Pokrewne
- Strona Główna
- Trylogia Lando Calrissiana.03.Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka
- Trylogia Hana Solo.01.Han Solo na Krancu Gwiazd (3)
- Trylogia Hana Solo.01.Han Solo na Krancu Gwiazd (2)
- Mc Auley Paul J Czterysta miliardow gwiazd (SCA
- Elliott Kate Korona gwiazd 04 Dziecko płomienia
- Mc Auley Paul J Czterysta miliardow gwiazd (2)
- Elliott Kate Korona Gwiazd 4 Dziecko płomienia
- Spellman Cathy Cash Malowane wiatrem 01
- Norton Andre Lackey Mercedes Zguba elfow
- Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nie-szalona.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pozostawiając bezużyteczny blaster w paszczy potwora, Barabel cofiiął się jeszcze bardziej i przycisnął plecy do sklepienia szybu.Był przekonany, że nie zdoła sięgnąć po rękojeść świetlnego miecza, ale mimo to nie zamierzał rezygnować.Usłyszał syczący pomruk i zobaczył słaby błysk.Zrozumiał, że do życia obudziło się białe ostrze miecza Beli.Cielsko voxyna wypełniało jednak prawie cały przekrój szybu i Tesar dostrzegł tylko kilka zabłąkanych odbłysków.Zwierzę skoczyło ku niemu i Barabel wykręcił głowę, aby nie zdarło maski do oddychania z jego twarzy.Wyciągnął rękę zakończoną długimi pazurami i przeorał zbroczony posoką pysk potwora.Voxyn jednak nie zrezygnował ze ścigania ofiary.Wpychając cielsko jeszcze głębiej, usiłował dosięgnąć kłami dłoń z drapiącymi go pazurami.Tesar skulił się i przycisnął głowę do ściany.Wsparł obie siostry, posyłając im uczucie triumfu.Chwilę potem na jego ramię spadła ciężka łapa voxyna.Nasączone trucizną pazury rozciągnęły i zmarszczyły tkaninę kombinezonu, ale warstwa moliteksu nie puściła i kombinezon się nie rozdarł.Nie przestając wysyłać zwycięskich myśli, Tesar dodał do nich wrażenie nagłej potrzeby.Usłyszał głośniejszy brzęk miecza Beli.W następnej chwili wszystkie inne dźwięki zagłuszył donośny trzask eksplodującego detonitu.Tesar poczuł na barkach niespodziewany ciężar, ale odnoga wypełniła się jasnozielonym blaskiem bioluminescencyjnych porostów, jakie rozjaśniały ciemności pomieszczeń i korytarzy „Rozkosznej Śmierci”.Barabel odwrócił głowę i zamiast pyska voxyna zobaczył krwawą miazgę, urozmaiconą połamanymi kłami i zwęglonym mięsem.W następnej sekundzie poczuł, że się unosi.Zrozumiał, że ktoś inny, posługując się Mocą, wciąga go przez wypalony otwór w sklepieniu do pomieszczenia na wyższym poziomie.Brocząc posoką z wielu ran po blasterowych strzałach, voxyn wykorzystał wolną drogę i zaczął się przeciskać w głąb bocznego szybu.W wielu miejscach brakowało mu kawałków ciała, a po koralowym dnie wlókł cztery bezwładne tylne łapy.- Ty banthowy łbie! Uciekł! - krzyknęła Bela.- Teraz będzie jeszcze trudniej go zabić!Tesar rozejrzał się i zatrzymał spojrzenie na błękitnych oczach Gannera Rhysode’a, jednego z najwyższych i - przynajmniej z jego punktu widzenia - najprzystojniejszych mężczyzn Jedi.- Czas polowania dobiegł końca, mój łuskowaty przyjacielu.- Ganner opuścił Barabela na podłogę korytarza, a sam pochylił się nad wypalonym otworem.- Wyłaźcie, dziewczęta - powiedział.- Anakin chce, żeby wszyscy przyszli na mostek.Śpiący w sąsiedniej kabinie Raynar Thul obudził się z leczniczego transu i stwierdził, że ma przed oczami nagie plecy Eryl Besy.Młoda kobieta także niedawno się przebudziła.Siedziała teraz na swojej pryczy po drugiej stronie wąskiego przejścia i uniósłszy ręce nad głowę, przeciągała się, jakby chciała rozprostować mięśnie.Jej mlecznobiałą skórę zdobiło wiele piegów, ale blizny po kroplach żrącego kwasu i zadanych pazurami ranach, które młodzieniec tak dobrze poznał podczas pierwszego polowania na voxyny, stały się niemal niewidoczne.Kiedy reszta grupy była pogrążona w głębokim leczniczym transie albo zajęta nauką pilotowania yuuzhańskiego okrętu, Raynar i Eryl spędzili sporo czasu, rozmawiając i przykładając sobie nawzajem tampony nasączone płynem bacta.Młodzieniec niejasno sobie uświadamiał, że zanim zapadł w leczniczy trans, poczuł na ustach muśnięcie pocałunku Eryl.Odnosił wrażenie, że wciąż jeszcze je czuje, ale mogło mu się tylko tak wydawać.W pewnej chwili Eryl opuściła ręce, odwróciła głowę i pochwyciła jego spojrzenie.Zamiast osłonić plecy, uśmiechnęła się do niego.- Jak wyglądam? - zapytała.Raynar usłyszał szczęknięcie własnych zębów i dopiero wtedy uświadomił sobie, że zamknął usta.- Cał.całkiem nieźle - wyjąkał.Może jednak ten pocałunek mi się nie przyśnił? - pomyślał.- Prawdę mówiąc.wspaniale.Eryl zmarszczyła brwi i przekrzywiła głowę, jakby chciała zobaczyć własne plecy.Roześmiała się i, wciąż jeszcze naga, dodała:- Miałam na myśli moje blizny, młodzieńcze.Czy już się zagoiły?- O tak! - Raynar wolałby znów zapaść w leczniczą drzemkę.-Właśnie to chciałem ci powiedzieć.Eryl znów się uśmiechnęła, ale tym razem z powątpiewaniem.- Jasne - mruknęła, sięgając po kombinezon.- Nic nie szkodzi.Wtarliśmy sobie nawzajem w plecy tyle płynu bacta, że chyba żaden członek naszej grupy nie ma tajemnic przed pozostałymi.- Nie.chyba nie ma - burknął Raynar.Sięgając po swój kombinezon, postarał się ukryć rozczarowanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Pozostawiając bezużyteczny blaster w paszczy potwora, Barabel cofiiął się jeszcze bardziej i przycisnął plecy do sklepienia szybu.Był przekonany, że nie zdoła sięgnąć po rękojeść świetlnego miecza, ale mimo to nie zamierzał rezygnować.Usłyszał syczący pomruk i zobaczył słaby błysk.Zrozumiał, że do życia obudziło się białe ostrze miecza Beli.Cielsko voxyna wypełniało jednak prawie cały przekrój szybu i Tesar dostrzegł tylko kilka zabłąkanych odbłysków.Zwierzę skoczyło ku niemu i Barabel wykręcił głowę, aby nie zdarło maski do oddychania z jego twarzy.Wyciągnął rękę zakończoną długimi pazurami i przeorał zbroczony posoką pysk potwora.Voxyn jednak nie zrezygnował ze ścigania ofiary.Wpychając cielsko jeszcze głębiej, usiłował dosięgnąć kłami dłoń z drapiącymi go pazurami.Tesar skulił się i przycisnął głowę do ściany.Wsparł obie siostry, posyłając im uczucie triumfu.Chwilę potem na jego ramię spadła ciężka łapa voxyna.Nasączone trucizną pazury rozciągnęły i zmarszczyły tkaninę kombinezonu, ale warstwa moliteksu nie puściła i kombinezon się nie rozdarł.Nie przestając wysyłać zwycięskich myśli, Tesar dodał do nich wrażenie nagłej potrzeby.Usłyszał głośniejszy brzęk miecza Beli.W następnej chwili wszystkie inne dźwięki zagłuszył donośny trzask eksplodującego detonitu.Tesar poczuł na barkach niespodziewany ciężar, ale odnoga wypełniła się jasnozielonym blaskiem bioluminescencyjnych porostów, jakie rozjaśniały ciemności pomieszczeń i korytarzy „Rozkosznej Śmierci”.Barabel odwrócił głowę i zamiast pyska voxyna zobaczył krwawą miazgę, urozmaiconą połamanymi kłami i zwęglonym mięsem.W następnej sekundzie poczuł, że się unosi.Zrozumiał, że ktoś inny, posługując się Mocą, wciąga go przez wypalony otwór w sklepieniu do pomieszczenia na wyższym poziomie.Brocząc posoką z wielu ran po blasterowych strzałach, voxyn wykorzystał wolną drogę i zaczął się przeciskać w głąb bocznego szybu.W wielu miejscach brakowało mu kawałków ciała, a po koralowym dnie wlókł cztery bezwładne tylne łapy.- Ty banthowy łbie! Uciekł! - krzyknęła Bela.- Teraz będzie jeszcze trudniej go zabić!Tesar rozejrzał się i zatrzymał spojrzenie na błękitnych oczach Gannera Rhysode’a, jednego z najwyższych i - przynajmniej z jego punktu widzenia - najprzystojniejszych mężczyzn Jedi.- Czas polowania dobiegł końca, mój łuskowaty przyjacielu.- Ganner opuścił Barabela na podłogę korytarza, a sam pochylił się nad wypalonym otworem.- Wyłaźcie, dziewczęta - powiedział.- Anakin chce, żeby wszyscy przyszli na mostek.Śpiący w sąsiedniej kabinie Raynar Thul obudził się z leczniczego transu i stwierdził, że ma przed oczami nagie plecy Eryl Besy.Młoda kobieta także niedawno się przebudziła.Siedziała teraz na swojej pryczy po drugiej stronie wąskiego przejścia i uniósłszy ręce nad głowę, przeciągała się, jakby chciała rozprostować mięśnie.Jej mlecznobiałą skórę zdobiło wiele piegów, ale blizny po kroplach żrącego kwasu i zadanych pazurami ranach, które młodzieniec tak dobrze poznał podczas pierwszego polowania na voxyny, stały się niemal niewidoczne.Kiedy reszta grupy była pogrążona w głębokim leczniczym transie albo zajęta nauką pilotowania yuuzhańskiego okrętu, Raynar i Eryl spędzili sporo czasu, rozmawiając i przykładając sobie nawzajem tampony nasączone płynem bacta.Młodzieniec niejasno sobie uświadamiał, że zanim zapadł w leczniczy trans, poczuł na ustach muśnięcie pocałunku Eryl.Odnosił wrażenie, że wciąż jeszcze je czuje, ale mogło mu się tylko tak wydawać.W pewnej chwili Eryl opuściła ręce, odwróciła głowę i pochwyciła jego spojrzenie.Zamiast osłonić plecy, uśmiechnęła się do niego.- Jak wyglądam? - zapytała.Raynar usłyszał szczęknięcie własnych zębów i dopiero wtedy uświadomił sobie, że zamknął usta.- Cał.całkiem nieźle - wyjąkał.Może jednak ten pocałunek mi się nie przyśnił? - pomyślał.- Prawdę mówiąc.wspaniale.Eryl zmarszczyła brwi i przekrzywiła głowę, jakby chciała zobaczyć własne plecy.Roześmiała się i, wciąż jeszcze naga, dodała:- Miałam na myśli moje blizny, młodzieńcze.Czy już się zagoiły?- O tak! - Raynar wolałby znów zapaść w leczniczą drzemkę.-Właśnie to chciałem ci powiedzieć.Eryl znów się uśmiechnęła, ale tym razem z powątpiewaniem.- Jasne - mruknęła, sięgając po kombinezon.- Nic nie szkodzi.Wtarliśmy sobie nawzajem w plecy tyle płynu bacta, że chyba żaden członek naszej grupy nie ma tajemnic przed pozostałymi.- Nie.chyba nie ma - burknął Raynar.Sięgając po swój kombinezon, postarał się ukryć rozczarowanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]