Pokrewne
- Strona Główna
- Defoe Daniel Przypadki Robinsona Crusoe
- Daniel Goleman Inteligencja emocjonalna 1997
- Silva Daniel Ostatni szpieg Hitlera
- Defoe Daniel Przypadki Robinsona Kruzoe
- Daniel Silva Ostatni szpieg Hitlera
- Daniel Goleman Inteligencja emocjonalna
- Prevost Historia Manon Lescaut i kawalera des Grieux
- Ossendowski A. F. Przez kraj... (2)
- Henryk Sienkiewicz ogniemimieczem t1
- Brooks Terry Potomkowie Shannary
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- euro2008.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy znowu mam rację? - wyraźnie podobało mu się to, co tak trafnie naszkicował.Sara roześmiała się szeroko, nie mogąc mu zaprzeczyć.- Wygląda na to, że pan nas obserwował.Albo ktoś panu powiedział, jak spędzamy czas.- Nie mogę sobie wyobrazić nic bardziej makabrycznego, może z wyjątkiem miesiąca miodowego z kimś upiornym.Gdy wypowiedział te słowa, jej oczy zmatowiały; usiłowała się nieco oddalić, ale natychmiast się zorientował.- Przepraszam, to było w złym guście - robił wrażenie bardzo komunikatywnego, a jednocześnie dyskretnego; czuła się z nim nieoczekiwanie dobrze.- Wcale nie - chciała mu powiedzieć, że jest po prostu wrażliwa, ale naturalnie tego nie zrobiła.- Czy mieszka pan w Londynie? - czuła się w obowiązku zmienić temat, by mógł odzyskać swobodę, choć, jak się wydawało, niełatwo było wprawić go w zakłopotanie.- Rzeczywiście, mieszkam w Londynie - wyznał.- Jeżeli oczywiście nie przebywam w Gloucestershire, naprawiając stare płoty.To nie jest miejsce podobne do tego, mogę przysiąc.I nigdy nie było - nie mam wyobraźni Belindy i George'a.Oni spędzili całe lata przywracając to miejsce do dawnej świetności.Ja spędziłem całe lata nie dopuszczając do tego, by moja posiadłość obróciła się w kupę gruzów.Ale i tak rozpada się.Jest pełna przeciągów, pajęczyn i niepokojących odgłosów.Moja biedna matka wciąż tam mieszka - o wszystkim mówił tak zabawnie.Rozmawiając zaczęli z wolna oddalać się od farmy.- Myślę, że powinniśmy wracać na lunch, chociaż z pewnością nikt nie zauważy, że nas nie ma.W całym tym zgiełku Belinda nie spostrzegłaby nawet, gdybyśmy wrócili do Londynu.Wyobrażam sobie jednak, że pani rodzice by tego nie przeoczyli.Podejrzewam nawet, że ścigaliby mnie z bronią.Uśmiechnęła się z przekąsem, wiedząc, że rodzice użyliby raczej strzelby, by go sprowadzić bliżej.- Nie sądzę.- Nie jestem dokładnie takim człowiekiem, jakiego rodzice poszukują dla swoich cnotliwych, młodych córek.Sądzę, że jestem trochę na to za stary, ale jak na takiego starca jestem w pełni sił, by wyrazić się obrazowo.- Przyglądał się Sarze uważnie, oszołomiony jej urodą, a przy tym zaintrygowany czymś, co dostrzegał w jej oczach - wyrazem inteligencji, smutku i wielkiej ostrożności.- Czy byłoby bardzo niegrzecznie z mojej strony zapytać, ile pani ma lat?Poczuła nagłą ochotę, by odpowiedzieć: trzydzieści, ale nie widziała powodu, by kłamać, więc odstąpiła od tego zamiaru.- W przyszłym miesiącu kończę dwadzieścia dwa lata.Zrobiło to na nim mniejsze wrażenie, niż oczekiwała; uśmiechnął się i pomógł przejść przez kamienny murek, podając silną dłoń.Przytrzymała ją przez moment i wyczuła zadziwiająco gładką skórę.- Po prostu dziecko.Ja mam trzydzieści pięć lat.Pani rodzice byliby z pewnością straszliwie przygnębieni, gdybyś wróciła do domu ze mną jako pamiątką z Europy - znowu przekomarzał się z nią, ale oboje dobrze się bawili; naprawdę go polubiła.Byłby z niego dobry przyjaciel, podobało się jej, że może z nim żartować, chociaż go nie zna.- Miłe w tobie jest to, że nie pleciesz od rzeczy.Założę się, że znasz się na zegarku i potrafisz mówić po angielsku.- Przyznaję, że mam zbyt wiele zalet, by móc je wymienić.Skąd ludzie biorą tych wszystkich koszmarnych krewnych, których sprowadzają do towarzystwa dzieciom innych ludzi? Nigdy nie byłem w stanie tego pojąć.Spotykam w życiu młode kobiety, spokrewnione z pozornie normalnymi ludźmi, ale większość to takie małe, drogie biedactwa.I wszyscy są przekonani, że ja o niczym innym nie marzę, tylko o tym, by je poznać.Bardzo dziwne, prawda?Sara nie mogła się powstrzymać od śmiechu, bo przypomniała sobie spotkanych w Europie chłopców.Opowiedziała mu o tym z Deauville i o tych dwóch z Biarritz.o chłopcach z Cannes i Monte Carlo.Zdążyli się zaprzyjaźnić, zanim przekroczyli fosę i wkroczyli do zamku.- Czy myślisz, że zostawili nam coś do zjedzenia? Umieram z głodu - zwierzył się.Był potężnie zbudowanym mężczyzną i nic dziwnego, że był głodny.- Powinniśmy byli zabrać z farmy trochę jabłek; miałam na nie wielką ochotę, ale farmer nie proponował, więc obawiałam się wziąć je sama.- Powinnaś powiedzieć słówko - pośpieszył z poradą William.- Zwędziłbym je dla ciebie.Znaleźli stół zastawiony pieczystym, kurczętami, jarzynami i rozmaitymi sałatkami.Nałożyli sobie na talerze potężne porcje, po czym William poprowadził Sarę do małej altanki.Nie wahała się ani chwili, gdy szła za nim.To było takie naturalne - być z nim sam na sam i słuchać, co mówi.W końcu rozmowa zeszła na politykę - Sara z podnieceniem przyjęła wiadomość, że dopiero co wrócił z Monachium.Twierdził, że wyraźnie wyczuwa się tam napięcie, choć nie tak wielkie jak w Berlinie, w którym był przed rokiem.Wydaje się jednak, że całe Niemcy zmierzają do wielkiej konfrontacji.- Czy sądzisz, że prędko do niej dojdzie?- Trudno przewidzieć.Uważam jednak, że ona nastąpi, nawet jeśli rząd twego kraju myśli inaczej.- Nie widzę sposobu, by tego uniknąć.Zaintrygowała go jej znajomość problemów światowych i wielkie zainteresowanie sprawami, za którymi umysły kobiet rzadko nadążają.Gdy zapytał o to, odpowiedziała, że w ubiegłym roku spędziła wiele miesięcy w odosobnieniu i przeznaczyła ten czas na studiowanie dziedzin, którymi w normalnych warunkach by się nie zajęła.- Dlaczego lubisz być sama? - zajrzał jej głęboko w oczy, ale odwróciła wzrok.Wszystko w tej dziewczynie intrygowało go, dostrzegł, że nosi w sobie jakiś wielki ból, ale zamierza go trzymać w ukryciu.- Ludzie czasami potrzebują samotności - nie rozwijała tego tematu, a on nie nalegał, choć zaciekawiło go to niezmiernie; opowiedziała mu o farmie, którą zamierzała kupić na Long Island.- To świetny pomysł, biorąc pod uwagę, że wpadła na niego taka młoda dziewczyna.Jak sądzisz, co powiedzą na to twoi rodzice?- Będą musieli się w końcu z tym pogodzić - uśmiechnęła się.- Ja już nie chcę wracać do Nowego Jorku.Zgodzą się, albo - jeżeli będę do tego zmuszona - kupię ją sama.Była bardzo zdecydowaną dziewczyną, zapewne też bardzo upartą.Rozbawił go wyraz jej oczu, gdy wyrażała to postanowienie.Taką kobietę trzeba traktować bardzo serio.- Nie sądzę, by życie poza Nowym Jorkiem było złym pomysłem, ale rozpoczynanie w twoim wieku samotnego życia na farmie w końcu też nie jest najlepszym rozwiązaniem.Chyba lepiej byłoby spędzać tam tylko lato albo może weekendy?Z determinacją zaprzeczyła ruchem głowy.- Chcę tam przebywać cały czas.Zamierzam ją sama wyremontować.- A czy robiłaś już kiedyś coś takiego? - rozbawił go ten plan.Była czarującą osóbką - sam się dziwił, że tak bardzo zaczyna ją lubić.- Nie.Ale wiem, że potrafię - zabrzmiało to trochę tak, jakby trenowała przekonywanie swego ojca.- I naprawdę myślisz, że rodzice pozwolą ci na to?- Będą musieli - wysunęła podbródek, który on uszczypnął delikatnie.- Zajmowanie się taką córką to ciężki kawałek chleba.Nic dziwnego, że zabrali cię do Europy, abyś znalazła księcia z bajki.Nie sądzę, bym ich za to winił.Może naprawdę zasługujesz na jednego z tych słodkich, młodych ramoli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Czy znowu mam rację? - wyraźnie podobało mu się to, co tak trafnie naszkicował.Sara roześmiała się szeroko, nie mogąc mu zaprzeczyć.- Wygląda na to, że pan nas obserwował.Albo ktoś panu powiedział, jak spędzamy czas.- Nie mogę sobie wyobrazić nic bardziej makabrycznego, może z wyjątkiem miesiąca miodowego z kimś upiornym.Gdy wypowiedział te słowa, jej oczy zmatowiały; usiłowała się nieco oddalić, ale natychmiast się zorientował.- Przepraszam, to było w złym guście - robił wrażenie bardzo komunikatywnego, a jednocześnie dyskretnego; czuła się z nim nieoczekiwanie dobrze.- Wcale nie - chciała mu powiedzieć, że jest po prostu wrażliwa, ale naturalnie tego nie zrobiła.- Czy mieszka pan w Londynie? - czuła się w obowiązku zmienić temat, by mógł odzyskać swobodę, choć, jak się wydawało, niełatwo było wprawić go w zakłopotanie.- Rzeczywiście, mieszkam w Londynie - wyznał.- Jeżeli oczywiście nie przebywam w Gloucestershire, naprawiając stare płoty.To nie jest miejsce podobne do tego, mogę przysiąc.I nigdy nie było - nie mam wyobraźni Belindy i George'a.Oni spędzili całe lata przywracając to miejsce do dawnej świetności.Ja spędziłem całe lata nie dopuszczając do tego, by moja posiadłość obróciła się w kupę gruzów.Ale i tak rozpada się.Jest pełna przeciągów, pajęczyn i niepokojących odgłosów.Moja biedna matka wciąż tam mieszka - o wszystkim mówił tak zabawnie.Rozmawiając zaczęli z wolna oddalać się od farmy.- Myślę, że powinniśmy wracać na lunch, chociaż z pewnością nikt nie zauważy, że nas nie ma.W całym tym zgiełku Belinda nie spostrzegłaby nawet, gdybyśmy wrócili do Londynu.Wyobrażam sobie jednak, że pani rodzice by tego nie przeoczyli.Podejrzewam nawet, że ścigaliby mnie z bronią.Uśmiechnęła się z przekąsem, wiedząc, że rodzice użyliby raczej strzelby, by go sprowadzić bliżej.- Nie sądzę.- Nie jestem dokładnie takim człowiekiem, jakiego rodzice poszukują dla swoich cnotliwych, młodych córek.Sądzę, że jestem trochę na to za stary, ale jak na takiego starca jestem w pełni sił, by wyrazić się obrazowo.- Przyglądał się Sarze uważnie, oszołomiony jej urodą, a przy tym zaintrygowany czymś, co dostrzegał w jej oczach - wyrazem inteligencji, smutku i wielkiej ostrożności.- Czy byłoby bardzo niegrzecznie z mojej strony zapytać, ile pani ma lat?Poczuła nagłą ochotę, by odpowiedzieć: trzydzieści, ale nie widziała powodu, by kłamać, więc odstąpiła od tego zamiaru.- W przyszłym miesiącu kończę dwadzieścia dwa lata.Zrobiło to na nim mniejsze wrażenie, niż oczekiwała; uśmiechnął się i pomógł przejść przez kamienny murek, podając silną dłoń.Przytrzymała ją przez moment i wyczuła zadziwiająco gładką skórę.- Po prostu dziecko.Ja mam trzydzieści pięć lat.Pani rodzice byliby z pewnością straszliwie przygnębieni, gdybyś wróciła do domu ze mną jako pamiątką z Europy - znowu przekomarzał się z nią, ale oboje dobrze się bawili; naprawdę go polubiła.Byłby z niego dobry przyjaciel, podobało się jej, że może z nim żartować, chociaż go nie zna.- Miłe w tobie jest to, że nie pleciesz od rzeczy.Założę się, że znasz się na zegarku i potrafisz mówić po angielsku.- Przyznaję, że mam zbyt wiele zalet, by móc je wymienić.Skąd ludzie biorą tych wszystkich koszmarnych krewnych, których sprowadzają do towarzystwa dzieciom innych ludzi? Nigdy nie byłem w stanie tego pojąć.Spotykam w życiu młode kobiety, spokrewnione z pozornie normalnymi ludźmi, ale większość to takie małe, drogie biedactwa.I wszyscy są przekonani, że ja o niczym innym nie marzę, tylko o tym, by je poznać.Bardzo dziwne, prawda?Sara nie mogła się powstrzymać od śmiechu, bo przypomniała sobie spotkanych w Europie chłopców.Opowiedziała mu o tym z Deauville i o tych dwóch z Biarritz.o chłopcach z Cannes i Monte Carlo.Zdążyli się zaprzyjaźnić, zanim przekroczyli fosę i wkroczyli do zamku.- Czy myślisz, że zostawili nam coś do zjedzenia? Umieram z głodu - zwierzył się.Był potężnie zbudowanym mężczyzną i nic dziwnego, że był głodny.- Powinniśmy byli zabrać z farmy trochę jabłek; miałam na nie wielką ochotę, ale farmer nie proponował, więc obawiałam się wziąć je sama.- Powinnaś powiedzieć słówko - pośpieszył z poradą William.- Zwędziłbym je dla ciebie.Znaleźli stół zastawiony pieczystym, kurczętami, jarzynami i rozmaitymi sałatkami.Nałożyli sobie na talerze potężne porcje, po czym William poprowadził Sarę do małej altanki.Nie wahała się ani chwili, gdy szła za nim.To było takie naturalne - być z nim sam na sam i słuchać, co mówi.W końcu rozmowa zeszła na politykę - Sara z podnieceniem przyjęła wiadomość, że dopiero co wrócił z Monachium.Twierdził, że wyraźnie wyczuwa się tam napięcie, choć nie tak wielkie jak w Berlinie, w którym był przed rokiem.Wydaje się jednak, że całe Niemcy zmierzają do wielkiej konfrontacji.- Czy sądzisz, że prędko do niej dojdzie?- Trudno przewidzieć.Uważam jednak, że ona nastąpi, nawet jeśli rząd twego kraju myśli inaczej.- Nie widzę sposobu, by tego uniknąć.Zaintrygowała go jej znajomość problemów światowych i wielkie zainteresowanie sprawami, za którymi umysły kobiet rzadko nadążają.Gdy zapytał o to, odpowiedziała, że w ubiegłym roku spędziła wiele miesięcy w odosobnieniu i przeznaczyła ten czas na studiowanie dziedzin, którymi w normalnych warunkach by się nie zajęła.- Dlaczego lubisz być sama? - zajrzał jej głęboko w oczy, ale odwróciła wzrok.Wszystko w tej dziewczynie intrygowało go, dostrzegł, że nosi w sobie jakiś wielki ból, ale zamierza go trzymać w ukryciu.- Ludzie czasami potrzebują samotności - nie rozwijała tego tematu, a on nie nalegał, choć zaciekawiło go to niezmiernie; opowiedziała mu o farmie, którą zamierzała kupić na Long Island.- To świetny pomysł, biorąc pod uwagę, że wpadła na niego taka młoda dziewczyna.Jak sądzisz, co powiedzą na to twoi rodzice?- Będą musieli się w końcu z tym pogodzić - uśmiechnęła się.- Ja już nie chcę wracać do Nowego Jorku.Zgodzą się, albo - jeżeli będę do tego zmuszona - kupię ją sama.Była bardzo zdecydowaną dziewczyną, zapewne też bardzo upartą.Rozbawił go wyraz jej oczu, gdy wyrażała to postanowienie.Taką kobietę trzeba traktować bardzo serio.- Nie sądzę, by życie poza Nowym Jorkiem było złym pomysłem, ale rozpoczynanie w twoim wieku samotnego życia na farmie w końcu też nie jest najlepszym rozwiązaniem.Chyba lepiej byłoby spędzać tam tylko lato albo może weekendy?Z determinacją zaprzeczyła ruchem głowy.- Chcę tam przebywać cały czas.Zamierzam ją sama wyremontować.- A czy robiłaś już kiedyś coś takiego? - rozbawił go ten plan.Była czarującą osóbką - sam się dziwił, że tak bardzo zaczyna ją lubić.- Nie.Ale wiem, że potrafię - zabrzmiało to trochę tak, jakby trenowała przekonywanie swego ojca.- I naprawdę myślisz, że rodzice pozwolą ci na to?- Będą musieli - wysunęła podbródek, który on uszczypnął delikatnie.- Zajmowanie się taką córką to ciężki kawałek chleba.Nic dziwnego, że zabrali cię do Europy, abyś znalazła księcia z bajki.Nie sądzę, bym ich za to winił.Może naprawdę zasługujesz na jednego z tych słodkich, młodych ramoli [ Pobierz całość w formacie PDF ]