[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Coy opowiedział o hotelu La Maritima, o spacerach po nabrzeżu, o słonecznychporankach na tarasie Universalu, naprzeciwko Kapitanatu Portu, gdzie mógł za cenęjednego piwa spędzić trzy, cztery godziny z książką i walkmanem.Mówił też o czasie,który mu jeszcze pozostał, o tym, jak trudno mu żyć na lądzie, bez pracy i bez pie-niędzy.Wtedy odniósł wrażenie, że na końcu podcieni placu widzi niskiego, wąsategoczłowieczka w kraciastej marynarce, z wybrylantynowanymi włosami, który po połu-dniu był na licytacji.Obserwował go przez chwilę, żeby się upewnić, a potem spojrzałna nią, sprawdzając, czy też zauważyła jego obecność; jej oczy jednak były całkiem po-zbawione wyrazu, jakby nie dostrzegała niczego niezwykłego.Kiedy Coy znów spojrzałw tamtym kierunku, osobnik w kraciastej marynarce był nadal na miejscu, spacerowałz rękami założonymi na plecach, jakby nigdy nic.Byli na wysokości wejścia do Klubu Fajki, szybko więc policzył w myślach, ile mujeszcze zostało w portfelu, i stwierdził, że może pozwolić sobie na zaproszenie jej nakolejny kieliszek, a w najgorszym razie Roger, szef klubu, udzieli mu kredytu.Wydawa-51 ła się zaskoczona miejscem, dzwonkiem przy drzwiach, starymi schodami i lokalem nadrugim piętrze, z niezwykłym barem i kanapą, o ścianach pokrytych rycinami przedsta-wiającymi Sherlocka Holmesa.Tej nocy nie grano tam jazzu, stanęli więc przy pustymbarze, w którego końcu Roger rozwiązywał krzyżówkę.Spróbowała niebieskiego dżinui pochwaliła jego zapach, potem stwierdziła, że jest zachwycona lokalem, dodając, żenigdy nie podejrzewała, że w Barcelonie mogą istnieć takie miejsca.Coy powiedział jej,że właśnie chcą zamknąć ten klub, bo sąsiedzi skarżą się na hałas i muzykę  mogą sięwięc czuć jak na statku, który zaraz pójdzie na żyletki.W kąciku ust została jej kropladżinu z tonikiem, i pomyślał, że na szczęście wypił dopiero trzy kieliszki, bo jeszczeze dwa więcej, a byłby gotów wyciągnąć rękę i palcami otrzeć tę kroplę, a ona nie wy-glądała na jedną z tych, co pozwalają ocierać cokolwiek marynarzom, których właśniepoznały i których obserwują z mieszaniną rezerwy, uprzejmości i grzeczności.W końcuspytał, jak ma na imię, a ona znów się uśmiechnęła  tym razem dopiero po chwili, jak-by musiała przebyć daleką drogę, żeby to zrobić  a potem utkwiła spojrzenie w Coyu:naprawdę jej oczy wpatrywały się w niego długą i intensywną sekundę, i wreszcie po-wiedziała swoje imię.Stwierdził wtedy, że imię było równie niezwykłe jak jej wygląd,52 jednak pasowało do niej jak ulał.Powiedziała je tylko raz, głośno i powoli, zanim jesz-cze z jej ust zniknął odległy uśmiech.Potem Coy poprosił Rogera o papierosa, żebyją poczęstować, ale nie chciała więcej palić.Kiedy zobaczył, jak podnosi szklankę doust, i dostrzegł poprzez szkło jej białe zęby, o które wilgotnie zadzwięczał lód, opuściłwzrok na srebrny łańcuszek, delikatnie błyszczący pod rozpiętym kołnierzykiem ko-szuli, na skórze, która w tym świetle wydawała się jeszcze cieplejsza niż dotychczas,i zadał sobie pytanie, czy też jakiś mężczyzna kiedyś przeliczył te wszystkie piegi, ażpo najdalsze przylądki.Czy liczył je powoli, jeden po drugim w kierunku na południe,tak jak on miałby ochotę to zrobić.Kiedy podniósł wzrok, stwierdził, że ona właściwieoceniła jego spojrzenie, i poczuł jedno uderzenie serca mniej, kiedy usłyszał, że już porawracać.* * *W radiu córki właścicielki hotelu ten sam głos zaintonował teraz przebój La reinadel barrio chino.Coy wyłączył swojego walkmana  podczas monologu trąbki MilesaDavisa w Saecie, czwartym utworze na płycie Sketches of Spain  i przestał wpatrywać53 się w plamę na suficie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl