[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy podniosłem wzrok, ujrzałem, jak się uśmiecha.Ale miękkość jej ust była ulotna i chwilę później patrzyła już, jakby mnie nie dostrzegając, jak ktoś, kto zasłuchany jest w tony delikatnej, poważnej muzyki.- Ty ofiarowałeś mi swój nieśmiertelny pocałunek - rzekła, nie do mnie, ale do siebie.-Kochałeś mnie swoją naturą wampira.- Kocham cię teraz moją ludzką naturą, jeśli kiedykolwiek ją miałem - odrzekłem.- Ach, tak - odezwała się nadal zadumana.-Tak, i to jest właśnie twój słaby punkt.To dlatego twoja twarz była taka nieszczęśliwa, kiedy powiedziałam ci - jak czynią to ludzie -że ciebie nienawidzę.Dlatego patrzysz na mnie właśnie tak, jak teraz.To ludzka natura.Ja nie mam ludzkiej natury.I żadne opowiadanie o matczynych zwłokach i pokojach hotelowych, gdzie dzieci uczą się potworności, nie są w stanie obudzić jej we mnie.Po prostu jej nie mam.Twoje oczy nabierają chłodu, gdy mówię ci teraz o tym.A przecież mówię twoim językiem.Mam te same uczucia względem prawdy i tę samą potrzebę docierania do sedna tego wszystkiego, co ważne.A teraz sen trwający sześćdziesiąt pięć lat skończył się.- Sześćdziesięciopięcioletni sen skończył się.- Usłyszałem, jak mówi, nie dowierzając albo nie chcąc uwierzyć, że miała dokładnie to na myśli, co powiedziała.Dokładnie tyle bowiem minęło od tej nocy, kiedy próbowałem opuścić Lestata, a próba ta nic powiodła się.Zakochując się w niej, zapomniałem o rozsadzających mój umysł myślach, moich strasznych pytaniach.Teraz ona sama miała je na ustach.Klaudia wolno podeszła na środek pokoju i rozsypała wokół siebie pomięte kawałki kwiatów lawendy.Złamała delikatną łodygę i przytknęła ją do ust.Wreszcie, gdy usłyszała całą tę historię, powiedziała:- Zatem on stworzył mnie dlatego, bym była twoim towarzyszem.Żadne łańcuchy nie mogły cię przytrzymać w tej samotności a on nie mógł ci nic zaofiarować.Mnie teraz zresztą też.Wydawało mi się kiedyś, że jest czarujący.Podobał mi się jego chód, gdy stukał w bruk swą laską i gdy unosił mnie na rękach.I żywiołowość, ta beztroska swoboda, z jaką zabijał, którą także i ja odczuwałam Nie uważam go jednak już za czarującego.Zresztą ty nigdy tak nie sądziłeś.Byliśmy i jesteśmy jego marionetkami.Ty, bo pozostajesz cały czas z nim i opiekujesz się nim, a ja, bo jestem twoim towarzyszem.Pora już z tym skończyć, Louis.Pora go opuścić.Pora go opuścić.Do tej pory nic myślałem o tym poważnie, marzyłem tylko o tym skrycie, już od dawna.Dorosłem przyzwyczajony do jego postaci, jak gdyby on sam był warunkiem mojego istnienia.Usłyszałem niewyraźne odgłosy z dołu oznaczające jego powrót.Odgłos kroków na podejściu.Wkrótce wejdzie na tylne schody.Pomyślałem wtedy o tym, o czym zawsze myślałem, kiedy słyszałem, jak wraca.Ogarnął mnie znowu ten niesprecyzowany niepokój.A potem myśl o uwolnieniu się od niego, na zawsze.Wstałem, szepcząc do Klaudii, że nadchodzi.- Wiem - uśmiechnęła się.-Usłyszałam go, gdy skręcił w naszą uliczkę.- On nigdy nie pozwoli nam odejść - szepnąłem, choć pojąłem informację zawartą w jej ostatnich słowach.Jej zmysły wampira były nadzwyczajnie czułe.Stała teraz en gardę, dumna.-Chyba go nie znasz, jeśli sądzisz, że pozwoli nam odejść - powiedziałem przestraszony trochę jej pewnością siebie.-Nie pozwoli nam odejść.- Ach, czyżby.naprawdę - odrzekła, uśmiechając się.Zapanowała więc zgoda co do konieczności poczynienia pewnych planów.Natychmiast.Następnej nocy zjawił się mój pośrednik, jak zwykle utyskując na prowadzenie interesów przy jednej nędznej świecy.Wziął jednak zamówienia na załatwienie spraw związanych z podróżą przez Atlantyk.Klaudia i ja postanowiliśmy popłynąć do Europy, pierwszym możliwym rejsem, bez względu na to, dokąd płynął statek i jaki był port docelowy.Rzeczą o najważniejszym znaczeniu dla nas była skrzynia, wysłana z nami, którą należało przenieść ostrożnie podczas dnia z naszego domu i wnieść na pokład, nie jednak do luków bagażowych, lecz do naszej kabiny.Została jeszcze sprawa ustaleń dotyczących Lestata.Planowałem pozostawić mu dochód z wynajmu kilku sklepów i domów w mieście oraz z małej firmy budowlanej działającej w Fauborg Mavigny.Chętnie złożyłem swój podpis pod wszystkimi odpowiednimi dokumentami.Chciałem kupić naszą wolność, przekonać Lestata, że chcieliśmy tylko wybrać się razem na wycieczkę, i że on będzie mógł żyć nadal na tym samym poziomie, do którego był przyzwyczajony.Będzie miał swoje własne pieniądze i o nic nie będzie musiał zwracać się do mnie.Przez wszystkie te lata był bowiem prawie całkowicie zależny ode mnie.Oczywiście, żądał wszystkich tych funduszy, jak gdybym był zaledwie jego bankierem i dziękował za nie najzjadliwszymi słowami, jakie znajdowały się w jego słowniku.Ale czuł wstręt do tej koniecznej dla niego zależności.Miałem nadzieję uśpić jego podejrzliwość, zaspokajając jego chciwość, a przekonany o tym, że Lestat potrafi odczytywać wszelkie moje uczucia, byłem więcej niż przestraszony.Nie bardzo wierzyłem, że było możliwe uciec od niego.Czy rozumiesz, co to oznacza? Robiłem wszystko według planu, jak gdybym wierzył weń, ale jednocześnie nie miałem złudzeń, że wszystko i tak się nie powiedzie.Klaudia tymczasem igrała z ogniem.Jej opanowanie i spokój przytłaczały mnie, gdy czytała swoje tajemne książki i zadawała mu pytania.Zupełnie nie poruszały jej zjadliwe wybuchy gniewu spowodowane pytaniami i miała tupet powtarzać je wielokrotnie, przeformułowane nieco i zadane na inny sposób.Jednocześnie kontrolowała i bacznie przyglądała się reakcji Lestata.Okazało się jednak, że wiele informacji wypowiada w tych atakach niechcący lub nawet wbrew sobie.- Co za wampir uczynił ciebie wampirem? - zapytała kiedyś, nie podnosząc nawet wzroku znad książki i przymrużając powieki w oczekiwaniu na następujący oczywiście gwałtowny atak szału -Dlaczego nigdy o tym nic nie mówisz? - dodała, nie zwracając zupełnie uwagi na jego wściekły sprzeciw.Zdawała się być absolutnie nie podatna na jego irytację.- Za dużo chcecie wiedzieć, oboje! - powiedział nam następnej nocy, gdy w ciemnościach przemierzał pokój w tę i z powrotem, zwracając mściwy wzrok ku Klaudii, która już umiejscowiła się w swoim kąciku, otoczona płonącymi świecami i stosami książek.-Nieśmiertelność to dla was za mało! Nie, wy chcecie darowanemu koniowi zaglądać w zęby! Mógłbym zaofiarować to komukolwiek tam na ulicy i możecie sobie wyobrazić, czym byłoby to dla niego.- A ty byłeś tym tak uradowany? - zapytała spokojnie, ledwo poruszając wargami.- Chcesz to zakończyć? Mogę zaofiarować ci śmierć jeszcze łatwiej, niż gdy ofiarowałem ci życie.Podszedł do niej bliżej.Padł na mnie jego cień rzucony nagle przez delikatny płomień świec z jej kącika.Ponieważ zasłaniał światło, wokół jego jasnych włosów wytworzyła się aureola, gdy reszta twarzy pozostała zaciemniona.- Czy chcesz umrzeć? - powtórzył.- Wiedzieć, to nie znaczy chcieć śmierci - szepnęła.- Odpowiedz mi, czy chcesz śmierci!- A ty rozdajesz wszystkie te rzeczy? Pochodzą od ciebie.Życie i śmierć - szepnęła z szyderstwem w głosie.- Tak - odpowiedział.-Zgadza się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl