[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Będzie ono miało ważność dekretu.Poza tym musimy jak najszybciej opracować tezy, które by teoretycznie uzasadniły naszą decyzję.Jeżeli chcemy, aby kłamstwo nie zatruwało więcej ludzkich umysłów, musimy sami przestać kłamać.Trzeba powiedzieć pełną prawdę, choćby była ona trudna i bolesna.Nie możemy, mój synu, ulegać złudzeniom, iż tylko i wyłącznie w metodach sprawowania naszej władzy popełniliśmy błędy, a nawet przekroczyliśmy i podeptaliśmy wszelkie prawa ludzkie.Nie usuniemy gwałtu i przemocy, jeśli również nie usuniemy podstawowych zasad, które gwałt i przemoc zrodziły.Musimy zatem pójść do ludzi i otwarcie im powiedzieć, że zła jest wiara, która tak straszliwe spustoszenia mogła wyrządzić.Zła i fałszywa jest ta wiara i trzeba uczynić wszystko, aby nędza usunięta została nie powierzchownie, lecz wyrwana i zniszczona u samych swych korzeni.Nie będzie Królestwa Bożego na ziemi.Diego klęczał z pochyloną głową, śmiertelnie blady, niezdolny słowa jednego z siebie wydobyć.Torquemada mówił dalej, wciąż tym samym dalekim i monotonnym głosem, wpatrzony w mrok w głębi celi:- Tak więc dla uratowania ludzkości od całkowitej zagłady i aby uchronić ludzi od pogrążenia się na zawsze w odmęty niewoli, strachu, kłamstw i nienawiści, musimy zburzyć to wszystko, co w pogardzie dla człowieczeństwa i wśród złudnych urojeń zbudowaliśmy własnymi rękoma kosztem największych ludzkich nieszczęść i cierpień.Z pewnością zamęt wyniknie z tego niemały i ciężkie dnie nadejdą, niemniej jednak, aby uratować się przed złem jeszcze większym, musimy szaleństwo naszej wiary nazwać szaleństwem, a jej fałsz fałszem.Trzeba się będzie, mój synu, nauczyć żyć bez Boga i bez Szatana.- Ojcze! - krzyknął Diego.- Tak, mój synu.Ich nie ma.Diego przyczołgał się do kolan Torquemady i drżącymi rękoma chwycił jego dłonie.- Ojcze, błagam cię, oprzytomniej… to ja, Diego… słyszysz mnie?- Słyszę cię, przecież do ciebie mówię.Nie przerywaj jednak, niedługo zapadnie noc.Pamiętaj, musisz jeszcze napisać dekret o zniesieniu strachu.Od dzisiaj nie będzie strachu na ziemi.Wszystko zaczniemy od nowa, a właściwie ty, mój synu, zaczniesz.Jesteś młodziutki, żarliwy i czysty…Padre Diego, już nie panując nad sobą, wyprostował się i uczepiwszy się oburącz futrzanego płaszcza, który okrywał czcigodnego ojca, targnął nim gwałtownie.- Przestań, ojcze, słyszysz? przestań, ja ci rozkazuję, słyszysz? milcz!Torquemada zwrócił ku niemu wzrok.Ujrzał wówczas twarz obcego człowieka, bladą i nadmiernie ogromną, zniekształconą strachem i złością.Na ustach poczuł gorący oddech.Rozumiejąc, że znalazł się w rękach nieznanego wroga, chciał wołać o pomoc, lecz zdołał tylko szepnąć:- Diego!Ten potrząsał starcem bełkocząc:- Milcz, milcz, milcz…Aż naraz znieruchomiał.Patrzył chwilę na poszarzałą twarz Torquemady i jego oczy szeroko rozwarte, lecz już szkliste i martwe.Bał się poruszyć, wreszcie puścił płaszcz, który kurczowo przytrzymywał zaciśniętymi palcami.Ciało czcigodnego ojca obsunęło się cokolwiek, pozostało jednak wyprostowane.- Boże! - szepnął.Wciąż klęczał, łzy spływały mu po policzkach.Jeszcze nie potrafił ani przyjąć, ani zrozumieć tego, co się stało.Gubił się wśród sprzecznych uczuć i myśli.Wreszcie podniósł się, stał jednak dalej przy zmarłym, osłabły i zdrętwiały, nie mogąc od niego oderwać oczu pełnych łez.Na koniec, nie bardzo świadomy tego, co chce uczynić, podniósł ciężką jak kamień rękę i z całej siły uderzył czcigodnego ojca w twarz.grudzień 1955 - kwiecień 1957 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl