Pokrewne
- Strona Główna
- Word Studies in the New Testament Vol 1 & 2 (Marvin R Vincent)
- Swiderkowna Rozmowy o Biblii, Nowy Testamen
- Eo Nova Testamento
- Grisham John Testament
- Conrad Joseph Zlota strzala (SCAN dal 767)
- Eddings Dav
- Chmielewska Joanna Studnie Przodkow scr
- Clarke Arthur C Ogrod ramy
- Amis Martin Strzala Czasu (SCAN dal 749)
- Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- siekierski.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdziwiliby się, gdybym powiedział im prawdę, pomyślał Wasilij, podchodząc do porucznika przy bramie.W ogromnych kontenerach, które spuszczano do ładowni, znajdowała się niezwykła kontrabanda.Poowijani w płachty tektury mężczyźni i kobiety, ci na dole z rurkami przy ustach, żeby mieli czym oddychać, wszyscy poinstruowani wcześniej, żeby dobrze wypróżnili pęcherze i kiszki, bo z toalety będą mogli skorzystać dopiero po północy, kiedy statek wypłynie na pełne morze.Młody porucznik pilnujący bramy miał niezadowoloną, znudzoną minę.Obrzucił niechętnym spojrzeniem niechlujnego starszego jegomościa w okularach.- A wy tu czego? Wstęp na keję tylko za przepustką.- Wskazał pudło od skrzypiec.- Co to?- Mój warsztat pracy.Gram w orkiestrze sewastopolskiej.- Nie informowano mnie, że na nabrzeżu ma się odbyć jakiś koncert.- Nazwisko? - powiedział nagle Wasilij.- Co takiego?!Taleniekow powoli wyprostował zgarbione ramiona, a jego ruchy stały się bardziej sprężyste.- Jak się nazywacie, poruczniku?- Po co to wam? - spytał oficer, bardziej uprzejmym tonem; był wyraźnie zaskoczony.Wasilij zdjął okulary i wbił w niego wzrok.- Może dla pochwały, może dla nagany.- O co chodzi? Kim jesteście?- KGB-Sewastopol.Dokonujemy inspekcji nabrzeży portowych.Młody porucznik nie był głupcem; okazał grzeczną rezerwę.- Przykro mi, ale o niczym mnie nie zawiadomiono.Muszę was prosić o okazanie legitymacji.- Słusznie! - pochwalił go Taleniekow, wyjmując z kieszeni legitymację KGB.- Pierwsza nagana byłaby za brak czujności.Druga będzie, jeśli ktokolwiek dowie się o mojej wizycie.Nazwisko?Porucznik podał je, po czym spytał:- A co, coś się tu dzisiaj szykuje? - Obejrzał plastikowy dokument i zwrócił właścicielowi.- Powiem wam, co się nie szykuje - odparł Taleniekow z porozumiewawczym błyskiem w oku.- Nie szykuje mi się kolacja w towarzystwie pewnej damy.Nowa dyrekcja w Sewastopolu przesadza, koniecznie chce zasłużyć na swoje ruble.Wy tu na dole robicie dobrą robotę, ale góra nie rozpieszcza was pochwałami.Młody oficer uśmiechnął się zadowolony.- Dziękuję, staramy się, jak możemy - rzekł.- W każdym razie, ani słowa o mojej obecności, jasne? Z nimi nie ma żartów.W zeszłym tygodniu dwóch oficerów warty musiało stanąć do raportu.- Funkcjonariusz KGB uśmiechnął się przyjaźnie.- Dyrekcja wymaga, żeby wszystkie nasza działania były ściśle tajne.Bo tylko wtedy mogą czuć się zupełnie bezpieczni, czyli nie lękać się o własne stołki.Porucznik wyszczerzył zęby w uśmiechu.- Oczywiście, rozumiem.Ten futerał to na broń?