[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mam nadzieję, że będzie cismakowało.Hannie wydawało się, że żaden z mężczyzn obecnych w obozie nie zwraca na nią uwagi.Nigdzie teżnie było widać wart.Większa część z dwóch tuzinów mężczyzn stała, przypatrując się scenie rozmowy zksięciem i jego więzniami.Po prawej stronie pomiędzy namiotami uwijało się siedmiu ludzi.Zajmowalisię końmi.Przysadziste zwierzęta Qumanów wyglądały na niezdarne w porównaniu z wierzchowcami,które prowadził ze sobą Ekkehard.Jeden ze starszych mężczyzn o wytatuowanej twarzy, ubrany wdziwaczne, zszyte z różnych części odzienie, które wyglądało jak patchwork, odszedł na bok, gdzieoglądał zraniony bok konia.Z nieobecnym, dzikim uśmiechem posmarował rany żółtawą maścią.Innyczłowiek przytrzymywał łeb zwierzęcia, by nie pierzchnęło.Hanna usunęła się na bok, wciąż na kolanach, podczas gdy Ekkehard przygotowywał się w duchu, bywejść do namiotu Bulkezu godnie, przynajmniej na tyle, na ile pozwalały mu jego związane ręce.Wszyscy obserwowali tę scenę.Istniał cień szansy, że Hannie udałoby się wtedy uciec.Ale jaki czekałby ją koniec? Czy jej ucieczka pociągnęłaby za sobą egzekucję Ekkeharda? I czy w ogólepowinna myśleć o ucieczce, skoro musiałaby uciekać pieszo? Czy widmowe elfy czaiły się gdzieś wgąszczach?Jednakże nie zważając na ryzyko ani na konsekwencje, powinna próbować dostać się do króla.Powinnamu donieść, że qumańscy jezdzcy przekroczyli wschodnią granicę jego królestwa.Hanna przykucnęła.I wtedy ujrzała cienką jak igła strzałę, która upadła naprzeciwko niej.Po chwili zniknęła w dymie.Chmura wydychanego ustami i nosem powietrza przesłoniła jej widok, ale bez wątpienia to były cieniePrzeklętych.Dawni wrogowie polowali na nią.Wciągnęła powietrze i chmura zniknęła.Widmowepostacie zgromadziły się na skraju lasu, z łukami w pogotowiu.Z czyich rąk było gorzej ponieść śmierć?Niczym głownie zanurzone w wodzie, strzały zasyczały i przemieniły się w dym i uniosły w powietrze.Dwie upadły, jedna po prawej stronie Hanny, a gdy dziewczyna potoczyła się w bok, druga strzała upadłaz lewej.Strzały stopniały, pozostawiając po raz kolejny smużkę dymu.To niemożliwe, by tak delikatne przedmioty mogły siać śmierć.Polanę wypełnił głośny okrzyk.Qumanski żołnierz zatoczył się, rękami obejmując swoją głowę.Z jegoręki pociekła krew.Zachwiał się i upadł, a jego krzyk niósł się echem.Hanna zaczęła się wycofywać.Tym razem strzała została wysłana w stronę qumańskiego księcia.Czyto na skutek szczęścia, czy kalkulacji, odwrócił się i grot trafił w skrzydła gryfa.Zwit rozjaśniła, niczymw kuzni, fontanna iskier. Bulkezu wydał jakieś niezrozumiałe rozkazy.Zbrojni z końmi utworzyli szpaler, będący tarczą przeciwwidmowym wrogom.Kilku Qumanów wypuściło strzały, lecz poleciały bezładnie, a cienie zdążyłyrozmyć się w zaroślach, nim broń wyrządziła im jakąkolwiek krzywdę.Sześciu Qumanów pchnęło księcia Ekkeharda i jego towarzyszy do wielkiego namiotu.Lord Welfupadł, choć Hanna nie dostrzegła, gdzie został ugodzony.Krzepki żołnierz schwycił go pod pachy ipowlókł za innymi.Odziany w patchworkowy strój człowiek wydał okrzyk radości, tańcząc wokół księcia, który zdjął hełmz głowy.Szaman zsunął swe odzienie, ukazując nagi tors i plecy pokryte fantastycznymi, niebiesko-czarnymi tatuażami.Kiedy bełkotał coś i skakał, wzory na jego ciele - dzikie zwierzęta, sceny bitewne,ciała niebieskie - zaczęły się wić, jak gdyby obudzone do życia.Hanna potrząsnęła głową i schroniła się za krzepkim kucem.Nie mogła oderwać oczu od tańczącegoczłowieka, jego rozłożystego torsu, umięśnionych nóg i silnych ramion.W każdym uchu nosił łańcuszekzłożony z trzech ludzkich nosów.Jego przegrodę nosową przebito złotą igłą.Każdy jej koniec zdobiłowysuszone ludzkie ucho.Na rękach miał rękawice zrobione ze skóry z ludzkich nóg, a na nogach buty zeskóry ludzkich rąk.Bulkezu zrobił unik i strzały znowu trafiły w gryfie skrzydła.Ukrył się za dereszem.Szaman wciążkucał, doskonale widoczny.Zpiewał.Z każdą frazą schylał się coraz niżej.Hanna zastanawiała się, czyma zamiar zakopać się w śniegu.Wokół szamana utworzyła się lekka mgiełka, jak gdyby wiatr poruszyłgórną warstwę śnieżnej zaspy.Tatuaże ześlizgnęły się z jego ciała i jak tysiące wijących się robakówzaczęły wstępować na ciało Bulkezu oraz na konia, potem na sześciu, a wreszcie na dwunastu zbrojnych.Bulkezu dosiadł konia i wydał rozkaz.Przygotowawszy łuki, włócznie i miecze, Qumanowie ruszyli kuzboczu.Powitał ich grad strzał, lecz ani Bulkezu, ani jego ludzie nie stchórzyli.Kiedy dosięgły ichstrzały, wytatuowane bestie i wojownicy pochwycili je i połknęli.Nie został zraniony żaden koń aniżaden jezdziec.Z Bulkezu na przodzie wojownicy zaczęli zbliżać się do przeciwników.Bitwa rozgrywała się pośród drzew.Qumanowie pokonali wrogów.Nigdzie nie było widać Bulkezu.Tuzin zbrojnych rozbiegł się, łapiąc konie, zaś szaman, podniósłszy się ze śniegu, odrzucił płaszcz ipospieszył do rannych, włączając w to i lorda Welfa.Nikt, zupełnie nikt nie zwracał uwagi na Hannę.Pani Fortuna w dziwny sposób okazywała swe łaski niektórym nieszczęśnikom.Dotarła do rzędu drzewi upadła dokładnie w tym samym co poprzednio miejscu.Usłyszała gwizd powietrza.Uderzyła się wgłowę, zesztywniały jej ręce. Wydostanę się stąd!", pomyślała.Podparłszy się na łokciach, starała siępodnieść, jednak chwycił ją za kostki.Klęła bezsilnie, podczas gdy jeden z Qumanów ciągnął ją do namiotu.Jedyne, co mogła zrobić, tounosić głowę, by nie udusić się w śniegu.Quman nie wypuszczał jej z rąk, dopóki nie dotarli dogłównego wejścia do wielkiego namiotu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl