Pokrewne
- Strona Główna
- Conrad Joseph Zlota strzala (SCAN dal 767)
- Joseph P. Farrell Wojna nuklearna sprzed 5 tysięcy lat
- Campbell Joseph The Masks Of God Primitive Mythology
- Conrad Joseph Wsrod pradow (SCAN dal 946)
- Farrel Joseph P. Wojna nuklearna sprzed 5 tysicy lat
- Sheldon Sidney Krwawa linia
- Kenneth Goddard Alchemik
- Alistair MacLean Partyzanci (3)
- Dean R. Koontz Odwieczny Wrog
- excel 2002 formulas ebook
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- opowiastki.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co masz zamiar robić przez cały ranek? Oglądać wystawędżemów pani Godwin?- Przejadę się po torze.- To mądrze, Brat pochwaliła go. Masz zupełną rację.- Inni prawdopodobnie znają każdy cal tego toru.- O tak.Dla większości to coroczna impreza.Właściwiegdyby wypuścić konie ze startu, obiegłyby prawdopodobniesame tor, tak są do tego przyzwyczajone.Czy Bee pamiętała,żeby dać ci bilet na trybunę?- Tak.- Masz go przy sobie?- Mam.- Gadam tak dzisiaj chaotycznie, co? Ale przy tobie człowieksię uspokaja.Czy ty się nigdy nie denerwujesz, Brat?- Owszem.- Ale gotujesz się w środku?- Rozważam sobie wszystko w duchu.- To ciekawe.Zupełnie tego nie widać.- Mam nadzieję.- Masz bardzo dobrą twarz.Ja dostaję od razu okropnych,niezdrowych rumieńców, jak możesz zauważyć.Pomyślał, że ciepły, dziecinny rumieniec na jej chłodnejzwykle twarzy jest wzruszający i bardzo ładny.- Jak słyszę, Peggy Gates ma nowy strój na tę okazję.Niepamiętam, czy widziałeś ją już na koniu?- Nie.- Aadnie wygląda - stwierdziła Eleanor z aprobatą.- Jezdzikonno doskonale.Sądzę, że dobrze zaprezentuje tego koniaDicka Pope'a.Charakterystyczną cechą Eleanor było to, że jej sądypozostawały niezależne od uczuć.Główna ulica w Bures lśniła we wczesnym rannym słońcu.Duże znaki drogowe dodawały podróżnemu odwagi, aporozwieszane ogłoszenia kusiły. Mieszanka Carra dlacieląt" - głosił transparent. Saffo, bezpieczny środekodkażający!" - obwieszczał napis umieszczony na taśmierozpiętej między dwoma kominami.W ciemnym hallu ,,Pod Szachownicą" czekała na nich Bee.Powiedziała, że Simon poszedł do stajni.- Mamy pokoje numer siedemnasty, osiemnasty idziewiętnasty, Brat.Ty zajmiesz siedemnastkę z Simonem,my z Neli osiemnastkę, a blizniaczki zamieszkają obok wdziewiętnastce.Nie przypuszczał, że będzie dzielił pokój z Simonem, lecznic na to nie mógł poradzić.Wziął torbę Eleanor i swoją iposzedł z nimi na górę, bo w hallu było pełno gości.Eleanorposzła z nim i pokazała mu pokoje.- Kiedy przyjechałam pierwszy raz i pozwolono mi spędzićtutaj noc, myślałam, że nie ma już większej przyjemności wżyciu - powiedziała.- Postaw to tu, Brat.Dziękuję ci.Muszęsię zaraz rozpakować, bo suknia będzie na nic.W siedemnastce rzeczy Simona walały się wszędzie, nawet nadrugim łóżku.Dziwne, że te martwe przedmioty i w czasienieobecności właściciela, miały coś z jego arogancji.Brat poprawił pościel na swoim łóżku i rozpakował się,wieszając starannie nowe wieczorowe ubranie w pustej jeszczeszafie.Dziś miał je włożyć po raz pierwszy.- W razie gdybyś się zgubił, Brat - powiedziała Bee, kiedyzszedł na dół - lunch jest o wpół do pierwszej w namiocierozbitym specjalnie w tym celu.Ostatni stolik na lewo odwejścia.Co zamierzasz robić rano? Jakieś zakupy?- Nie, on chce pospacerować po torze - rzekła Eleanor.- Dobrze.Nie zabłąkaj się do przybytków rządowych, bo cięzaaresztują.Tony został powierzony pani Stack, która zainteresowanajedynie produktami rolnymi, stanowiła jedyny punkt stały wzmiennej aurze wystawy rolniczej.- Jeśli powie ci, że jego ojciec jest umierający i musi wracaćdo domu, nie wierz mu - powiedziała Eleanor.- A jego ojciec choruje?- Nie, ale Tony może się tu znudzić jeszcze przed wpół dopierwszej.Przyjdę i zabiorę go na lunch.Brat wyszedł na główną ulicę Bures z uczuciem, że wydostałsię na wolność.Po raz pierwszy od blisko miesiąca mógł byćsobą.Zapomniał już, co to znaczy iść beztrosko przed siebie.Przez trzy godziny może spacerować, gdzie zechce, pytać, o cozechce, i mówić swobodnie. Hallands Park" - głosił napis na autobusie, wsiadł więc ipojechał.Nigdy w życiu nie był na wiejskiej wystawie; krążyłwokół eksponatów ze świeżym, krytycznym spojrzeniem,porównując to, co widzi, z podobnymi rzeczami oglądanymigdzie indziej: z samodziałami w Arizonie, narzędziamirolniczymi w Normandii, baranami w Zacatecas, wyrobamigarncarskimi w Nowym Meksyku, porównując atmosferęhrabstwa Hereford z atmosferą amerykańską.Od czasu doczasu ktoś spoglądał na niego ciekawie i niejedna rękawznosiła się już prawie do powitania, ale opadała.Był zbytpodobny do Ashbych, by czuć się całkiem swobodnie w Bures.Lecz na ogół ludzie byli tak pochłonięci eksponatami iwłasnymi sprawami, które chcieli rano załatwić, że niewielezważali na przechodnia.Obejrzał wystawę i wszedł do parku, gdzie czerwonechorągiewki wyznaczały trasę prowizorycznego toruwyścigowego.Był to prosty tor do szybkiego galopu i skokówprzez przeszkody, który na przestrzeni pół mili biegł przezteren parku, a potem szerokim łukiem na milę czy więcejwychodził w pole i zawracał znów do parku, do punktuodległego o pół mili od trybun, skąd zaczynała się druga seriaprzeszkód kończących się przed trybunami.Poza ostrymizakrętami i kilku bardzo zamaskowanymi przeszkodami wpolu - nie był to trudny tor.Przeszkody w parku ustawionoprzepisowo, a trawa wyglądała wspaniale.Serce Brata rosło.Na otwartej przestrzeni było tak spokojnie, że niechętniewrócił na teren wystawy.Stwierdził jednak zdziwiony, że zradością wita znajome twarze wokół stołu, gdy wszedł donamiotu, gdzie podano lunch.Z prawdziwą przyjemnościąusiadł na pozostawionym dla niego miejscu i stał się znówcząstką tej rodziny.Ludzie podchodzili i witali go w Bures, w Anglii.Ludzie,którzy znali Billa i Norę Ashbych i jeszcze nawet ojca Billa.Nikt z nich nie oczekiwał, że on będzie ich pamiętał;wystarczało być uprzejmym.Rozdział XXVJest mi niedobrze - powiedziała Ruth, gdy zostali sami zBratem na trybunie.- Wcale się nie dziwię.- Dlaczego? - Była zaskoczona, bo oczekiwała zupełnie innejreakcji.- Po trzech porcjach lodów z galaretką.- To nie z powodu tego, co zjadłam - zaprotestowała- aledlatego, że mam wrażliwy system nerwowy.Jestem po prostuchora.Mdli mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.- Co masz zamiar robić przez cały ranek? Oglądać wystawędżemów pani Godwin?- Przejadę się po torze.- To mądrze, Brat pochwaliła go. Masz zupełną rację.- Inni prawdopodobnie znają każdy cal tego toru.- O tak.Dla większości to coroczna impreza.Właściwiegdyby wypuścić konie ze startu, obiegłyby prawdopodobniesame tor, tak są do tego przyzwyczajone.Czy Bee pamiętała,żeby dać ci bilet na trybunę?- Tak.- Masz go przy sobie?- Mam.- Gadam tak dzisiaj chaotycznie, co? Ale przy tobie człowieksię uspokaja.Czy ty się nigdy nie denerwujesz, Brat?- Owszem.- Ale gotujesz się w środku?- Rozważam sobie wszystko w duchu.- To ciekawe.Zupełnie tego nie widać.- Mam nadzieję.- Masz bardzo dobrą twarz.Ja dostaję od razu okropnych,niezdrowych rumieńców, jak możesz zauważyć.Pomyślał, że ciepły, dziecinny rumieniec na jej chłodnejzwykle twarzy jest wzruszający i bardzo ładny.- Jak słyszę, Peggy Gates ma nowy strój na tę okazję.Niepamiętam, czy widziałeś ją już na koniu?- Nie.- Aadnie wygląda - stwierdziła Eleanor z aprobatą.- Jezdzikonno doskonale.Sądzę, że dobrze zaprezentuje tego koniaDicka Pope'a.Charakterystyczną cechą Eleanor było to, że jej sądypozostawały niezależne od uczuć.Główna ulica w Bures lśniła we wczesnym rannym słońcu.Duże znaki drogowe dodawały podróżnemu odwagi, aporozwieszane ogłoszenia kusiły. Mieszanka Carra dlacieląt" - głosił transparent. Saffo, bezpieczny środekodkażający!" - obwieszczał napis umieszczony na taśmierozpiętej między dwoma kominami.W ciemnym hallu ,,Pod Szachownicą" czekała na nich Bee.Powiedziała, że Simon poszedł do stajni.- Mamy pokoje numer siedemnasty, osiemnasty idziewiętnasty, Brat.Ty zajmiesz siedemnastkę z Simonem,my z Neli osiemnastkę, a blizniaczki zamieszkają obok wdziewiętnastce.Nie przypuszczał, że będzie dzielił pokój z Simonem, lecznic na to nie mógł poradzić.Wziął torbę Eleanor i swoją iposzedł z nimi na górę, bo w hallu było pełno gości.Eleanorposzła z nim i pokazała mu pokoje.- Kiedy przyjechałam pierwszy raz i pozwolono mi spędzićtutaj noc, myślałam, że nie ma już większej przyjemności wżyciu - powiedziała.- Postaw to tu, Brat.Dziękuję ci.Muszęsię zaraz rozpakować, bo suknia będzie na nic.W siedemnastce rzeczy Simona walały się wszędzie, nawet nadrugim łóżku.Dziwne, że te martwe przedmioty i w czasienieobecności właściciela, miały coś z jego arogancji.Brat poprawił pościel na swoim łóżku i rozpakował się,wieszając starannie nowe wieczorowe ubranie w pustej jeszczeszafie.Dziś miał je włożyć po raz pierwszy.- W razie gdybyś się zgubił, Brat - powiedziała Bee, kiedyzszedł na dół - lunch jest o wpół do pierwszej w namiocierozbitym specjalnie w tym celu.Ostatni stolik na lewo odwejścia.Co zamierzasz robić rano? Jakieś zakupy?- Nie, on chce pospacerować po torze - rzekła Eleanor.- Dobrze.Nie zabłąkaj się do przybytków rządowych, bo cięzaaresztują.Tony został powierzony pani Stack, która zainteresowanajedynie produktami rolnymi, stanowiła jedyny punkt stały wzmiennej aurze wystawy rolniczej.- Jeśli powie ci, że jego ojciec jest umierający i musi wracaćdo domu, nie wierz mu - powiedziała Eleanor.- A jego ojciec choruje?- Nie, ale Tony może się tu znudzić jeszcze przed wpół dopierwszej.Przyjdę i zabiorę go na lunch.Brat wyszedł na główną ulicę Bures z uczuciem, że wydostałsię na wolność.Po raz pierwszy od blisko miesiąca mógł byćsobą.Zapomniał już, co to znaczy iść beztrosko przed siebie.Przez trzy godziny może spacerować, gdzie zechce, pytać, o cozechce, i mówić swobodnie. Hallands Park" - głosił napis na autobusie, wsiadł więc ipojechał.Nigdy w życiu nie był na wiejskiej wystawie; krążyłwokół eksponatów ze świeżym, krytycznym spojrzeniem,porównując to, co widzi, z podobnymi rzeczami oglądanymigdzie indziej: z samodziałami w Arizonie, narzędziamirolniczymi w Normandii, baranami w Zacatecas, wyrobamigarncarskimi w Nowym Meksyku, porównując atmosferęhrabstwa Hereford z atmosferą amerykańską.Od czasu doczasu ktoś spoglądał na niego ciekawie i niejedna rękawznosiła się już prawie do powitania, ale opadała.Był zbytpodobny do Ashbych, by czuć się całkiem swobodnie w Bures.Lecz na ogół ludzie byli tak pochłonięci eksponatami iwłasnymi sprawami, które chcieli rano załatwić, że niewielezważali na przechodnia.Obejrzał wystawę i wszedł do parku, gdzie czerwonechorągiewki wyznaczały trasę prowizorycznego toruwyścigowego.Był to prosty tor do szybkiego galopu i skokówprzez przeszkody, który na przestrzeni pół mili biegł przezteren parku, a potem szerokim łukiem na milę czy więcejwychodził w pole i zawracał znów do parku, do punktuodległego o pół mili od trybun, skąd zaczynała się druga seriaprzeszkód kończących się przed trybunami.Poza ostrymizakrętami i kilku bardzo zamaskowanymi przeszkodami wpolu - nie był to trudny tor.Przeszkody w parku ustawionoprzepisowo, a trawa wyglądała wspaniale.Serce Brata rosło.Na otwartej przestrzeni było tak spokojnie, że niechętniewrócił na teren wystawy.Stwierdził jednak zdziwiony, że zradością wita znajome twarze wokół stołu, gdy wszedł donamiotu, gdzie podano lunch.Z prawdziwą przyjemnościąusiadł na pozostawionym dla niego miejscu i stał się znówcząstką tej rodziny.Ludzie podchodzili i witali go w Bures, w Anglii.Ludzie,którzy znali Billa i Norę Ashbych i jeszcze nawet ojca Billa.Nikt z nich nie oczekiwał, że on będzie ich pamiętał;wystarczało być uprzejmym.Rozdział XXVJest mi niedobrze - powiedziała Ruth, gdy zostali sami zBratem na trybunie.- Wcale się nie dziwię.- Dlaczego? - Była zaskoczona, bo oczekiwała zupełnie innejreakcji.- Po trzech porcjach lodów z galaretką.- To nie z powodu tego, co zjadłam - zaprotestowała- aledlatego, że mam wrażliwy system nerwowy.Jestem po prostuchora.Mdli mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]