiniusz był jeśli nie sławny, to z pew-nością znany, a jego wygląd rzucał się w oczy.Wariusz wiedział nawet,\e Gabiniusz jako dwunastolatek został przypadkowo znokautowanypodczas zapasów w szkole i z jakiegoś powodu wypadek ten spowodo-wał, i\ stracił wszystkie włosy, które ju\ nie odrosły.Pozbawiona rzęs izarostu ró\owa skóra wydawała się dziwnie delikatna i wyjątkowo czy-sta.Jego wielkie oczy były szare i bardzo lśniące, i powinny być błękitne,bo to by pasowało do tej niemowlęcej twarzyczki [ Pobierz całość w formacie PDF ]