[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z takim to wołaniem wpadł w środek owczego stada i natarł na nie z takim impetem, jakbyw samej rzeczy miał przed sobą żądne krwi zastępy pogańskie  owce i barany skłębiły się ibeczeć rozpaczliwie zaczęły, pasterze zaś, zaskoczeni niespodziewaną w biały dzień nadrodze napaścią, krzykami go usiłowali powstrzymać, ale skoro głuchy pozostawał nawezwania wiernego giermka, czemuż to gorliwiej miałby dawać ucha nieznajomymgrubianom, z całą pewnością wykonującym jeden z owych chytrych bisurmańskichmanewrów? Widząc, że nie pomagają perswazje, pasterze naciągnęli proce i jęli ostrzeliwaćrycerza kamieniami pierwej niedużymi, potem coraz większymi, a wreszcie takimi wielkościdobrej chłopskiej pięści.Ale jak nie zwracał uwagi na małe, tak większe go nie zdołałyprzekonać i o te wielkości pięści również nie dbał, tylko uganiał się po polu bitwy przezsamego siebie stworzonym i wołał: Pokaż się, pyszałku Alifanfaronie! Nie ukrywaj się, tchórzu! Niech nasz pojedynekzasłużone zwycięstwo sprawy świętej chrześcijańskiej nad brudnymi żądzami twymiprzyniesie !Alifanfaron jednak wolał widać nie ryzykować, pasterze natomiast wytrwale robili swoje,zwiększając tylko ciągle kaliber wyrzucanych kamieni.Aż stało się, że potężny okrąglak trafił Don Kichota, łamiąc mu parę żeber w boku.Rycerzzachybotał się w siodle, nie spadł jednak, lecz przerwawszy na chwilę młócenie wroga,sięgnął po blaszankę z cudownym balsamem Fierabrasa i czym prędzej przytknął ją do ust.Tunadleciał nowy kamień, który rąbnął go w dłoń i blaszankę z taką mocą, że strzaskał mu dwapalce u ręki, blaszankę zgniótł i odrzucił, a na dobitkę wybił rycerzowi cztery zęby przednie49 oraz trzonowe.Runął biedny Don Kichot z konia i bez ducha leżał w kurzu drogi, na którejtak krótko bitwę mu się udało toczyć w obronie dziewicy, i mimo tylu zasług nikt mu niepośpieszył na pomoc.Tylko wrogowie  nie Numidowie wszakże podstępni i niedotrzymujący obietnic, i nie Persowie najcelniejsi łucznicy, i nie Etiopowie o wywiniętychwargach przekłutych, lecz owczarze kastylijscy kudłaci obstąpili go teraz dokoła, a zbezruchu zrażonego kamieniami chudzielca wnosząc, że go zabili, pośpiesznie obiezmieszane trzody oddzielili jedną od drugiej, aby każdą w obranym kierunku popędzić ioddalić się od miejsca kiepskiej przygody, nim surowe straże porządku w to, co zaszło, sięwdadzą.Teraz dopiero Sanczo Pansa, który przez cały czas bitwy nie ruszył się był ze wzgórza itylko z żalu wielkiego za brodę się targał przymawiając półgłosem  i po co ci to było, i po coci to było , ujrzawszy, iż wróg opuścił wreszcie pole, zjechał w dół i odezwał się dorozciągniętego na drodze rycerza: I po cóż wam to było, wasza popędliwość, między dwie trzody pędzące tak się zapędzać?Toć błagałem was, byście zawrócili, gdyż rycerzy ani wojsk tu nijakich nie ma! Naprawdę tak ci się wydaje, przyjacielu?  słabym głosem silne zdziwienie swojewyraził Don Kichot. A więc ten czarownik, prześladujący mnie bez ustanku, do tego sięposunął, zazdrosny o sławę, jaką pisane mi było zyskać w bitwie z Alifanfaronem, żewalczące zastępy na koniec w trzody owiec przemienił! Ale jeśli chcesz poznać prawdę,pojedz żwawo za nimi, a z pewnością oba wojska w pierwotnej dojrzysz postaci, jaką znówprzybiorą, oddaliwszy się od nas i wzajem od siebie. W którą mam jechać stronę, skoro w dwie się rozeszły te trzody.wojska znaczy? zapytał Sanczo Pansa, nie kwapiąc się zbytnio do ruszania w którąkolwiek stronę. Na razie zostań tutaj  zmienił zdanie Don Kichot  bo jesteś mi potrzebny w stanie, wjakim się znalazłem dzięki swej waleczności.Sprawdz na początek, ile brakuje mi zębów.Giermek zsiadł z osła, zbliżył się do swego pana i zajrzał mu do ust rozdziawionychboleśnie.I w tej to akurat chwili balsam Fierabrasa działać zaczął w żołądku rycerza: coś tamw głębi zabulgotało, wezbrało i chlusnęło gwałtownie prosto w twarz Sancza Pansy.Tenodskoczył i wrzasnął: O, nieszczęsny mój panie, śmiertelnie ranni być musicie, skoro krew wam tak waliustami!  ledwie to jednak wyrzekł, zmiarkował, iż płyn, którym został oblany, niewiele ma zkrwią wspólnego, co tak nań podziałało, że i jemu mdłości wywróciły żołądek, i w jegotrzewiach zabulgotało coś, wezbrało i chlusnęło na leżącego w prochu Don Kichota.Tak przeczyszczeni obaj, można przeto rzec, iż zrównani w swej wewnętrznej czystości,trwali chwilę bez słowa, po czym Sanczo ocknął się pierwszy i do osła skoczył, aby wziąć zsakiew co potrzeba dla zewnętrznego z kolei oczyszczenia siebie i pana.Nie pamiętał, biedak,o czym niechybnie pamiętają czytelnicy, że sakwy jego pozostały w tej złośliwej gospodzie,gdzie wzlatywał był przed niedawnym czasem do nieba [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl