[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nowa kapitan dobrze załatwiła zmianę,podobało mu się jej przemówienie przez głośniki.Bardzoprofesjonalne, bardzo opanowane.- Płyniemy prosto w paszczę sztormu - zauważył NilesWelch, wskazując ruchem głowy kompletnie zalane okna.- Nie chciałbym się tłuc przez coś takiego na mniejszymstatku - oświadczył Bruce.- Zadziwiające, jak dobrze tenwielki statek trzyma się fali.- Nie jak niszczyciel, na którym byłem kadetem podczaswojny o Falklandy - powiedział Quentin Sharp.- Tamtendopiero skakał jak wiewiórka.- Dziwne, że kapitan znowu zwiększyła szybkość -odezwała się Emily Dahlberg.- Nie mam do niej pretensji - odparł Bruce.- Na jejmiejscu wolałbym jak najszybciej doprowadzić tego Jonaszado portu, mniejsza o wygodę pasażerów.Chociaż chybatrochę bym przyhamował.Zaczyna nieźle huśtać.- Zerknął napanią Dahlberg.- Przy okazji, Emily, chciałem cipogratulować, że tak świetnie uciszyłaś tę rozhisteryzowanądziewczynę.To już czwarta osoba, którą uspokoiłaś przezostatnie pół godziny.Pani Dahlberg wytwornie założyła nogę na nogę.- Wszyscy jesteśmy tutaj z tego samego powodu, Gavinie:żeby pomagać w utrzymaniu porządku, w miarę naszychmożliwości.- Tak, ale ty nigdy czegoś takiego nie robiłaś.W życiu niewidziałem tak wystraszonej osoby.- Po prostu wykorzystałam mój instynkt macierzyński.- Przecież ty nie masz dzieci.- To prawda.- Pani Dahlberg uśmiechnęła się słabo.- Alemam wyobraźnię.Z korytarza dobiegł tupot stóp i chaotyczne wrzaski.- Tylko nie następna zgraja pijaków - jęknął Sharp.Głosy zbliżały się i po chwili pojawiła się bezładna grupapasażerów,dowodzona przez wyraźnie nietrzeźwegomężczyznę.Rozsypali się po korytarzu i walili w drzwiapartamentów.Zaniepokojeni lokatorzy wychodzili nakorytarz.- Słyszeliście?! - wrzasnął bełkotliwie mężczyzna na czelegrupy.- Słyszeliście?!Pozostali wciąż walili w drzwi i kazali wszystkimwychodzić.Bruce usiadł prosto.- Czy coś się stało? - zapytała ostro pani Dahlberg.Pijany mężczyzna przystanął, chwiejąc się lekko.- Jesteśmy na kursie kolizyjnym!Rozległ się gwar przerażonych głosów.Przywódcazamachał rękami.- Kapitan opanowała mostek! Chce rozbić statek na GrandBanks!Lawina pytań i okrzyków.Bruce wstał.- Takie oskarżenie na pokładzie statku to prowokacja.Lepiej, żeby pan mógł je udowodnić.Mężczyzna spojrzał błędnym wzrokiem na Bruce’a.- Jasne, udowodnię.I to zaraz.Wszyscy już wiedzą, całazałoga o tym gada.- To prawda! - zawołał jakiś głos z tyłu.- Kapitanzamknęła się na mostku, sama.Ustawiła kurs na CarrionRocks!- Co za bzdura - odparł Bruce, ale zrobiło mu się nieswojona wzmiankę o Carrion Rocks.Znał je dobrze z czasów służbyw marynarce: szeroki pas skalistych mielizn, sterczących jakkły nad powierzchnią morza, poważne ryzyko dla żeglugi.- To prawda! - krzyknął pijak, machając ręką takgwałtownie, że mało nie stracił równowagi.- Wszyscy jużwiedzą!Bruce widział, jak tłum ogarnia panika.- Przyjaciele - przemówił stanowczym tonem - przecież toniemożliwe.Mostek na takim statku nigdy, przenigdy nie jestobsadzony przez jedną osobę.I na pewno istnieje tysiącsposobów przejęcia kontroli nad statkiem, z komory silnikówalbo z pomocniczego mostku.Wiem, bo byłem komandoremw Królewskiej Marynarce Wojennej.- Teraz jest inaczej niż w twoich czasach, stary durniu! -krzyknął pijak.- Statek jest w pełni zautomatyzowany.Kapitan się zbuntowała i przejęła kontrolę, i teraz zatopistatek!Jakaś kobieta rzuciła się na Bruce’a i chwyciła go zaklapy.- Pan był w marynarce! Na litość boską, niech pan cośzrobi!Bruce wyswobodził się i podniósł ręce.Posiadał wrodzonącharyzmę przywódcy, więc tym gestem sprawił, że wrzawaprzycichła.- Proszę państwa! - zawołał.- Razem z moim zespołemsprawdzimy, czy ta plotka jest prawdziwa.- Jest.!- Cisza! - Odczekał chwilę.- Jeśli tak, podejmiemydziałanie.obiecuję wam.Tymczasem zostańcie tu i czekajciena instrukcje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl