[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wchodziło w grę, by młoda osoba śpiewała z takim uczuciem.A jednak uszy go nie myliły.Ten głos zatrzymywał go i zachwycał akrobatyczną giętkością, zabarwioną głębokim smutkiem.Tak, smutek.Wciągnął buty, zarzucił ciężką pelerynę i wyruszył na poszukiwanie tego śpiewaka.To, co ujrzał, zaskoczyło go, ale nie całkowicie.Podążając za grupą muzyków do tawerny, zauważył wkrótce, że jest to chłopiec, prawie mężczyzna.Wysokie, giętkie dziecko o twarzy anioła i ruchach dorosłego człowieka.Był bogaty: jego szyję otaczały najwspanialsze weneckie koronki, palce zdobiły granaty osadzone w srebrze misternej roboty.Jego towarzysze nazywali go z czułością i uczuciem “ekscelencją”.- Żyję - myślał Tonio.- Jestem w jakimś pokoju.- Dookoła chodzili i rozmawiali ludzie.Jeśli żył, to może ma szansę wyjść z tego cało.I nie mylił się; Carlo by mu tego nie zrobił, nie Carlo.Z ogromnym wysiłkiem udało mu się otworzyć oczy.Ponownie otoczyła go ciemność, ale znów rozwarł powieki i ujrzał cienie rozmawiających ludzi, prześlizgujące się po ścianach i niskim suficie.Znał ten głos; należał do Giovanniego, siepacza Carla, który stał wciąż przy jego drzwiach, a teraz mówił coś cicho i groźnie.Czemu jeszcze go nie zabili? Co się działo? Nie odważył się ruszyć, póki się do tego nie przygotował, a przez zmrużone oczy dostrzegł wychudzonego, brudnego człowieczka trzymającego w rękach jakąś walizę i powtarzającego:- Nie zrobię tego.Chłopak jest za duży.- Jest wystarczająco młody.- Siepacz Giovanni zaczynał tracić cierpliwość.- Rób, co ci kazano, i zrób to dobrze.O czym mówili? Co zrobić? Po jego lewej stronie stał siepacz imieniem Alonso.Drzwi znajdowały się za plecami mężczyzny o zapadniętych policzkach, który oświadczył właśnie:- Nie wezmę w tym udziału - i zaczął cofać się w kierunku wyjścia.- Nie jestem rzeźnikiem, tylko lekarzem.Ale Giovanni chwycił go brutalnie i popchnął w przód, póki jego oczy nie spoczęły na Toniu.- Nieee.Tonio uniósł się właśnie, gdy Alonso usiłował go przytrzymać, i z rozpędem potoczył się w przód, przewracając stojącego mu na drodze wychudzonego mężczyznę.Walczył, a cały pokój płonął mu przed oczami, kopał, kiedy unoszono go z podłogi.Ujrzał, jak otwiera się waliza, wypadają noże, słyszał, że człowieczek mamrocze jakąś szaleńczą modlitwę.Potem schwycił dłonią czyjąś twarz, orał ją paznokciami, a prawą pięścią uderzał w brzuch, odpychając mężczyznę w tył.Coś się tłukło, łamało się drewno i nagle Tonio uwolnił się tak niespodziewanie, że aż upadł.Wilgotna ziemia uginała się pod jego stopami, kamienie przecinały buty i przez chwilę zdawało się, że zwycięży, że go pochłonie i ukryje noc.Ale nawet wtedy czuł ich uderzenia.Ponownie go złapano; ryczał, wrzeszczał.Zanieśli go z powrotem do pokoju, jakiś mężczyzna całym swym ciężarem przygniótł go do nędznego posłania.Wbił zęby w jego mięśnie i włosy, walczył z całej mocy, czując, jak rozwierają mu nogi.Słyszał rozdzieraną materię, nim jeszcze zimne powietrze dotknęło jego nagiego ciała.- Nieeee! - ryczał przez zaciśnięte zęby, po czym ryk uwolnił się od wszelkich słów, stał się nieludzki, potężny, oślepiający, ogłuszający.Wraz z pierwszym ciosem noża zrozumiał, że bitwa została przegrana i dokładnie zdawał sobie sprawę z tego, co mu robią.Guido dostrzegł, że niebo nad miasteczkiem Flovigo staje się bladożółte.Leżał niczym zabity, obserwując, jak deszcz jaśnieje od tego światła, na tyle by zmienić się w zasłonę spływającą z jego okna na pola.Rozległo się pukanie do drzwi.Nie był przygotowany na ekscytację, z jaką wstał, by je otworzyć.Stał za nimi mężczyzna, z którym wcześniej rozmawiał w weneckiej kawiarni.Wepchnął się do pokoju i bez słowa otworzył owiniętą w skórę paczuszkę, zawierającą kilka dokumentów.Obracając się w prawo i lewo, westchnął raptownie z irytacją widząc, że nie pali się żadna świeca, po czym zbliżył się do wilgotnego okna i przejrzał papiery z uwagą kogoś, kto nie umie ani czytać, ani pisać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl