[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Robieniu „zielonej” kasy, dokładnie rzecz ujmując.Pewni ludzie uważają, żewszyst​ko, za czym optu​je lob​by obrońców śro​do​wi​ska przeżarte jest ko​rupcją.– Za to inni uważają, że to naturalna kolej ewolucji – przerwał Müller-Voigt.– Wiara lub systemwartości, które wcześniej były zarezerwowane dla mniejszości, powoli stają się prawdąakceptowaną przez większość społeczeństwa.Jednak muszę nadmienić, że z doświadczenia wiem, iżw każdym systemie politycznym zawsze znajdą się tacy, którzy do tego stopnia uwielbiają byćprozelitami, że nie podoba im się, kiedy ich przekonania w końcu stają się możliwe do przyjęcia dlaogółu.To pozbawia ich poczucia moralnej wyższości i odbiera prawa do wyłączności, a nie ma nicbar​dziej gorz​kie​go niż bo​jow​nik po​zba​wio​ny spra​wy, o którą musi wal​czyć.– Poza tym są dowody rosnącej jednomyślności między skrajną lewicą, ekstremalnymi obrońcamiśrodowiska oraz przeciwnikami globalizacji.Zaś GlobalConcern Hamburg na wielu płaszczyznachre​pre​zen​tu​je to wszyst​ko, cze​go tam​ci nie​na​widzą.– Czy pojawiły się jakieś doniesienia, że ktoś konkretny może stać się celem zamachu? – spytałFa​bel.– Na szczęście zagrożenie to nie dotyczy żadnej ściśle określonej osoby, lecz z pewnościąmożemy oczekiwać zagorzałych protestów i zorganizowanych ulicznych aktów przemocy.Dotarła donas także wieść o pla​no​wa​niu cze​goś w ro​dza​ju jed​no​ra​zo​wej, po​ka​zo​wej ak​cji.– Sądzi pan, że cho​dzi o za​mach?– To całkiem możliwe – odparł Menke.– Co prawda BfV i Wydział Antyterrorystyczny PolicjiHamburga wspólnie nad tym pracują, ale pojawiła się sugestia, że powinniśmy zapoznać panaz sy​tu​acją.Pańskie doświad​cze​nie i su​biek​tyw​na oce​na mogą oka​zać się wiel​ce przy​dat​ne.– Och, kto to zasugerował? – Fabel obrzucił van Heidena wymownym spojrzeniem.W tej chwilimiał wystarczająco dużo roboty na własnym podwórku i zdziwił się, że szef tego nie możezro​zu​mieć.– Ja – odezwał się Müller-Voigt.Najwyraźniej dobrze odczytał wyraz twarzy Fabla.– Tosprawa sprzed kilku lat.Chodzi o tę historię z Mühlhausem.Byłem pod wielkim wrażeniem, w jakisposób poradził pan sobie z.– przez moment szukał w myślach właściwego słowa –.z tamtąsy​tu​acją.Był pan bar​dzo sku​tecz​ny, lecz jed​no​cześnie wy​ka​zał pan ogromną wrażliwość.Fabel podziękował skinieniem głowy.Tknęło go, że Müller-Voigt, który zwykle był idealnieopa​no​wa​ny, tym ra​zem wy​da​wał się mniej pew​ny sie​bie.– Już wyjaśniłem panu senatorowi, że obecnie ma pan na głowie niecierpiące zwłoki śledztwo,o czym zresztą sam pan wcześniej wspomniał.Utworzyliśmy więc grupę zadaniową, złożonąz oficerów naszej własnej jednostki antyterrorystycznej, Federalnego Biura Kryminalnego orazagentów BfV.Na razie chcielibyśmy, żeby jedynie zapoznał się pan z zawartością akt.Być możew później​szym ter​mi​nie będzie​my chcie​li po​pro​sić o po​moc.No, to wieczór mam z głowy, pomyślał Fa​bel, przyglądając się opasłej tecz​ce.– Nie musi pan tego tasz​czyć – wyjaśnił Men​ke.– Wszyst​ko mogę przesłać ma​ilem.– Ma​ilem? Czy to bez​piecz​ne?Menke roześmiał się protekcjonalnie, natychmiast zarabiając na dezaprobatę Fabla.Człowiekz BfV zo​stał umiesz​czo​ny w tym sa​mym men​tal​nym se​gre​ga​to​rze, co Kröger, cy​ber​gli​niarz.– Tak, panie nadkomisarzu, to całkiem bezpieczne.Wykorzystujemy jedynie zabezpieczoneser​we​ry i sys​te​my.Po​dob​nie jak Po​li​cja Ham​bur​ga.Fa​bel wzru​szył ra​mio​na​mi.– No cóż, system mailowy rządu stanowego także był uważany za dobrze chroniony, lecz niezabezpieczyło go to przed zainfekowaniem wirusem „Klabautermann”.Jeśli nie ma pan nicprzeciwko, wolałbym wziąć tę drukowaną kopię.Miałem na myśli to, że w tej sprawie szybciej damradę ją prze​czy​tać.Przez kilka następnych minut debatowali nad logistyką zabezpieczenia szczytu.Oprócz czołowychpostaci biznesu, w Kongresie Klimatycznym miało wziąć udział także kilkoro starszych politykówz Re​pu​bli​ki Fe​de​ral​nej oraz z za​gra​ni​cy, włączając w to oczy​wiście Mülle​ra-Vo​ig​ta, który pełnił rolęprzewodniczącego całej konferencji.Fabel mógł zrozumieć, że władze miasta mają powód doniepokoju, tak samo zresztą jak działo się to w wypadku każdego większego szczytu odbywającegosię na terenie Hamburga, lecz nie pojmował, czemu tak stanowczo domagają się jego obecności.Ostatecznie był oficerem śledczym.Detektywem tropiącym morderców.Zaczynał pracę dopiero pofakcie i nigdy nie zajmował się prewencją.Jeszcze dziwniejsze było to, że sam Müller-Voigt zażądałzaangażowania go w tę sprawę.Fabel złapał się na tym, że spogląda na zegarek.Van Heiden też tozauważył, lecz jako że sprawdzanie godziny należało do codziennych zwyczajów dyrektoraWy​działu Kry​mi​nal​ne​go, nie bu​dziło to w nim naj​mniej​szej iry​ta​cji.– Posłuchaj, Janie – powiedział van Heiden.– Myślę, że przekazaliśmy ci tyle informacji, iletrze​ba.Nie chcę cię dłużej za​trzy​my​wać.Masz wy​star​czająco wie​le na głowie.– Dzięki – odparł Fabel.Podniósł akta i przez moment ważył na dłoni, jakby chciał ocenić ichobjętość.Powinienem przez noc to przejrzeć, pomyślał.Potem wstał, uścisnął dłonie po kolei wszystkimtrzem mężczy​znom i ru​szył do wyjścia.– Prawdę powiedziawszy.– Müller-Voigt spojrzał na zegarek i zmarszczył brwi.– Obawiamsię, że je​stem spóźnio​ny na następne spo​tka​nie.Chy​ba też muszę już zmy​kać.– Doskonale, panie senatorze.– Van Heiden także zmarszczył brwi: sama myśl, że ktoś mógłbyspóźnić się na spo​tka​nie była moc​no nie​po​kojąca.– Mam na​dzieję, że nie prze​trzy​ma​liśmy pana.– Nie, ależ skąd.Absolutnie nie.Wszystko w porządku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl