Pokrewne
- Strona Główna
- Wiktor Krawczenko Wybrałem wolnoć. Życie prywatne i polityczne radzieckiego funkcjonariusza
- Gomulicki Wiktor Wspomnienia Niebieskiego Mundurka
- Suworow Wiktor Alfabet Suworowa
- Suworow Wiktor Kontrola (SCAN dal 880)
- Suworow Wiktor Kontrola (4)
- Suworow Wiktor Kontrola (3)
- Rozbudowa I Naprawa Komputerów Helion Pl (2)
- Rogers Rosemary Słodka dzika miłoÂść
- Elliott Kate Korona Gwiazd 4 Dziecko płomienia
- Albert Speer Wspomnienia (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- freerunner.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A my dołożymy jeszcze jedno.Z inną zasadą działania.To jest automat zegarowy.Urządzenie co prawda niemieckie, ale stoper szwajcarski.Rolex.Życzę powodzenia.VIWysunęły się na płaty, Katia na prawy, Nastia na lewy.Uśmiechnęły się do pilota.Pokazał im cztery palce w skórzanej rękawicy: znaczy są na czterech tysiącach.I machnął ręką.Dziewczyny skoczyły w otchłań.VIIMilionowy tłum utkwił wzrok w niebie.I towarzysz Stalin.I Chołowanow.Przedostatni numer w programie.Odpowiedzialny - Chołowanow.Potem już tylko skok-masówka.Ale to już nie jego ból głowy.Powietrzna parada udała się na medal.Bez najmniejszej wpadki.Teraz tylko skok z czterech tysięcy z opóźnieniem, a potem zbiorowy skok finałowy.Coraz wyżej wzbija się samolot, coraz ostrzej idzie w górę.I oto wyrównuje lot.Wyłącza silnik.Z ziemi słychać bardzo wyraźnie, jak ucichł warkot motoru.Spiker siedzi naprzeciw Chołowanowa, radośnie informuje tłum:- Pułap cztery tysiące metrów nad poziomem morza.Wtedy Chołowanow zrozumiał, że obie muszą zginąć.VIIINastia spada w pustkę.Strumień powietrza szarpie nią jak górskie wodogrzmoty.Śmiesznie i strasznie.I coraz straszniej.Wszystko dziś jakoś inaczej.Ma takie poczucie, że nic nie jest tak, jak być powinno.Ziemia zbliża się zbyt szybko.Chronometr cyka, jak należy, wszystkie trzy spusty są naciągnięte, z dotychczasowej praktyki wie, że czekają długie spadanie, ale dlaczego ziemia zbliża się z taką prędkością? Najważniejsze, nie cykorować.Automaty same zrobią to, co do nich należy.Musi opanować strach.Nie pozwolić mu się wymknąć.Ale strach wyrwał się tak, jak wyrywa się czasza z plecaka.I Nastia krzyknęła, jak krzyczy się przez sen: kiedy krzyczysz, a krzyku nie ma.I kiedy krzyk jest jedynym ratunkiem:- Szarp! Katia!! Szarp!!!I Katia tuż obok.Na twarzy grymas przerażenia.I nie krzyczy, ale wrzeszczy:- Szarp!I sama szarpie za uchwyt.I Nastia szarpie za uchwyt.Ale.IXKiedy samolot wyrównał lot i wyłączył silnik, dla Chołowanowa czas stanął w miejscu, rozciągnął się jak akordeon.Sekundy zamieniły się w nieskończone godziny i doby.W całe lata.Głos spikera zgrzytnął jak żelazem po szkle: NAD POZIOMEM MORZA!Jakie to proste.Za punkt zero przyjęto poziom morza.Samolot wzbił się na cztery tysiące metrów NAD POZIOMEM MORZA.Niezawodne automaty otworzą spadochrony na wysokości dwieście metrów NAD POZIOMEM MORZA.Wszystko było tysiąc razy sprawdzane.Na piaszczystej mierzei.Na poziomie morza, lub kilka metrów ponad.A tu nie mierzeja krymska.Tu Moskwa.Tuszyńskie lotnisko.Każdy szkolny podręcznik podaje, że Moskwa leży 170 metrów NAD POZIOMEM MORZA.Mniej więcej, oczywiście.Są