[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzięki za radę, doktorze.Kiedy skierowali się ku drzwiom, do sklepu wbiegł mały chłopiec ściskając w ręku ćwierćdolarówkę.Zobaczył Murzyna i stanął jak wryty z rozdziawionymi ustami, po czym zrobił pół obrotu i wybiegł.- Co mu się stało, do licha? - zdziwił się kierowca.Rigby i jego klienci odwrócili w zawstydzeniu wzrok.Springer uśmiechnął się.- Jest pan prawdopodobnie pierwszym czarnym człowiekiem, jakiego ten dzieciak widział poza telewizją.Kierowca zaśmiał się szczerze.Wyjął z portfela dolara i podał go Ellen.- Kupi mu pani jakiś napój na mój rachunek, jeżeli tu wróci.Uśmiechnął się do Springera, wyszedł i pokuśtykał do autobusu.Trzy silniki zawarczały jednocześnie.Parę minut później ich pomruk ucichł na południe od miasteczka.- No cóż - ktoś odezwał się w końcu.- Myślę, że już wiemy, co oni tu robią.- Ja nie mam nic przeciwko - powiedział Rigby.- Jedyne, czego potrzebują, to ciche miejsce dla swojej pracy.Nie będą nas niepokoić.- Jeszcze będzie pan żałował, że tu przyjechali - odparła Ellen Barbar.15- Alan? Tu Ellen Barbar.Nie gniewa się pan, że dzwonię do pana do domu?Springer miał obiekcje, ale wyraził je oględnie:- Gniewać się? A dlaczego miałbym się gniewać? Nawet jeśli odebrałaby moja żona i usłyszała pani piękny głos, nic by się nie stało.Ellen wydawała się zaskoczona.- Jednak gniewa się pan.Przepraszam.Nie myślę o naszej przyjaźni w ten sposób - jej głos znów się ożywił.- Próbowałam najpierw dzwonić do szpitala, ale powiedzieli, że poszedł pan do domu.To ważna sprawa.- Proszę się nie lękać.Jaka ważna sprawa?- Ktoś czeka na pana w gospodzie Henry'ego.- Kto?Odpowiedziała, że nie może mu tego wyjawić przez telefon.Kiedy spotka się z tą osobą, będzie wiedział, po co go o to prosiła.Springer poczuł ciekawość - wszystko, czym zajmowała się Ellen, musiało mieć związek z sektą.Zapytał, czy ona też tam będzie.- Nie - odparła stanowczo.- Nie możemy być widziani razem.To zdanie wyjaśniło Alanowi sporo - zaczął się domyślać, kim może być ta osoba.Powiedział Margaret, że musi pójść do szpitala, a w szpitalu poinformował, że będzie w gospodzie Henry'ego.Bar ów zajmował frontową połowę małego, drewnianego domu, zbudowanego przy szosie stanowej o półtora kilometra od miasteczka.Doktor wjechał na parking i zaparkował pomiędzy starym fordem a białym cadillakiem eldorado z kalifornijską rejestracją.Kierowca forda drzemał przy stoliku w kącie.Wynikało z tego, że rosły mężczyzna w eleganckiej, tweedowej marynarce grający sobie w bilard, był właścicielem cadillaca, i najprawdopodobniej osobą, z którą doktor miał się spotkać.Springer podszedł do niego i wyciągnął rękę.- Tajemniczy nieznajomy, jeśli się nie mylę?Przybysz odłożył kij, wyszczerzył w szybkim uśmiechu garnitur białych zębów i ścisnął mocno rękę doktora.- Przepraszam za ten dziwny sposób zaanonsowania mojego przyjazdu.Chciałbym, żeby moja wizyta w Hudson City pozostała między nami i naszą wspólną znajomą.Nazywam się Frank Bissel.- Przeczuwałem, że będzie pan psychiatrą leczącym "nawróconych".Czytałem o panu w "Time".- Przesadzili tam, zapewniam pana.- Czy Ellen pana wynajęła?- Nie.Rozpoznała mnie w motelu.Zaczęliśmy rozmawiać.Opowiedziała mi o panu i doszedłem do wniosku, że dobrze będzie się z panem skontaktować.Miło mi, że przyszedł pan się ze mną spotkać.Bissel miał około pięćdziesiątki, rzedniejące czarne włosy i miłe, brązowe oczy, które czyniły jego wyrazistą twarz łagodniejszą.Wyglądał jak były zawodnik futbolu amerykańskiego.- Wybrał pan dobre miejsce na spotkanie - stwierdził Springer.Bissel rozejrzał się po słabo oświetlonej sali - sufit był z korkowych płytek, ściany pokrywała plastikowa wykładzina, a na podłodze leżało popękane linoleum, wytarte aż do drewna dookoła obrzeża stołu.- Wyobrażam sobie, że ludzie w tej okolicy piją u siebie w domu.Doktor zachichotał:- W piątek wieczorem mają tu całkiem niezłe walki.- To nie są walki - powiedział Bissel - tylko ucieczka od codzienności.Czy mogę postawić panu drinka?Wyszukali parę stołków, które wydawały się czyściejsze i mniej chybotliwe niż reszta, i usiedli.Henry przyczłapał z kuchni.Był nie ogolony, na nogach miał ranne pantofle.- Cześć, doktorze.- Cześć, Henry.Jak tam interes? Henry wzruszył ramionami.- Może poprosimy dwa razy Depth Charges? - Zapytał Bissel.Henry przesunął zdumionym spojrzeniem po skąpo zastawionej półce.- Nigdy nie słyszałem o czymś takim.- To nic - uspokoił go Bissel.- Niech pan zacznie od dużego kufla piwa.- Genny? - spytał Henry.Tym razem Bissel wyglądał niepewnie.- Genesee - wyjaśnił Springer.- Miejscowy browar.Bardzo dobre.- Trzymam pana za słowo.Henry otworzył dwie butelki i nalał piwo do kufli, po czym wytarł ręce w szary fartuch.- A teraz - powiedział Bissel - dwie porcje najgorszej żytniówki, jaką pan ma.- Mam Seagrams.- Niech pan ją zachowa na piątek.Ta będzie dobra; w szklaneczkach.Teraz proszę się przyglądać.Bissel wpuścił pełną szklaneczkę do piwa; zatonęła, i wylądowała pionowo na dnie kufla.To samo zrobił ze szklanką Springera.- Jest pan gotów?- Żartuje pan.- Są sprawy, na temat których mężczyzna nie żartuje.Proszę uważać na zęby i nie połknąć szkła.Bissel Wyżłopał cały kufel i chwycił ustami wypadającą szklaneczkę.Usiadł z powrotem, wytarł usta i spytał:- Zamierza pan wchłonąć swojego drinka przez osmozę?- Ja zawsze sączę sobie po łyku.- Jeśli pije pan po łyku, to nie działa w ten sam sposób.Widzi pan, wysokoprocentowy alkohol jest cięższy niż piwo i.- Uczyli mnie tego na chemii organicznej.- No więc?- No więc popijam po łyku.Na zdrowie - Alan pociągnął łyk.- To jest drink hutników z Pensylwanii.- Będę o tym pamiętał, jeśli zmienię zawód.Bissel roześmiał się.- Jeszcze jedno piwo, Henry, bez gorzały.- Jakie?- Zwykłe Genny.Springer poczekał, aż Henry odejdzie do kuchni.- Co miał pan na myśli mówiąc, że dobrze będzie się ze mną skontaktować?Bissel rzucił spojrzenie w stronę kuchni, potem zerknął na śpiącego w rogu człowieka.- Przepraszam.Wstał i wrzucił całą garść monet do czerwono-zielonej szafy grającej, która stała przy ścianie naprzeciwko.Rozległ się głos Arlo Guthriego śpiewającego "The City of New Orleans".Bissel wrócił do baru.- Oczywiście, jestem tu w interesach.Mam kontrakt na znalezienie, wydostanie i doprowadzenie do ładu psychicznego syna szychy z branży samochodowej z Detroit.Myślę, że mają go tutaj.Jest mnóstwo rzeczy, których chciałbym się od pana dowiedzieć o tej okolicy.Ellen mówiła, że pan się tutaj urodził [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl