Pokrewne
- Strona Główna
- Cussler Clive, Perry Thomas Przygoda Fargo 05 Piaty kodeks Majow
- Cervantes Saavedra de Miguel Niezwykłe przygody Don Kichota z la Manchy
- Cervantes Saavedra de Miguel Niezwyke przygody Don Kichota z la Manchy
- Louis Gallet Kapitan czart przygody Cyrana de Bergerac
- Assollant Alfred Niezwykłe choć prawdziwe przygody kapitan
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni
- Szkola turystyki gorskiej Zygmunt Skibicki
- Wilhelm Tell
- Howard Robert E Conan z Cimmerii
- Frank Herbert Dzieci diuny
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- staffik.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Już wszedł zawołał Pickroft. Teraz już na pewno jest w biurze.Chodzmy, pragnął-bym jak najprędzej dowiedzieć się prawdy.Poszliśmy za nim na piąte piętro i zatrzymaliśmy się przy uchylonych drzwiach, do któ-rych Pickroft zastukał. Proszę , rozległ się głos i oto znalezliśmy się w pustym pokoju,opisanym nam przez Pickrofta.Przy stole siedział mężczyzna, którego widzieliśmy na ulicy, iczytał gazetę; gdy podniósł głowę i spojrzał na nas, odniosłem wrażenie, że człowiek ten jestśmiertelnie przerażony.Na czoło wystąpiły mu wielkie krople potu, policzki były białe jakkreda, oczy błyszczały jak w gorączce.Spojrzał na Pickrofta, jakby go nie poznawał; tenzdumieniem na twarzy zaświadczał, że nigdy jeszcze w tym stanie nie widział swegozwierzchnika. Pan jest chory, panie Pinner? zapytał go. Tak jest, słabo mi trochę odrzekł Pinner, starając się zapanować nad sobą. Kim są cipanowie, których pan przyprowadził ze sobą? Jeden z nich to pan Harren z Bermonthey, drugi pan Price z Birmingham rzekł Pic-kroft, nie zmieszany. Są to moi przyjaciele, chwilowo bez zajęcia; mają nadzieję, że możepan ich zatrudni.180 Być może! rzeki już razniej Pinner, zmuszając się do uśmiechu. Bez wątpienia znaj-dziemy coś dla panów.Jakie są pańskie kwalifikacje, panie Harren? Jestem buchalterem odrzekł Holmes. Naturalnie, że coś znajdziemy.A pańskie, panie Price? Byłem urzędnikiem w biurze odrzekłem. Bardzo możliwe, że przyjmę panów do siebie.Dam panom znać, jak tylko sprawy ure-gulują się nieco.A teraz, proszę panów, zostawcie mnie w spokoju! Na Boga, zaklinam pa-nów! Słowa te wyrwały mu się jakby niechcący z gardła.Ja i Holmes spojrzeliśmy na siebie,Pickroft zbliżył się do stołu. Pan zapomniał widocznie, panie Pinner, że kazał mi pan przyjść o tej porze. Ależ nie! Skądże znowu! Pamiętam dobrze rzekł spokojniej. Proszę, niech panchwilkę zaczeka.Pańscy przyjaciele, jeżeli pragną, mogą także tu zaczekać.Za trzy minutysłużę panom.Wstał, ukłonił nam się grzecznie i zniknął w drzwiach, prowadzących do sąsiedniego po-koju. Co teraz? zapytał Holmes szeptem. Jeszcze, co nie daj Boże, czmychnie nam. Co to, to nie! rzekł Pickroft. Dlaczego pan tak sądzi? Te drzwi prowadzą do bocznego pokoju. Nie ma tam wyjścia? Nie. Tamten pokój jest umeblowany? Do wczorajszego dnia był pusty. Cóż więc on w nim robi? Nie mogę zrozumieć.Jeżeli doznał ktoś kiedykolwiek uczuciaprzerażenia, to z całą pewnością on, Pinner.Czego się tak przeraził? Wziął nas za agentów policyjnych zrobiłem przypuszczenie. Tak, na pewno! potwierdził Pickroft.Holmes pokręcił głową. Nie! On był już przed tym blady, zanim weszliśmy do pokoju rzekł. Bardzo być mo-że, że to.Słowa te zostały przerwane przez łoskot, dobiegający z sąsiedniego pokoju. Co to, on do własnych drzwi puka? zawołał Pickroft.Znów rozległo się stuknięcie, raz i drugi.Patrzyliśmy zdziwieni w stronę drzwi.Spojrzawszy na Holmesa, spostrzegłem, że twarz jego nagle pobladła i aż chwycił za stół,żeby nie upaść.Jednocześnie z tajemniczego pokoju rozległ się jakiś dziki, schrypnięty głos icoś runęło na ziemię.Holmes jednym skokiem był już u drzwi i pchnął je.Były od wewnątrz181zamknięte.Za jego przykładem obaj naparliśmy na nie całym ciężarem.Jeden zawór ustąpił,potem drugi, wreszcie drzwi otworzyły się z trzaskiem.Wpadliśmy do pokoju.Był pusty.Tak zdawało nam się tylko na pierwszy rzut oka.W kącie, naprzeciwko, były jeszcze dru-gie drzwi.Holmes pchnął je do środka.Surdut i kamizelka leżały na ziemi, a na haku, zadrzwiami, na własnych szelkach wisiał główny dyrektor Towarzystwa Zródziemno Francu-sko Harwardzkiego.Kolana miał podgięte, głowa zwisała, a obcasy butów dotykały drzwi.To był powód hałasu, który słyszeliśmy z przyległego pokoju [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
. Już wszedł zawołał Pickroft. Teraz już na pewno jest w biurze.Chodzmy, pragnął-bym jak najprędzej dowiedzieć się prawdy.Poszliśmy za nim na piąte piętro i zatrzymaliśmy się przy uchylonych drzwiach, do któ-rych Pickroft zastukał. Proszę , rozległ się głos i oto znalezliśmy się w pustym pokoju,opisanym nam przez Pickrofta.Przy stole siedział mężczyzna, którego widzieliśmy na ulicy, iczytał gazetę; gdy podniósł głowę i spojrzał na nas, odniosłem wrażenie, że człowiek ten jestśmiertelnie przerażony.Na czoło wystąpiły mu wielkie krople potu, policzki były białe jakkreda, oczy błyszczały jak w gorączce.Spojrzał na Pickrofta, jakby go nie poznawał; tenzdumieniem na twarzy zaświadczał, że nigdy jeszcze w tym stanie nie widział swegozwierzchnika. Pan jest chory, panie Pinner? zapytał go. Tak jest, słabo mi trochę odrzekł Pinner, starając się zapanować nad sobą. Kim są cipanowie, których pan przyprowadził ze sobą? Jeden z nich to pan Harren z Bermonthey, drugi pan Price z Birmingham rzekł Pic-kroft, nie zmieszany. Są to moi przyjaciele, chwilowo bez zajęcia; mają nadzieję, że możepan ich zatrudni.180 Być może! rzeki już razniej Pinner, zmuszając się do uśmiechu. Bez wątpienia znaj-dziemy coś dla panów.Jakie są pańskie kwalifikacje, panie Harren? Jestem buchalterem odrzekł Holmes. Naturalnie, że coś znajdziemy.A pańskie, panie Price? Byłem urzędnikiem w biurze odrzekłem. Bardzo możliwe, że przyjmę panów do siebie.Dam panom znać, jak tylko sprawy ure-gulują się nieco.A teraz, proszę panów, zostawcie mnie w spokoju! Na Boga, zaklinam pa-nów! Słowa te wyrwały mu się jakby niechcący z gardła.Ja i Holmes spojrzeliśmy na siebie,Pickroft zbliżył się do stołu. Pan zapomniał widocznie, panie Pinner, że kazał mi pan przyjść o tej porze. Ależ nie! Skądże znowu! Pamiętam dobrze rzekł spokojniej. Proszę, niech panchwilkę zaczeka.Pańscy przyjaciele, jeżeli pragną, mogą także tu zaczekać.Za trzy minutysłużę panom.Wstał, ukłonił nam się grzecznie i zniknął w drzwiach, prowadzących do sąsiedniego po-koju. Co teraz? zapytał Holmes szeptem. Jeszcze, co nie daj Boże, czmychnie nam. Co to, to nie! rzekł Pickroft. Dlaczego pan tak sądzi? Te drzwi prowadzą do bocznego pokoju. Nie ma tam wyjścia? Nie. Tamten pokój jest umeblowany? Do wczorajszego dnia był pusty. Cóż więc on w nim robi? Nie mogę zrozumieć.Jeżeli doznał ktoś kiedykolwiek uczuciaprzerażenia, to z całą pewnością on, Pinner.Czego się tak przeraził? Wziął nas za agentów policyjnych zrobiłem przypuszczenie. Tak, na pewno! potwierdził Pickroft.Holmes pokręcił głową. Nie! On był już przed tym blady, zanim weszliśmy do pokoju rzekł. Bardzo być mo-że, że to.Słowa te zostały przerwane przez łoskot, dobiegający z sąsiedniego pokoju. Co to, on do własnych drzwi puka? zawołał Pickroft.Znów rozległo się stuknięcie, raz i drugi.Patrzyliśmy zdziwieni w stronę drzwi.Spojrzawszy na Holmesa, spostrzegłem, że twarz jego nagle pobladła i aż chwycił za stół,żeby nie upaść.Jednocześnie z tajemniczego pokoju rozległ się jakiś dziki, schrypnięty głos icoś runęło na ziemię.Holmes jednym skokiem był już u drzwi i pchnął je.Były od wewnątrz181zamknięte.Za jego przykładem obaj naparliśmy na nie całym ciężarem.Jeden zawór ustąpił,potem drugi, wreszcie drzwi otworzyły się z trzaskiem.Wpadliśmy do pokoju.Był pusty.Tak zdawało nam się tylko na pierwszy rzut oka.W kącie, naprzeciwko, były jeszcze dru-gie drzwi.Holmes pchnął je do środka.Surdut i kamizelka leżały na ziemi, a na haku, zadrzwiami, na własnych szelkach wisiał główny dyrektor Towarzystwa Zródziemno Francu-sko Harwardzkiego.Kolana miał podgięte, głowa zwisała, a obcasy butów dotykały drzwi.To był powód hałasu, który słyszeliśmy z przyległego pokoju [ Pobierz całość w formacie PDF ]