punkty wyższe i niższe.W żadnym wypadku ta wysokość nie może wystarczyć.Spadochrony otworzą się dokładnie dwieście metrów nad poziomem morza.Kiedy będzie za późno.XTowarzysz Stalin śledzi lot dwóch malutkich grudek.Stopniowo dociera do niego.XIChołowanow wyszarpnął mikrofon spikerowi.Natychmiast wycelowały weń trzy lufy TT.Piorunuje czekistów wzrokiem.Twarz w straszliwym napięciu: muszę opanować sytuację!Według instrukcji czekiści powinni strzelać.Wszyscy trzej mają broń w ręku.Ludzie rozpierzchli się na boki.Ale żaden nie pociąga za spust.Czują instynktownie: dzieje się coś przerażającego i tylko Chołowanow z mikrofonem może uratować sytuację.Spoglądają na Stalina.Jeden ruch brwi, jeden gest i ciało Chołowanowa przeszyłyby dwadzieścia cztery kule.Lecz towarzysz Stalin milczy.Nie okazuje swoich myśli.Jak rzeźba z granitu.Jak stalowy posąg.Nie darmo przyjął nazwisko - Stalin! Nieobecny na ziemskim padole.Wzrok jego wybiega w przyszłe stulecia.A Chołowanow wyczekuje: obie się roztrzaskają, czy tylko jedna.Katia-chichotka może się uratować.Doświadczona.Nad jedną grudką wyskoczył i strzelił spadochron, wypełniając się powietrzem.Nad drugą też wyskoczył.Ale nie strzelił.Nie zdążył.Chołowanow gwałtownie wciska guzik mikrofonu i ogłasza roześmianym głosem:- Oglądaliście państwo numer zatytułowany “Katia-chichotka z ziemniakami”! Cha-cha-cha.Wykonanie: mistrzyni w skokach spadochronowych, rekordzistka Związku Radzieckiego i Europy, Katarzyna Michajłowa.No i worek ziemniaków! Cha-cha-cha!Chołowanow ma gradowe oblicze.Mikrofon wtyka spikerowi:- Tak trzymać!Spiker powtarza, rozbawiony: - Worek ziemniaków! - i zanosi się serdecznym śmiechem.A Chołowanow do dryblasa-enkawudzisty:- Śmiej się, bydlaku, bo zastrzelę!Dryblas zarechotał ponuro: - Che-che-che.- I popłynęło po czekistowskich łańcuszkach i w tłumie: che-che-che [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.A my dołożymy jeszcze jedno.Z inną zasadą działania.To jest automat zegarowy.Urządzenie co prawda niemieckie, ale stoper szwajcarski.Rolex.Życzę powodzenia.VIWysunęły się na płaty, Katia na prawy, Nastia na lewy.Uśmiechnęły się do pilota.Pokazał im cztery palce w skórzanej rękawicy: znaczy są na czterech tysiącach.I machnął ręką.Dziewczyny skoczyły w otchłań.VIIMilionowy tłum utkwił wzrok w niebie.I towarzysz Stalin.I Chołowanow.Przedostatni numer w programie.Odpowiedzialny - Chołowanow.Potem już tylko skok-masówka.Ale to już nie jego ból głowy.Powietrzna parada udała się na medal.Bez najmniejszej wpadki.Teraz tylko skok z czterech tysięcy z opóźnieniem, a potem zbiorowy skok finałowy.Coraz wyżej wzbija się samolot, coraz ostrzej idzie w górę.I oto wyrównuje lot.Wyłącza silnik.Z ziemi słychać bardzo wyraźnie, jak ucichł warkot motoru.Spiker siedzi naprzeciw Chołowanowa, radośnie informuje tłum:- Pułap cztery tysiące metrów nad poziomem morza.Wtedy Chołowanow zrozumiał, że obie muszą zginąć.VIIINastia spada w pustkę.Strumień powietrza szarpie nią jak górskie wodogrzmoty.Śmiesznie i strasznie.I coraz straszniej.Wszystko dziś jakoś inaczej.Ma takie poczucie, że nic nie jest tak, jak być powinno.Ziemia zbliża się zbyt szybko.Chronometr cyka, jak należy, wszystkie trzy spusty są naciągnięte, z dotychczasowej praktyki wie, że czekają długie spadanie, ale dlaczego ziemia zbliża się z taką prędkością? Najważniejsze, nie cykorować.Automaty same zrobią to, co do nich należy.Musi opanować strach.Nie pozwolić mu się wymknąć.Ale strach wyrwał się tak, jak wyrywa się czasza z plecaka.I Nastia krzyknęła, jak krzyczy się przez sen: kiedy krzyczysz, a krzyku nie ma.I kiedy krzyk jest jedynym ratunkiem:- Szarp! Katia!! Szarp!!!I Katia tuż obok.Na twarzy grymas przerażenia.I nie krzyczy, ale wrzeszczy:- Szarp!I sama szarpie za uchwyt.I Nastia szarpie za uchwyt.Ale.IXKiedy samolot wyrównał lot i wyłączył silnik, dla Chołowanowa czas stanął w miejscu, rozciągnął się jak akordeon.Sekundy zamieniły się w nieskończone godziny i doby.W całe lata.Głos spikera zgrzytnął jak żelazem po szkle: NAD POZIOMEM MORZA!Jakie to proste.Za punkt zero przyjęto poziom morza.Samolot wzbił się na cztery tysiące metrów NAD POZIOMEM MORZA.Niezawodne automaty otworzą spadochrony na wysokości dwieście metrów NAD POZIOMEM MORZA.Wszystko było tysiąc razy sprawdzane.Na piaszczystej mierzei.Na poziomie morza, lub kilka metrów ponad.A tu nie mierzeja krymska.Tu Moskwa.Tuszyńskie lotnisko.Każdy szkolny podręcznik podaje, że Moskwa leży 170 metrów NAD POZIOMEM MORZA.Mniej więcej, oczywiście.Są punkty wyższe i niższe.W żadnym wypadku ta wysokość nie może wystarczyć.Spadochrony otworzą się dokładnie dwieście metrów nad poziomem morza.Kiedy będzie za późno.XTowarzysz Stalin śledzi lot dwóch malutkich grudek.Stopniowo dociera do niego.XIChołowanow wyszarpnął mikrofon spikerowi.Natychmiast wycelowały weń trzy lufy TT.Piorunuje czekistów wzrokiem.Twarz w straszliwym napięciu: muszę opanować sytuację!Według instrukcji czekiści powinni strzelać.Wszyscy trzej mają broń w ręku.Ludzie rozpierzchli się na boki.Ale żaden nie pociąga za spust.Czują instynktownie: dzieje się coś przerażającego i tylko Chołowanow z mikrofonem może uratować sytuację.Spoglądają na Stalina.Jeden ruch brwi, jeden gest i ciało Chołowanowa przeszyłyby dwadzieścia cztery kule.Lecz towarzysz Stalin milczy.Nie okazuje swoich myśli.Jak rzeźba z granitu.Jak stalowy posąg.Nie darmo przyjął nazwisko - Stalin! Nieobecny na ziemskim padole.Wzrok jego wybiega w przyszłe stulecia.A Chołowanow wyczekuje: obie się roztrzaskają, czy tylko jedna.Katia-chichotka może się uratować.Doświadczona.Nad jedną grudką wyskoczył i strzelił spadochron, wypełniając się powietrzem.Nad drugą też wyskoczył.Ale nie strzelił.Nie zdążył.Chołowanow gwałtownie wciska guzik mikrofonu i ogłasza roześmianym głosem:- Oglądaliście państwo numer zatytułowany “Katia-chichotka z ziemniakami”! Cha-cha-cha.Wykonanie: mistrzyni w skokach spadochronowych, rekordzistka Związku Radzieckiego i Europy, Katarzyna Michajłowa.No i worek ziemniaków! Cha-cha-cha!Chołowanow ma gradowe oblicze.Mikrofon wtyka spikerowi:- Tak trzymać!Spiker powtarza, rozbawiony: - Worek ziemniaków! - i zanosi się serdecznym śmiechem.A Chołowanow do dryblasa-enkawudzisty:- Śmiej się, bydlaku, bo zastrzelę!Dryblas zarechotał ponuro: - Che-che-che.- I popłynęło po czekistowskich łańcuszkach i w tłumie: che-che-che [ Pobierz całość w formacie PDF ]