[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ścibor spojrzał na sierżanta.– Jest tutaj kobieta o nazwisku Król.Dostałem rozkaz przejęcia przesłuchania, dopóki nie przyjadą moi koledzy z Warszawy.Liczy się każda minuta.Gdzie ją trzymacie?Sierżant spojrzał na kapitana, który nerwowo przeglądał dokumenty.Zniecierpliwiony Ścibor rzucił ostro:– Chcę rozmawiać z pułkownikiem Bartczakiem.Kapitan wyprostował się.– Pojechał na lotnisko, obywatelu pułkowniku, po specjalistów z Warszawy.Lądują za dziesięć minut.Ścibor ucieszył się w duchu, ale na jego twarzy odmalowała się pogarda.– A więc zrobił z siebie chłopca na posyłki! Zresztą co mnie to obchodzi.Gdzie jest ta kobieta? Pewnie w “żłobku”?Obaj szybko wymienili spojrzenia, a Ścibor upewnił się, że zgadł.– W jaki sposób obywatel pułkownik zdołał tu tak szybko dojechać? – spytał kapitan.– Wypełniam akurat w Krakowie poufną misję związaną z tą kobietą i poszukiwanym mężczyzną.Zadzwonił do mnie generał Kowski i rozkazał przybyć tu bezzwłocznie.Pośpiesz się, człowieku! Szkoda każdej sekundy.Wzmianka o głównodowodzącym SB poskutkowała.Kapitan zebrał dokumenty i oddał je Ściborowi.– Tak, obywatelu pułkowniku, jest w “żłobku”.Jest z nią major Grygorenko.Sierżant Boruc zaprowadzi tam pana, a ja powiadomię o pańskim przyjeździe majora Janiaka.– Znam drogę, kapitanie.Przeprowadzałem przesłuchania, kiedy wy byliście jeszcze w szkole.i możecie sobie informować, kogo chcecie.Jeśli nie wrócę za pół godziny, przyślijcie mi kubek bardzo gorącej kawy.czarnej z trzema czubatymi łyżeczkami cukru.– Skierował się do jednego z korytarzy słysząc za sobą głos kapitana:– Tak jest, obywatelu pułkowniku.Idąc korytarzem, szybko analizował sytuację.Nie było źle.Znał majora Grygorenkę i domyślał się, że będzie prowadził przesłuchanie, dopóki nie przyjadą eksperci.Grygorenko słynął z sadyzmu.Ścibor miał nadzieję, że zastanie go tam samego, ale mocno w to wątpił.A tymczasem kapitan pewnie dzwoni do majora Janiaka, który najprawdopodobniej zastępuje pułkownika Bartczaka, dopóki ten nie wróci z tymi ważniakami z Warszawy.To też plus.Janiak to zwykły tępak, który pewnie palcem nie kiwnie pod nieobecność zwierzchnika.Nie czekał na windę; zbiegł szybko po schodach.Popchnął drzwi i spojrzał w lewo.Wejścia do “żłobka” pilnował siedzący na krześle kapral z karabinem maszynowym.Korytarz po prawej stronie był zupełnie pusty.Szybko podszedł do kaprala, który wstał niedbale trzymając w ręku karabin.– Pułkownik Gruzewski z sekcji “H” z Warszawy.Mam zastąpić majora Grygorenkę – warknął Ścibor.Strażnik się zawahał.– Szybko, kapralu – tym samym tonem kontynuował Ścibor.– Nie mam czasu do stracenia.Pułkownik Bartczak wie o wszystkim.Opanowany do perfekcji rozkazujący ton i wzmianka o przełożonych przesądziły sprawę.Strażnik otworzył drzwi, a Ścibor rzucił jeszcze:– Dam znać, jeśli będę czegoś potrzebował.Nie chcę, żeby mi przeszkadzano.Zrozumieliście?– Tak jest, obywatelu pułkowniku.Zamknął za sobą drzwi.Znalazł się w małym przedsionku.Drzwi przed nim były grubo obite i dźwiękoszczelne.W czasie wojny urzędowało w tym budynku gestapo.Potem na krótko przejęło go KGB, po czym trafił w ręce SB.Jeszcze Niemcy nazwali tę kondygnację “żłobkiem” i tak już zostało.Ścibor przystanął na moment, przygotowując się do wejścia.Odpiął kaburę, po czym pomacał górną prawą kieszonkę – dobrze wyczuwalny znajomy kształt uspokoił go.Sięgając do klamki, usłyszał pisk – zupełnie wyraźny nawet przez te drzwi.Otworzył je i wszedł.Potrzebował chwili, żeby przyzwyczaić oczy do jaskrawego światła nie osłoniętej żarówki.Ania leżała na stole na wznak.Były naga, a ręce i nogi miała przywiązane do stołu.Jej krzyk przeradzał się już w cichy jęk.Grygorenko stał obok, ubrany w spodnie od munduru i przepocony podkoszulek.Spuszczone szelki zwisały luźno po bokach.Tuż przy kroczu Ani trzymał metalowy pręt.Za pomocą długiego kabla pręt podłączony był do prądu.Jakiś inny esbek w mundurze kaprala stał u szczytu stołu i przyciskał do niego ramiona Ani.Jego szeroka słowiańska twarz była pokryta potem.Obaj przestraszeni spojrzeli na Ścibora, który powitał ich uśmiechem.Grygorenko odsunął pręt od krocza dziewczyny.Jej wilgotne ciało drżało.– Kto, do diabła.?Ścibor powiedział wesołym głosem:– Pułkownik Józef Gruzewski, do usług.Sekcja “H” w Warszawie.Mam przejąć przesłuchanie.Na twarzy Grygorenki odmalowało się rozczarowanie.– Spodziewaliśmy się obywatela pułkownika dopiero za parę godzin – rzekł ponuro.– Akurat byłem w Krakowie – wyjaśnił Ścibor.– Reszta jest w drodze.Wycisnęliście już z niej cokolwiek?Podszedł do stołu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl