[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fakt ten również nie poprawił mu humoru.- “Przepraszam” zda się psu na budę, poruczniku! “Przepraszam” naraża nasz okręt i jego zadanie! Od takich “przepraszam” giną ludzie.Każdy niekompetentny oficer mówi później “przepraszam".Czy wyra­żam się jasno, panie Shaw?- Tak, panie komandorze.- Świetnie! - W ustach Ricksa zabrzmiało to jak przekleństwo.- Niech się pan postara, żebyśmy rozmawiali w ten sposób ostatni raz.Pozostałe z wyznaczonych minut upłynęły na analizie zapisów z prze­biegu ćwiczenia.Oficerowie przeszli do większej sali, gdzie mieli prze­dyskutować akcję minuta po minucie, dowiadując się przy tym, co w tym samym czasie robił i co wykrył “czerwony”, czyli przeciwnik.Komandor podporucznik Claggett mitygował przełożonego.- Trochę za mocno objechał pan tego Shawa.- Niby dlaczego? - zdziwił się nieprzyjemnie Ricks.- Shaw nie zrobił żadnego błędu.Sam bym wykreślił ten kurs najwy­żej trzydzieści sekund szybciej od niego.Bosman, który przy nim sie­dział, kreśli namiary od pięciu lat, prowadził z tego przedmiotu zajęcia w ich szkole.Patrzyłem, jak sobie radzą i wydawało mi się, że dobrze.- Chce pan powiedzieć, że to ja się omyliłem? - zapytał Ricks zwod­niczo uprzejmym głosem.- Tak jest.- Claggettowi wpojono w marynarce, że nie wolno kłamać.- Czyżby? - rzucił Ricks i bez słowa ruszył do drzwi.Powiedzieć, że Petra Hassler-Bock jest nieszczęśliwa, byłoby mon­strualnym eufemizmem.Petra, która dobiegała czterdziestki, piętnaście lat żyła w ukryciu, tropiona przez zachodnioniemiecką policję, by wresz­cie, kiedy zrobiło się naprawdę niebezpiecznie, schronić się w strefie wschodniej.Dawnej strefie wschodniej, ucieszył się znów w myślach oficer śledczy.Petrze w zadziwiający sposób odpowiadało takie życie.Nawet ze zdjęcia w grubych policyjnych aktach uśmiechała się pełna życia, atrakcyjna kobieta o dziewczęcej urodzie i pięknych kasztano­wych włosach.Ta sama twarz obserwowała chłodno, jak umierają kolej­no trzy osoby.Jedną z ofiar torturowano nożem przez trzy dni, przypo­mniał sobie śledczy.Morderstwo miało w zamierzeniu wstrząsnąć opinią publiczną - w owym czasie trwały w Niemczech dyskusje nad tym, czy pozwolić Amerykanom na rozmieszczenie rakiet Pershing-2 i Cruise.Fra­kcja Czerwonej Armii chciała tą metodą przekonać ogół do swojego zdania w tej kwestii.Ponieważ nic z tego, oczywiście, nie wyszło, śred­niowieczne tortury, jakim poddano ofiarę, okazały się daremne.- Podobało ci się, że możesz zadźgać samego Wilhelma Mansteina, co, Petra? - zapytał śledczy.- Manstein był świnią - padła zacięta odpowiedź.- Tłustą, spoconą, obleśną świnią.Śledczy wiedział, w jaki sposób terroryści zwabili wówczas ofiarę.Porwanie przygotowała Petra, która wkradła się najpierw w łaski Man­steina i nawiązała z nim krótki, lecz burzliwy romans.Mansteina trudno było wprawdzie wziąć za wzór niemieckiej męskiej urody, lecz poglądy Petry na wyzwolenie seksualne również wykraczały poza zachodnią nor­mę w tym względzie.Kobiety należały do najokrutniejszych członków grupy Baader-Meinhof i Frakcji Czerwonej Armii.Niektórzy psycholo­gowie dopatrywali się w tym reakcji na tradycyjną zasadę Kinder-Kuche-Kirche, głoszoną przez niemieckich mężczyzn.Teorie teoriami, oficer śledczy miał przed sobą najperfidniejszą morderczynię, jaką kiedykol­wiek spotkał.Pierwszą częścią ciała, którą otrzymała drogą pocztową rodzina porwanego, były te same narządy, którymi porwany znieważył cześć Petry Bock.Sekcja zwłok wykazała, że nawet po tym okaleczeniu Manstein dogorywał jeszcze przez dziesięć dni, dostarczając młodej damie hałaśliwych, krwawych rozrywek.- Na szczęście przerobiłaś go na wieprzka, prawda? Ciekawe, co powiedział Günther na wasze igraszki.Ostatecznie spędziłaś z Herr Mansteinem, ile to? Pięć nocy? Pięć nocy przed porwaniem.Ta część zadania najbardziej ci się podobała, co, mein Schatz?Detektyw z przyjemnością stwierdził, że cios trafił na czuły punkt.Petra mogła się niegdyś podobać mężczyznom, lecz należało to już do przeszłości.Więzienie nadało jej wygląd kwiatu na drugi dzień po ścię­ciu.Terrorystka coraz mniej przypominała żywą istotę.Cerę miała zie­mistą, podkrążone matowe oczy, straciła też przynajmniej osiem kilo.Wciąż bił od niej desperacki bunt, coraz rzadziej jednak.- Nie, na pewno musiało ci się podobać z Mansteinem w łóżku, poszłaś z nim w końcu aż tyle razy.Musiało ci się podobać, skoro pozwoliłaś mu robić z tobą, co tylko zechciał.Niby po to, żeby go zwabić, ale jak było naprawdę? Nie powiesz mi, że tylko udawałaś.Herr Manstein był wy­brednym lowelasem.Przy jego doświadczeniu chodzi się tylko na najle­psze dziewczynki.Skąd u ciebie, Petra, tyle talentu? Pewnie specjalnie ćwiczyłaś przed akcją, z Güntherem albo i z innymi, co? A wszystko w imię sprawiedliwości rewolucyjnej, rzecz jasna.Albo w imię Kameradschaft, jak przystało między bojownikami, nicht wahr? Wychodzi więc na to, że jesteś zwykłą kurwą, Petra.Kimś gorszym od kurwy, bo kurwy mają przynajmniej swoje zasady.A co się tyczy twojej ukochanej rewolucji, sama popatrz - roześmiał się śledczy pogardliwie.- Doch! Ładna mi rewolucja! Pewnie ci niemiło, że cały niemiecki Volk odwrócił się od was tyłkiem?Petra poruszyła się na krześle, lecz nie zdecydowała się na to, by.- No, co jest, Petra? Zabrakło nam nagle wielkich słów? Tyle się zawsze wygadywało o ideałach, o wolności, o demokracji, co? Pewnie ci łyso, że kiedy rzeczywiście przyszła prawdziwa demokracja, ludzie nie­nawidzą was wszystkich jak psów? Jak to jest, Petra, kiedy wszyscy odwrócą się od człowieka plecami? Wszyscy, zupełnie wszyscy? Wiesz przecież, że tak to właśnie wygląda.Nie muszę ci mówić, że to nie żarty.Sama widziałaś przez okno pochody, demonstracje na ulicy, ty i Günther.Pamiętasz jeszcze tę manifestację tuż pod waszymi oknami, prawda? Ciekawe, co sobie wtedy myślałaś.Ciekawe, co mówiliście do siebie z Güntherem.Może wmawialiście sobie, że to wszystko podstęp kontr­rewolucjonistów?Oficer śledczy pokręcił głową i nachylił się w stronę przesłuchiwanej, wbijając wzrok w jej puste, martwe oczy.Lubił to, co robi - jak lubiła swoją działalność Petra.- No więc, Petra, jak mi wytłumaczysz wyniki wyborów w NRD? Nie powiesz mi, że nie były to wolne wybory; sama wiesz, że nikt nikogo nie zmuszał.Tyle lat, tyle wysiłku, tyle morderstw - i nagle okazuje się, że to pomyłka, że wszystko na marne! Ale coś tam zawsze zostaje, prawda? W twoim wypadku, zostało ci przynajmniej wspomnienie romansu z Wilhel­mem Mansteinem.- Oficer rozsiadł się wygodniej i zapalił cygaretkę, po czym, dmuchając dymem w sufit, dodał: - Ale co teraz, Petra? Mam nadzieję, mein Schatz, że udał ci się tamten romans, bo widzisz, z tego więzienia już nie wyjdziesz żywa.Nie wyjdziesz.Nikt nie będzie cię żałował, nie wypuszczą cię nawet, kiedy już będziesz jeździć na wózku inwalidzkim.Nie, nie.Wszyscy dobrze pamiętają, co zrobiłaś, więc za­dbają już o to, żebyś tu gniła razem z resztą zwyrodnialców.Nie ma nadziei, Petra.Przyjdzie ci zdechnąć w tych murach.Petra Hassler-Bock zadrżała, słysząc te słowa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl