Pokrewne
- Strona Główna
- Roberts Nora Marzenia 01 Smiale marzenia
- Roberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzenia
- Robert Pozen Too Big to Save How to Fix the U.S. Financial System (2009)
- Nora Roberts Czas niepamięci [Księżniczka i tajny agent] DZIEDZICTWO 01
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Nora Roberts Gocinne występy [Ksišżę i artystka] DZIEDZICTWO 02
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia
- Robert Cialdini Wywieranie wplywu na ludzi. Teoria i praktyka
- Robert Dallek Lyndon B. Johnson, Portrait of a President (2004)
- Simak Clifford D Zasada wilkolaka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anndan.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tego możesz być pewien, książę.- Metamorf ukłonił się nisko, w przesadnym geście poddania.- Wolałbym, by już nigdy nie wyłamywano mi rąk.- Żałuję, iż zaszła taka konieczność, Korinaamie.- Jestem pewien, że żałujesz, panie.Musiało być to wyjątkowo przykre doświadczenie zarówno dla ciebie, jak i dla Skandara.Szczególnie dla Skandara.- Powiedziałem, że żałuję.Na Boginię, Korinaamie, czy mam paść na kolana i błagać o przebaczenie? Unikałeś wypełnienia moich poleceń.Nie słuchałeś rozkazów.Musiałem wiedzieć, gdzie byłeś.i po co.- Harpirias niecierpliwie machnął ręką.- Dosyć tego.Odejdź.W przyszłości bez mojego osobistego pozwolenia nie wolno ci oddalić się od wioski nawet na krok.Czy to jasne?- A dokąd miałbym pójść? - Zmiennokształtny pogładził obolałe ramię.Kiedy wyszedł, Harpirias wezwał do środka Eskenazo Ma-rabauda i rozkazał mu śledzenie ruchów Korinaama.- Jest tu dziewczyna - powiedział Skandar.-Ta, która przychodzi co noc.Czyżby w jego głosie brzmiało potępienie? W głosie Skandara?- Niech wejdzie - rozkazał Harpirias.15W środku nocy z głębokiego, przyjemnego snu obudziły Harpiriasa stłumione łomoty, głośne krzyki, a potem przeciągły, przeraźliwy wrzask.Po chwili, być może bardzo długiej, zorientował się, że nie śni.Budząc się z trudem, usłyszał kolejny wrzask.i kolejny.Dopiero teraz rozpoznał głos Korinaama wołającego o pomoc.Niezgrabnie wygrzebywał się ze stosu futer.Ivla, nadal śpiąc, wczepiła się w niego - próbowała go zatrzymać, ale jakoś udało mu się wyrwać z jej objęć.Pospiesznie narzucił ubranie i wybiegł na korytarz.Lodowaty podmuch uderzył w niego z niemałą siłą; drzwi na dwór stały otworem.Zajrzał do pokoju Korinaama.Pusto, choć wyraźnie widać było ślady walki.Wrzaski Metamorfa nadal rozlegały się na dworze, słyszał w nich panikę i gniew.Harpirias pobiegł.Przed budynkiem, w którym mieszkali, rozgrywała się przedziwna scena.Dwaj potężni wojownicy ciągnęli wijącego się, wrzeszczącego, walczącego i kopiącego Korinaama ku kamiennemu ołtarzowi, przed którym w złowrogim kręgu stali król To-ikella, wielki kapłan i kilku plemiennych dostojników.Król, od stóp do głów owinięty ciasno w futra czarnych haigusów, opierał dłonie na rękojeści gigantycznego, wbitego w lód miecza.Na placu było także ośmiu, może dziesięciu Skandarów.Najprawdopodobniej ich także zaalarmowały ryki tłumacza; szli teraz za ciągnącymi go wojownikami, nie bardzo wiedząc, co robić.Trzymali gotowe do strzału miotacze, nie śmieli jednak użyć broni bez wyraźnego rozkazu dowódcy.Harpirias podbiegł do nich.Spytał Eskenazo Marabauda, co się właściwie dzieje.- Chcą go zabić, książę.- Co? Dlaczego?Skandar tylko wzruszył ramionami.Rzeczywiście, wlokący Korinaama wojownicy dotarli już do ołtarza i cisnęli nań ciało tłumacza.Metamorf leżał na kamieniu z rozłożonymi rękami i nogami, zmieniając postać najwyraźniej bez wzoru, lecz za to z niepokojącą szybkością; to wyglądał jak przedziwna bestia, to dokładnie, przerażająco wręcz dokładnie jak człowiek, to powracał do swej naturalnej formy, ale niesamowicie zniekształconej, niemal nierozpoznawalnej.Kilku klęczących obok Othinorczyków przez cały czas mocno go jednak trzymało i choć raptowne zmiany bez wątpienia wyprowadzały ich z równowagi, dzielnie nie rozluźniali uścisku.Dwóch z nich wiązało linami ręce i nogi Korinaama do wbitych naokoło ołtarza kołków.Harpirias zaklął i popędził przed siebie.Kiedy znajdował się kilkanaście kroków od ołtarza, król, w czarnym futrze, sprawiający wrażenie ogromnego i ponurego, podniósł dłoń, wzywając go do zatrzymania, po czym uroczyście wskazał najpierw miecz, potem Korinaama, a wreszcie nie pozostawiającym żadnych wątpliwości gestem poinformował o zamiarze przeprowadzenia egzekucji.- Nie! - krzyknął Harpirias.- Zabraniam! - Zaczął tupać, gestykulując gwałtownie.Toikella z pewnością nie zrozumiał jego słów, ale z tonu głosu i gestów bez problemu domyślił się, że poseł zdecydowanie sprzeciwia się temu, co się tu działo.Król jednak tylko zmarszczył brwi, potrząsnął głową, wyciągnął tkwiący w lodzie miecz i powoli uniósł go nad głowę.Harpirias zareagował na to jeszcze gwałtowniejszymi gestami oraz rozpaczliwym bełkotem, miał nadzieję, że w zrozumiałym othinorskim.Jak mógł najszybciej, wyrzucał z siebie na pół zapomniane zdania, których nauczył się od lvii; mówił wszystko, co udało mu się zapamiętać, niezależnie od tego, czy miało to sens, czy nie.Żywił rozpaczliwą nadzieję, że te kilka othinorskich słów choćby na chwilę powstrzyma egzekucję.Rzeczywiście, udało się.Zdziwiony władca warknął coś krótko, powstrzymał opadający już miecz i na powrót wbił go w grunt, a następnie pochylił się i oparł na rękojeści [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Tego możesz być pewien, książę.- Metamorf ukłonił się nisko, w przesadnym geście poddania.- Wolałbym, by już nigdy nie wyłamywano mi rąk.- Żałuję, iż zaszła taka konieczność, Korinaamie.- Jestem pewien, że żałujesz, panie.Musiało być to wyjątkowo przykre doświadczenie zarówno dla ciebie, jak i dla Skandara.Szczególnie dla Skandara.- Powiedziałem, że żałuję.Na Boginię, Korinaamie, czy mam paść na kolana i błagać o przebaczenie? Unikałeś wypełnienia moich poleceń.Nie słuchałeś rozkazów.Musiałem wiedzieć, gdzie byłeś.i po co.- Harpirias niecierpliwie machnął ręką.- Dosyć tego.Odejdź.W przyszłości bez mojego osobistego pozwolenia nie wolno ci oddalić się od wioski nawet na krok.Czy to jasne?- A dokąd miałbym pójść? - Zmiennokształtny pogładził obolałe ramię.Kiedy wyszedł, Harpirias wezwał do środka Eskenazo Ma-rabauda i rozkazał mu śledzenie ruchów Korinaama.- Jest tu dziewczyna - powiedział Skandar.-Ta, która przychodzi co noc.Czyżby w jego głosie brzmiało potępienie? W głosie Skandara?- Niech wejdzie - rozkazał Harpirias.15W środku nocy z głębokiego, przyjemnego snu obudziły Harpiriasa stłumione łomoty, głośne krzyki, a potem przeciągły, przeraźliwy wrzask.Po chwili, być może bardzo długiej, zorientował się, że nie śni.Budząc się z trudem, usłyszał kolejny wrzask.i kolejny.Dopiero teraz rozpoznał głos Korinaama wołającego o pomoc.Niezgrabnie wygrzebywał się ze stosu futer.Ivla, nadal śpiąc, wczepiła się w niego - próbowała go zatrzymać, ale jakoś udało mu się wyrwać z jej objęć.Pospiesznie narzucił ubranie i wybiegł na korytarz.Lodowaty podmuch uderzył w niego z niemałą siłą; drzwi na dwór stały otworem.Zajrzał do pokoju Korinaama.Pusto, choć wyraźnie widać było ślady walki.Wrzaski Metamorfa nadal rozlegały się na dworze, słyszał w nich panikę i gniew.Harpirias pobiegł.Przed budynkiem, w którym mieszkali, rozgrywała się przedziwna scena.Dwaj potężni wojownicy ciągnęli wijącego się, wrzeszczącego, walczącego i kopiącego Korinaama ku kamiennemu ołtarzowi, przed którym w złowrogim kręgu stali król To-ikella, wielki kapłan i kilku plemiennych dostojników.Król, od stóp do głów owinięty ciasno w futra czarnych haigusów, opierał dłonie na rękojeści gigantycznego, wbitego w lód miecza.Na placu było także ośmiu, może dziesięciu Skandarów.Najprawdopodobniej ich także zaalarmowały ryki tłumacza; szli teraz za ciągnącymi go wojownikami, nie bardzo wiedząc, co robić.Trzymali gotowe do strzału miotacze, nie śmieli jednak użyć broni bez wyraźnego rozkazu dowódcy.Harpirias podbiegł do nich.Spytał Eskenazo Marabauda, co się właściwie dzieje.- Chcą go zabić, książę.- Co? Dlaczego?Skandar tylko wzruszył ramionami.Rzeczywiście, wlokący Korinaama wojownicy dotarli już do ołtarza i cisnęli nań ciało tłumacza.Metamorf leżał na kamieniu z rozłożonymi rękami i nogami, zmieniając postać najwyraźniej bez wzoru, lecz za to z niepokojącą szybkością; to wyglądał jak przedziwna bestia, to dokładnie, przerażająco wręcz dokładnie jak człowiek, to powracał do swej naturalnej formy, ale niesamowicie zniekształconej, niemal nierozpoznawalnej.Kilku klęczących obok Othinorczyków przez cały czas mocno go jednak trzymało i choć raptowne zmiany bez wątpienia wyprowadzały ich z równowagi, dzielnie nie rozluźniali uścisku.Dwóch z nich wiązało linami ręce i nogi Korinaama do wbitych naokoło ołtarza kołków.Harpirias zaklął i popędził przed siebie.Kiedy znajdował się kilkanaście kroków od ołtarza, król, w czarnym futrze, sprawiający wrażenie ogromnego i ponurego, podniósł dłoń, wzywając go do zatrzymania, po czym uroczyście wskazał najpierw miecz, potem Korinaama, a wreszcie nie pozostawiającym żadnych wątpliwości gestem poinformował o zamiarze przeprowadzenia egzekucji.- Nie! - krzyknął Harpirias.- Zabraniam! - Zaczął tupać, gestykulując gwałtownie.Toikella z pewnością nie zrozumiał jego słów, ale z tonu głosu i gestów bez problemu domyślił się, że poseł zdecydowanie sprzeciwia się temu, co się tu działo.Król jednak tylko zmarszczył brwi, potrząsnął głową, wyciągnął tkwiący w lodzie miecz i powoli uniósł go nad głowę.Harpirias zareagował na to jeszcze gwałtowniejszymi gestami oraz rozpaczliwym bełkotem, miał nadzieję, że w zrozumiałym othinorskim.Jak mógł najszybciej, wyrzucał z siebie na pół zapomniane zdania, których nauczył się od lvii; mówił wszystko, co udało mu się zapamiętać, niezależnie od tego, czy miało to sens, czy nie.Żywił rozpaczliwą nadzieję, że te kilka othinorskich słów choćby na chwilę powstrzyma egzekucję.Rzeczywiście, udało się.Zdziwiony władca warknął coś krótko, powstrzymał opadający już miecz i na powrót wbił go w grunt, a następnie pochylił się i oparł na rękojeści [ Pobierz całość w formacie PDF ]