Pokrewne
- Strona Główna
- IGRZYSKA MIERCI 01 Igrzyska mierci
- Michael Judith cieżki kłamstwa 01 cieżki kłamstwa
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Collins Suzanne Igrzyska mierci 01 Igrzyska mierci
- Chattam Maxime Otchłań zła 01 Otchłań zła
- Sandemo Margit Saga o Czarnoksiezniku Tom 2
- Silverberg Robert Zamkniety swiat (2)
- Weber Dav
- Kondratow Aleksander Zaginione cywilizacje
- Harrison Harry Wojna z robotami
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- hakuna.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I rozejrzałem się wreszcie spokojnie.W jednym rogu zrobiło się pusto Dzur i Smok lżyli się wzajemnie, rozgrze-wając się przed pojedynkiem.Jeden ze strażników-magów Morrolana stał w po-bliżu, zakładając magiczną blokadę uniemożliwiającą ciosy w głowę i tłumacząc,jakie reguły obowiązują walczących.112Przeszukiwałem wzrokiem tłum, póki nie dostrzegłem jednego z ubranych pocywilnemu agentów ochrony.Kiedy na mnie spojrzał, dałem mu znak i powoliruszył w moją stronę.Zauważyłem z zadowoleniem, że całkiem dobrze poruszałsię w ciżbie, nie przeszkadzając nikomu i nie sprawiając wrażenia, iż zmierzaw określonym kierunku.Zapamiętałem to, by pochwalić go we właściwym czasie. Widziałeś lorda Mellara? spytałem, gdy stanął obok. Właśnie go pilnuję.Powinien być w rogu przy stole z próbkami win.W czasie rozmowy uśmiechaliśmy się i zachowywaliśmy jak para znajomych,którzy przypadkowo się spotkali. Doskonale, dzięki. Mam być gotów na kłopoty? spytał. Zawsze, ale tym razem nie związane ze mną.Mimo to pozostań czujny. Zawsze jestem potwierdził. Morrolan jest tutaj, bo go nie zauważyłem? Ja też nie.Sądzę, że jest w bibliotece. Dobrze.Ruszyłem ku wskazanemu stołowi, sprawdzając tłum po jednej stronie.Lo-iosh robił to samo po drugiej.Siedział dumnie wyprostowany na moim ramieniu,jakby wyzywając obecnych do uczynienia jakiejś złośliwej uwagi.On też zauwa-żył Mellara pierwszy. Szefie, jest! Gdzie? Pod ścianą, na prawo od nas.widzisz go? Aaa.tak.Dzięki.Podszedłem powoli, lustrując go.Niczym się nie wyróżniał miał okołosiedmiu stóp wzrostu i ciemnobrązowe, lekko falujące włosy do ramion.Możnaby go uznać za przystojnego, acz nie przesadnie.Dopiero przy uważnej obserwa-cji dało się dostrzec, że zachowywał się jak jhereg był czujny, cichy, opanowa-ny i bardzo niebezpieczny.Otaczała go aura jednoznacznie sugerująca, że lepiejz nim nie zadzierać i że on sam zwady nie szuka.Rozmawiał z lordem z Domu Sokoła, którego nie znałem i który prawie napewno nie zdawał sobie sprawy, że Mellar cały czas, dyskutując, lustrował rów-nocześnie otoczenie.A robił to dobrze, nawet jeśli nie do końca świadomie, bomnie zauważył.Przez chwilę przyglądaliśmy się sobie uważnie, gdy podchodziłem do nich.Zastanawiałem się, ile sztuk broni zauważył w moim ubiorze.Naturalnie sporo i na pewno nie wszystkie. Hrabio Mellarze powiedziałem, stając o trzy kroki od niego. Jak siępan miewa? Jestem Vladimir Taltos.Skinął mi głową, ja zaś skłoniłem swoją, kończąc ukłon na szyi.Sokół odwró-cił się, słysząc mój głos, zauważył, że jestem człowiekiem, i skrzywił się z nie-113smakiem. Wygląda na to, że Morrolan ostatnio wpuszcza tu byle kogo zauważył.Mellar uśmiechnął się lekko i wzruszył ramionami.Lord z Domu Sokoła ukłonił mu się i dodał: Być może dokończymy rozmowę przy innej okazji. Tak.Poznanie pana było prawdziwą przyjemnością odparł Mellari zwrócił się do mnie. Baronet, nieprawdaż? Prawda.Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem w niczym ważnym? Skądże znowu.To był zupełnie inny przeciwnik niż lord Keletharan, znał bowiem wszystkiezasady i większość chwytów.Użył mojego tytułu, by dać mi do zrozumienia,że wie, kim jestem, i zasugerować, że wie więcej, niż mówi, więc mogę z nimrozmawiać otwarcie.Zapowiadała się ciekawa pogawędka.Cała ta sytuacja była dziwna i nietypowa z zasady nie rozmawiam z przy-szłymi ofiarami, a nawet staram się nie przebywać w ich pobliżu, jak długo niejestem gotów do działania.Nie chcę, by mnie zapamiętały, nawet jeśli nie zdająsobie sprawy, że mam zostać ich zabójcą.Tym razem było inaczej z powodubraku czasu musiałem osobiście poznać Mellara, by móc następnie właściwie gosprowokować.Musiałem poznać go lepiej niż którąkolwiek z dotychczasowychofiar.A żeby było weselej, wiedziałem o nim mniej niż dotąd o którejkolwiekz nich.Musiałem więc sporo od niego wyciągnąć, a on bez wątpienia chciał dowie-dzieć się sporo o mnie i ode mnie.Przede wszystkim zaś tego, co tu robię.Prze-analizowałem kilka wariantów, nim zdecydowałem, jak zacząć. Jak rozumiem, udało się panu zdobyć książkę, którą tak interesował sięlord Morrolan? Miałem to szczęście.Powiedział panu, co to za księga? Nie, ale widaćbyło, że jest z niej zadowolony. Też odniosłem takie wrażenie. Zawsze jest miło komuś pomóc. Prawda? Jak się panu udało wejść w jej posiadanie? Jak rozumiem, to raczej rzadkii cenny egzemplarz, czyli trudny do znalezienia.Uśmiechnął się leciutko. Jestem zaskoczony, że Morrolan o to pyta.W ten sposób dał mi do zrozumienia, iż wie, że pracuję u Morrolana. On nie poprawiłem go. Ja jestem ciekaw.Skinął głową i ponownie uśmiechnął się przelotnie.Pogawędziliśmy jeszcze chwilę niezobowiązująco żaden z nas nie chciałjako pierwszy ujawnić, ile wie, by sprawdzić, co wie drugi.Doszedłem do wnio-sku, że on tego nie zrobi, bo ma niewiele do zyskania, więc.114 Rozumiem, że poznał pan Alierę?Wydał się zaskoczony zwrotem w rozmowie. Owszem, czarująca osoba. I godna najwyższej uwagi dodałem. Tak? A dlaczegóż to? To doskonały umysł.Jak na lady z Domu Smoka, ma się rozumieć. Nie zauważyłem.Wydała mi się raczej z lekka rozkojarzona [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.I rozejrzałem się wreszcie spokojnie.W jednym rogu zrobiło się pusto Dzur i Smok lżyli się wzajemnie, rozgrze-wając się przed pojedynkiem.Jeden ze strażników-magów Morrolana stał w po-bliżu, zakładając magiczną blokadę uniemożliwiającą ciosy w głowę i tłumacząc,jakie reguły obowiązują walczących.112Przeszukiwałem wzrokiem tłum, póki nie dostrzegłem jednego z ubranych pocywilnemu agentów ochrony.Kiedy na mnie spojrzał, dałem mu znak i powoliruszył w moją stronę.Zauważyłem z zadowoleniem, że całkiem dobrze poruszałsię w ciżbie, nie przeszkadzając nikomu i nie sprawiając wrażenia, iż zmierzaw określonym kierunku.Zapamiętałem to, by pochwalić go we właściwym czasie. Widziałeś lorda Mellara? spytałem, gdy stanął obok. Właśnie go pilnuję.Powinien być w rogu przy stole z próbkami win.W czasie rozmowy uśmiechaliśmy się i zachowywaliśmy jak para znajomych,którzy przypadkowo się spotkali. Doskonale, dzięki. Mam być gotów na kłopoty? spytał. Zawsze, ale tym razem nie związane ze mną.Mimo to pozostań czujny. Zawsze jestem potwierdził. Morrolan jest tutaj, bo go nie zauważyłem? Ja też nie.Sądzę, że jest w bibliotece. Dobrze.Ruszyłem ku wskazanemu stołowi, sprawdzając tłum po jednej stronie.Lo-iosh robił to samo po drugiej.Siedział dumnie wyprostowany na moim ramieniu,jakby wyzywając obecnych do uczynienia jakiejś złośliwej uwagi.On też zauwa-żył Mellara pierwszy. Szefie, jest! Gdzie? Pod ścianą, na prawo od nas.widzisz go? Aaa.tak.Dzięki.Podszedłem powoli, lustrując go.Niczym się nie wyróżniał miał okołosiedmiu stóp wzrostu i ciemnobrązowe, lekko falujące włosy do ramion.Możnaby go uznać za przystojnego, acz nie przesadnie.Dopiero przy uważnej obserwa-cji dało się dostrzec, że zachowywał się jak jhereg był czujny, cichy, opanowa-ny i bardzo niebezpieczny.Otaczała go aura jednoznacznie sugerująca, że lepiejz nim nie zadzierać i że on sam zwady nie szuka.Rozmawiał z lordem z Domu Sokoła, którego nie znałem i który prawie napewno nie zdawał sobie sprawy, że Mellar cały czas, dyskutując, lustrował rów-nocześnie otoczenie.A robił to dobrze, nawet jeśli nie do końca świadomie, bomnie zauważył.Przez chwilę przyglądaliśmy się sobie uważnie, gdy podchodziłem do nich.Zastanawiałem się, ile sztuk broni zauważył w moim ubiorze.Naturalnie sporo i na pewno nie wszystkie. Hrabio Mellarze powiedziałem, stając o trzy kroki od niego. Jak siępan miewa? Jestem Vladimir Taltos.Skinął mi głową, ja zaś skłoniłem swoją, kończąc ukłon na szyi.Sokół odwró-cił się, słysząc mój głos, zauważył, że jestem człowiekiem, i skrzywił się z nie-113smakiem. Wygląda na to, że Morrolan ostatnio wpuszcza tu byle kogo zauważył.Mellar uśmiechnął się lekko i wzruszył ramionami.Lord z Domu Sokoła ukłonił mu się i dodał: Być może dokończymy rozmowę przy innej okazji. Tak.Poznanie pana było prawdziwą przyjemnością odparł Mellari zwrócił się do mnie. Baronet, nieprawdaż? Prawda.Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem w niczym ważnym? Skądże znowu.To był zupełnie inny przeciwnik niż lord Keletharan, znał bowiem wszystkiezasady i większość chwytów.Użył mojego tytułu, by dać mi do zrozumienia,że wie, kim jestem, i zasugerować, że wie więcej, niż mówi, więc mogę z nimrozmawiać otwarcie.Zapowiadała się ciekawa pogawędka.Cała ta sytuacja była dziwna i nietypowa z zasady nie rozmawiam z przy-szłymi ofiarami, a nawet staram się nie przebywać w ich pobliżu, jak długo niejestem gotów do działania.Nie chcę, by mnie zapamiętały, nawet jeśli nie zdająsobie sprawy, że mam zostać ich zabójcą.Tym razem było inaczej z powodubraku czasu musiałem osobiście poznać Mellara, by móc następnie właściwie gosprowokować.Musiałem poznać go lepiej niż którąkolwiek z dotychczasowychofiar.A żeby było weselej, wiedziałem o nim mniej niż dotąd o którejkolwiekz nich.Musiałem więc sporo od niego wyciągnąć, a on bez wątpienia chciał dowie-dzieć się sporo o mnie i ode mnie.Przede wszystkim zaś tego, co tu robię.Prze-analizowałem kilka wariantów, nim zdecydowałem, jak zacząć. Jak rozumiem, udało się panu zdobyć książkę, którą tak interesował sięlord Morrolan? Miałem to szczęście.Powiedział panu, co to za księga? Nie, ale widaćbyło, że jest z niej zadowolony. Też odniosłem takie wrażenie. Zawsze jest miło komuś pomóc. Prawda? Jak się panu udało wejść w jej posiadanie? Jak rozumiem, to raczej rzadkii cenny egzemplarz, czyli trudny do znalezienia.Uśmiechnął się leciutko. Jestem zaskoczony, że Morrolan o to pyta.W ten sposób dał mi do zrozumienia, iż wie, że pracuję u Morrolana. On nie poprawiłem go. Ja jestem ciekaw.Skinął głową i ponownie uśmiechnął się przelotnie.Pogawędziliśmy jeszcze chwilę niezobowiązująco żaden z nas nie chciałjako pierwszy ujawnić, ile wie, by sprawdzić, co wie drugi.Doszedłem do wnio-sku, że on tego nie zrobi, bo ma niewiele do zyskania, więc.114 Rozumiem, że poznał pan Alierę?Wydał się zaskoczony zwrotem w rozmowie. Owszem, czarująca osoba. I godna najwyższej uwagi dodałem. Tak? A dlaczegóż to? To doskonały umysł.Jak na lady z Domu Smoka, ma się rozumieć. Nie zauważyłem.Wydała mi się raczej z lekka rozkojarzona [ Pobierz całość w formacie PDF ]