Pokrewne
- Strona Główna
- Pani McGinty nie zyje v10
- Morderstwo w Mezopotamii v10
- Christie Agatha Przyjdz i zgin (3)
- Lewis Wallace Ben Hur
- Brooks Terry Potomkowie Shannary
- Aronson Elliot Psychologia spoleczna Serce i umysl
- Ford focus instr obslugi
- Grisham John Malowany Dom (SCAN dal 1066)
- Kamil M. Kaczmarek CzterdzieÂści cztery
- Alistair Maclean Wyscig Ku Smierci (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- frania1320.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— A co z Edną? Nie wiesz, co ona wbiła sobie do głowy na twój temat? Dlaczego szła taki kawał, żeby pomówić z tobą, choć widywała cię codziennie w biurze?— Nie mam pojęcia.Nie mogła myśleć, że mani coś wspólnego z morderstwem.Absolutnie nie.— Może podsłuchała coś i źle zrozumiała?— Nie było nic — powiadam ci.Nic! Zastanawiałem się.Nic nie mogłem poradzić, że nawet teraz nie wierzyłem, by Sheila mówiła prawdę.— Masz jakichś osobistych wrogów? Nieprzyjaznych młodych ludzi, zazdrosne dziewczęta, kogoś trochę niezrównoważonego, kto mógłby mieć coś przeciw tobie?— Jasne, że nie — zabrzmiało nieprzekonywająco.Więc to było tak.Nawet teraz nie byłem pewien tej historii z zegarem.Była zbyt fantastyczna.413.Co znaczyły te cyfry? Dlaczego napisano je na pocztówce razem ze słowem PAMIĘTAJ? Widocznie znaczyły coś dla adresatki.Westchnąłem, zapłaciłem rachunek i wstałem.— Nie denerwuj się — powiedziałem.(Na pewno najgłupsze zdanie w angielskim i innych językach).— Prywatna Służba Colina Lamba działa.Wszystko będzie dobrze, wyjdziesz za mąż i będziesz żyła szczęśliwie za grosz rocznie.Nawiasem mówiąc — dodałem, nie mogąc się powstrzymać, choć wiedziałem, że lepiej byłoby zakończyć romantyczną nutą, ale powodowała mną Prywatna Ciekawość Colina Lamba — co zrobiłaś z zegarem? Ukryłaś w szafie pod pończochami?Zawahała się moment, zanim odpowiedziała:— Wrzuciłam do kubła ze śmieciami w sąsiednim domu.To zrobiło na mnie wrażenie: proste i skuteczne.Pomyślałem, że także sprytne.Może nie doceniałem Sheili.Rozdział dwudziesty czwartyRelacja Colina LambaIPo odejściu Sheili poszedłem do hotelu, zapakowałem torbę i zostawiłem ją u portiera.Był to hotel, w którym zwracają uwagę na obowiązek wyprowadzenia się przed południem.Wyruszyłem do komisariatu i po chwili wahania zapytałem o Hardcastle’a.Okazało się, że zastałem go.Kiedy wszedłem, przyglądał się ze zmarszczonymi brwiami trzymanemu listowi.— Wyjeżdżam dziś wieczór, Dick.Wracam do Londynu.Popatrzył na mnie w zamyśleniu.— Chcesz mojej rady?— Nie — odparłem natychmiast.Nie zwrócił na to uwagi.Ludzie nigdy nie zrezygnują, kiedy zamierzają ci coś poradzić.— Wyjechałbyś i został w Londynie, jeśli chcesz wiedzieć, co jest dla ciebie najlepsze.— Nikt nie może przesądzać, co jest najlepsze dla drugiego.— Nie jestem pewien.— Powiem ci coś, Dick.Kiedy skończę obecną sprawę, jestem wolny.Przynajmniej tak sądzę.— Dlaczego?— Bo jestem, jak staroświecki, wiktoriański duchowny.Mam Wątpliwości.— Poczekaj trochę.Nie bardzo wiedziałem, co ma na myśli i co go tak denerwuje.— Przeczytaj — podał mi list.„Szanowny Panie,właśnie pomyślałam o czymś.Pytał pan, czy mój mąż miał jakieś znaki szczególne, a ja odpowiedziałam, że nie.Myliłam się.W istocie miał małą bliznę za lewym uchem.Zaciął się brzytwą przy goleniu, kiedy pies skoczył na niego i rana musiała być szyta.Blizna była tak mała i błaha, że nie myślałam o niej od tamtego dnia.OddanaMerlina Rival”— Ma ładny charakter pisma — zauważyłem, choć nigdy nie podobał mi się purpurowy atrament.Czy nieboszczyk miał bliznę?— Owszem, miał.Właśnie tam, gdzie ona ją opisuje.— Nie zobaczyła jej, gdy pokazywano ciało? Hardcastle zaprzeczył.— Ucho ją zasłaniało.Trzeba je odchylić, żeby ujrzeć ślad.— Zatem wszystko w porządku.Niezłe potwierdzenie.Co cię gryzie?Hardcastle powiedział posępnie, że to piekielna sprawa! Zapytał, czy mógłbym zobaczyć się w Londynie z moim francuskim czy belgijskim przyjacielem.— Chyba tak.Po co?— Wspomniałem o nim komisarzowi, który powiada, że pamięta go doskonale w związku ze sprawą zamordowania harcerki.Mam mu przekazać serdeczne pozdrowienia, gdyby tutaj przyjechał.— Nic z tego — odparłem.— Facet siedzi w domu jak przyspawany.IIKwadrans po dwunastej zadzwoniłem do domu numer 62 przy Wilbraham Crescent.Drzwi otworzyła pani Ramsay.Ledwie spojrzała na mnie.— Co takiego? — spytała.— Mógłbym porozmawiać z panią chwilkę? Byłem tu jakieś dziesięć dni temu.Może mnie pani nie pamiętać.Przyjrzała mi się dokładniej.Zmarszczyła brwi.— Przyszedł pan… Był pan z inspektorem policji, prawda?— Tak jest.Mogę wejść?— Pewnie tak, jeśli pan sobie życzy.Nie można odmówić policji.Źle na to patrzą.Poprowadziła mnie do salonu, szorstko wskazała krzesło i usiadła naprzeciw.Jej głos brzmiał cierpko, ale w sposobie bycia wyczuwało się pewną apatię, której poprzednio nie było.— Wydaje się tu dzisiaj spokojnie… — powiedziałem.— Chłopcy wrócili już do szkoły?— Tak.Można to zauważyć.Przypuszczam, że chce mi pan zadać trochę pytań w sprawie ostatniego morderstwa? Tej dziewczyny w budce telefonicznej.— Niezupełnie.Naprawdę nie jestem powiązany z policją.Kobieta wydawała się lekko zdziwiona.— Myślałam, że to sierżant Lamb?— Moje nazwisko brzmi Lamb, ale pracuję w zupełnie innym departamencie.Apatia pani Ramsay znikła.Rzuciła mi szybkie, twarde spojrzenie.— No więc o co chodzi?— Pani mąż jeszcze bawi za granicą?— Tak.— Wyjechał na długo? I dosyć daleko?— Co pan o tym wie?— Wyjechał za Żelazną Kurtynę, prawda?Milczała chwilę, potem powiedziała spokojnym, bezbarwnym głosem:— Tak.Ma pan rację.— Wie pani, dokąd?— Mniej więcej.— Po chwili dodała — Chciał, żebym przyjechała tam do niego.— Myślał o tym już od pewnego czasu?— Chyba tak.Powiedział mi dopiero ostatnio.— Pani nie podziela jego poglądów?— Kiedyś tak.Ale musi pan wiedzieć, że… Sprawdzacie takie rzeczy dokładnie, prawda? Sięgacie w przeszłość, odkrywacie, kto był sympatykiem, a kto członkiem partii?— Jest pani w stanie przekazać nam informacje, które byłyby dla nas bardzo pożyteczne.Potrząsnęła głową.— Nie.Nie potrafię.To nie znaczy, że nie chcę.Widzi pan, on nigdy nie mówi mi nic konkretnego.Nie chciałam wiedzieć.Byłam zmęczona i chora od tego wszystkiego! Nie zaskoczyło mnie, gdy Michael zawiadomił mnie, że opuszcza kraj, zmywa się i jedzie do Moskwy.Musiałam wtedy zdecydować, co j a zamierzam zrobić.— I doszła pani do wniosku, że nie podziela wystarczająco poglądów męża?— Nie chciałabym tak tego wyrażać.Moje poglądy są sprawą osobistą.Uważam, że z kobietami w końcu zawsze tak jest, chyba że są fanatyczkami.Kobiety potrafią mieć bardzo krańcowe poglądy, ale ja nie.Zawsze byłam tylko osobą łagodnie lewicującą.— Czy pani mąż był wmieszany w sprawę Larkina?— Nie wiem.Możliwe.Nigdy nie opowiadał mi niczego.Popatrzyła na mnie z większym ożywieniem.— Lepiej postawmy sprawę jasno, panie Lamb.Albo panie Wolf w skórze pana Lamba, czy kim tam pan jest.Kochałam mojego męża.Może wystarczająco, żeby pojechać z nim do Moskwy, niezależnie od tego, czy zgadzam się z jego poglądami politycznymi.Chciał jednak, abym przywiozła chłopców.A ja nie życzyłam sobie tego! To było proste.Postanowiłam więc zostać z nimi.Nie wiem, czy kiedykolwiek zobaczę Michaela.Wybrał swoją drogę, a ja swoją, ale jedną rzecz wiem jasno po naszej rozmowie na ten temat [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.— A co z Edną? Nie wiesz, co ona wbiła sobie do głowy na twój temat? Dlaczego szła taki kawał, żeby pomówić z tobą, choć widywała cię codziennie w biurze?— Nie mam pojęcia.Nie mogła myśleć, że mani coś wspólnego z morderstwem.Absolutnie nie.— Może podsłuchała coś i źle zrozumiała?— Nie było nic — powiadam ci.Nic! Zastanawiałem się.Nic nie mogłem poradzić, że nawet teraz nie wierzyłem, by Sheila mówiła prawdę.— Masz jakichś osobistych wrogów? Nieprzyjaznych młodych ludzi, zazdrosne dziewczęta, kogoś trochę niezrównoważonego, kto mógłby mieć coś przeciw tobie?— Jasne, że nie — zabrzmiało nieprzekonywająco.Więc to było tak.Nawet teraz nie byłem pewien tej historii z zegarem.Była zbyt fantastyczna.413.Co znaczyły te cyfry? Dlaczego napisano je na pocztówce razem ze słowem PAMIĘTAJ? Widocznie znaczyły coś dla adresatki.Westchnąłem, zapłaciłem rachunek i wstałem.— Nie denerwuj się — powiedziałem.(Na pewno najgłupsze zdanie w angielskim i innych językach).— Prywatna Służba Colina Lamba działa.Wszystko będzie dobrze, wyjdziesz za mąż i będziesz żyła szczęśliwie za grosz rocznie.Nawiasem mówiąc — dodałem, nie mogąc się powstrzymać, choć wiedziałem, że lepiej byłoby zakończyć romantyczną nutą, ale powodowała mną Prywatna Ciekawość Colina Lamba — co zrobiłaś z zegarem? Ukryłaś w szafie pod pończochami?Zawahała się moment, zanim odpowiedziała:— Wrzuciłam do kubła ze śmieciami w sąsiednim domu.To zrobiło na mnie wrażenie: proste i skuteczne.Pomyślałem, że także sprytne.Może nie doceniałem Sheili.Rozdział dwudziesty czwartyRelacja Colina LambaIPo odejściu Sheili poszedłem do hotelu, zapakowałem torbę i zostawiłem ją u portiera.Był to hotel, w którym zwracają uwagę na obowiązek wyprowadzenia się przed południem.Wyruszyłem do komisariatu i po chwili wahania zapytałem o Hardcastle’a.Okazało się, że zastałem go.Kiedy wszedłem, przyglądał się ze zmarszczonymi brwiami trzymanemu listowi.— Wyjeżdżam dziś wieczór, Dick.Wracam do Londynu.Popatrzył na mnie w zamyśleniu.— Chcesz mojej rady?— Nie — odparłem natychmiast.Nie zwrócił na to uwagi.Ludzie nigdy nie zrezygnują, kiedy zamierzają ci coś poradzić.— Wyjechałbyś i został w Londynie, jeśli chcesz wiedzieć, co jest dla ciebie najlepsze.— Nikt nie może przesądzać, co jest najlepsze dla drugiego.— Nie jestem pewien.— Powiem ci coś, Dick.Kiedy skończę obecną sprawę, jestem wolny.Przynajmniej tak sądzę.— Dlaczego?— Bo jestem, jak staroświecki, wiktoriański duchowny.Mam Wątpliwości.— Poczekaj trochę.Nie bardzo wiedziałem, co ma na myśli i co go tak denerwuje.— Przeczytaj — podał mi list.„Szanowny Panie,właśnie pomyślałam o czymś.Pytał pan, czy mój mąż miał jakieś znaki szczególne, a ja odpowiedziałam, że nie.Myliłam się.W istocie miał małą bliznę za lewym uchem.Zaciął się brzytwą przy goleniu, kiedy pies skoczył na niego i rana musiała być szyta.Blizna była tak mała i błaha, że nie myślałam o niej od tamtego dnia.OddanaMerlina Rival”— Ma ładny charakter pisma — zauważyłem, choć nigdy nie podobał mi się purpurowy atrament.Czy nieboszczyk miał bliznę?— Owszem, miał.Właśnie tam, gdzie ona ją opisuje.— Nie zobaczyła jej, gdy pokazywano ciało? Hardcastle zaprzeczył.— Ucho ją zasłaniało.Trzeba je odchylić, żeby ujrzeć ślad.— Zatem wszystko w porządku.Niezłe potwierdzenie.Co cię gryzie?Hardcastle powiedział posępnie, że to piekielna sprawa! Zapytał, czy mógłbym zobaczyć się w Londynie z moim francuskim czy belgijskim przyjacielem.— Chyba tak.Po co?— Wspomniałem o nim komisarzowi, który powiada, że pamięta go doskonale w związku ze sprawą zamordowania harcerki.Mam mu przekazać serdeczne pozdrowienia, gdyby tutaj przyjechał.— Nic z tego — odparłem.— Facet siedzi w domu jak przyspawany.IIKwadrans po dwunastej zadzwoniłem do domu numer 62 przy Wilbraham Crescent.Drzwi otworzyła pani Ramsay.Ledwie spojrzała na mnie.— Co takiego? — spytała.— Mógłbym porozmawiać z panią chwilkę? Byłem tu jakieś dziesięć dni temu.Może mnie pani nie pamiętać.Przyjrzała mi się dokładniej.Zmarszczyła brwi.— Przyszedł pan… Był pan z inspektorem policji, prawda?— Tak jest.Mogę wejść?— Pewnie tak, jeśli pan sobie życzy.Nie można odmówić policji.Źle na to patrzą.Poprowadziła mnie do salonu, szorstko wskazała krzesło i usiadła naprzeciw.Jej głos brzmiał cierpko, ale w sposobie bycia wyczuwało się pewną apatię, której poprzednio nie było.— Wydaje się tu dzisiaj spokojnie… — powiedziałem.— Chłopcy wrócili już do szkoły?— Tak.Można to zauważyć.Przypuszczam, że chce mi pan zadać trochę pytań w sprawie ostatniego morderstwa? Tej dziewczyny w budce telefonicznej.— Niezupełnie.Naprawdę nie jestem powiązany z policją.Kobieta wydawała się lekko zdziwiona.— Myślałam, że to sierżant Lamb?— Moje nazwisko brzmi Lamb, ale pracuję w zupełnie innym departamencie.Apatia pani Ramsay znikła.Rzuciła mi szybkie, twarde spojrzenie.— No więc o co chodzi?— Pani mąż jeszcze bawi za granicą?— Tak.— Wyjechał na długo? I dosyć daleko?— Co pan o tym wie?— Wyjechał za Żelazną Kurtynę, prawda?Milczała chwilę, potem powiedziała spokojnym, bezbarwnym głosem:— Tak.Ma pan rację.— Wie pani, dokąd?— Mniej więcej.— Po chwili dodała — Chciał, żebym przyjechała tam do niego.— Myślał o tym już od pewnego czasu?— Chyba tak.Powiedział mi dopiero ostatnio.— Pani nie podziela jego poglądów?— Kiedyś tak.Ale musi pan wiedzieć, że… Sprawdzacie takie rzeczy dokładnie, prawda? Sięgacie w przeszłość, odkrywacie, kto był sympatykiem, a kto członkiem partii?— Jest pani w stanie przekazać nam informacje, które byłyby dla nas bardzo pożyteczne.Potrząsnęła głową.— Nie.Nie potrafię.To nie znaczy, że nie chcę.Widzi pan, on nigdy nie mówi mi nic konkretnego.Nie chciałam wiedzieć.Byłam zmęczona i chora od tego wszystkiego! Nie zaskoczyło mnie, gdy Michael zawiadomił mnie, że opuszcza kraj, zmywa się i jedzie do Moskwy.Musiałam wtedy zdecydować, co j a zamierzam zrobić.— I doszła pani do wniosku, że nie podziela wystarczająco poglądów męża?— Nie chciałabym tak tego wyrażać.Moje poglądy są sprawą osobistą.Uważam, że z kobietami w końcu zawsze tak jest, chyba że są fanatyczkami.Kobiety potrafią mieć bardzo krańcowe poglądy, ale ja nie.Zawsze byłam tylko osobą łagodnie lewicującą.— Czy pani mąż był wmieszany w sprawę Larkina?— Nie wiem.Możliwe.Nigdy nie opowiadał mi niczego.Popatrzyła na mnie z większym ożywieniem.— Lepiej postawmy sprawę jasno, panie Lamb.Albo panie Wolf w skórze pana Lamba, czy kim tam pan jest.Kochałam mojego męża.Może wystarczająco, żeby pojechać z nim do Moskwy, niezależnie od tego, czy zgadzam się z jego poglądami politycznymi.Chciał jednak, abym przywiozła chłopców.A ja nie życzyłam sobie tego! To było proste.Postanowiłam więc zostać z nimi.Nie wiem, czy kiedykolwiek zobaczę Michaela.Wybrał swoją drogę, a ja swoją, ale jedną rzecz wiem jasno po naszej rozmowie na ten temat [ Pobierz całość w formacie PDF ]