[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Congrevenie mógł przestać myśleć o tym, co spotkało Romanowów, ród pa-nujący w Rosji.O carze Mikołaju, jego żonie Aleksandrze i ich ma-łych dzieciach.Latem 1918 roku, po wielomiesięcznym areszcie domowym wJekaterynburgu, zapędzono ich w środku nocy do piwnicy.Weszłotam dwunastu czerwonoarmistów ze strzelbami i wymordowali całąrodzinę z zimną krwią.Młodą księżniczkę, której nianie zaszyły wbluzce rodowe klejnoty Rosji, musieli dobijać bagnetami.Kule odbiłysię rykoszetem od kamieni szlachetnych.W długich korytarzach Balmoral, którymi szli w przerażeniu dopiwnicy, leżały bezwładne ciała kilku ochroniarzy i detektywów zsekcji specjalnej.Poderżnięto im gardła od ucha do ucha, nim zdążyliwydać strzał ostrzegawczy.Dżihadyści po prostu wpadli do środka iobezwładnili ich wszystkich.Congreve zastanawiał się, jak terroryści pokonali wejście dozamku, póki nie zobaczył ciała swego dawnego kolegi ze ScotlandYardu, Johna Iversona, przy wejściu do holu.John od lat był szefemochrony w Balmoral.Najwyrazniej zmuszono go, by przekonał ludziz SO15 do otwarcia drzwi.Terroryści, właściwie jeszcze chłopcy z brodami i bronią w ręku,wciąż pokrzykiwali i dzgali ich lufami, nie zważając na to, jak trudnobyło utrzymać równowagę na wytartych kamiennych stopniach,424 zwłaszcza w półmroku.Ambrose trzymał mocno za ramię Dianę,która schodziła przed nim.Od czasu do czasu kładła dłoń na jego ręce.Obojgu ten gest pomagał.Był właściwie pewien, że Diana założyła, iż wszyscy umrą.Jegozdaniem większość gości była też o tym przekonana.Ale Congrevewiedział, że póki co, są jedynie zakładnikami, a więc toczą się nego-cjacje.I że w tej grze o najwyższą stawkę daleko jeszcze do końca.Z pewnością nie będzie miło.Ale przy odrobinie szczęścia mogąjeszcze wszyscy przeżyć.Brytyjska armia, SAS i całe zastępy anty-terrorystów z MI-5 i MI-6 na pewno nie będą patrzeć z założonymirękami na to, że królowa i cała brytyjska rodzina królewska siedzą wlochu jako zakładnicy.Rzeczony loch stanowił ogromną sieć pomieszczeń i nisz, w któ-rych zgromadzono śmieci z wielu wieków.Głównie meble, ale takżedzieła sztuki, rowery i kołyski z innej epoki.Stały tu również nie-kończące się półki ze starymi książkami, wieże perskich dywanówsięgające sufitu.Wiele z tych rzeczy należało kiedyś do królowejWiktorii.Aukowato sklepiony korytarz przechodził w przestronne po-mieszczenie, w którym najwyrazniej urzędowały duchy.Stały tuprzykryte płótnami wiktoriańskie meble wszelkiego rodzaju: sofy,szezlongi, głębokie fotele i zdobione złotem krzesła.Mdłe światłodawały jedynie gołe żarówki na suficie.Trudno było uznać to zaprzyjemne miejsce wypoczynku.Zazi poinformował ich, że to pomieszczenie na najbliższą przy-szłość stanie się ich domem, więc mają się rozgościć na wszelkichdostępnych meblach.Pułkownik nieco złagodniał, kiedy już zeszli pokrętych schodach trzy kondygnacje pod ziemię do zamkniętego po-mieszczenia, gdzie miał nad nimi większą kontrolę.Nie przewidywałżadnych problemów w piwnicy, której miał pilnować sam wraz zdziesiątką uzbrojonych ludzi.Kiedy już wszyscy pozdejmowali płócienne pokrowce i rozsiedlisię na wybranych meblach, dwaj młodzi bojownicy zaczęli rozdawaćduże plastikowe butelki z wodą Highlad Springs.Ten gest można byłowziąć za optymistyczny zwiastun.Rodzinę królewską usadowiono zdala od gości, w niewielkiej alkowie przylegającej do głównego po-mieszczenia.Karol i dwóch jego synów przesunęli odpowiednie425 meble, tak by wszystkim było jak najwygodniej w obecnych oko-licznościach.Z miejsca na miękkiej aksamitnej sofie, gdzie usiedli z Dianą,Ambrose widział królową.Siedziała obok księcia Edynburga na dużejkanapie obitej jedwabiem z brokatem.O dziwo, Zazi pozwolił, bytowarzyszyły jej ukochane psy rasy Welsh Corgi.Leżały teraz cicho ujej stóp.Jej spokojną twarz i sylwetkę w tej koszmarnej chwili możnabyło opisać jedynie jako stoicką, a wręcz pogodną.Niezwykła zdolność do wznoszenia się ponad bieżące problemytylko utwierdziła Ambrose'a Congreve'a w przekonaniu, że to opa-nowanie, bezinteresowność, osobista odwaga, niezwykła siła cha-rakteru i godność pozwoliły jej tak szlachetnie rządzić krajem przezblisko sześćdziesiąt lat.W istocie stała się brytyjską instytucją i terazwidać to było najdobitniej.Ambrose wciąż pamiętał z dzieciństwa jej głos w programie BBC Godzina dla dzieci.Zwracając się do wszystkich brytyjskich dzieciw naj mroczniej szych godzinach drugiej wojny światowej czterna-stoletnia księżniczka Elżbieta powiedziała: Staramy się, jak możemy, by pomóc naszym wspaniałym żegla-rzom, żołnierzom i lotnikom.Staramy się także znieść naszą częśćzagrożeń i smutku, jaki niesie wojna.I wiemy wszyscy, że wszystkodobrze się skończy.- Dasz radę zasnąć, kochanie? - zapytała go Diana ledwie sły-szalnym szeptem, jakiś czas pózniej, może nawet po kilku godzinach.- Nie, ale chcę, żebyś ty się zdrzemnęła - powiedział i położyłsobie na kolanach małą aksamitną poduszkę, żeby miała gdzie poło-żyć głowę.Zdjął marynarkę od smokingu i przykrył ją, kiedy sięułożyła.Kilka minut pózniej chrapała cicho, a on delikatnie gładził jąpo włosach na skroni.Rozejrzał się i zobaczył, że wielu gości zdołało jakoś sięzdrzemnąć.Przypisywał to jedynie dodającej otuchy obecności kró-lowej.Wystarczył jeden rzut oka na nią, by każdy uznał, że wszystkodobrze się skończy.Po chwili także Ambrose się zdrzemnął, obej-mując opiekuńczo ukochaną kobietę.426 Następnego dnia rano Ambrose obudził się zaskoczony.Pobliskihałas nie obudził Diany, więc postanowił pozwolić jej spać, jak długosię da.Część ludzi wokół także się pobudziła.Mieli zaczerwienioneoczy i wciąż przerażone miny.To, co zobaczyli po przebudzeniu, teżnie poprawiło im humoru [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl