Pokrewne
- Strona Główna
- Keyes Marian Czarujšcy mężczyzna
- Benzoni Juliette Marianna 05 Marianna i laury w ogniu
- FL ActionScript Ref
- Bell Ted Alex Hawke 6 Zamach
- Chruszczewski Czeslaw Fenomen kosmosu (2)
- Nik Pierumow Ostrze Elfow
- Binek Tadeusz
- Christie Agatha Dwanascie prac Herkulesa (SCAN
- James Erica Trudna obietnica
- Hamilton Peter F. Swit nocy 2.2 Widmo Alchemika Konflikt
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zsz5.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kiedy zaczniemy?- Zamów sobie, dziecko, kawę albo co tam chcesz i poczekaj sekundkę.Świecki z Syflasem zerwali się i pobiegli do bufetu.Za moment zmitygowawszy się, powrócili i zapytali dziecko, co sobie życzy.Zrealizowali jej zamówienie i usiedli z powrotem i zapatrzyli się w nią, mrucząc pospołu.- Chwileczkę, chwileczkę - zamachał rękami Owietz.- Zaraz, zaraz.Kobieta zapatrzyła się w ścianę.Dłonią nie wymagającą pielęgnacji pogładziła płatek uszny.Dziura po kolczyku dawno zarosła.Syflas doznał draśnięcia.Przysunął się bliżej dziewczęcia i, dotykając jej ramienia, bo inne miejsca posiadała nieskromne, zapytał:- A do którego liceum chodziłaś?- A do czterdziestego czwartego, proszę pana.- A - przewidywania Syflasa, jego nieoczekiwane intuicje, okazały się celne nadzwyczaj.- A? - zapytała dziewczyna.- A to bardzo dobrze.To bardzo dobrze, dziecko - zamruczał Syflas.- A czy ty znasz może niejaką.- Syflas nachylił się nad dziewczęciem i wyszeptał nazwisko, które wszystkim wydało się znajome, nikt jednak nie zdołał usłyszeć dokładnie.Dziewczę przeciągnęło się leniwie.Syflas kontynuował:- O ile się nie mylę, ona też w tym roku zrobiła maturę, w tym samym chyba liceum.- A znam, znam - odparowała abiturientka zuchwale i mrugnęła do Syflasa.- Kogo? kogo? - dopytywał się Świecki, któremu dane było słyszeć tylko fragmenty intymnej rozmowy awangardowego poety i nieletniej.- Nie interesuj się - warknął Syflas i zwróciwszy się do maturzystki, zaproponował jej spacer, teraz, natychmiast, w sprawie nie cierpiącej zwłoki.- A moje pytania egzaminacyjne? - zapytała z troską.- Jak Owietz skończy czytać, to ci pomoże.Na razie musimy porozmawiać.Koniecznie! - Syflas trzymał ją mocno za ramię.Westchnąwszy, wstała i udała się z nim.Przy stoliku pozostał zaczytany Owietz i mocno znudzony Świecki podłubujący w nosie.Czytali tak sobie i popijali.- Panowie pozwolą, że się przysiądę - zwrócił się do poetów głosem miękkim jak lignina Żorż Król.Owietz czytał zapamiętale, Świecki zaś skrobał coś w swoim wojskowym kalendarzyku, mruknęli więc tylko pod nosem grzeczne:- Yhhy.- Upał straszny i pomyślałem sobie, że przed pracą napiję się w towarzystwie kulturalnych ludzi wody mineralnej z cytryną.Siedzieli tak, każdy sobie.Ktoś uśmiechnął się do Zorza Króla, ten jednak zignorował ten niesamowity uśmiech.Kiedy spojrzał w tamtą stronę ponownie - ten sam osobnik płci mniej więcej męskiej znów uśmiechnął się.- Skąd ja znam tego osobnika? - zapytał Żorż Król Świeckiego, który siedział tyłem do nadal uśmiechającego się.- Którego? - inteligentnie zapytał poeta i chciał obejrzeć się, jednak zasłużony korektor powstrzymał go szybkim ruchem ręki.- Powoli.Zauważy, że o nim rozmawiamy.Niech pan się odwróci za jakiś czas.Siedzi dwa stoliki od nas i uśmiecha się.niesamowicie.taki w białej czapeczce i białym garniturze.Trochę delikatności, proszę pana.Nie można tak nachalnie.Świecki nie wytrzymał i po pół minucie bezczelnie zerknął.Ktoś uśmiechnął się podówczas jeszcze szerzej i jeszcze niesamowicie j.- To Vytautas Skurkalis.- Litwin?- Nie - odpowiedział lakonicznie Świecki ł zadumał się.- Nasz - rozwinął po chwili swoją wypowiedź.- Nasz? Co to według pana znaczy? - dopytywał się Żorż Król.- Polak - półgębkiem odparł Świecki, którego umysł zaprzątnięty był zupełnie inną historią.- Czy Polak to zaraz musi być nasz? - drążył niezmordowanie Żorż Król, wykazujący się tego dnia niesłychaną wytrzymałością na abnegację Świeckiego.- Niekoniecznie - odpowiedział Świecki ćwierć-gębkiem.- A więc.- zawiesił głos dramatycznie Król.Świecki zapisał coś w swoim kalendarzu wojskowym i trzeźwiej nieco spojrzał na współpracownika.- Co, a więc?- A więc, jeżeli Polak to niekoniecznie nasz, to czemu określił pan tego demonicznego pana słowem „nasz”?- Tak mi się powiedziało.- Nigdy nie mówi się ot tak samo.Czytałem pre-freudystów, postfreudystów i samego Freuda, a ponadto mam wieloletnie doświadczenie w stosunkach międzyludzkich.Mnie, starego wróbla, pan nie nabierzesz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.- Kiedy zaczniemy?- Zamów sobie, dziecko, kawę albo co tam chcesz i poczekaj sekundkę.Świecki z Syflasem zerwali się i pobiegli do bufetu.Za moment zmitygowawszy się, powrócili i zapytali dziecko, co sobie życzy.Zrealizowali jej zamówienie i usiedli z powrotem i zapatrzyli się w nią, mrucząc pospołu.- Chwileczkę, chwileczkę - zamachał rękami Owietz.- Zaraz, zaraz.Kobieta zapatrzyła się w ścianę.Dłonią nie wymagającą pielęgnacji pogładziła płatek uszny.Dziura po kolczyku dawno zarosła.Syflas doznał draśnięcia.Przysunął się bliżej dziewczęcia i, dotykając jej ramienia, bo inne miejsca posiadała nieskromne, zapytał:- A do którego liceum chodziłaś?- A do czterdziestego czwartego, proszę pana.- A - przewidywania Syflasa, jego nieoczekiwane intuicje, okazały się celne nadzwyczaj.- A? - zapytała dziewczyna.- A to bardzo dobrze.To bardzo dobrze, dziecko - zamruczał Syflas.- A czy ty znasz może niejaką.- Syflas nachylił się nad dziewczęciem i wyszeptał nazwisko, które wszystkim wydało się znajome, nikt jednak nie zdołał usłyszeć dokładnie.Dziewczę przeciągnęło się leniwie.Syflas kontynuował:- O ile się nie mylę, ona też w tym roku zrobiła maturę, w tym samym chyba liceum.- A znam, znam - odparowała abiturientka zuchwale i mrugnęła do Syflasa.- Kogo? kogo? - dopytywał się Świecki, któremu dane było słyszeć tylko fragmenty intymnej rozmowy awangardowego poety i nieletniej.- Nie interesuj się - warknął Syflas i zwróciwszy się do maturzystki, zaproponował jej spacer, teraz, natychmiast, w sprawie nie cierpiącej zwłoki.- A moje pytania egzaminacyjne? - zapytała z troską.- Jak Owietz skończy czytać, to ci pomoże.Na razie musimy porozmawiać.Koniecznie! - Syflas trzymał ją mocno za ramię.Westchnąwszy, wstała i udała się z nim.Przy stoliku pozostał zaczytany Owietz i mocno znudzony Świecki podłubujący w nosie.Czytali tak sobie i popijali.- Panowie pozwolą, że się przysiądę - zwrócił się do poetów głosem miękkim jak lignina Żorż Król.Owietz czytał zapamiętale, Świecki zaś skrobał coś w swoim wojskowym kalendarzyku, mruknęli więc tylko pod nosem grzeczne:- Yhhy.- Upał straszny i pomyślałem sobie, że przed pracą napiję się w towarzystwie kulturalnych ludzi wody mineralnej z cytryną.Siedzieli tak, każdy sobie.Ktoś uśmiechnął się do Zorza Króla, ten jednak zignorował ten niesamowity uśmiech.Kiedy spojrzał w tamtą stronę ponownie - ten sam osobnik płci mniej więcej męskiej znów uśmiechnął się.- Skąd ja znam tego osobnika? - zapytał Żorż Król Świeckiego, który siedział tyłem do nadal uśmiechającego się.- Którego? - inteligentnie zapytał poeta i chciał obejrzeć się, jednak zasłużony korektor powstrzymał go szybkim ruchem ręki.- Powoli.Zauważy, że o nim rozmawiamy.Niech pan się odwróci za jakiś czas.Siedzi dwa stoliki od nas i uśmiecha się.niesamowicie.taki w białej czapeczce i białym garniturze.Trochę delikatności, proszę pana.Nie można tak nachalnie.Świecki nie wytrzymał i po pół minucie bezczelnie zerknął.Ktoś uśmiechnął się podówczas jeszcze szerzej i jeszcze niesamowicie j.- To Vytautas Skurkalis.- Litwin?- Nie - odpowiedział lakonicznie Świecki ł zadumał się.- Nasz - rozwinął po chwili swoją wypowiedź.- Nasz? Co to według pana znaczy? - dopytywał się Żorż Król.- Polak - półgębkiem odparł Świecki, którego umysł zaprzątnięty był zupełnie inną historią.- Czy Polak to zaraz musi być nasz? - drążył niezmordowanie Żorż Król, wykazujący się tego dnia niesłychaną wytrzymałością na abnegację Świeckiego.- Niekoniecznie - odpowiedział Świecki ćwierć-gębkiem.- A więc.- zawiesił głos dramatycznie Król.Świecki zapisał coś w swoim kalendarzu wojskowym i trzeźwiej nieco spojrzał na współpracownika.- Co, a więc?- A więc, jeżeli Polak to niekoniecznie nasz, to czemu określił pan tego demonicznego pana słowem „nasz”?- Tak mi się powiedziało.- Nigdy nie mówi się ot tak samo.Czytałem pre-freudystów, postfreudystów i samego Freuda, a ponadto mam wieloletnie doświadczenie w stosunkach międzyludzkich.Mnie, starego wróbla, pan nie nabierzesz [ Pobierz całość w formacie PDF ]