[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Te słoje – powiedział Ryan z miną pełną obrzydzenia.– Te ohydne słoje.– Opróżniłam je.– Co w nich było? – dopytywał się Pierce.Randall patrzył na nią badawczo spod na pół przymkniętych powiek.– Zgnilizna.Jeśli uda im się usunąć odór i zabrać materace, będziemy mogli zacząć remont.Myślę, że wszystkie materace.– Tak, zacznij od początku.Zrobię z nimi porządek.Pierce może iść tam nawet teraz.– Nie, sama pójdę – zaprotestowała Rowan.– Nonsens, Rowan, pozwól mi zająć się wszystkim! – zawołał Pierce.Zerwał się na równe nogi.– Potrzebne będą nowe materace.Te stare łóżka są podwójne, prawda? Policzmy, ile ich jest.Cztery.Dziś po południu będą dostarczone i wstawione.– Fantastycznie – powiedziała Rowan.– Nic nie trzeba robić w pomieszczeniu dla pokojówki.A stare łóżko Juliena trzeba rozmontować i schować.– Będzie zrobione.W czym jeszcze mogę ci pomóc?– I tak proszę już o zbyt wiele.Michael zajmie się resztą.Sam przeprowadzi remont.– To chyba jego dziedzina, prawda? – spytała Lauren spokojnie.Natychmiast uświadomiła sobie popełniony błąd, spojrzała szybko na Rowan, próbując zamaskować zmieszanie.Już przeprowadzili śledztwo.Czy dowiedzieli się czegoś o jego rękach?– Z przyjemnością porozmawialibyśmy z tobą dłużej – wtrącił szybko Ryan.– Ale mamy ci do pokazania kilka dokumentów dotyczących posiadłości, parę podstawowych sprawozdań z inwestycji.– Oczywiście, wracajmy do pracy.Z największą ochotą przyjrzę się wszystkiemu– Zatem ustalone.Chcielibyśmy potem zabrać cię na lunch, do Galatoire’s, jeśli nie masz innych planów.– Brzmi cudownie.Tak się zaczęło.O trzeciej po południu dotarła do domu, upał wydawał się nie do zniesienia, chociaż niebo nadal było zamglone po deszczu.Ciepło zbierało się i zamierało pod dębami.Wysiadła z taksówki i spojrzawszy w dół zobaczyła drobne owady kryjące się w cieniu.Dom ją znowu zachwycił.Sama.Dzięki Bogu, nie ma już słojów, lalek i wkrótce nie będzie rzeczy Carlotty.Nie będzie.Trzymała klucze w ręku.Pokazali jej najstarsze dokumenty dotyczące domu, który to został włączony do dziedzictwa w 1888 przez Katherine.Teraz należy tylko do niej.Tak jak miliardy, o których nie chcieli mówić głośno.Wszystko moje.Gerald Mayfair, przystojny młody człowiek z gładką twarzą o nieokreślonych rysach, pokazał się we frontowych drzwiach.Wyjaśnił szybko, że właśnie wychodzi.Wstawił do bagażnika ostatnie pudło z rzeczami Carlotty.Sprzątaczki skończyły jakieś pół godziny temu.Patrzył na Rowan trochę nerwowo, gdy podała mu rękę.Nie mógł mieć więcej jak dwadzieścia pięć lat i w niczym nie przypominał rodziny Ryana.Brakowało mu zrównoważenia, które zauważyła u innych, ale wydawał się miły.Głos też miał sympatyczny.Carlotta chciała, żeby jego babcia otrzymała te rzeczy, wyjaśnił.Oczywiście, meble zostaną.Należały do Rowan.Wszystkie były raczej stare, pochodziły z czasów babki Carlotty, Katherine, to ona zapełniła wnętrza domu.Rowan podziękowała mu, że zajął się tą sprawą tak szybko.Zapewniła go, że przyjdzie na mszę żałobną za Carlottę.– Powiedz, czy została.pogrzebana? – czy to odpowiednie określenie na wsunięcie do kamiennej szuflady?Tak, pochowano ją dziś rano.Był z matką.Po powrocie do domu otrzymał wiadomość, że ma przyjść na ulicę Pierwszą po rzeczy nieboszczki.Rowan raz jeszcze podziękowała Geraldowi.Przyznała, że chciałaby spotkać całą rodzinę.Kiwał głową.– To miłe, że dwóch twoich przyjaciół przyszło.– Moich przyjaciół? Przyszło? Dokąd?– Dziś rano, na cmentarz.Pan Lightner i pan Curry.– Och, oczywiście.Ja powinnam.powinnam przyjść.– Nie przejmuj się.Nie chciała zamieszania, a prawdę mówiąc.Stał przez chwilę w milczeniu na kamiennym chodniku, patrzył na dom, chciał coś powiedzieć, ale najwyraźniej nie mógł wydobyć głosu.– O co chodzi? – spytała Rowan.Być może przed przybyciem sprzątaczek zawędrował na górę i zobaczył potłuczone słoje.Z pewnością chciał ujrzeć to miejsce, gdzie leżał „szkielet”, jeśli przeczytał o nim w gazetach albo powiedzieli mu inni Mayfairowie.– Masz zamiar tu zamieszkać? – spytał nagle.– Najpierw wyremontować, przywrócić dawną chwałę.Mój mąż.ktoś, za kogo wychodzę za mąż, jest ekspertem od starych domów, mówi, że posiadłość bez trudu można odratować.Nie może doczekać się rozpoczęcia robót.Stał nieruchomo, brzęczenie owadów wypełniało powietrze.Twarz Geralda lekko błyszczała od potu.Wahał się.W końcu powiedział:– Wiesz, że dom był świadkiem wielu tragedii.Tak zawsze mówiła ciocia Carla.– Tak napisano w porannej gazecie – odparła z uśmiechem.– Ale widział też wiele radości.W dawnych czasach.Chcę, aby zobaczył szczęście.Przez chwilę stali w milczeniu.Czekała cierpliwie, aż Gerald pierwszy się odezwie, ale w końcu sama musiała zapytać:– Co naprawdę chciałeś mi powiedzieć?Oderwał wzrok od jej twarzy, wzruszył lekko ramionami, z westchnieniem spojrzał na dom.– Chyba powinienem ci powiedzieć, że Carlotta.Carlotta chciała, żebym spalił dom po jej śmierci.– Mówisz poważnie?– Nigdy nie miałem zamiaru tego zrobić.Powiedziałem Ryanowi i Lauren.Moim rodzicom.Ale myślałem, że ty także powinnaś o tym wiedzieć.Była zdecydowana.Wydała mi instrukcje, jak mam to zrobić.Najpierw rozpalić ogień na strychu tą lampą naftową, która tam zawsze stoi, zejść na drugie piętro i podpalić zasłony, a potem zająć się dołem.Zmusiła mnie, żebym jej to obiecał.Dała mi klucz.Podał go Rowan.– Nie będzie ci potrzebny – stwierdził.– Drzwi frontowych nie zamykano od pięćdziesięciu lat, ale Carlotta bała się, że ktoś mógłby je zamknąć.Wiedziała, że nie umrze, dopóki żyje Deirdre.Takie były jej polecenia.– Kiedy ci to powiedziała?– Powtarzała wiele razy.Ostatni raz z tydzień temu.Tuż przed śmiercią Deirdre.kiedy już było wiadomo, że umiera.Wezwała mnie tu późnym wieczorem i przypomniała o obietnicy.„Spal go”.– Stałaby się wszystkim duża krzywda, gdybyś dotrzymał słowa! – wyszeptała Rowan.– Wiem.Moi rodzice byli oburzeni.Obawiali się, że Carlotta sama podpali dom.Ryan stwierdził, że tego nie zrobi.Bo nie prosiłaby mnie, gdyby była w stanie zrobić to sama.Kazał mi spełniać jej zachcianki.Powiedz Carlotcie, że to zrobisz, ale tak żeby była pewna i nie wykonała jakiegoś nieprzewidzianego ruchu.– Rozsądna rada.Gerald skinął lekko głową, potem oderwał spojrzenie od Rowan i utkwił w domu.– Chciałem, żebyś wiedziała – wyszeptał.– Uważałem, że powinnaś wiedzieć.– Co jeszcze?– Co jeszcze? – Wzruszył ramionami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl