Pokrewne
- Strona Główna
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- Allston Aaron Gwiezdne Wojny Nowa Era Jedi 12 Twierdza Rebelii
- Defoe Daniel Przypadki Robinsona Crusoe
- Defoe Daniel Przypadki Robinsona Kruzoe
- Przypadki Robinsona Kruzoe DEFOE
- Robinson Kim Stanley Czerwony Mars
- Robinson Kim Stanley Czerwony Mars (2)
- Defoe D. Przygody Robinsona Kruzoe (2)
- Lumley Brian Nekroskop 9 Stracone Lata
- Daniel Ostoja MiłoÂść w działaniu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- negatyw24.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I przecież nie z takich durnych powodów jak Silverman.- O co mu chodzi, Lindo? Chce zobaczyć próbę na żywo? Chce "polecieć z nami na mediacje? No o co mu chodzi?- Sam go zapytaj.Nigdy wcześniej nie widziałem kajuty Chena.Grał z komputerem w przestrzenne szachy.Ledwie nadążyłem za śledzeniem rozgrywki, ale było dla mnie jasne, że przegrywał sromotnie - co mnie zaskoczyło.- Doktorze Chen, słyszałem, że chce pan wyjść z nami na zewnątrz.Miał na sobie gustowną, obfitą piżamę, którą ze znawstwem zebrał i upiął odpowiednio do stanu nieważkości (Dmirow i DeLaTorre zmuszeni byli prosić o pomoc Raoula, a odzież Silvermana wyglądała tak, jakby ten, cofając się, nadział na maszynę do szycia).Pochylił swą wygoloną głowę i powiedział ponuro:- Tak szybko, jak to tylko możliwe.- Brzmienie jego głosu przypominało trochę starą trąbkę.- To stawia mnie w trudnym położeniu, sir - powiedziałem tak samo ponuro.- Nakazano panu nie narażać swojej osoby na niebezpieczeństwo.Wiedzą o tym DeLaTorre i wszyscy inni.Jeśli zabrałbym pana w otwarty kosmos, a tam przydarzyłaby się panu awaria skafandra albo chociaż atak nudności, to Chiny zadałyby mi kilka ostrych pytań.A po niej dominium Kanady i ONZ, nie wspominając już pańskiej starej matki.Uśmiechnął się uprzejmie masą zmarszczek.- Czy taki wypadek jest prawdopodobny?- Zna pan prawo Murphy'ego, doktorze Chen? I wypływające z niego wnioski?Jego uśmiech się rozszerzył.- Chce zaryzykować.Macie doświadczenie we wprowadzaniu nowicjuszy w kosmos.- Straciłem dwoje studentów na siedemnastu!- A ilu ich pan stracił w pierwszych trzech godzinach, panie Armstead? Czy dla bezpieczeństwa nie mógłbym pozostawać w skafandrze próżniowym w Kostce?Kostka nie była odlewana; była spawana punktowo.Był to w zasadzie sześcian z przeźroczystego plastyku, obramowany metalowymi kątownikami, wyposażony w pewne środki podtrzymania życia, pierwszej pomocy oraz we własny napęd, umożliwiający mu poruszanie się w otwartej przestrzeni.Załoga i wszyscy dyplomaci z wyjątkiem Chena nazywali ją Modułem Podtrzymania Pola.Oburzało to Harry'ego, który ją zaprojektował i zbudował.Budowana była z myślą o wykorzystaniu jej w przypadku, gdy skafander któregoś z Gwiezdnych Tancerzy straci szczelność w trakcie występu, gdy któryś z nich będzie chciał usiąść na chwile i odpocząć lub też do jakiegokolwiek innego celu, przy którego realizacji przydamy będzie hermetyczny sześcian o kącie widzenia 360 stopni.Kostka była obecnie przymocowana do kadłuba wielkiego wahadłowca nazywanego przez nas Limuzyną, zmontowana i gotowa w każdej chwili do użytku, ale można ją było w prosty sposób odłączać.A skafander próżniowy Chena był regulaminową zbroją będącą na wyposażeniu Sił Kosmicznych - tak dobrą, o ile nawet nie lepszą, jak nasze, robione na zamówienie skafandry produkcji japońskiej.Na pewno wytrzymalszą; z lepszą instalacją podawania powietrza.- Doktorze, muszę, wiedzieć dlaczego.Jego uśmiech zaczął powo-o-oli zanikać, a kiedy nie zbladłem i nie cofnąłem się ani o krok, pozwolił łaskawie pozostać mu na ustach.Było to w ćwierć drogi od zmarszczenia brwi.- Uznaje pańskie prawo do zadawania pytań.Nie jestem tylko pewien, czy tym razem zdołam pana usatysfakcjonować.- Zamyślił się, a ja czekałem.- Nie jestem przyzwyczajony do korzystania z pomocy tłumacza.Mam zdolności lingwistyczne.Ale istnieje przynajmniej jeden taki jeżyk, którego nigdy się nie nauczę.Dowiedziałem się kiedyś, że nikt, kto nie urodził się Nawajem nie potrafi nauczyć się myśleć jeżykiem tego plemienia.W rezultacie dołożyłem wszelkich starań, żeby tego dopiąć i poniosłem porażkę.Rozumiem, piąte przez dziesiąte, jeżyk Nawajów, a nie jestem w stanie nauczyć się w nim myśleć - opiera się on na zupełnie innych założeniach opisu rzeczywistości, których mój umysł nie potrafi objąć.Studiowałem wasz taniec, ten “język", którym wkrótce będziecie za nas mówili.Dużo dyskutowałem o nim z panną Parsons, przeanalizowałem wszystkie informacje na ten temat przechowywane w pamięci komputera pokładowego.Nie potrafię nauczyć się myśleć w rym jeżyku.Chce jeszcze raz spróbować.Wychodzę z założenia, że może mi pomóc osobista konfrontacja z nagim kosmosem - urwał i znowu się uśmiechnął.- W moich zmaganiach z nawajskim pomogło mi trochę żucie pączków peyotlu - zalecił mi to mój nauczyciel.Muszę pokosztować założeń leżących u podstaw waszego pojmowania rzeczywistości.Mam nadzieje, że są smaczniejsze.Był to, jak dotąd, najdłuższy monolog, jaki słyszałem z ust enigmatycznego Chena.Spojrzałem nań z nowym szacunkiem i podziwem.Oraz z rosnącym zadowoleniem: stał przede mną przyjaciel, którego niemal odtrąciłem.“Mój Boże, a przypuśćmy, że stary Chen to Homo novus?"- Doktorze" Chen - powiedziałem uspokoiwszy w końcu swój oddech - chodźmy do komendanta Coxa.Chen wysłuchał w całkowitym skupieniu, zadając nieczęste, ale wnikliwe pytania, osiemnastu godzin instruktażu, chociaż większość tych informacji nie była dlań nowością.Założę się, że już wcześniej potrafił z zamkniętymi oczyma rozmontować dowolny podsystem swojego skafandra.Pod koniec kursu założyłbym się, że z zamkniętymi oczyma potrafiłby je złożyć.Miałem, już do czynienia z wieloma wybitnymi umysłami, a jednak on wywarł na mnie wrażenie.Ale wciąż nie byłem stuprocentowo pewien, czy można mu ufać.Kierując się zasadą “im nas mniej, tym mniejsze prawdopodobieństwo wypadku", ograniczyliśmy liczebność naszej wycieczki do trzech osób - w kosmosie wypadki rzadko zdarzają się pojedynczo.Ja, oczywiście, objąłem funkcje druha drużynowego; zaliczyłem więcej godzin w otwartej przestrzeni niż ktokolwiek na pokładzie, z wyjątkiem Harry'ego.A Linda przez ostatni rok udzielała Chenowi lekcji jeżyków obcych; poszła z nami, żeby zachować ciągłość programu nauczania i żeby dla niego zatańczyć.Wydaje mi się, że również dlatego, że darzyła go przyjaźnią.Ja miałem odgrywać role Kwoki Matki.Pierwsza godzina upłynęła bez zakłóceń.Wszyscy troje pozostawaliśmy w Kostce.Ja stałem za sterami.Oddaliliśmy się na kilka kilometrów od “Siegfrieda", holując za sobą linę bezpieczeństwa i zatrzymaliśmy się, jak zawsze, w samym środku wszechświata.Chen zachowywał raczej pełne czci milczenie niż separował się od nas.Byłem przekonany, że jest zdolny do objęcia umysłem takiego ogromu piękna.zachowywał się tak, jakby od dawna wiedział, że wszechświat jest taki wielki.Jednak mimo to przez dłuższy czas się nie odzywał.Zresztą Linda i ja też milczeliśmy.Nawet z tej odległości Saturn wyglądał niewiarygodnie pięknie.Ta planeta musi być bezwarunkowo największą atrakcją turystyczną Układu Słonecznego i nigdy w życiu nie widziałem czegoś tak głęboko poruszającego.Podziwialiśmy już ten widok - w ostatnich dniach wszyscy na statku tkwili przyklejeni do wideo - ekranów.Otrząsnęliśmy się z czaru i Linda przekazała Chenowi kilka ostatnich uwag o zasadach naszego tańca, a potem uszczelniła swój hełm i wyszła przez śluzę, powietrzną, aby zademonstrować mu kilka solowych ewolucji.Jak wcześniej ustalono, mieliśmy zachowywać przez ten czas milczenie, a Bili miał utrzymywać cisze, w eterze na naszym kanale.Przez pierwsze trzy kwadranse tańca Lindy Chen obserwował ją z wielką fascynacją.Potem westchnął, spojrzał dziwnie na mnie i odbiwszy się od podłogi przepłynął przez Kostkę do konsoli sterowniczej.Otworzyłem usta do krzyku, ale on sięgnął tylko do wyłącznika radia.Wyłączył je [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.I przecież nie z takich durnych powodów jak Silverman.- O co mu chodzi, Lindo? Chce zobaczyć próbę na żywo? Chce "polecieć z nami na mediacje? No o co mu chodzi?- Sam go zapytaj.Nigdy wcześniej nie widziałem kajuty Chena.Grał z komputerem w przestrzenne szachy.Ledwie nadążyłem za śledzeniem rozgrywki, ale było dla mnie jasne, że przegrywał sromotnie - co mnie zaskoczyło.- Doktorze Chen, słyszałem, że chce pan wyjść z nami na zewnątrz.Miał na sobie gustowną, obfitą piżamę, którą ze znawstwem zebrał i upiął odpowiednio do stanu nieważkości (Dmirow i DeLaTorre zmuszeni byli prosić o pomoc Raoula, a odzież Silvermana wyglądała tak, jakby ten, cofając się, nadział na maszynę do szycia).Pochylił swą wygoloną głowę i powiedział ponuro:- Tak szybko, jak to tylko możliwe.- Brzmienie jego głosu przypominało trochę starą trąbkę.- To stawia mnie w trudnym położeniu, sir - powiedziałem tak samo ponuro.- Nakazano panu nie narażać swojej osoby na niebezpieczeństwo.Wiedzą o tym DeLaTorre i wszyscy inni.Jeśli zabrałbym pana w otwarty kosmos, a tam przydarzyłaby się panu awaria skafandra albo chociaż atak nudności, to Chiny zadałyby mi kilka ostrych pytań.A po niej dominium Kanady i ONZ, nie wspominając już pańskiej starej matki.Uśmiechnął się uprzejmie masą zmarszczek.- Czy taki wypadek jest prawdopodobny?- Zna pan prawo Murphy'ego, doktorze Chen? I wypływające z niego wnioski?Jego uśmiech się rozszerzył.- Chce zaryzykować.Macie doświadczenie we wprowadzaniu nowicjuszy w kosmos.- Straciłem dwoje studentów na siedemnastu!- A ilu ich pan stracił w pierwszych trzech godzinach, panie Armstead? Czy dla bezpieczeństwa nie mógłbym pozostawać w skafandrze próżniowym w Kostce?Kostka nie była odlewana; była spawana punktowo.Był to w zasadzie sześcian z przeźroczystego plastyku, obramowany metalowymi kątownikami, wyposażony w pewne środki podtrzymania życia, pierwszej pomocy oraz we własny napęd, umożliwiający mu poruszanie się w otwartej przestrzeni.Załoga i wszyscy dyplomaci z wyjątkiem Chena nazywali ją Modułem Podtrzymania Pola.Oburzało to Harry'ego, który ją zaprojektował i zbudował.Budowana była z myślą o wykorzystaniu jej w przypadku, gdy skafander któregoś z Gwiezdnych Tancerzy straci szczelność w trakcie występu, gdy któryś z nich będzie chciał usiąść na chwile i odpocząć lub też do jakiegokolwiek innego celu, przy którego realizacji przydamy będzie hermetyczny sześcian o kącie widzenia 360 stopni.Kostka była obecnie przymocowana do kadłuba wielkiego wahadłowca nazywanego przez nas Limuzyną, zmontowana i gotowa w każdej chwili do użytku, ale można ją było w prosty sposób odłączać.A skafander próżniowy Chena był regulaminową zbroją będącą na wyposażeniu Sił Kosmicznych - tak dobrą, o ile nawet nie lepszą, jak nasze, robione na zamówienie skafandry produkcji japońskiej.Na pewno wytrzymalszą; z lepszą instalacją podawania powietrza.- Doktorze, muszę, wiedzieć dlaczego.Jego uśmiech zaczął powo-o-oli zanikać, a kiedy nie zbladłem i nie cofnąłem się ani o krok, pozwolił łaskawie pozostać mu na ustach.Było to w ćwierć drogi od zmarszczenia brwi.- Uznaje pańskie prawo do zadawania pytań.Nie jestem tylko pewien, czy tym razem zdołam pana usatysfakcjonować.- Zamyślił się, a ja czekałem.- Nie jestem przyzwyczajony do korzystania z pomocy tłumacza.Mam zdolności lingwistyczne.Ale istnieje przynajmniej jeden taki jeżyk, którego nigdy się nie nauczę.Dowiedziałem się kiedyś, że nikt, kto nie urodził się Nawajem nie potrafi nauczyć się myśleć jeżykiem tego plemienia.W rezultacie dołożyłem wszelkich starań, żeby tego dopiąć i poniosłem porażkę.Rozumiem, piąte przez dziesiąte, jeżyk Nawajów, a nie jestem w stanie nauczyć się w nim myśleć - opiera się on na zupełnie innych założeniach opisu rzeczywistości, których mój umysł nie potrafi objąć.Studiowałem wasz taniec, ten “język", którym wkrótce będziecie za nas mówili.Dużo dyskutowałem o nim z panną Parsons, przeanalizowałem wszystkie informacje na ten temat przechowywane w pamięci komputera pokładowego.Nie potrafię nauczyć się myśleć w rym jeżyku.Chce jeszcze raz spróbować.Wychodzę z założenia, że może mi pomóc osobista konfrontacja z nagim kosmosem - urwał i znowu się uśmiechnął.- W moich zmaganiach z nawajskim pomogło mi trochę żucie pączków peyotlu - zalecił mi to mój nauczyciel.Muszę pokosztować założeń leżących u podstaw waszego pojmowania rzeczywistości.Mam nadzieje, że są smaczniejsze.Był to, jak dotąd, najdłuższy monolog, jaki słyszałem z ust enigmatycznego Chena.Spojrzałem nań z nowym szacunkiem i podziwem.Oraz z rosnącym zadowoleniem: stał przede mną przyjaciel, którego niemal odtrąciłem.“Mój Boże, a przypuśćmy, że stary Chen to Homo novus?"- Doktorze" Chen - powiedziałem uspokoiwszy w końcu swój oddech - chodźmy do komendanta Coxa.Chen wysłuchał w całkowitym skupieniu, zadając nieczęste, ale wnikliwe pytania, osiemnastu godzin instruktażu, chociaż większość tych informacji nie była dlań nowością.Założę się, że już wcześniej potrafił z zamkniętymi oczyma rozmontować dowolny podsystem swojego skafandra.Pod koniec kursu założyłbym się, że z zamkniętymi oczyma potrafiłby je złożyć.Miałem, już do czynienia z wieloma wybitnymi umysłami, a jednak on wywarł na mnie wrażenie.Ale wciąż nie byłem stuprocentowo pewien, czy można mu ufać.Kierując się zasadą “im nas mniej, tym mniejsze prawdopodobieństwo wypadku", ograniczyliśmy liczebność naszej wycieczki do trzech osób - w kosmosie wypadki rzadko zdarzają się pojedynczo.Ja, oczywiście, objąłem funkcje druha drużynowego; zaliczyłem więcej godzin w otwartej przestrzeni niż ktokolwiek na pokładzie, z wyjątkiem Harry'ego.A Linda przez ostatni rok udzielała Chenowi lekcji jeżyków obcych; poszła z nami, żeby zachować ciągłość programu nauczania i żeby dla niego zatańczyć.Wydaje mi się, że również dlatego, że darzyła go przyjaźnią.Ja miałem odgrywać role Kwoki Matki.Pierwsza godzina upłynęła bez zakłóceń.Wszyscy troje pozostawaliśmy w Kostce.Ja stałem za sterami.Oddaliliśmy się na kilka kilometrów od “Siegfrieda", holując za sobą linę bezpieczeństwa i zatrzymaliśmy się, jak zawsze, w samym środku wszechświata.Chen zachowywał raczej pełne czci milczenie niż separował się od nas.Byłem przekonany, że jest zdolny do objęcia umysłem takiego ogromu piękna.zachowywał się tak, jakby od dawna wiedział, że wszechświat jest taki wielki.Jednak mimo to przez dłuższy czas się nie odzywał.Zresztą Linda i ja też milczeliśmy.Nawet z tej odległości Saturn wyglądał niewiarygodnie pięknie.Ta planeta musi być bezwarunkowo największą atrakcją turystyczną Układu Słonecznego i nigdy w życiu nie widziałem czegoś tak głęboko poruszającego.Podziwialiśmy już ten widok - w ostatnich dniach wszyscy na statku tkwili przyklejeni do wideo - ekranów.Otrząsnęliśmy się z czaru i Linda przekazała Chenowi kilka ostatnich uwag o zasadach naszego tańca, a potem uszczelniła swój hełm i wyszła przez śluzę, powietrzną, aby zademonstrować mu kilka solowych ewolucji.Jak wcześniej ustalono, mieliśmy zachowywać przez ten czas milczenie, a Bili miał utrzymywać cisze, w eterze na naszym kanale.Przez pierwsze trzy kwadranse tańca Lindy Chen obserwował ją z wielką fascynacją.Potem westchnął, spojrzał dziwnie na mnie i odbiwszy się od podłogi przepłynął przez Kostkę do konsoli sterowniczej.Otworzyłem usta do krzyku, ale on sięgnął tylko do wyłącznika radia.Wyłączył je [ Pobierz całość w formacie PDF ]