[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pozostawiając bezużyteczny blaster w paszczy potwora, Barabel cofiiął się jeszcze bardziej i przycisnął ple­cy do sklepienia szybu.Był przekonany, że nie zdoła sięgnąć po ręko­jeść świetlnego miecza, ale mimo to nie zamierzał rezygnować.Usłyszał syczący pomruk i zobaczył słaby błysk.Zrozumiał, że do życia obudziło się białe ostrze miecza Beli.Cielsko voxyna wypełniało jednak prawie cały przekrój szybu i Tesar dostrzegł tylko kilka zabłąka­nych odbłysków.Zwierzę skoczyło ku niemu i Barabel wykręcił głowę, aby nie zdarło maski do oddychania z jego twarzy.Wyciągnął rękę za­kończoną długimi pazurami i przeorał zbroczony posoką pysk potwora.Voxyn jednak nie zrezygnował ze ścigania ofiary.Wpychając ciel­sko jeszcze głębiej, usiłował dosięgnąć kłami dłoń z drapiącymi go pa­zurami.Tesar skulił się i przycisnął głowę do ściany.Wsparł obie siostry, posyłając im uczucie triumfu.Chwilę potem na jego ramię spadła ciężka łapa voxyna.Nasączone trucizną pazury roz­ciągnęły i zmarszczyły tkaninę kombinezonu, ale warstwa moliteksu nie puściła i kombinezon się nie rozdarł.Nie przestając wysyłać zwycię­skich myśli, Tesar dodał do nich wrażenie nagłej potrzeby.Usłyszał głośniejszy brzęk miecza Beli.W następnej chwili wszyst­kie inne dźwięki zagłuszył donośny trzask eksplodującego detonitu.Tesar poczuł na barkach niespodziewany ciężar, ale odnoga wypełniła się jasnozielonym blaskiem bioluminescencyjnych porostów, jakie rozjaśnia­ły ciemności pomieszczeń i korytarzy „Rozkosznej Śmierci”.Barabel odwrócił głowę i zamiast pyska voxyna zobaczył krwawą miazgę, uroz­maiconą połamanymi kłami i zwęglonym mięsem.W następnej sekun­dzie poczuł, że się unosi.Zrozumiał, że ktoś inny, posługując się Mocą, wciąga go przez wypalony otwór w sklepieniu do pomieszczenia na wyższym poziomie.Brocząc posoką z wielu ran po blasterowych strzałach, voxyn wy­korzystał wolną drogę i zaczął się przeciskać w głąb bocznego szybu.W wielu miejscach brakowało mu kawałków ciała, a po koralowym dnie wlókł cztery bezwładne tylne łapy.- Ty banthowy łbie! Uciekł! - krzyknęła Bela.- Teraz będzie jesz­cze trudniej go zabić!Tesar rozejrzał się i zatrzymał spojrzenie na błękitnych oczach Gannera Rhysode’a, jednego z najwyższych i - przynajmniej z jego punktu widzenia - najprzystojniejszych mężczyzn Jedi.- Czas polowania dobiegł końca, mój łuskowaty przyjacielu.- Ganner opuścił Barabela na podłogę korytarza, a sam pochylił się nad wypa­lonym otworem.- Wyłaźcie, dziewczęta - powiedział.- Anakin chce, żeby wszyscy przyszli na mostek.Śpiący w sąsiedniej kabinie Raynar Thul obudził się z leczniczego transu i stwierdził, że ma przed oczami nagie plecy Eryl Besy.Młoda kobieta także niedawno się przebudziła.Siedziała teraz na swojej pry­czy po drugiej stronie wąskiego przejścia i uniósłszy ręce nad głowę, przeciągała się, jakby chciała rozprostować mięśnie.Jej mlecznobiałą skórę zdobiło wiele piegów, ale blizny po kroplach żrącego kwasu i za­danych pazurami ranach, które młodzieniec tak dobrze poznał podczas pierwszego polowania na voxyny, stały się niemal niewidoczne.Kiedy reszta grupy była pogrążona w głębokim leczniczym transie albo zajęta nauką pilotowania yuuzhańskiego okrętu, Raynar i Eryl spędzili sporo czasu, rozmawiając i przykładając sobie nawzajem tampony nasączone płynem bacta.Młodzieniec niejasno sobie uświadamiał, że zanim za­padł w leczniczy trans, poczuł na ustach muśnięcie pocałunku Eryl.Od­nosił wrażenie, że wciąż jeszcze je czuje, ale mogło mu się tylko tak wydawać.W pewnej chwili Eryl opuściła ręce, odwróciła głowę i pochwyciła jego spojrzenie.Zamiast osłonić plecy, uśmiechnęła się do niego.- Jak wyglądam? - zapytała.Raynar usłyszał szczęknięcie własnych zębów i dopiero wtedy uświa­domił sobie, że zamknął usta.- Cał.całkiem nieźle - wyjąkał.Może jednak ten pocałunek mi się nie przyśnił? - pomyślał.- Prawdę mówiąc.wspaniale.Eryl zmarszczyła brwi i przekrzywiła głowę, jakby chciała zoba­czyć własne plecy.Roześmiała się i, wciąż jeszcze naga, dodała:- Miałam na myśli moje blizny, młodzieńcze.Czy już się zagoiły?- O tak! - Raynar wolałby znów zapaść w leczniczą drzemkę.-Właśnie to chciałem ci powiedzieć.Eryl znów się uśmiechnęła, ale tym razem z powątpiewaniem.- Jasne - mruknęła, sięgając po kombinezon.- Nic nie szkodzi.Wtarliśmy sobie nawzajem w plecy tyle płynu bacta, że chyba żaden członek naszej grupy nie ma tajemnic przed pozostałymi.- Nie.chyba nie ma - burknął Raynar.Sięgając po swój kombinezon, postarał się ukryć rozczarowanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl