[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kie­dy wrócę, chcę, by czekał na mnie dobry posiłek.Wstał, sięgnął po kubek z kośćmi i rzucił na szczęście tuż obok planszy do gry w kamienie.Łaciata kotka odskoczyła gwałtownie, wygięła grzbiet w łuk i zasyczała.Pięć kości zatrzymało się wreszcie, każda pokazywała jedno oczko."Oczy Czarnego."- To jest najlepszy rzut, ale może też być najgorszy - skonstatował Gill.- To zależy od rodzaju gry, niepra­wdaż? Chłopcze, sądzę, że masz zamiar zagrać w niebez­pieczną grę.Dlaczego zamiast tego nie weźmiesz tego kubka do wspólnej sali i nie stracisz paru miedziaków? Wyglądasz mi na człowieka, który lubi czasami sobie zagrać.Ja zajmę się tym, aby list dotarł bezpiecznie do Pałacu.- Coline chce, żebyś oczyścił dreny - uciął Mat i odwrócił się do Thoma, karczmarz zaś wciąż mrugał sze­roko otwartymi oczyma i mruczał coś do siebie.- Chyba nie trzeba się zakładać o to, czy dostanę strzałą podczas próby doręczenia tego listu, czy nożem w plecy, gdy będę czekał na nie wiadomo co.Wychodzi sześć za i pół tuzina przeciwko.Przypilnuj po prostu, żeby ten posiłek na mnie czekał, Thom.Rzucił na stół złotą markę, pod sam nos Gilla.- Chciałbym, żeby moje rzeczy odniesiono do pokoju, gospodarzu.Jeżeli opłata za wszystkie usługi okaże się wy­ższa, otrzymasz ode mnie jeszcze kilka monet.Uważaj z tym wielkim zwojem, przeraził Thoma strasznie.Kiedy wychodził z pomieszczenia, posłyszał jeszcze, jak Gill mówi do Thoma:- Zawsze sądziłem, że z tego chłopaka jest niezły łotr.Skąd on zdobył złoto?"Zawsze wygrywam, oto w jaki sposób je zdobyłem ­pomyślał posępnie.- Muszę wygrać jeszcze raz i zakończyć sprawę z Elayne oraz z Białą Wieżą.Jeszcze tylko raz."ROZDZIAŁ 16WIADOMOŚĆ Z CIENIANawet wtedy, gdy już znalazł się w Wewnętrznym Mieście, wędrując tym razem pieszo, daleki był od całkowitego przekonania, że to, co sobie wymyślił, rzeczy­wiście sprawdzi się w praktyce.Wszystko powinno się udać, jeżeli prawdziwie go poinformowano, to właśnie jednak nie było do końca pewne.Ominął owalny plac, znajdujący się przed frontonem Pałacu i poszedł wokół ścian, chroniących ogromną budowlę oraz bezpośrednio przylegające do niej tereny, po ulicach, które zakręcały, dopasowując swoje krzy­wizny do konturów wzgórz.Złote kopuły Pałacu lśniły szy­dercze w swej niedosiężności.Właściwie obszedł Pałac nie­malże dookoła, prawie docierając z powrotem na plac, kiedy wreszcie to zobaczył.Stromy stok, porośnięty gęsto płożą­cym się kwieciem, wznosił się od ulicy aż do białego muru z nierównych kamieni.Ponad szczyt muru wystawały obficie pokryte liśćmi gałęzie, wierzchołki kolejnych drzew mógł z łatwością dojrzeć, patrząc dalej, w głąb ogrodów Króle­wskiego Pałacu."Mur wykonano tak, aby przypominał skalne urwisko - pomyślał - z ogrodem po drugiej stronie.Być może Rand powiedział prawdę."Ostrożne spojrzenie w każdą stronę upewniło go, że w tej chwili znajduje się zupełnie sam na łuku ulicy.Powinien się pośpieszyć; kręte ulice ograniczały pole widzenia, w każ­dej chwili ktoś mógł nadejść.Na czworakach wspiął się po zboczu, nie dbając, że jego buty rozrywają poszycie z czer­wonego i białego kwiecia.Nierówny kamień muru tworzył mnóstwo uchwytów dla palców, a liczne wypukłości i szcze­liny w jego powierzchni stanowiły znakomite ułatwienie na­wet dla obutych stóp."To kompletna beztroska z ich strony, że wszystko jest takie łatwe" - myślał, wspinając się.Na chwilę zapomniał, gdzie się znajduje, wspinaczka przy­wiodła mu na myśl odległe czasy, kiedy jeszcze mieszkał w Dwu Rzekach i wraz z Randem oraz Perrinem wyprawił się poza Piaskowe Wzgórza aż na skraj Gór Mgły.Po po­wrocie do Pola Emonda czekała na nich wprawdzie awantura, i to ze strony każdego, komu wpadli w ręce - jemu dostało się najbardziej, wszyscy bowiem sądzili, że był pomysłodaw­cą wyprawy - ale przez trzy dni wspinali się wówczas na urwiste zbocza, spali pod gołym niebem, jedli jajka wybie­rane z gniazd czerwonoczubów, polowali z łukiem i z procą na tłuste, szaroskrzydłe jarząbki, łowili króliki w sidła, rojąc o znalezieniu skarbów i śmiejąc się przez cały czas z tego, że w ogóle nie boją się nieszczęścia, które w opowieściach starszych zawsze spadało na śmiałków, zapuszczających się na te obszary.Z tej wycieczki przyniósł do domu dziwny kawałek skały, w której jakimś sposobem odcisnęła się cza­szka sporej ryby, długie pióro ogonowe śnieżnego orła oraz biały kamień wielkości co najmniej jego dłoni, który wyglą­dał tak, jakby wyrzeźbiono go na kształt ludzkiego ucha.Przynajmniej on był przekonany, iż kamień przypominał ucho, nawet jeżeli Rand i Perrin byli innego zdania, ostate­cznie wszak Tam al'Thor poparł właśnie jego opinię.Palce omsknęły się na płytkim wyżłobieniu, lewa stopa straciła oparcie, zachwiał się.Jęknął cicho i przylgnąwszy ściśle do kamieni, ledwie utrzymał się na murze.Resztę drogi pokonał pełznąc.Gdy dotarł na szczyt muru, przez chwilę leżał nieruchomo, dysząc ciężko.Wprawdzie spada­jąc z tej wysokości, znalazłby się na ziemi dość szybko, jednak z łatwością mógł sobie przy tej okazji rozbić głowę."Ty głupcze, pozwalasz sobie na takie rozkojarzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl