Pokrewne
- Strona Główna
- Abercrombie Joe Pierwsze prawo 03 Ostateczny argument królów
- Goodkind Terry Pierwsze prawo magii
- Christian Jacq Prawo Pustyni
- Zajdel Janusz A Prawo do powrotu
- 'Prawo Turystyczne' R.Walczak
- Prawo Turystyczne R. Walczak (2)
- PoematBogaCzlowieka k.3z7
- Zbigniew Nienacki Pan Samochodzik i Templariusze (2)
- Alberto Moravia Rzymianka (2)
- Rice Anne Krzyk w niebiosa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- cukrzycowo.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bo popamiętasz.Salutuję przed nim.– Tak jest, sierżancie.Wyjmuje z tylnej kieszeni spodni komórkę imi ją rzuca.– Weź jeszcze to.Znikam, zanim któreś z nich się rozmyśli.Zapominam spytać, gdzie jest zaparkowanysamochód, ale nietrudno go znaleźć.Lśniące jakanioł cabrio przywołuje mnie z najbliższegoparkingu.Sięgam do tylnej kieszeni spodni i wyjmujękarteczkę z adresem Madison.Odpisałem go,zanim umyłem rękę.Rozpracowuję GPS-a iwbijam do niego adres, po czym opuszczamdach i z piskiem opon wyjeżdżam z parkingu.Nareszcie… wolność.Parkuję na ulicy i idę długim podjazdem dodomu Madison.Trudno pomylić adres, bomuzyka ryczy z okna na pierwszym piętrze, a natrawniku stoją dzieciaki.Dom jest ogromny.Wpierwszejchwilimamwrażenie,żetoapartamentowiec, ale kiedy pochodzę bliżej,widzę, że po prostu okazała rezydencja.Wkraczam do monstrualnego budynku irozpoznaję grupę dzieciaków z mojej klasy.– Przyszedł Carlos! – piszczy jakaś dziewczyna.Udaję, że nie słyszę, jak echo roznosi serię jej pisków po domu.Madison, w krótkiej i obcisłej czarnejsukience, z puszką bud lighta w dłoni, przedzierasię do mnie przez tłum i w końcu mnie ściska.Chyba wylała mi piwo na plecy.– OMG, przyszedłeś.– Jak widać.– Musimy ci dać coś do picia.Chodź.Idę za nią do kuchni, która wygląda jakwycięta z czasopisma.Wszystkie urządzenia są znierdzewnej stali.Na szafkach lśnią duże blaty zgranitu.Obok zlewozmywaka stoi ogromnypojemnik napełniony po brzegi lodem ipuszkami piwa.Biorę swój przydział.– Jest tu Kiara? – pytam.– Też coś – prycha Madison.Wyczerpująca odpowiedź.Madison bierze mnie pod ramię i prowadzi doschodów, a potem na górę.– Musisz kogoś poznać.Zatrzymuje się, kiedy docieramy do pokoju, wktórymstoipięćdużychstaroświeckichautomatów do gier, stoły do bilarda icymbergaja.Spełnienie marzeń nastolatka.Śmierdzi tu trawką.Mam wrażenie, żenaćpam się od samego oddychania tympowietrzem.– To pokój rekreacyjny – wyjaśnia Madison.Na brązowej sofie ze skóry siedzi jakiś białas, rozparty z zadowolonym wyrazem twarzy, jakbychciał tam zostać na zawsze.Ma na sobie biały T-shirt, czarne dżinsy i wysokie buty.Uważa się chyba za spoko gościa.Na niedużym stole przednim stoi fajka wodna.– Carlos, to jest Nick – mówi Madison.Nick kiwa głową.Odpowiadam tym samym.– Ekstra.Madison siada obok Nicka, bierze fajkę izapalniczkę i funduje sobie potężne sztachnięcie.Cholera, nie ma co, umie dmuchać.– Nick chciał cię poznać – mówi do mnie.Maprzekrwione oczy.Zastanawiam się, ile razy jużsię zaciągnęła przed moim przyjściem.Do pokoju wstawia głowę Lacey.– Madison, jesteś mi potrzebna! – piszczy.–Chodź już!Madison mówi, że zaraz wróci i gramoli się zpokoju.Nick pokazuje mi miejsce na sofie koło siebie.– Siadaj.Facet jest śliski.Włącza się mój sygnałalarmowy.Znam tę grę, bo widziałem już wżyciu co najmniej setkę takich Nicków.Dodiabła, w Meksyku sam byłem jednym z nich– Sprzedajesz towar? – pytam.Chichocze.– Jak kupujesz, to sprzedaję.– Podaje mi fajkę.– Chcesz się sztachnąć?Unoszę puszkę piwa, którą trzymam w dłoni.– Później.Patrzy zwężonymi oczami.– Nie jesteś ćpunem, co?– A wyglądam na ćpuna?Wzrusza ramionami.– Nigdy nic nie wiadomo.W dzisiejszych czasach ćpuny mają różną postać.Nagle myślę o Kiarze.Ta dziewczynacodziennie dostarcza mi rozrywki.Robię, comogę, żeby ją wkurzyć, a potem obserwujęreakcję.Jej różowe usta zaciskają się w cienką linię za każdym razem, kiedy powiem cośwulgarnegoalbozagadamdojakiejśdziewczyny.Ale mimo że w mojej szafce jestpełno pokruszonych ciastek, i tak będzie mibrakowało przewodniczki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Bo popamiętasz.Salutuję przed nim.– Tak jest, sierżancie.Wyjmuje z tylnej kieszeni spodni komórkę imi ją rzuca.– Weź jeszcze to.Znikam, zanim któreś z nich się rozmyśli.Zapominam spytać, gdzie jest zaparkowanysamochód, ale nietrudno go znaleźć.Lśniące jakanioł cabrio przywołuje mnie z najbliższegoparkingu.Sięgam do tylnej kieszeni spodni i wyjmujękarteczkę z adresem Madison.Odpisałem go,zanim umyłem rękę.Rozpracowuję GPS-a iwbijam do niego adres, po czym opuszczamdach i z piskiem opon wyjeżdżam z parkingu.Nareszcie… wolność.Parkuję na ulicy i idę długim podjazdem dodomu Madison.Trudno pomylić adres, bomuzyka ryczy z okna na pierwszym piętrze, a natrawniku stoją dzieciaki.Dom jest ogromny.Wpierwszejchwilimamwrażenie,żetoapartamentowiec, ale kiedy pochodzę bliżej,widzę, że po prostu okazała rezydencja.Wkraczam do monstrualnego budynku irozpoznaję grupę dzieciaków z mojej klasy.– Przyszedł Carlos! – piszczy jakaś dziewczyna.Udaję, że nie słyszę, jak echo roznosi serię jej pisków po domu.Madison, w krótkiej i obcisłej czarnejsukience, z puszką bud lighta w dłoni, przedzierasię do mnie przez tłum i w końcu mnie ściska.Chyba wylała mi piwo na plecy.– OMG, przyszedłeś.– Jak widać.– Musimy ci dać coś do picia.Chodź.Idę za nią do kuchni, która wygląda jakwycięta z czasopisma.Wszystkie urządzenia są znierdzewnej stali.Na szafkach lśnią duże blaty zgranitu.Obok zlewozmywaka stoi ogromnypojemnik napełniony po brzegi lodem ipuszkami piwa.Biorę swój przydział.– Jest tu Kiara? – pytam.– Też coś – prycha Madison.Wyczerpująca odpowiedź.Madison bierze mnie pod ramię i prowadzi doschodów, a potem na górę.– Musisz kogoś poznać.Zatrzymuje się, kiedy docieramy do pokoju, wktórymstoipięćdużychstaroświeckichautomatów do gier, stoły do bilarda icymbergaja.Spełnienie marzeń nastolatka.Śmierdzi tu trawką.Mam wrażenie, żenaćpam się od samego oddychania tympowietrzem.– To pokój rekreacyjny – wyjaśnia Madison.Na brązowej sofie ze skóry siedzi jakiś białas, rozparty z zadowolonym wyrazem twarzy, jakbychciał tam zostać na zawsze.Ma na sobie biały T-shirt, czarne dżinsy i wysokie buty.Uważa się chyba za spoko gościa.Na niedużym stole przednim stoi fajka wodna.– Carlos, to jest Nick – mówi Madison.Nick kiwa głową.Odpowiadam tym samym.– Ekstra.Madison siada obok Nicka, bierze fajkę izapalniczkę i funduje sobie potężne sztachnięcie.Cholera, nie ma co, umie dmuchać.– Nick chciał cię poznać – mówi do mnie.Maprzekrwione oczy.Zastanawiam się, ile razy jużsię zaciągnęła przed moim przyjściem.Do pokoju wstawia głowę Lacey.– Madison, jesteś mi potrzebna! – piszczy.–Chodź już!Madison mówi, że zaraz wróci i gramoli się zpokoju.Nick pokazuje mi miejsce na sofie koło siebie.– Siadaj.Facet jest śliski.Włącza się mój sygnałalarmowy.Znam tę grę, bo widziałem już wżyciu co najmniej setkę takich Nicków.Dodiabła, w Meksyku sam byłem jednym z nich– Sprzedajesz towar? – pytam.Chichocze.– Jak kupujesz, to sprzedaję.– Podaje mi fajkę.– Chcesz się sztachnąć?Unoszę puszkę piwa, którą trzymam w dłoni.– Później.Patrzy zwężonymi oczami.– Nie jesteś ćpunem, co?– A wyglądam na ćpuna?Wzrusza ramionami.– Nigdy nic nie wiadomo.W dzisiejszych czasach ćpuny mają różną postać.Nagle myślę o Kiarze.Ta dziewczynacodziennie dostarcza mi rozrywki.Robię, comogę, żeby ją wkurzyć, a potem obserwujęreakcję.Jej różowe usta zaciskają się w cienką linię za każdym razem, kiedy powiem cośwulgarnegoalbozagadamdojakiejśdziewczyny.Ale mimo że w mojej szafce jestpełno pokruszonych ciastek, i tak będzie mibrakowało przewodniczki [ Pobierz całość w formacie PDF ]