- Nie, w środku naprawdę są skrzypce.Znakomity instrument.Chciałbym umieć na nim grać.Obaj pokiwali głowami.Taleniekow wszedł za bramę.Idąc wzdłuż pracujących dźwigów, przyglądał się robotnikom portowym i greckim nadzorcom.Szukał Greka z Kavalli o nazwisku Zaimis.Nie tyle Greka, co człowieka greckiego pochodzenia, noszącego nazwisko matki Zaimis, a będącego obywatelem amerykańskim.Karras Zaimis był agentem CIA, który poprzednio pełnił funkcję szefa wywiadu w Salonikach, a obecnie sprawował pieczę nad wykrytą przez Wasilija trasą przerzutową.Taleniekow znał jego twarz z kilku fotografii, które usunął z kartoteki KGB.Wypatrywał go wśród krążących we mgle postaci, ale bez rezultatu.Obchodząc wózki widłowe i grupki narzekających na pracę dokerów, dotarł do ogromnego magazynu i wszedł do środka.W olbrzymiej hali panował półmrok, gdyż przykryte siatką lampy wisiały zbyt wysoko, aby mogły cokolwiek oświetlić.Jasne snopy latarek przesuwały się po kontenerach; jacyś ludzie sprawdzali wypisane na nich numery.Ile talentu kryją te blaszane pudła, pomyślał Wasilij.I ile cennych informacji opuści w nich Rosję! Po chwili uzmysłowił sobie jednak, że wcale nie tak wiele, bo wykryta przez niego trasa nie należała do najważniejszych.Najprzedniejsze talenty i posiadacze najtajniejszych informacji podróżowali w znacznie bardziej luksusowych warunkach.Ociężałym krokiem, z okularami zsuwającymi się z nosa, przeszedł obok greckiego nadzorcy dyskutującego żywo z rosyjskim brygadzistą i powędrował dalej w głąb magazynu, mijając po drodze stosy pudeł i przejścia zastawione wózkami.Uważnie przyglądał się twarzom ludzi z latarkami.Zaczynał się już niecierpliwić, czasu bowiem miał mało.Gdzież się podziewał ten Zaimis? Przecież nie nastąpiła żadna wpadka.Kanał wciąż działał, właśnie tym frachtowcem przerzucano ludzi.Wasilij czytał wszystkie raporty nadsyłane z Sewastopola.W żadnym nie było ani wzmianki o tej trasie przerzutu.Gdzież był Zaimis?Nagle Taleniekowa przejął ostry ból.Lufa pistoletu wbiła mu się w prawą nerkę, a czyjaś mocna dłoń spoczęła gwałtownie na jego brzuchu; czuł ją przez materiał płaszcza.Wepchnięto Taleniekowa w puste przejście między skrzyniami i ktoś syknął mu w ucho po angielsku:- Nie będę się silił na grecki czy rosyjski.Podobno mówisz po angielsku nie gorzej niż mieszkańcy Waszyngtonu.- Może nawet lepiej - wycedził przez zęby Wasilij.- Zaimis?- Nie znam faceta.Myśleliśmy, że wyniosłeś się z Sewastopola.- Bo się wyniosłem.Gdzie Zaimis? Muszę z nim porozmawiać.Amerykanin zignorował pytanie.- Trzeba przyznać, że nie brak ci odwagi.W promieniu pięciu kilometrów nie ma nikogo z waszych.- Taki jesteś pewien?- Mam całe stado puchaczy, świetnie widzą w nocy.Wypatrzyli cię.Chryste! Pudło od skrzypiec!- A kto pilnuje wody?- Mewy.- Widzę, że ty i twoje ptaszki dobrzeście się zorganizowali.- A ja widzę, że nie jesteś tak bystry, jak mówią.Co, przyszła ci ochota na mały rekonesans?Ręka wpijająca się Taleniekowowi w brzuch zwolniła uchwyt i dał się słyszeć przytłumiony dźwięk igły wyciąganej z gumowego korka.Ampułka ze środkiem usypiającym.I strzykawka.- Nie! - zaprotestował Wasilij.- Nie rób tego! Jak myślisz, dlaczego przyszedłem sam? Chcę wyjechać!- To się nawet dobrze składa.Pojedziesz do specjalnego szpitala w Wirginii; będą cię tam przesłuchiwać pewnie ze trzy lata.- Nic nie rozumiesz! Muszę nawiązać z kimś kontakt.Chcę wyjechać, ale nie w ten sposób!- Opowiesz wszystko lekarzom.Wysłuchają cię z najwyższym zainteresowaniem.- Nie mam czasu!Istotnie, nie miał; zostało mu już tylko kilka sekund [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Zdziwiliby się, gdybym powiedział im prawdę, pomyślał Wasilij, podchodząc do porucznika przy bramie.W ogromnych kontenerach, które spuszczano do ładowni, znajdowała się niezwykła kontrabanda.Poowijani w płachty tektury mężczyźni i kobiety, ci na dole z rurkami przy ustach, żeby mieli czym oddychać, wszyscy poinstruowani wcześniej, żeby dobrze wypróżnili pęcherze i kiszki, bo z toalety będą mogli skorzystać dopiero po północy, kiedy statek wypłynie na pełne morze.Młody porucznik pilnujący bramy miał niezadowoloną, znudzoną minę.Obrzucił niechętnym spojrzeniem niechlujnego starszego jegomościa w okularach.- A wy tu czego? Wstęp na keję tylko za przepustką.- Wskazał pudło od skrzypiec.- Co to?- Mój warsztat pracy.Gram w orkiestrze sewastopolskiej.- Nie informowano mnie, że na nabrzeżu ma się odbyć jakiś koncert.- Nazwisko? - powiedział nagle Wasilij.- Co takiego?!Taleniekow powoli wyprostował zgarbione ramiona, a jego ruchy stały się bardziej sprężyste.- Jak się nazywacie, poruczniku?- Po co to wam? - spytał oficer, bardziej uprzejmym tonem; był wyraźnie zaskoczony.Wasilij zdjął okulary i wbił w niego wzrok.- Może dla pochwały, może dla nagany.- O co chodzi? Kim jesteście?- KGB-Sewastopol.Dokonujemy inspekcji nabrzeży portowych.Młody porucznik nie był głupcem; okazał grzeczną rezerwę.- Przykro mi, ale o niczym mnie nie zawiadomiono.Muszę was prosić o okazanie legitymacji.- Słusznie! - pochwalił go Taleniekow, wyjmując z kieszeni legitymację KGB.- Pierwsza nagana byłaby za brak czujności.Druga będzie, jeśli ktokolwiek dowie się o mojej wizycie.Nazwisko?Porucznik podał je, po czym spytał:- A co, coś się tu dzisiaj szykuje? - Obejrzał plastikowy dokument i zwrócił właścicielowi.- Powiem wam, co się nie szykuje - odparł Taleniekow z porozumiewawczym błyskiem w oku.- Nie szykuje mi się kolacja w towarzystwie pewnej damy.Nowa dyrekcja w Sewastopolu przesadza, koniecznie chce zasłużyć na swoje ruble.Wy tu na dole robicie dobrą robotę, ale góra nie rozpieszcza was pochwałami.Młody oficer uśmiechnął się zadowolony.- Dziękuję, staramy się, jak możemy - rzekł.- W każdym razie, ani słowa o mojej obecności, jasne? Z nimi nie ma żartów.W zeszłym tygodniu dwóch oficerów warty musiało stanąć do raportu.- Funkcjonariusz KGB uśmiechnął się przyjaźnie.- Dyrekcja wymaga, żeby wszystkie nasza działania były ściśle tajne.Bo tylko wtedy mogą czuć się zupełnie bezpieczni, czyli nie lękać się o własne stołki.Porucznik wyszczerzył zęby w uśmiechu.- Oczywiście, rozumiem.Ten futerał to na broń?- Nie, w środku naprawdę są skrzypce.Znakomity instrument.Chciałbym umieć na nim grać.Obaj pokiwali głowami.Taleniekow wszedł za bramę.Idąc wzdłuż pracujących dźwigów, przyglądał się robotnikom portowym i greckim nadzorcom.Szukał Greka z Kavalli o nazwisku Zaimis.Nie tyle Greka, co człowieka greckiego pochodzenia, noszącego nazwisko matki Zaimis, a będącego obywatelem amerykańskim.Karras Zaimis był agentem CIA, który poprzednio pełnił funkcję szefa wywiadu w Salonikach, a obecnie sprawował pieczę nad wykrytą przez Wasilija trasą przerzutową.Taleniekow znał jego twarz z kilku fotografii, które usunął z kartoteki KGB.Wypatrywał go wśród krążących we mgle postaci, ale bez rezultatu.Obchodząc wózki widłowe i grupki narzekających na pracę dokerów, dotarł do ogromnego magazynu i wszedł do środka.W olbrzymiej hali panował półmrok, gdyż przykryte siatką lampy wisiały zbyt wysoko, aby mogły cokolwiek oświetlić.Jasne snopy latarek przesuwały się po kontenerach; jacyś ludzie sprawdzali wypisane na nich numery.Ile talentu kryją te blaszane pudła, pomyślał Wasilij.I ile cennych informacji opuści w nich Rosję! Po chwili uzmysłowił sobie jednak, że wcale nie tak wiele, bo wykryta przez niego trasa nie należała do najważniejszych.Najprzedniejsze talenty i posiadacze najtajniejszych informacji podróżowali w znacznie bardziej luksusowych warunkach.Ociężałym krokiem, z okularami zsuwającymi się z nosa, przeszedł obok greckiego nadzorcy dyskutującego żywo z rosyjskim brygadzistą i powędrował dalej w głąb magazynu, mijając po drodze stosy pudeł i przejścia zastawione wózkami.Uważnie przyglądał się twarzom ludzi z latarkami.Zaczynał się już niecierpliwić, czasu bowiem miał mało.Gdzież się podziewał ten Zaimis? Przecież nie nastąpiła żadna wpadka.Kanał wciąż działał, właśnie tym frachtowcem przerzucano ludzi.Wasilij czytał wszystkie raporty nadsyłane z Sewastopola.W żadnym nie było ani wzmianki o tej trasie przerzutu.Gdzież był Zaimis?Nagle Taleniekowa przejął ostry ból.Lufa pistoletu wbiła mu się w prawą nerkę, a czyjaś mocna dłoń spoczęła gwałtownie na jego brzuchu; czuł ją przez materiał płaszcza.Wepchnięto Taleniekowa w puste przejście między skrzyniami i ktoś syknął mu w ucho po angielsku:- Nie będę się silił na grecki czy rosyjski.Podobno mówisz po angielsku nie gorzej niż mieszkańcy Waszyngtonu.- Może nawet lepiej - wycedził przez zęby Wasilij.- Zaimis?- Nie znam faceta.Myśleliśmy, że wyniosłeś się z Sewastopola.- Bo się wyniosłem.Gdzie Zaimis? Muszę z nim porozmawiać.Amerykanin zignorował pytanie.- Trzeba przyznać, że nie brak ci odwagi.W promieniu pięciu kilometrów nie ma nikogo z waszych.- Taki jesteś pewien?- Mam całe stado puchaczy, świetnie widzą w nocy.Wypatrzyli cię.Chryste! Pudło od skrzypiec!- A kto pilnuje wody?- Mewy.- Widzę, że ty i twoje ptaszki dobrzeście się zorganizowali.- A ja widzę, że nie jesteś tak bystry, jak mówią.Co, przyszła ci ochota na mały rekonesans?Ręka wpijająca się Taleniekowowi w brzuch zwolniła uchwyt i dał się słyszeć przytłumiony dźwięk igły wyciąganej z gumowego korka.Ampułka ze środkiem usypiającym.I strzykawka.- Nie! - zaprotestował Wasilij.- Nie rób tego! Jak myślisz, dlaczego przyszedłem sam? Chcę wyjechać!- To się nawet dobrze składa.Pojedziesz do specjalnego szpitala w Wirginii; będą cię tam przesłuchiwać pewnie ze trzy lata.- Nic nie rozumiesz! Muszę nawiązać z kimś kontakt.Chcę wyjechać, ale nie w ten sposób!- Opowiesz wszystko lekarzom.Wysłuchają cię z najwyższym zainteresowaniem.- Nie mam czasu!Istotnie, nie miał; zostało mu już tylko kilka sekund [ Pobierz całość w formacie PDF ]